--------------------

____________________

 

 

 



Birma 2013 - W krainie miliona Paj.

227 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
Tom-Gdynia
Obrazek użytkownika Tom-Gdynia
Offline
Ostatnio: 3 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013
Birma 2013 - W krainie miliona Paj.
BIRMA 2013 Biggrin W KRAINIE MILIONA PAJ - czyli w poszukiwaniu nieistniejącego ? 8th April 2013, 20:05:29   - relacja przeniesiona z innego forum, przez to nie ma komantarzy userów w tekście...... -----------------------------------------------------------   TO JEST BIRMA. KRAJ DO ŻADNEGO INNEGO NIEPODOBNY?...... powiedział , a właściwie napisał kiedyś Ryszard Kipling.
Ile razy jeszcze będę słyszał lub czytał ten werset ? - pomyślałem sobie szykując się do podróży.
Czy ktoś wreszcie zauważy , że Kiplingowi wzięło się i zmarło dośc dawno temu ? Zmarłoby mu się jeszcze raz a może i dwa , tyle wody w rzece upłynęło od momentu kiedy pisał te słowa......

Zatem lecimy do Birmy. Nie wierzę Kiplingowi . Mamy dwudziesty pierwszy wiek. Wiek przepływu informacji , kapitału i myśli. Jest tu jeszcze miejsce na jakiś zagubiony Wszechświat ?
Zapomniany przez resztę świata ? Leżący gdzieś na uboczu cywilizacji, z dala od zgiełku ?
W Azji ? To niemożliwe.....
Ale od czego jest nadzieja

Ostatnio wpadł w moje łapska artykuł z dziedziny astronomii i astrofizyki.
Podobno jesteśmy zbudowani z materii. Z atomów. Materii jest we wszechświecie niesamowicie wiele , tak wiele , że nie jesteśmy sobie w stanie nawet tego wyobrazić. I wszędzie ona jest podobna . Niczym się nie wyróżniamy błądząc sobie na tej maleńkiej planecie Ziemia , gdzieś na absolutnym zadupiu kosmosu.
Już Kopernik wywalił nas z centrum Wszechświata czyniąc zaledwie satelitą Słońca. Teraz okazuje się , że nie jesteśmy niczym szczególnym. Maleńkim pyłkiem w jednej z miliardów galaktyk.
Podobno zresztą oprócz materii występuje antymateria , której jest sześć razy więcej....Jesteśmy jak świecące bombki choinkowe na ciemnym drzewku antymaterii......
No tak. Tylko kogo to obchodzi
My tu mamy swój świat i już......
A w Birmie mają również swój.
A w maleńkiej, rybackiej wiosce Ngwe Saung nad Zatoką Bengalską świat kończy się przy najbliższej szkole , najbliższej świątyni i gdzieś za horyzontem nie ma nic. Inne światy czasem można obejrzeć na niebie w bezchmurną noc.
Czy tak właśnie jest ? Nie . Ale mogłoby być ......

.......a potem wynaleziono komórki i czar prysł......!!!!
ale może nie do końca ??
Trzeba się przekonać samemu.
Bilety kupione. Reklamacji nie uwzględnia się. Taryfa promo.....

Musze zacząć tą relację , choć jestem zupełnie nieprzygotowany. Ale jak sobie nie narzucę jakiegoś przymusu , to się za wywoływanie zdjęć nie wezmę jeszcze długo.... To się nazywa leń powyjazdowyyyyyy ...
No i wpływ Bogini , ale o niej to wam opowiem później

            Rozdzialik nr 2.
--------------------

Polityka. Wielka i mała.....
Dylematy .... Różniste.
Jechać do Birmy czy nie jechać. Wspierać reżim czy nie wspierać. Pytanie retoryczne , czy wręcz przeciwnie ?
Czy to w ogóle jest Birma , czy może Związek Myanmaru ?? Co to jest ? Ładnie brzmi w paszporcie.... Znowu mi retusz zdjęcia zrobili. Odchudzili mordę

No to w końcu jechać czy siedzieć w domku i oglądać ze współczuciem zamieszki w telewizji ?
No cóż. Jakoś nie widziałem jeszcze reżimu , który by chciał by do jego owieczek przyjeżdżały osoby z zagranicy. Wręcz przeciwnie. Zamknąć , zabić dechami, odciąć internet i komórki i udawać , że nas nie ma ? oto strategia reżimowa. A co jest na zewnątrz ? No....tam to tylko strzygi i upiory.....po prostu Mordor.
Zatem jechać.... jak najszybciej

Lonely Planet (to takie coś co każdy przywozi ze sobą płacąc za to coś 4 razy więcej niż by mógł zapłacić kupując bez problemu na miejscu) ? przedstawia nawet wiele sposobów na robienie w konia znienawidzonego GOVERNMENT..
Jak wejść do muzeum nie płacąc (bo to przecież dla tego mitycznego REŻIMU), jak przeskoczyć przez płot, ile poczekać , żeby bileter poszedł tam gdzie go nie ma........ wszystko podszyte ideologią.....
Przeciętnemu backpackersowi dwa razy powtarzać nie trzeba. Jak można nie zapłacić ? to oczywiście nie zapłacić trzeba. Typowe myślenie studenckie ? im więcej zaoszczędzimy tym więcej zostanie dla nas?. Ale ideologia pomaga czuć się fair wobec siebie, dlatego dobrze się sprzedaje...
20 usd w Bangkoku , 8 usd w Rangoon (a może Yangoon ?)

Mieszkańcy Birmy nie lubią swojego rządu. To widać słychać i czuć. Sam się zdziwiłem jak bardzo to czuć. Spodziewałem się szeptów , przestraszonych , rozbieganych oczek......ale nie. !!
W każdym domu wisi portret Aung San Suu Kyi. W każdym , do którego weszliśmy.
Powieszony gdzieś między wyblakłą prababką , mężem w wojskowym mundurze i żoną w pozycji en-face (czyli legitymacyjnej). Czasem zabłąka się jeszcze jakiś stary polaroid z wakacji w mieście i na tym tablica chwały się kończy.
Zatem jak to jest ? Boją się czy nie ?
- Uważaj , generałowie bywają nieprzewidywalni ? rzucił mi brat przed wyjazdem.
Odniosłem wrażenie , że tam ludzie bardziej boją się sąsiada. Sąsiada mówiącego innym językiem , czasem wierzącego w co innego. Gdzieś głęboko tkwią olbrzymie pokłady nietolerancji .
Nasłuchałem się o pogromach i wypędzeniach. Shan napadło na Pa-O, Pa-O na Shan...
Nie mogłem wjechać wszędzie tam gdzie chciałem.
-- You cant. They are fighting. It's closed ? to na temat Mrak U. - a już było normalnie.....

