Nelciu no widzisz, jokoś było między nami porozumienie dusz... chyba... bo z jednej strony trochę się bały, a z drugiej nie uciekały tylko zaciekawione obserwowały i pozowały... nawet nie musiałam ich niczym przekupować
Asisko, Pumi , Antenko , Marylko Dziobku
Indy :
No i to prawda, że w Grecji kryzys! Kozy po drochach szwędają się jak nie przymierzając krowy w Indiach!
Zaraz, zaraz... Indie to już chyba trzecia gospodarka świata... aaaa.. to nie jest tam tak źle!
A jakie parcie na szkło mają!
hi hi hi "kozy parcie na szkło mają"... piękne Indy
spróbuję tą mini relacyjkę szybciutko dokończyć, bo coś mi się przedłuża, ale ciągle brak czasu, a wyrzuty sumienia rosną, nie lubię niedokonczonych spraw..
jesteśmy dalej na plazy na Porto Kacyki. Cieplutko, woda znośna do kąpieli, szału nie ma, ale też "członki" nie zamarzają, jak w naszym Bałtyku chocby (mąż osobiście sprawdzał), tłumów już nie ma, łodzie odpłynęły, prawie sielsko anielsko, tylko do pełni szczęścia brak mi widoczków z góry.
Wybieram się sama z aparatem na górę na klif pofocić zatoczkę, a mężuś odpoczywa, baa... nawet chrapie jak wracam... więc się baaaardzo wyluzował i chyba az po migdałki chciał się opalić
powtórka panoramki, bez łódek i setek ludzi
jest przejście schodami na sąsiednią skałkę, dla lepszych widoczków
rzut oka w drugą stronę
i wracam z powrotem na plażę. Biorę po drodze ulotkę, reklamującą pobliską knajpkę, która dostarcza posiłki na plażę za free.
Wybieramy z menu 2 rózne sałatki, saganaki obowiązkowo, przy kazdym posiłku zamawiamy saganaki 2 x frappe z lodami i składamy zamówienie u spacerujących po plaży pracowników restauracji, ubranych w charakterystyczne żółte koszulki. Ceny nie są wysokie. To był nasz chyba najtańszy lunch. Dostawa niecałe 15 min. W wygodnych pojemniczkach, sztućce plastikowe, frappa zimniutka z kostkami lodu, z lodami waniliowymi i pianką... wszystko prze, przepyszne! świeżutkie, smakowite ... no tak to tu mozna odpoczywać... nawet nie chce się nam stąd ruszać...
a w planach była jeszcze Egremni z 300-toma schodami... ale czy tam będzie lepiej?? decydujemy się jednak tu zostac az do późnego popołudnia
wyjeżdżając, zahaczamy jeszcze po drodze o knajpkę, z której mieliśmy dostawę jedzonka i kawki, na plażę. Kawusia mrożona była tak pyszna, że koniecznie chcielismy to powtórzyć
oto ta restauracja Bilvi z pięknym widokiem z klifu. widok był tak rozbrajający jak usiedlismy na kawę, że poprosiłam męża, żeby aparat przyniósł z samochodu i się cofał... a ja na tarasiku sobie siedzę
po orzeźwiającej kawie jedziemy jeszcze na południowo-zachodni cypelek, zobaczyć słynne klify
po drodze znów zielono
i oliwkowo
napotykamy chyba trzecie stadko kóz
jest i cypelek, wyłania się nam wapienny Przylądek Lefkada
śniadanko w hotelu i ruszamy już spakowani, opuszczając hotel. Dziś mamy dotrzeć do Salonik na wieczór, jutro raniutko odlot, więc ostatnie godziny na Lefkadzie. Dziś planujemy do 15.00 pojeździć i pobyc na plażach północno zachodnich.
