Tomku doczytałam i bardzo mi się podobało... Twoje portrety to dla mnie zdecydowanie No 1... "z innej beczki" piękne, a tak blisko i mamy podobną częstotliwość bywania nad Bałtykiem
Za górami i lasami to był offtopic , czyli wstawka nie na temat.
A powracając do Birmy. Leń jestem straszny. Sam nie wiem po kim to mam..... Jednak co pewien czas pojawia się błysk zapału , który jednak gaśnie tak szybko jak się pojawia.
Po ostatnim przebłysku pracowitości pozostało 12 kolejnych fotek , które niniejszym wklejam.
W Bagan codziennie rankiem organizowany jest targ. W zasadzie nie w obrębie murów Old Bagan tylko nieco na południe , konkretnie we wiosce Myinkaba Village (niedaleko-jakieś 1,5 kilometra). Targ jest dośc spontaniczny. Nie ma tam zbyt wielu przygotowanych miejsc do handlowania - a całość zajmuje skrzyżowanie piaszczystych uliczek wioskowych .
Mieszkańcy schodzą się z okolicznych chat wystawiając do sprzedaży co kto tam ma ciekawego.
Old Bagan czyli jak sama nazwa wskazuje - Stare Bagan - to kwartał liczący około kilometra kwadratowego , mieszczacy się za starymi murami. Na terene Old Bagan możemy natknąć się na Pałac królewski (do którego nie chciało nam się wejść ani zfotografować , ale który robi niewątpliwie wrażenie). Przed samymi murami stoi też największa bodaj świątynia w Bagan - świątynia Anandy. Notabene też jej nie zwiedzilismy wewnątrz, choć mijaliśmy rowerkami przynajmniej 10-cio krotnie. Dziwni jesteśmy, wiem......
W Old Bagan zlokalizoały się też najdroższe, najbardziej ekskluzywne hotele. O niskiej zabudowie, takie butikowe, wtopione w roślinność, tam na szczęście nie nabudowano jeszcze żadnych molochów.
Ale ja nie o tym.....
Jedziemy sobie rowerkami doganiając jakąś gromadkę starszych niemieckich turystów pedałujących sobie rónież na rowerkach. Nagle na ulicę wybiegają dzieciaki . prosto na tychże turystów. Większość jedzie sobie dalej , ale zatrzymuje się ta pani ze zdjęcia. Ona przecież czekała na to. To ta interakcja z "tubylcami". Poznawanie miejscowego życia, oraz okazja do okazania swojej bezgranicznej kolonialnej dobroci. Przygotowała się na taką okazję już dawno w krajui, kupując paczkę długopisów. I nagle jest !!! Jest okazja by się poczuć jak pan i władca. Można rozdać oczekującym , biednym , strapionym i takim biednym smutnym małym dzieciom, że aż serce się kraje ojejejej......
Pani zatrzymuje rower. Miało być tak pięknie. Rządek grzecznych dziciaczków, maślane , zapłakane wręcz oczy i rączka wyciągnięta z wyraźną prośbą "mógłbym prosić o taki piękny długopisik ???/ "
Cholera, nie było tak. Jeden chaos,. Dzieciaki krzyczą , przepychają się , kłócą miedzy sobą. Pani usiłuje wydzielić tyle długopisów ile jest dzieci ale wyrywają jej z ręki co się da.Jeden wyrywa, przekazuje drugiemu, drugi chowa do torby.
Patrz - zdjęcie 1
Ja dopowiem alternatywna wersję tej historii , bo trochę birmańskiego załapałem :
-- bierz ją , nie pozwól odjechać.
--dobra ja biorę długopisy , przekazuję tobie, a wy krzyczycie że też chcecie. Nie bierzemy po jednym. Ciśniemy na maksa, bo druga okazja może się zdarzyć za parę godzin.
Drugie zdjęcie :
Pani pozbyła się juz około 10 długopisów, ale częśc dzieciaczków wyraźnie pokazuje, że jeszcze nic nie dostało. Pojawia się pretensja. - "on nic nie dostal" !!! tamten też.....
To ja dopowiem (tłumaczenie z birmańskiego) : -- no babo jedna !! widzisz go ? on nic nie dostał.