Kropla wody wyciągnięta z oceanu też jest takim osobnym światem. Ograniczona napięciem powierzchniowym skrywa w sobie nieustającą wojnę bakteri. O co one walczą ? O wpływy. O więcej kropli w kropli. A ludzie od bakteri różnią się jedynie nieznacznie.......

Mniejszości etnicznych jest w tym kraju niemało. Plemiona Shan , Chin czy Karenowie..... Każde chciałoby stanowić samo o sobie. Gdyby tylko mogły, poszłyby w swoją stronę.
Czemu nie ?
Czemu ?
Bo mali, skosnoocy chłopcy z północy w swych ciężkich wojskowych butach aż przebierają nóżkami z niecierpliwości.

To tyle o polityce. Od tego są książki, gazety lub czasopisma

Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/   Music 2

Tom-Gdynia
Obrazek użytkownika Tom-Gdynia
Offline
Ostatnio: 3 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Rozdzialik nr 3
WALIĆ ICH....czyli przygotowania do wyjazdu.
-------------------------------------------------------------------

Nie mam przewodnika. Nie mam planu. Nie mam nawet czasu by się czymkolwiek zająć . Praca, zastępstwa, normalne zapierniczańsko aż do dnia wyjazdu. Wiem tylko , że mam bilety do Bangkoku. Kupione jakieś 5 miesięcy wcześniej ? Nie pamiętam dokładnie ....
Mam również bilety linii Air Asia do Yangoon (a może jednak Rangoon ? ) oraz powrotne z Mandalay do Bangkoku. Te były tanie jak barszcz. 46 usd/osobę w każdą stronę.

Co ja tam jeszcze mam ? Trochę wiedzy z przeczytanych dawno temu relacji Łukasza Kędzierskiego i Entouragera. Gdzieś w zakamarkach łba utkwiły obrazy pewnego miłośnika Birmy o nicku Deszcz. Obrazy z Ngwe Saung.....Taki ........Magiczny Ogród.

Mamy też wizy. Załatwione lekko ,prosto i komfortowo. Paszporty wysłane kurierem do Berlina przez pośrednika.

Małża nas pakuje na kilka dni przed wyjazdem. Mam już do niej pełne zaufanie. Nigdy nie wiem do końca co mam w plecaku głównym, ale jak czegoś potrzeba to zawsze się znajduje . Jak wyjęte z ?magicznej kieszeni?. Jedynie plecaczek fotograficzny pakuję skrupulatnie sam.... Kupa złomu i szkieł, karty, baterie, usb, drukarka do zdjęć ,wodood****y papier fotograficzny, kabelki, ładowarki, notebook....., zabrać blendę ??? - idiota !! - blenda zostaje w domu......
Nie biorę też statywu. Zawsze zabierałem i nigdy nie korzystałem z niego. Nie tym razem.....

W ostatnich trzech dniach dopada mnie lekka nerwowość. Na Birmę jest RUN.....Ludzie pędzą do tego kraju jakby chcieli nadrobić stracony czas. Kilka lat temu odwiedziło ją 150 tys zagranicznych turystów. W tym roku ta liczba zapewne przebije milion osób. Nadal mało, dziesięć razy mniej niż odwiedza sąsiednią Tajlandię .......ale za dużo jak na ilość dostępnych hoteli....

Nie planowałem żadnej rezerwacji. Ale ...... co będzie jak dolecimy do Rangoon i wszędzie będzie full ?? Toż to wysoki sezon. Pierwsza noc na ulicy ? Jak ja spojrzę w oczy żonie ? Zafundowałem jej wakacje w stylu hardcore ??
A przecież w nocy po Rangoon biegają krwiożercze smoki, a turyści znikają bez śladu. Może warto zaklepać tą pierwszą noc chociaż ??

Siadam do kompa i piszę maila do White House- legendarnego backpackerskiego hoteliku na starym mieście z prośbą o zarezerwowanie dwójki na jedną noc najlepiej z łazienką .
Odpowiedź przychodzi następnego dnia:
-- ?To nie jest rezerwacja. Jesteśmy bardzo BUSY. Są pokoje takie i takie, ale teraz jesteśmy bardzo BUSY. Jeśli nie potwierdzisz dzień przed przyjazdem ? twój pokój sprzedamy. Możemy dac ci inny pokój niż zarezerwowany. Ale cena też będzie inna. Jesteśmy bardzo BUSY. To nie jest rezerwacja?

--Asia słyszysz ? Jaja sobie z nas robią . Im się tam już kompletnie w d....ach poprzewracało.
--Co to jest ? To żadna rezerwacja. Sami sobie coś znajdziemy na miejscu . Walić ich !! - to od Małży......

Że co ?To nie ja powiedziałem. Walić ich ? No, jak walić to walić , bardzo chętnie. Twarda ta moja żona, hehe ........albo znacznie mniej doinformowana niż ja.
Tak czy siak pomysł z rezerwacjami się zdezaktualizował. Za trzy dni lecimy.

Za udział w tej imprezie tradycyjnie wzięli:

Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/   Music 2

Tom-Gdynia
Obrazek użytkownika Tom-Gdynia
Offline
Ostatnio: 3 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Rozdzialik nr 4
LOT DO BAGKOKU
......A ona tańczy dla mnie......czyli wszystkie plagi Egiptu.

Siedząc spokojnie w ciasnej poczekalni linii Air Berlin w Berlinie-Teglu ziewałem sobie dyskretnie wgapiając się w ciemne szyby terminala. Późno już było. Lot z Gdańska mieliśmy o godz. 20-tej . Zbliżała się pomału północ.
Poczekalnia się zagęszczała , aż zaczęło brakować miejsc siedzących . I nagle ......plask !! Siadła.
Siadła dokładnie obok nas. Opalona morda o twarzy buldoga w rozciągniętych dresach , w trampkach ze złotymi jęzorami pewnie prosto z Grudziądza. To mamusia...
Sekundę później zrobił się nam nad głowami spory tłumek. Zeszła się reszta . Na moje oko ze trzy rodzinki , w tym jedna z dzieckiem. Krzysiem , ale nie jestem pewien ? nie mam pamięci do imion.
-- no Krzysiu , tutaj siadaj . Nie biegaj mi tu do cholery !!!
--dziiii.......-chciałem się przywitać, a raczej ujawnić , żeby nie mieli pretensji , że podsłu****ę , ale silne szczypniecie Małży w rękę spowodowało ,że wydostało się tylko to ?dziiiii....?
--ja ich zajebię . Normalnie k...ich zajebię - to mąż lub konkubent. Kto go tam wie. Gruba skórzana kurtka (coś jak Linda z filmu Psy) w sam raz na gorący klimat Tajlandii. Ręce szeroko rozstawione zupełnie bez powodu, bowiem jedynym przerośniętym mięśniem był mięsień piwny. Kaczy, szeroki chód. Wpływ alkoholu lub hemoroidy....Twarz czerwona. Pewnie prowadzi handel okrężny zimą ))
--przestań !! zachowuj się !! - to żona lub konkubentka o twarzy buldoga, Widać , że zaprawiona w domowych bojach, latami walczyła o posłuch , ale solarium wynagradza jej trudy życia codziennego......
--żeby mi k....a zapalniczkę zabrać . Ja chcę k...a zapalić !! Idę !!
--tatusiu , proszę zostań , nie idź.... - dziecko wpadło w histerię
--słuchaj Krzysiu !! Spójrz na mnie . Czy ja cię kiedyś zawiodłem ? to chyba wujek. Krzysiu patrzy przerażonym wzrokiem , ale kiwa głową na nie . -- no to cicho już . Tatuś trochę wypił za dużo. -będzie k......a dobrze, no cicho, nie rycz ..
A my udajemy Niemca. Niemcy wokół nas nawet nie muszą udawać . Nic nie rozumieją , ale ich częste spojrzenia sugerują , że chyba wyczuwają atmosferę.....