Najpierw zajeżdżamy na plażę w okolicy Kalamitsi
jest tu kilka zatoczek, pierwsza to chyba, sądząc z mapy to Kavalikefta
białe chmurki, szmaragdowe lazurki i super kamole, to cos co naprawdę uwielbiamy!!!!! Czujemy się tu fantastycznie!!!! więc małą sesyjkę foto robimy
a po chwili już idziemy na inną plażę, przeciskając się nawet przez szczelinki w skałach
i chyba jesteśmy na Megali Petra Beach. Prawie zero luda!!! Po drodze tylko grupkę Polaków spotkalismy i zamielismy kilka słów. Według nich tu są najpiekniejsze i najspokojniejsze plaże Lefkady, chyba nasze to też teraz będa ulubione...
i do samochodu wracamy górą klifu, nie chciało się nam powtarzać przedzierania przez skały
do samochodu i jedziemy do następnych zatoczek
przy następnym parkingu widzimy bar i serwują frappę, więc ochoczo zamawiamy i znów w pięknej scenerii delektujemy sie orzeźwiającym jej smakiem
zestaw kolorów, jak dla mnie powalający.....
a po chwili ruszamy na plażę i dłuższy spacer (okolice Kathisma)
spacerujemy trochę plażą, troszkę asfaltem, niestety pogoda zaczęła się lekko psuć.... Najpierw małe chmurki, co nam nie przeszkadzało, potem większe chmury... aż zrobiło się szarawo... i stwierdziliśmy że i tak czas wracać, bo musimy jeszcze coś zjeśc po drodze.
jedziemy w stronę Agios Nikiotas. Po drodze klimatyczna restauracja, znów na klifie z widokami na pobliskie zatoczki, więc zatrzymujemy się i jemy pyszny lunch, ostatni posiłek na Lefkadzie. Jeszcze tylko krótki spacer w miasteczku Ag. Nikitas
i dosłownie z pierwszymi kroplami deszczu ok. 15.00 zwijamy się z Lefkady.
powrót do Salonik zajął nam 6 godzin, z krótkimi przerwami, w tym z jedną dłuższą na jedzenie. W drodze powrotnej jakies załamanie pogody, nie dość że popaduje, to nasz termometr wskazuje momentami 17st C na zewnątrz... a w poludnie jak było tak słonecznie, mogło być ok. 30st... Takie znów mielismy szczęście z pogodą... Jak na plaży, to lampa, jak się zbieramy, to szarówka i chmurzyska i nawet deszcz... Nawet na któryms z parkingów musielismy się poubierac w długie spodnie i bluzy, bo umarzlismy... szok, naprawdę. lefkada smutno nas żegnała i pokazała pazurka
Bez żadnych przygód, na nawigacji dojechalismy pięknie do naszego hotelu przy lotnisku, a tam już rój komarów na nas czekał... Najpierw napadły nas przy samochodzie, na recepcji dali nam z kluczami wtyczki antykomarowe do kontaktów... to juz niczego dobrego nie wrózyło i w pokoju zaczęło się polowanie na moskity... tak to nam upłynęły ostatnie chwile w Grecji.
Sam hotel nie za fajny, nie polecamy. Dziwny zapaszek w pokoju, no nazywając rzeczy po imieniu to smrodek był... ale juz nic nie reklamowałam, tylko po piwku w barze hotelowym położylismy sie umęczeni spać, bo pobudka raniutko i odlot nas czekały nazajutrz.
Jeszcze tylko słówko o zdawaniu samochodu. Już na początku relacji, w poradach praktycznych wyczulałam, żeby przewidziec więcej czasu na oddawanie samochodu i jeszcze raz o tym przypomnę. Wypożyczalnia informuje o dodatkowej godzinie przed odlotem i chyba faktycznie warto tak przewidzieć. Nam to ok. 30 min zajęło, ale jakoś sprytnie się wkręcilismy, bo mogło być gorzej... inni zagubieni, zdezorientowani, kręcili się po parkingu i odbijali od pracownika do pracownika... Mają bardzo duzy ruch rano i nie wyrabiają, mimo, że kilka osób w obsłudze i chłopaki się naprawde sprawnie uwijają.
Dziobku, Asisko, Momi, miło, że jesteście i dziękuję Wszystkim pozostałym za miłe towarzystwo podczas tej krótkiej, acz intensywnej wędrówki po greckich perełkach, jakimi dla nas okazały się Meteory i Lefkada
Mika, ale piękne fotki kózki są przesłodkie i jakie ciekawskie a lazury obłędne, uwielbiam to połączenie z białymi skałkami
super krótki wypad uknułaś
Nelciu no widzisz, jokoś było między nami porozumienie dusz... chyba... bo z jednej strony trochę się bały, a z drugiej nie uciekały tylko zaciekawione obserwowały i pozowały... nawet nie musiałam ich niczym przekupować
Asisko, Pumi , Antenko , Marylko Dziobku
hi hi hi "kozy parcie na szkło mają"... piękne Indy
spróbuję tą mini relacyjkę szybciutko dokończyć, bo coś mi się przedłuża, ale ciągle brak czasu, a wyrzuty sumienia rosną, nie lubię niedokonczonych spraw..