--nigdzie nie pojedziesz jak nie dasz wszystkim !!
zdjęcie - 3
Kobitka spanikowała. Oddaje woreczek z długopisami w cholerę . Woreczek znika w torbie jednego z chłopaczków. Babka usiłuje wleźć na rower i spieprzyć jak najdalej, ale jeden z dzieciaczków chwyta się jej prawej ręki. On przecież nic nie dostał I ten drugi koleś też nie (paluch wskazujący)
Narrator czyli ja : - Dobrze jej tak. Uśmiałem się jak norka. Przynajmniej odechce się jej szkodzić. Ciekawe czy sama by się nie wściekła gdyby obcy ludzie częstowali jej dzieci pod szkołą jakimiś ciasteczkami , długopisami i innym badziewiem warunkując je tym samym jak Maslov swojego psa.
Jakieś pół kilometra dalej, na drodze do jednego z droższych hoteli czeka na nas brama. Nie taka żelazna. Takie coś jak na weselach. Czwórka dzieciaków , widząc nasze dwa rowerki rzuca się na ulicę próbując zastawić nam przejazd. Staram się ominąć lekko zwalniając, ale pchają się prosto pod koła.
--Pen !! Pen !! Money !!
Grzeczne "wypieprzaj z drogi bo przejadę" samo cisnęło się na usta, ale postaraliśmy się je jakoś ominąć ..... To nie ich wina. To wina takich bab ja ta ze zdjęcia.
Jednakże był to absolutny wyjątek. Tylko te dwie scenki podczas całego naszego wyjazdu i żadnej innej. Długo tak nie będzie. Biali koloniści zniszczą birmańskie dzieci prędzej czy później.
Za górami, za lasami...... Ale cudne zdjęcia,poczułam się jak w bajce ! I ten mech na kamieniach !
A pewnie, ze pieknie. I osiagalne to wszystko doraznie, bez specjalnego przygotowania.
Moje Pstrykanie i nie tylko
Tomku doczytałam i bardzo mi się podobało... Twoje portrety to dla mnie zdecydowanie No 1... "z innej beczki" piękne, a tak blisko i mamy podobną częstotliwość bywania nad Bałtykiem
...nieważne gdzie, ważne z kim...
Za górami i lasami to był offtopic , czyli wstawka nie na temat.
A powracając do Birmy. Leń jestem straszny. Sam nie wiem po kim to mam..... Jednak co pewien czas pojawia się błysk zapału , który jednak gaśnie tak szybko jak się pojawia.
Po ostatnim przebłysku pracowitości pozostało 12 kolejnych fotek , które niniejszym wklejam.
W Bagan codziennie rankiem organizowany jest targ. W zasadzie nie w obrębie murów Old Bagan tylko nieco na południe , konkretnie we wiosce Myinkaba Village (niedaleko-jakieś 1,5 kilometra). Targ jest dośc spontaniczny. Nie ma tam zbyt wielu przygotowanych miejsc do handlowania - a całość zajmuje skrzyżowanie piaszczystych uliczek wioskowych .
Mieszkańcy schodzą się z okolicznych chat wystawiając do sprzedaży co kto tam ma ciekawego.
Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/
"Za górami i lasami to był offtopic , czyli wstawka nie na temat." Tomek, moj offtopic? W takim razie sorry!
Zdjęcia z targu wymiatają kolorami, coś pięknego, a kobietom każdą zmarszczkę widać. Poproszę o więcej zdjęć z targu!!!
Nie.....
Nie Twój offtopic. Mój offtopic . Taka wstawka z wyjazdu zupełnie gdzie indziej.
Ufff... słowo pisane jest ułomne. Nie da się w sekundę skorygować intencji dając pole do różnych interpretacji
Pozdro
Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/
Scenka z życia Old Bagan.
Old Bagan czyli jak sama nazwa wskazuje - Stare Bagan - to kwartał liczący około kilometra kwadratowego , mieszczacy się za starymi murami. Na terene Old Bagan możemy natknąć się na Pałac królewski (do którego nie chciało nam się wejść ani zfotografować , ale który robi niewątpliwie wrażenie). Przed samymi murami stoi też największa bodaj świątynia w Bagan - świątynia Anandy. Notabene też jej nie zwiedzilismy wewnątrz, choć mijaliśmy rowerkami przynajmniej 10-cio krotnie. Dziwni jesteśmy, wiem......
W Old Bagan zlokalizoały się też najdroższe, najbardziej ekskluzywne hotele. O niskiej zabudowie, takie butikowe, wtopione w roślinność, tam na szczęście nie nabudowano jeszcze żadnych molochów.