Oh God. Save us from idiots. Obie rodzinki będą mieć cudowne wakacje w Tajlandii. Krzysiu zatęskni za babcią jak się tatuś napije. I nawet basen go przestanie uspokajać. Mamusia będzie dosmażać swoje zwłoki, co pewien czas wyzywając od bydlaków męża...... Gdzieś przeczytali (może na forum) ,że Taj wcale nie jest droższa od Egiptu, no i masz ci klops... oby tylko nie siedzieli obok nas

Wchodzimy do samolotu.
Siedzieliście kiedyś obok rodzica z malutkim niemowlakiem ?? Albo niedaleko ?? Tak ?
A obok dwóch par rodziców z dwoma niemowlakami ? Toż to bunt na pokładzie i lekcja pokory...
-- Dżizas, daj mi siły bym to wytrzymał....jestem tolerancyjny, tak, jestem tolerancyjny......jestem....
-- zobacz ? nasi polscy milusińscy idą . Mówiłam , że będą obok nas siedzieć !!!

Dwa rzędy przed nami niemowlaki. Dwa rzędy za nami banda i Krzysiu....
-- hej , hej......masz pepsi ?? driny robimy co nie ???
--nie mam k....a. Może potem ...
-- ?A ona tańczy dla mnie? !!!!!! - -odśpiewali chórem i w tym momencie założyłem słuchawki....
Arabski rock. Dobre !! Nie spodziewałem się , że takie dobre. Arabska muzyka zawsze kojarzyła mi się z tym straszliwym zgrzytem z reklamy batoników. Przesłuchałem ze dwie płyty.... i potem znalazłem ...
tamilski rock. Kurczę , byłem w Tamilnadu , a nie miałem okazji posłuchać . Jeszcze lepsze
Zresztą .... cokolwiek bym nie włączył byłoby jak miód na styraną duszę ....

Wspomniałem , że ludziska znowu bąki puszczali ? Chyba nie. Ale puszczali. To taki lotniczy standard.

Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/   Music 2

Tom-Gdynia
Obrazek użytkownika Tom-Gdynia
Offline
Ostatnio: 3 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Rozdzialik nr 5...
..............................I LIKE BANGKOK, I LIKE BANGKOK IN THE RAIN.....
czyli czy to świat się zmienia czy tylko my?

Trzy dni temu nasza chrześnica uświadomiła nam upływ czasu i związane z tym postrzeganie rzeczywistości. Opowiedziała nam historyjkę z lekcji
Pani wychowawczyni na lekcji zapytała się klasy:
-- no dzieci ? Co to mamy jutro za dzień ??
W mordę . Podchwytliwe. Ja bym nie odpowiedział. Środa ?? Nie... środa to prowokacja. Za środę murowana pała. Dzieci inteligentne, żadne nie ryzykuje.... Cisza.... w końcu milczenie jest złotem.
--jak to ?? nie wiecie ? Jutro mamy rocznicę katastrofy smoleńskiej !!!!
--oooo faktycznie ! To już rok minął ? poszło po sali.....

Ta...
Bankgok.
Lubię to miasto , chociaż powinienem nie cierpieć. Ilekroć lądujemy w tej metropolii, a metropolii nie cierpię, to tak jakbym wracał do czegoś dobrze mi znanego. Nie chciałbym , żeby to zabrzmiało jakbym znał Bangkok na wskroś. W 99,99 % nie mam o nim zielonego pojęcia . Zresztą zwykle specjalnie nie wystawialiśmy nosa poza obręb centrum , czyli rejonu backpackerskiego zwanego rejonem KhaoSan. Po prostu zawsze byliśmy tu tylko przelotem. Na chwilę . Na dzień , a nawet nie....
Czemu tylko na chwilę ? A nie wiem . Po prostu nie cierpię tego miasta )
Ale dobrze się w nim czuję )

Tym razem uświadomiłem sobie , jak wiele się zmienia w postrzeganiu tego co widzimy.
Za pierwszym razem , drugim , trzecim i n-tym.......
W tym cały problem . Za dużo razy byliśmy w Azji przez ostatnie kilka lat. To się nazywa znudzeniem , albo zmęczeniem materiału. Tajlandia, Kambodża , Wietnam , Birma, Sri lanka , Singapur , Indie ....... nie sposób ciągle dziewiczo zachwycać się tym , co widzi się wszędzie podobne. Straganami z makaronem , świerszczami na patelni czy bakpackersami w dredach.....
Tym bardziej nie wierzę Kiplingowi. Za dużo widzę podobieństw.
Każda kolejna wyprawa skazana jest na porównania. Z tym co było, z tym co w sąsiednim kraju....
Lepsze ,czy gorsze ? Mam nadzieję , że inne, niespodziewane.....
Pewne rzeczy przestaje się zauważać, ignoruje się je , mija bez chwili refleksji. Zaczynają brać górę inne aspekty. Inaczej się patrzy na otoczenie. Zaczynam się przyglądać ludziom. To oni wyróżniają każdą z tych destynacji. I w zasadzie tylko oni.....Pagody i zabytki zauważę , ale w zachwyt nie wpadam. Cuda przyrody lubię . Pomniki omijam jak najszerzej.... Nie czuję potrzeby gonienia za programem z przewodnika. Nie mam uczucia marnowania czasu spędzając go bezproduktywnie . Śmieszy mnie pstrykanie zdjęć makaronowi, ale pamiętam , że sam mu pstrykałem zdjęcia jak pojechałem pierwszy raz do Tajlandii......