Nooooo Mikuś...
chyba że mosz zwolnienie L4 fffftedy jesteś usprawiedliwiona
"Nadzieja to największe skur......two jakie wyszło z puszki Pandory"....
jesteśmy dalej na plazy na Porto Kacyki. Cieplutko, woda znośna do kąpieli, szału nie ma, ale też "członki" nie zamarzają, jak w naszym Bałtyku chocby (mąż osobiście sprawdzał), tłumów już nie ma, łodzie odpłynęły, prawie sielsko anielsko, tylko do pełni szczęścia brak mi widoczków z góry.
Wybieram się sama z aparatem na górę na klif pofocić zatoczkę, a mężuś odpoczywa, baa... nawet chrapie jak wracam... więc się baaaardzo wyluzował i chyba az po migdałki chciał się opalić
powtórka panoramki, bez łódek i setek ludzi
jest przejście schodami na sąsiednią skałkę, dla lepszych widoczków
rzut oka w drugą stronę
i wracam z powrotem na plażę. Biorę po drodze ulotkę, reklamującą pobliską knajpkę, która dostarcza posiłki na plażę za free.
Wybieramy z menu 2 rózne sałatki, saganaki obowiązkowo, przy kazdym posiłku zamawiamy saganaki 2 x frappe z lodami i składamy zamówienie u spacerujących po plaży pracowników restauracji, ubranych w charakterystyczne żółte koszulki. Ceny nie są wysokie. To był nasz chyba najtańszy lunch. Dostawa niecałe 15 min. W wygodnych pojemniczkach, sztućce plastikowe, frappa zimniutka z kostkami lodu, z lodami waniliowymi i pianką... wszystko prze, przepyszne! świeżutkie, smakowite ... no tak to tu mozna odpoczywać... nawet nie chce się nam stąd ruszać...
a w planach była jeszcze Egremni z 300-toma schodami... ale czy tam będzie lepiej?? decydujemy się jednak tu zostac az do późnego popołudnia
wyjeżdżając, zahaczamy jeszcze po drodze o knajpkę, z której mieliśmy dostawę jedzonka i kawki, na plażę. Kawusia mrożona była tak pyszna, że koniecznie chcielismy to powtórzyć
oto ta restauracja Bilvi z pięknym widokiem z klifu. widok był tak rozbrajający jak usiedlismy na kawę, że poprosiłam męża, żeby aparat przyniósł z samochodu i się cofał... a ja na tarasiku sobie siedzę
po orzeźwiającej kawie jedziemy jeszcze na południowo-zachodni cypelek, zobaczyć słynne klify
po drodze znów zielono
i oliwkowo
napotykamy chyba trzecie stadko kóz
jest i cypelek, wyłania się nam wapienny Przylądek Lefkada
i wracamy do hotelu, do naszego Vasiliki
bajecznie i jeszcze żarełko z dostawą na ręczniczek *good2*
Pięknie... lazur, zieleń, klify, w tle góry... coraz bardziej rozbudzasz mój apetyt na taką Grecję
hehehe....łapanie opalenizny po same migdałki..:) ....aż parsknęłam śmiechem...
A ta restauracyjka na plazy, a raczej "take a beach".... super sprawa
Mika, masz racje, że połączenie turkusu z lazurem to jest TO!
http://sznupkowiewpodrozyzycia.blogspot.co.uk/
Dzień 4
śniadanko w hotelu i ruszamy już spakowani, opuszczając hotel. Dziś mamy dotrzeć do Salonik na wieczór, jutro raniutko odlot, więc ostatnie godziny na Lefkadzie. Dziś planujemy do 15.00 pojeździć i pobyc na plażach północno zachodnich.