Ale ja nie o tym.....
Jedziemy sobie rowerkami doganiając jakąś gromadkę starszych niemieckich turystów pedałujących sobie rónież na rowerkach. Nagle na ulicę wybiegają dzieciaki . prosto na tychże turystów. Większość jedzie sobie dalej , ale zatrzymuje się ta pani ze zdjęcia. Ona przecież czekała na to. To ta interakcja z "tubylcami". Poznawanie miejscowego życia, oraz okazja do okazania swojej bezgranicznej kolonialnej dobroci. Przygotowała się na taką okazję już dawno w krajui, kupując paczkę długopisów. I nagle jest !!! Jest okazja by się poczuć jak pan i władca. Można rozdać oczekującym , biednym , strapionym i takim biednym smutnym małym dzieciom, że aż serce się kraje ojejejej......
Pani zatrzymuje rower. Miało być tak pięknie. Rządek grzecznych dziciaczków, maślane , zapłakane wręcz oczy i rączka wyciągnięta z wyraźną prośbą "mógłbym prosić o taki piękny długopisik ???/ "
Cholera, nie było tak. Jeden chaos,. Dzieciaki krzyczą , przepychają się , kłócą miedzy sobą. Pani usiłuje wydzielić tyle długopisów ile jest dzieci ale wyrywają jej z ręki co się da.Jeden wyrywa, przekazuje drugiemu, drugi chowa do torby.
Patrz - zdjęcie 1
Ja dopowiem alternatywna wersję tej historii , bo trochę birmańskiego załapałem :
-- bierz ją , nie pozwól odjechać.
--dobra ja biorę długopisy , przekazuję tobie, a wy krzyczycie że też chcecie. Nie bierzemy po jednym. Ciśniemy na maksa, bo druga okazja może się zdarzyć za parę godzin.
Drugie zdjęcie :
Pani pozbyła się juz około 10 długopisów, ale częśc dzieciaczków wyraźnie pokazuje, że jeszcze nic nie dostało. Pojawia się pretensja. - "on nic nie dostal" !!! tamten też.....
To ja dopowiem (tłumaczenie z birmańskiego) : -- no babo jedna !! widzisz go ? on nic nie dostał.
--nigdzie nie pojedziesz jak nie dasz wszystkim !!
zdjęcie - 3
Kobitka spanikowała. Oddaje woreczek z długopisami w cholerę . Woreczek znika w torbie jednego z chłopaczków. Babka usiłuje wleźć na rower i spieprzyć jak najdalej, ale jeden z dzieciaczków chwyta się jej prawej ręki. On przecież nic nie dostał I ten drugi koleś też nie (paluch wskazujący)
Narrator czyli ja : - Dobrze jej tak. Uśmiałem się jak norka. Przynajmniej odechce się jej szkodzić. Ciekawe czy sama by się nie wściekła gdyby obcy ludzie częstowali jej dzieci pod szkołą jakimiś ciasteczkami , długopisami i innym badziewiem warunkując je tym samym jak Maslov swojego psa.
Jakieś pół kilometra dalej, na drodze do jednego z droższych hoteli czeka na nas brama. Nie taka żelazna. Takie coś jak na weselach. Czwórka dzieciaków , widząc nasze dwa rowerki rzuca się na ulicę próbując zastawić nam przejazd. Staram się ominąć lekko zwalniając, ale pchają się prosto pod koła.
--Pen !! Pen !! Money !!
Grzeczne "wypieprzaj z drogi bo przejadę" samo cisnęło się na usta, ale postaraliśmy się je jakoś ominąć ..... To nie ich wina. To wina takich bab ja ta ze zdjęcia.
Jednakże był to absolutny wyjątek. Tylko te dwie scenki podczas całego naszego wyjazdu i żadnej innej. Długo tak nie będzie. Biali koloniści zniszczą birmańskie dzieci prędzej czy później.
Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/
Aaa, to żle zinterpretowałam Twoje słowo
No tak, a w tym przypadku bodżcem nie jest dzwonek (jak u Pawłowa) tylko...ręka w torbie ! Oj jak ja nie lubię takich sytuacji.
Niesamowita ta Birma!Fotki swiatyn jak z innej bajki...
Tomku, kolejny raz oglądam Birmę Twoimi oczami...cudne fotki, nie wiem czy to ręka mistrza, czy magia nazwiska
jakby nie było, pełen szacun