Dlatego moje spojrzenie na Birmę będzie nieco odarte. Odarte z tego dziewiczego zachwytu wszystkim co egzotyczne. A czy to dobrze czy to źle, kto to wie , kto to wie.....
Może Mani wie (Mani wie o kogo chodzi )
Zresztą , komu w 21-szym wieku potrzebne dziewice. Dziewice to takie coś o czym wszyscy śpiewają a nikt nigdy nie widział.
Zatem jeśli czasem pominę rzeczy ważne lub potrzebne informację , to dlatego , że cała ta relacja jest nie na temat.... (proszę się upomnieć, to tzw. info praktyczne dorzucę gratis)

Khao San
W zasadzie nie sama uliczka Khao San Street ale cały obszar kilku krzyżujących się tutaj ulic.
Każde centrum turystyczne ma takie miejsce jak Khao San. W Delhi będzie to Main Bazaar Road, w Hanoi starówka w okolicy jeziora , w Kambodży ? Siem Reap......
Tak to już jest. Stworzone w miejscach naturalnego występowania backpackerstwa. Po to by było im łatwo , wygodnie, zgodnie z profilem ? czyli tanio......
Jak nie lubić takich miejsc ??
Normalnie. Można nie lubić . Ktoś powie : Khao San to nie Tajlandia. To jeden bazar. I będzie miał rację Właśnie. Khao San to jeden szmatex . Wolę sąsiednie uliczki , szczególnie Rambuttri. To przynajmniej jeden pub na świeżym powietrzu...... Ale to wciąż nie Tajlandia.
Będąc w Delhi , mieszkając na Main Bazaar Road miałem takie same odczucia. Main Bazaar to szmatex. Cuiuszki, ciuszki i jeszcze raz ciuszki. Za 2 usd dla dzieciaków z Europy.....a na ulicy dziesiątki białych......ale uliczki równoległe i poprzeczne były od białych już całkowicie wolne....
Po prostu klapki na nogach i klapki na oczach. Mogłem chodzić godzinami i nie widziałem białasa.....

Ale czego chcieć od miejsca , które jest takim ulicznym terminalem. Khao San to skrzyżowanie.
Generalnie Bangkok to skrzyżowanie. A Khao San to też poczekalnia. Przed dalszą drogą , po podróży , a przed wylotem . Nie dziwne zatem , że ludzie wracający z Birmy nagle odnajdują się na Rambuttri Street.
W tym wielomilionowym mieście ta łatwo dostrzec znajome twarze.
Można nie lubić tego zgiełku, ale i tak wszyscy tam lądują

Puby zapełnione do późnej nocy są miejscem wymiany poglądów opinii, dobrych rad i wspomnień.
Nawet sprzedawca garniturów tym razem dał się lubić.
-- nie kupię garnituru . Szkoda Twojego czasu....
-- a nie... spoko. Ok, skąd wracacie.....
-- z Birmy.
No to sobie pogadaliśmy. Długo i bezinteresownie......Większość tych ?Tailorów? to uchodźcy z Birmy. Jednak nasz rozmówca jest z Nepalu. W Birmie był wielokrotnie. Polecił nam północny stan Kachin. Może kolejnym razem........

Ulicą ciągną kolejni turyści. Blade lico i rozdziawiona twarz sugeruje że dopiero przyjechali, inni wyjeżdżają niosąc na głowie artefakty wakacyjnego luzu, jeszcze inni są w drodze i zapomnieli założyć na siebie koszulki..... Ci co przyrośli do tego miejsca na dłużej sprawiają wrażenie jakby nie mieli domu.
Bo ich domem jest CAAAAAŁY świat .....
Dobra dobra.....nawiedzonych jezusków to ja nie rozumiem.

Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/   Music 2

Tom-Gdynia
Obrazek użytkownika Tom-Gdynia
Offline
Ostatnio: 3 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Birma .....

Podobno Birma jest kobietą. Kobietą o smutnych oczach. Już śliczną , a w przyszłości jeszcze piekniejszą

Dzisiaj tylko wstępniaczek żeby nie bylo , że się obijam.....
Teraz mogę iść się spokojnie poobijać.

Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/   Music 2

Tom-Gdynia
Obrazek użytkownika Tom-Gdynia
Offline
Ostatnio: 3 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Rozdzialik nr 6
---------------------------
Chichot historii czyli Rangoon.... (a może Yangoon ) ??

Część I ? Za Żelazną Bramą.....

Birma. Nie myślałem kiedyś , że dotrę do Birmy. Co to za kraj ? Zapomniany przez świat, zamknięty, niedostępny. Nic o nim nie było wiadomo. Czy tu jest bezpiecznie ? Czego się spodziewać ? Tysiące pytań , niewiele odpowiedzi i tak oto Birma odchodzi w zapomnienie .
Na jakieś 7-8 lat...... nie ma co myśleć o czymś, co jest poza zasięgiem.

Wiele się jednak zmieniło i tymczasem siedzimy w samolocie z Bangkoku do byłej stolicy Birmy Rangoonu. Za oknem zupełnie inny krajobraz niż w sąsiedniej Tajlandii. Pustka..... Ląd porośnięty lasami, lasami i jeszcze raz lasami. Brak przemysłowego rolnictwa, puste, niezabudowane przestrzenie i delta.....
Delta rzeki Irawady.... Olbrzymia . Zamulona, brunatna od ciągniętej przez cały kraj gleby.
Zatoka Bengalska w tym miejscu wygląda podobnie. Kolor granatowy ustępuje brunatnemu, wbijającemu się w jej głąb na wiele kilometrów.

Przed nami Rangoon. Dlaczego Rangoon , a nie Yangoon ?? Rangoon to stara nazwa kolonialistów brytyjskich. Dlaczego zatem jest bardziej popularna od nowej , własnej ? Przecież Imperium Brytyjskie już nie istnieje, a pamiątki zniewolenia zostały......
Yangoon to niedawny wynalazek...... Myanmar też . Związek Myanmaru miał być czymś takim jak Rzeczpospolita. Nie Polska dla Polaków tylko Rzeczpospolita dla kilku narodów. Myanmar to próba związania wszystkich mniejszości w jednym organizmie. Birmańczycy, Shan, Karenowie, Chin, Chińczycy, Hindusi mieli się z tym organizmem identyfikować.
Ale się nie identyfikują....
Wolą starą nazwę RANGOON ..... kolonialną . Lepszy obcy okupant który już nie istnieje od własnego...