Najpierw zajeżdżamy na plażę w okolicy Kalamitsi
jest tu kilka zatoczek, pierwsza to chyba, sądząc z mapy to Kavalikefta
białe chmurki, szmaragdowe lazurki i super kamole, to cos co naprawdę uwielbiamy!!!!! Czujemy się tu fantastycznie!!!! więc małą sesyjkę foto robimy
a po chwili już idziemy na inną plażę, przeciskając się nawet przez szczelinki w skałach
i chyba jesteśmy na Megali Petra Beach. Prawie zero luda!!! Po drodze tylko grupkę Polaków spotkalismy i zamielismy kilka słów. Według nich tu są najpiekniejsze i najspokojniejsze plaże Lefkady, chyba nasze to też teraz będa ulubione...
i do samochodu wracamy górą klifu, nie chciało się nam powtarzać przedzierania przez skały
do samochodu i jedziemy do następnych zatoczek
przy następnym parkingu widzimy bar i serwują frappę, więc ochoczo zamawiamy i znów w pięknej scenerii delektujemy sie orzeźwiającym jej smakiem
zestaw kolorów, jak dla mnie powalający.....
a po chwili ruszamy na plażę i dłuższy spacer (okolice Kathisma)
spacerujemy trochę plażą, troszkę asfaltem, niestety pogoda zaczęła się lekko psuć.... Najpierw małe chmurki, co nam nie przeszkadzało, potem większe chmury... aż zrobiło się szarawo... i stwierdziliśmy że i tak czas wracać, bo musimy jeszcze coś zjeśc po drodze.
jedziemy w stronę Agios Nikiotas. Po drodze klimatyczna restauracja, znów na klifie z widokami na pobliskie zatoczki, więc zatrzymujemy się i jemy pyszny lunch, ostatni posiłek na Lefkadzie. Jeszcze tylko krótki spacer w miasteczku Ag. Nikitas
i dosłownie z pierwszymi kroplami deszczu ok. 15.00 zwijamy się z Lefkady.
powrót do Salonik zajął nam 6 godzin, z krótkimi przerwami, w tym z jedną dłuższą na jedzenie. W drodze powrotnej jakies załamanie pogody, nie dość że popaduje, to nasz termometr wskazuje momentami 17st C na zewnątrz... a w poludnie jak było tak słonecznie, mogło być ok. 30st... Takie znów mielismy szczęście z pogodą... Jak na plaży, to lampa, jak się zbieramy, to szarówka i chmurzyska i nawet deszcz... Nawet na któryms z parkingów musielismy się poubierac w długie spodnie i bluzy, bo umarzlismy... szok, naprawdę. lefkada smutno nas żegnała i pokazała pazurka
Bez żadnych przygód, na nawigacji dojechalismy pięknie do naszego hotelu przy lotnisku, a tam już rój komarów na nas czekał... Najpierw napadły nas przy samochodzie, na recepcji dali nam z kluczami wtyczki antykomarowe do kontaktów... to juz niczego dobrego nie wrózyło i w pokoju zaczęło się polowanie na moskity... tak to nam upłynęły ostatnie chwile w Grecji.
Sam hotel nie za fajny, nie polecamy. Dziwny zapaszek w pokoju, no nazywając rzeczy po imieniu to smrodek był... ale juz nic nie reklamowałam, tylko po piwku w barze hotelowym położylismy sie umęczeni spać, bo pobudka raniutko i odlot nas czekały nazajutrz.
Jeszcze tylko słówko o zdawaniu samochodu. Już na początku relacji, w poradach praktycznych wyczulałam, żeby przewidziec więcej czasu na oddawanie samochodu i jeszcze raz o tym przypomnę. Wypożyczalnia informuje o dodatkowej godzinie przed odlotem i chyba faktycznie warto tak przewidzieć. Nam to ok. 30 min zajęło, ale jakoś sprytnie się wkręcilismy, bo mogło być gorzej... inni zagubieni, zdezorientowani, kręcili się po parkingu i odbijali od pracownika do pracownika... Mają bardzo duzy ruch rano i nie wyrabiają, mimo, że kilka osób w obsłudze i chłopaki się naprawde sprawnie uwijają.
The END
Dziobku, Asisko, Momi, miło, że jesteście i dziękuję Wszystkim pozostałym za miłe towarzystwo podczas tej krótkiej, acz intensywnej wędrówki po greckich perełkach, jakimi dla nas okazały się Meteory i Lefkada