Zatem niech będzie Birma.......
A może Myanmar....?
Myanmar wyostrza zmysły. Powoduje , że w głowie pojawia się dziwny spokój. Ruch uliczny przestaje przeszkadzać . Słońce nie drażni, a ludzie wydają się zupełnie życzliwi. Gdzieś co kawałek spoglądają na nas ciekawskie oczy . Kto tu zwiedza ? My zwiedzamy Rangoon, czy oni oglądają sobie przybyszy ? Myanmar przełamuje lody. Znika napięcie jakie zawsze nam towarzyszy w kompletnie nowym miejscu. Ułatwia wtopienie się w krajobraz.
Dlatego zwiedzanie starego Rangoonu najlepiej zacząć od jednego Myanmara w najbliższym barze.
A najlepiej od dwóch Myanmarów i wcale nie w najbliższym barze. Grunt to znaleźć najbardziej zapyziały, najstarszy bar zlokalizowany w starych , zmurszałych murach starego miasta.....
Taki bar, gdzie siedzą elegancko ubrani staruszkowie pamiętający jeszcze Japończyków i Anglików.
Relikty historii siedzące dostojnie i oglądające zza swoich okularów o szkłach grubych jak denka od słoików to co się dzieje na zewnątrz..... Czytając gazetę , popijając herbatkę z cynowego czajnika czekają ......po prostu czekają.
W takim miejscu można poczuć się nieco cofniętym . O kilkadziesiąt lat. Warto tak posiedzieć z godzinę , nieco odpłynąć, zapomnieć gdzie się jest, poczekać aż Myanmar zacznie krążyć w żyłach i gdy już źrenice zaczną się zwężać , zmaleje kontrast, gdy poczujemy światłowstręt, jesteśmy gotowi by wyjść na ulicę oglądać świat. Oglądać go w black and white........

Nic nie trwa wiecznie.....Godzina , dwie i zaczynamy wracać do rzeczywistości. Pomału pojawiają się kolory Na chodniku ,dziwne , krwiste plamy. To betel.......Z letargu wybudza mnie krzyk. Krzyk rozpaczy dziesiątek żywych kur..... Kurza choinka idąca na rzeź znika po chwili w jakiś czeluściach za żelazną bramą. Tam sporo istot ginie bez śladu.... Mijamy stare budynki kryjące swoje mroczne tajemnice. Dziwnie tutaj budowali....
Ulica przy ulicy. One idą równolegle , po 200 -300 metrów. Tak też długie są ciągi budynków . Zmurszałych , betonowych, starych budynków. Hawana wschodu czy złośliwość architektów?
Kolejny rząd budynków, tworzący sąsiednia ulicę ustawiony jest tak , że podwórko ma 3 metry szerokości na 300 merów długości....
Niedostępne. Każde podwórko zamknięte jest żelazną bramą , łańcuchem i kłódką ...

Powoli docieramy do naszego równie starego hoteliku.
Myjąc twarz w łazience na korytarzu na trzecim piętrze zastanawiają mnie drewniane , malutkie drzwiczki. Otwieram i oczom nie wierzę. Takie przysłowiowe miejsce gdzie się błękit z betonem splata..... Starając się nie wypaść odnajduję zardzewiałą drabinkę idącą po murze.....
Lezę, a co mam nie leźć..... ?
To były drzwiczki do zakazanego świata. Tego bardziej mrocznego, skrywanego przed obcymi, świata za żelazną bramą .
Bo za żelazną bramą czai się dekadencja......
To tu giną kury !!

Po spacerze po starym mieście udajemy sie zobaczeć Paję nad Pajami....a wieczorem wracamy do naszego ulubionego baru na kolejne piwko Myanmar. Bo Myanmar wyostrza zmysły......

Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/   Music 2

Tom-Gdynia
Obrazek użytkownika Tom-Gdynia
Offline
Ostatnio: 3 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Wobec powyższego przerwa techniczna na tzw. info praktyczne:

Tanaka .
Kolka - to była tanaka - to coś co oni mają na twarzy. Co druga kobieta się tym smaruje, czasem w bardzo wymyslne wzorki. A co to jest ? - papka ze sproszkowanego kawałka drzewa (tego na zdjęciu). Nakładano podobno w celu ochrony przed słońcem...... W Azji każdy dąży do jasności....

Birma tak ogólnie:
1 - podróż trwała 25 dni (licząc z czasem spędzonym w samolotach).
Po odjęciu podróży lotniczych zostało 23 dni
Pierwszy i ostatni dzień spedziliśmy w Bangkoku
Zatem w samej Birmie byliśmy...........no nie wiem , nie wiem......niech policzę.....

2 - Koszty - Wydaliśmy po 950 USD na osobę + bilety lotnicze + wiza.
Bilety lotnicze główne oraz lokalne Air Asia oraz wiza wyniosły poniżej 3.000 PLN na osobę
W tych kosztach jest juz wszystko, łacznie z pobytem w Tajlandii w Bangkoku. Z zastrzeżeniem
że my na takich wyjazdach nie jemy tylko się obżeramy
Czyli razem wydaliśmy.......no niech pomyślę .......... yyyyyy ..... ?

Zatem niczym to nie odbiegalo na gorsze w porównaniu z innymi tego typu i o podobnej długości wyjazdami . Trochę droższe zakwaterowanie, trochę tańsze uslugi......
Oczywiście odbiega to od ofert biur podróży , które za 14 dni zwiedzania wołają naście tysięcy zł.....

3 - Gdzie wyrobić wizę ?- w Berlinie. My skorzystaliśmy z pośrednictwa firmy WizaSerwis. Jeden telefon i po sprawie. Kurier przyjechal po dokumenty, odebrał , po miesiącu przywiózł.
Wnioski wypełniliśmy na podstawie informacji z ambasady Myanmaru w Berlinie ściagając druczek.
Wiza turystyczna wydawana jest na pobyt do 28 dni. Nie ma wizy on-arrival na lotnisku.

4 - jak dostać się do Birmy ? chwilowo nie da się lądem. Wpuszczają tylko na jeden dzień do przygranicznej miejscowości koło Tajlandii. Do Birmy trzeba wlecieć . Lot do Rangoon trwa niedługo i kupiony odpowiednio wcześniej jest tani. 46 usd z Bangkoku do Rangoon i chyba tyle samo kosztował powrotny z Mandalay. Czemu tak ? Bo nie chcieliśmy robic kółka i wracac do Rangoonu aby wyleciec z Birmy.

5: - Lotnisko w Rangoon. - Raczej nieduże , ciche , spokojne. po wyjściu z lotniska nie ma rzeźni. Równie cicho , spokojnie , trochę taksówkarzy, jest porządek. Nie spotkałem w Birmie taksówkarzy - idiotów. Są dość uczciwi, choć czasem trochę wiecej krzyczą na początek, ale to nie jest problem. Samochody raczej stare. Stawkę należy ustalać na początku, taksometry nie wchodzą w grę.

6 : Waluta - KYAT. Aktualny kurs KYAT-a na lotnisku to 1 USD= 860 KYAT. Minęły juz czasy , gdy na lotnisku kurs był beznadziejny i ludzie biegali na miejski market lub dawali sie naciągać cinkciarzom. Banki wzięły się za handel walutą i teraz kurs w bankach jak i na lotnisku jest identyczny i najlepszy.
Ja to wiedziałem lecąć do Birmy (z jakiegoś angielskiego forum) i rozmieniłem 1000 usd na lotnisku. Absolutnie cała kolejka białasów rozmieniała po kilkadziesiąt USD lub EURO na pierwszy dzień lub dwa. (nakazywał im to zdezaktualizowany przewodnik LP , którego ja jeszcze wtedy nie miałem)
Aktualnie to bez sensu , potem musieli biegać po mieście i szukać banku.

7 : Zakwaterowanie. Nie oszukujmy się . To największa bolączka Birmy w sezonie. My jechaliśmy w ciemno i muszę powiedzieć , że mimo wysokiego sezonu i kończącego się chińskiego nowego roku udało się w każdej miejscowości. Nie musieliśmy spać w klasztorach lub wydawać kosmicznych pieniędzy na najdroższe hotele. Ale spotkaliśmy innych (w tym rodaków) którzy musieli. (klasztor to nie taka zła rzecz, ale też żadna przygoda. - osobna wiata dla turystów, derka, kibel na zewnątrz, kran z wodą )......

Stosunek jakości zakwaterowania do ceny jest chyba najniższy w całej Azji. Ceny podawane w przewodniku Lonely Planet należy podwoić. Nasz zakres cenowy wszystkich noclegów to od 20 usd - do 30 usd. (jedynie trzy noclegi nad całkowicie zawalonym Inle Lake mieliśmy po 46 usd. Alternatywą był klasztor. Za cenę 30 usd warunki były bardzo przyzwoite, ale Wietnam oferuje podobną jakośc za połowę.
Za 20 - 25 - było dośc słabiutko. (chatka bez ciepłej wody i brakami elektryczności nad morzem lub pokój w starym Rangoonie z łazienkami na korytarzu). Ale praktycznie zawsze z klimą i śniadaniem (słabym - kontynentalnym)

Czyli tragedii nie było. Co będzie za rok w sezonie ? kto wie.... jak dojdzie następne pół miliona gości , to się Birma zatka. Tak czy siak, nie da się zbankrutować na zakwaterowaniu. To wciąż akceptowalny poziom . Mieliśmy dużo większy budżet , ktory nie został wykorzystany bo po co ?
Pietnaście na dwadzieścia noclegów było na bardzo fajnym poziomie , jedynie 5 było słabszych ale i tak było czysto. Nie widzieliśmy sensu przepłacać, woleliśmy wydać to na piwko, rybki z grilla i wszelką aktywność.

8 - Jedzenie. Bardzo dobre. Serio. Super. Naczytałem się , że jałowe itd.... A skąd. Dobre, szeroki wybór i tanie. Standardowo od 1,5 usd do 4 usd za danie. Ryby droższe, ale najtańsze jakie jadłem w Azji, więc jedliśmy wszędzie gdzie się dało. Nad morzem Red Snapper z grilla wielkości karpia - 6 usd , nad jeziorem INLE - ryby wielkości pstrąga - 5 zł (w przeliczeniu na nasze).
To ceny w małych knajpkach turystycznych. Jadłodajnie dla miejscowych są tańsze.
Piwo troche droższe - (1700-2000 KYAT ) czyli około 2 USD - butelka 0,65. Oczywiście Myanmar. Dobrze wyostrza zmysły
Napoje znane - ceny bliskie swiatowym (coca cola, pepsi w puszkach). Ale są równie dobre lokalne zamienniki za połowę tej ceny.

9 - Komunikacja - Bez żadnego problemu. Przynajmniej po tych częściach Birmy do której szeroki dostęp mają turyści. Skończyły się czasy "dyliżansów" i oczekiwania na nieoczekiwane....oraz na samolot , który poleci lub nie....
Pojawiły się kompanie autobusowe i tak jak w sąsiednich krajach podróżowanie stało się całkiem proste i nawet komfortowe. Klima, darmowa woda, chusteczki, przystanki na siusiu i obiad - to autobusy.
Ceny ? od 6 USD do 14 USD za długie trasy. Najdłuższy nasz przejazd trwał 13 godzin, pozostałe po około 5 godzin. Ceny zgodne z tymi podawanymi przez przewodnik.

Samoloty - powstało spotro linii lotniczych lokalnych i dość gęsta siatka połączeń . Np. Air Mandalay czy Air Bagan to najpopularniejsze. Ceny średnie, nie najniższe, od 80 - do 140 USD za lot w jedną stronę w zależności od destynacji..... No cóż .....AirAsia była tańsza ,ale nie lata lokalnie po Birmie.

Pociągi - klasa standardowa, high class i upper ....... - najlepsza to Upper class. Ogólnie pociągi to lekka rzeź w porównaniu z autobusami. Są ekstremalnie wolne, kiwają się tak jakby chciały wyskoczyć z torów , najczystsze nie są . Klasa upper jest akceptowalna , pozostałe to survival......ale jak ktoś lubi ?
Ogólnie nie polecę jazdy pociągiem . My wybraliśmy się jedynie z miejscowości Pyin U Lvin do Hsipaw, aby zobaczyć sławny , stalowy most nad przepaścią i ogólnie spróbować birmańskich kolei.
Autobus jedzie tam 4 godziny. Pociąg jechał 8........ Cena za upper class wyniosła na tym odcinku - 6 usd (stare ale szerokie fotele, dużo miejsca, osobny wagon, hinduska wielodzietna rodzinka śpiewająca pieknie po swojemu ), za high class - 5 usd, standard - 2 usd - totalny ścisk.....

Kolejna wrzutka INFO trochę później , bo mi ketchup z kanapki wpadł do klawiatury

Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/   Music 2

Tom-Gdynia
Obrazek użytkownika Tom-Gdynia
Offline
Ostatnio: 3 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Rozdzialik nr 7....

Paja nad Paje.....czyli Rangoon część II.

Nie zasługuje na współczucie ten kto nie ma go dla innych. Nie zasługuje na szacunek człowiek , który odmawia praw mniejszościom. To właśnie nasz stosunek do nich, do słabszych jest miarą naszego człowieczeństwa. Pewną , beznadziejną próbą udowadniania , że może jednak się minimalnie różnimy od bakterii....

Paja nad Paje góruje nad Rangoonem. Położona na wzniesieniu , swoim złotym blaskiem przyciąga wzrok prawie z każdego miejsca.
To Shwedagon Paya.......Obiekt kultu birmańskich buddystów. Miejsce zsyłki absolutnie każdego turysty odwiedzającego to miasto. Nie jesteśmy wyjątkiem. Do świątyni idziemy pieszo, żeby potem godzinami szwędać się po jej terenie na boso..
W kolejnych dniach , będę widział te same białe, lub koreańsko-skośnookie twarze w różnych miejscach podczas naszego objazdu Birmy. Wszyscy poruszamy się podobnymi szlakami, czasem zbaczając , lub znikając na kilka dni, a odnajdując się w kolejnej miejscowości.

Paja jest ogromna. Ludzi w niej cały czas około tysiąca, ale nie czuje się tłoku. Jedna trzecia to turyści, w zasadzie prawie wszyscy którzy aktualnie przebywają w mieście. Potem , na ulicach ciężko dostrzec choćby jednego.
Paja robi na nas duże wrażenie. Podniosłość i spokój . Chodząc bezszelestnie na bosaka chłoniemy atmosferę jakby odpustową . Miejscowych jest również wielu. Część się modli, większość napawa widokiem , również obserwując z ciekawością przybyszy zza granicy. Tu się przychodzi również spędzić czas..... Mnisi zagadują przyjezdnych. Też mnie ta przyjemność spotyka.

Tylko dlaczego do cholery nie mogłem pojechać do Mrak U i Sittwe !!! ??

Trudno mi odpowiedzieć na pytanie na ile religia ludziom pomaga w życiu a na ile jest czynnikiem destrukcyjnym. Patrząc na te spokojne , rozmodlone , buddyjskie twarze czuje się empatię. Buddyzm to taka spokojna religia....
Zresztą , żadna z głównych religii na świecie nie jest zła. Każda brzmi dobrze.
No to w czym problem ?
Pięknie to wygląda. To jest jedna z tych nieistniejących rzeczy , które dzięki podróżom udaje nam się dostrzec . Nieistniejących w Europie, ale w krajach trzeciego świata i rozwijających się jak najbardziej realnych. To wiara.
Tu się wydaje , że ludzie wierzą autentycznie. W Indiach zaobserwowaliśmy to samo zjawisko, a nawet mocniejsze. Nie dziwię się zatem wyborowi na papieża ? osoby z trzeciego świata .
A niech sobie każdy wierzy w co chce jeśli mu to pomaga. Obserwuję to zawsze z ciekawością , wręcz miło popatrzeć......

Tylko co z tym cholernym Mrak U ??!

Nie oszukujmy się . Ludzie na całym świecie w 99 % wcale nie wierzą w to co wierzą.....
Bo gdyby wierzyli naprawdę , to nic takiego by się nie wydarzyło....

Nie wierzę w narody, nie wierzę we wspólnoty, w zbiorowiska , a tłumu się boję... Liczy się tylko jednostka.
Co się stanie gdy stado biednych, zaszczutych owieczek rozmnoży się i rozrośnie do poważnych rozmiarów ?
Zagryzie wszystkie wilki z okolicy !!
Bo wojna bakterii trwa i będzie trwać wiecznie.....

Tym smutnym akcentem na dzisiaj kończę, reszta fotek ze Shwedagon Payi będzie , ale później , bo nie zdążyłem wywołać.
Jeśli ktoś chce wiedzieć czemu nie pojechaliśmy do MrakU i Sittwe to zapraszam tu:

http://tygodnik.onet.pl/1,79081,druk.html
















Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/   Music 2

Tom-Gdynia
Obrazek użytkownika Tom-Gdynia
Offline
Ostatnio: 3 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Ogarnąlem drugą część fotek ze Shwedagon Payi .
Spedzilismy w tj swiątyni kilka godzin. W zasadzie jak można tak dłudo tam siedzieć ? Albo spacerować na bosaka ? No.... można.
Wyszliśmy tylko na chwilę na Star Colę w jakiejś rozsypującej się budce z pidżamową rodzinną obsługą i wróciliśmy ponownie. Zostaliśmy aż do zachodu słońca.
Paja nad Paje jest chyba najczęściej i najdokładniej obfotografowanym obiektem w Birmie. Faktycznie , podobała się. Późżniej, po drodze widziałem jeszcze setki Paji, w kilkunastu byłem , część obejrzałem z zewnątrz, a tysiące po prostu stanowiły element krajobnrazu.....

I tylko ta psychodeliczna melodia nie chciała mi juz wyleźć ze łba. Nawet birmańskie karaoke , ani "La Isla Bonita " w wersji azjatyckiej nie mogła tego zagłuszyć. po prostu ilekroć spojrzałem na Paję , to mi się gęba śmiała i sobie podśpiewywałem pajo-pojo...pajo-pojo.......

<iframe width="640" height="360" src="http://www.youtube.com/embed/r7V4Tg5ytLA?feature=player_detailpage" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>


















Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/   Music 2

Tom-Gdynia
Obrazek użytkownika Tom-Gdynia
Offline
Ostatnio: 3 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Dzień dobry w tym pięknym przedmajówkowym dniu
Przepraszam , że nie popycham relacji do przodu ale majówka ma swoje prawa . Nie ma tego złego , co by na dobre nie wyszło, po majówce spora paczuszka zdjęć z Ngwe Saung bezie gotowa.
Tymczasem tylko zapowiedź , pozdrawiam i do usłyszenia

Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/   Music 2

Tom-Gdynia
Obrazek użytkownika Tom-Gdynia
Offline
Ostatnio: 3 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Rozdzialik nr 8

Ngwe Saung ? w poszukiwaniu Magicznego Ogrodu. - CZĘŚĆ 1

Zastanawia mnie czy rozwalą to kino. Wysadzą w powietrze razem z gestapowcami , czy jak ? Wszystkie znaki na niebie i ziemi sugerują , że wysadzą. Że będzie absurdalna masakra. Jak to w filmach Quentina Tarantino -- musi być dużo mokrej, przerysowanej sieczki. Masakra masakrą , najbardziej jednak podobają mi się w tych produkcjach dialogi. Zwłaszcza ten z początku filmu przy szklance mleka. Postać gestapowca od razu budzi skojarzenie z doktorkiem z filmu ?Django?. Dentysta .....
Nie dowiedziałem się co z tym kinem , może ktoś mnie oświeci. ...
Połowę filmu Bękarty Wojny dało się obejrzeć . Z głosem..... Połowę drugiej połowy oglądaliśmy bez głosu , za to z birmańskim tłumaczeniem. Krzaczki na ekranie nie wyjaśniły wystarczająco dokładnie powodu skalpowania jeńców....to zapewne FOR YOUR CONSIDERATION....
Ale co z tym kinem ? Eeeee, sceny kulminacyjnej też nie doczekaliśmy . Pan kierowca zrobił pstryk w chwili kiedy za oknem zobaczyliśmy morze........
Prześwitujące przez palmy . Gdzieś w przesmyku między chatkami dla turystów.
Dojechaliśmy do Ngwe Saung... Gdzieś tu, gdzie kończy się plaża jest magiczny ogród.....Poszukamy....

Cofnij. Wróć !!
Godzina czwarta ,minut 05 , kiedy pobudka zagrała..... po jakie licho tak wcześnie ?
Taksówka na godzinę 4.30 ma nas zawieźć na dworzec autobusowy. Po co tak wcześnie , skoro autobus z Rangoonu odjeżdża po 6-tej ?
Żeby obejrzeć sobie w poczekalni film !! Jamesa Bonda tym razem ? tego najnowszego. - nie wiem , nie rozumiem , nie pamiętam. Szmira straszliwa.. Ciemno jeszcze , wręcz czarno. Ziewam ..... Pięć i pół godzinki jazdy przed nami.
Dlaczego my jedziemy nad morze teraz , a nie pod koniec podróży. To nienaturalne.... Ludzie zwykle jadą odpocząć na końcu , nie na początku. Tylko kto powiedział , że my jedziemy odpoczywać ? Nie pracujemy w kopalni, pieszo też Birmy zwiedzać nie będziemy....

Autobus do Ngwe Saung odjeżdża punktualnie. Dostajemy po butelce wody, chusteczki i dwa miejsca siedzące. Komfortowo. Teraz , żeby poczuć trochę adrenaliny podróżując po Birmie, ten kurz we włosach , czy choćby satysfakcję z pokonanych trudności trzeba by się przesiąść na wielbłąda......
Autobus już nie jest wyzwaniem.....ale ma też swoje zalety
Można się przyjrzeć nowym , miejscowym trendom......
Karaoke lub birmańska muzyka estradowa (wszystko o jedzeniu i tak bardzo tkliwie, a do tego śpiewane przez chłoptasiów-lalunie). Wydaje się , że chłoptasie-lalunie to przyszłość birmańskiego narodu. Tylu ich jest i są wszędzie. Każdy chce wyglądać jak ten z estrady. Długie, wymiziane i nastroszone włoski. Powiedziałbym , że kultura ladyboyów wtargnęła tu z Tajlandii, ale nie....im to jeszcze przejdzie. To chwilowe
Reklamy rodem z PRL (kto pamięta ?Wyciąg z Fiuta? ten wie o co chodzi), seriale komediowe o dużym stopniu krzykliwości.....wszystko ma odwrócić naszą uwagę od tego co się dzieje za oknem......
A za oknem się dzieje....

Wstające pomału słońce oświetla swoim miękkim światłem budzące się do życia wioski. Domostwa zlokalizowane są przy drodze, jak plantacje czosnku wzdłuż rzeki Irawady. Droga daje możliwości.
Setki, tysiące małych bambusowych chatek, sklepików będących jedynie drewnianą zadaszoną platformą .Ludzie niosący na ramionach i głowach produkty przeznaczone na handel. Krowy zaprzęgnięte w drewniane powozy...
Skrzyżowania stają się centrami. Oblepione w każdą stronę bambusowymi domkami sprawiają wrażenie, iż w tym całym chaosie jakieś reguły panują. Średniowiecze, dziki wschód. Wszystko drewniane, żadnych bilboardów i tego całego azjatyckiego śmiecia i rozpiźdźla.... Czysto. Glina dopieszczona gałązkowymi miotełkami.

Dziesiątki dziewczyn o wymalowanych tanaką twarzach obsiadując skraj drogi na coś czeka. Chyba na autobus do szkoły lub do pracy. Te , które będą pracować na budowach mają szczelnie owinięte głowy chustami oraz szeroki kapelusz. Wystają tylko oczy i wymalowane na biało policzki. Jest ślicznie. Już wiem co mi się będzie najbardziej w Birmie podobać . To prowincja.....
Znajdziemy ten magiczny ogród. Musimy znaleźć. A żona dostanie swój wymarzony rower z koszyczkiem
Ale na razie nie wiemy nawet dokąd jedziemy i co tam zastaniemy....

O 11.30 w kulminacyjnym momencie zgasili telewizor. Czas na nas.....Jesteśmy na miejscu.
Wygrzebaliśmy się z autobusu , zabraliśmy bagaże , przeszliśmy sobie 100 metrów rozglądając się uważnie i.....daliśmy się porwać dwóm kierowcom motorków.
To nic , że nic nie wiemy, to nic że nie mamy pojęcia czy iść w prawo czy w lewo , to również nieważne czy orientujemy się gdzie są zlokalizowane hotele i czy mają wolne miejsca......
Na takich jak my już czekają skuterkowcy ? nie pamiętam czy kurs wzdłuż plaży Ngwe Saung kosztował 1.000 KYAT czy 2000, tak czy siak na piechotę nie polecam.....

Miasteczko nie jest nawet miasteczkiem. To jedna 300-metrowa piaszczysta uliczka obstawiona restauracyjkami , punktami usługowymi, wypożyczalniami rowerów..... Czuć klimat wczasów. Jak w Łupawsku nad jeziorem Jasień. Agroturystyka
Na tym się główne Ngwe Saung kończy. Przylega jeszcze do niego jedna średniej wielkości bambusowa wioska , w linii brzegowej znajdują się hoteliki (głównie proste bungalowy) a dalej jest już Zatoka Bengalska....
Plaża Ngwe Saung ma jakieś 15 kilometrów i wzdłuż niej trzeba szukać zakwaterowania, co też pędząc na skuterkach uczyniliśmy.

Padło na polecany przez naszych porywaczy ośrodek wczasowy Pearl Ngwe Saung. Nie skłamię , gdy napiszę , że na forum angielskim czytałem o nim jako o jednym z tańszych , a znośnych miejsc.
Wiedziałem o jego istnieniu i chociaż dobra byłaby każda inna względnie przyzwoita alternatywa, to jednak tym bardziej nie miałem nic przeciwko. Wybrzeże rządzi się swoimi prawami. Mało jest tanich miejsc hotelowych , ceny są wyższe....
25 usd.
Tyle kosztowała na dobę chatka nad samym morzem (pierwsza od linii brzegowej). Ze śniadaniem.
Mogliśmy wziąć domek dwupokojowy z klimatyzacją za 30 usd, lub naszą jednopokojową norkę z wiatraczkiem , dużym łóżkiem pod moskitierą oraz łazienką w której hulał wiatr za 25 .......
Drewniane okiennice na stałe na wpół otwarte. Lokatorzy. Jaszczurka Zosia i pająk Jerzy.....tego trzeciego zadeptałem przez nieuwagę......

Bierzemy !! Bryza prosto od morza jest sto razy lepsza niż zatęchły szczelny domek z klimatyzacją.
Zimna woda. Tylko w dzień. Elektryczność - tylko w nocy (od 18-tej)....
No i czego więcej trzeba ?
-- Rowerków z koszyczkiem.
W ?miasteczku? po 1500 KYAT za dobę
Rzucamy toboły i w drogę !! Na rekonesans......Wyśpimy się na emeryturze, albo i dalej....
Plan na dzień pierwszy z czterech jakie tu spędzimy :
-- ogarnąć okolicę
-- znaleźć Magiczny Ogród
-- opracować plan jutrzejszego ataku na Magiczny Ogród - koniecznie przed świtem, pod osłoną nocy poprzez inwazję rowerami od strony wody do tego plan ewakuacji oraz założenia BHP.
-- namierzyć najlepsze i największe Red Snappery z grilla (wygraliśmy 200 KYAT w kapslowej loterii Myanmara)....
--.....i takie tam drobne przyjemności.....






Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/   Music 2

Strony

Wyszukaj w trip4cheap