Nel, no niestety covid totalnie pokiereszował nam wszystkim plany! a teraz to juz w ogole niewiadomo co myśleć! ( wg prognoz ma byc coraz gorzej a "epicentrum" tej zarazy ma przypaść na luty/marzec - normalnie załamka!!!
no dobra ... widzę, ze poza Nel, nikt tu nie zgląda, to czas kończyc ten wątek... w końcu nie każde miejsce- każdemu musi przypaść do gustu.
Z Janowca ( z zamku) są dwa kroki do maleńkiego skansenu, który liczy sobie 4, moze z górą pięć obiektów;
w zasadzie to żaden tam skansen, tylko taka po prostu zagroda i to tez nie do końca; są to przeniesione z terenów lubelszczyzny stare, drewniane obiekty budownictwa głównie wiejskiego : mały domek mieszkalny i kilka budynków gospodarczych, lamus z wozownią, stodoła, spichlerzyk i tyle
prawdziwym kąskiem ( pod względem wieku) jest niezwykle stara krypa rzeczna wykopana z dna Wisły
a co dziwne- wcale nie wygląda na tak starą w dodatku przeleżałą w wodzie....!
( ha ha... ktoś jej nawet odjął całe millenium! )
niektóre tratwy flisackie pływające dziś po Dunajcu wygladają chyba gorzej
prawdziwą ozdobą tego skansenu jest tu piekny modrzewiowy, barokowy dwór przeniesiony ze wsi Moniaki , który został uratowany przezd zagładą
Asia, z tymi "przenosinami" związana jest cała smutna, choć i bardzo ciekawa historia; to żmudne i wieloletnie starania jednego z członków rodziny ostatnich właścicieli doprowadziły do ocalenia tego Dworu od totalnej zagłady (zainteresowanym szerzej polecam poczytać więcej w źródłach dostępnych w sieci, np. tutaj:
na koniec wycieczki, w "drodze do domu" zahaczamy jeszcze o Czarnolas Jana Kochanowskiego , w którym poeta spędził ostatnią dekadę swojego życia.
Okres czarnoleski nie był zbyt dla niego szczęśliwy; pochował tu swojego brata, dwie córki (szczególnie ukochaną Urszulę) i szwagra.
Wchodzimy na teren okazałego Parku; już od głównej bramy widać w oddali schowany biały Dwór który jest symetrycznie posadowiony na osi bramy wjazdowej.
Ten biały dworek widoczny z daleka - to nie jest tak naprawdę dom, w którym mieszkał Kochanowski, jak można by mylnie sądzić, bo powstał znacznie później....;
Po Kochanowskich bowiem kolejnym właścicielem tego majątku stał się Józef A. Jabłonowski, który pełnił funkcję wojewody nowogrodzkiego, a w wolnym czasie zajmował się dokumentacją życia Mikołaja Kopernika i Jana Kochanowskiego.
Ten obecny XIX wieczny Dwór, który widzimy , został odbudowany po 1853 r., kiedy to spłonął pierwszy, znajdujący sie tu wcześniej drewniany dworek Jabłonowskich.
Dzis w tym budynku miesci się Muzeum Jana Kochanowskiego otoczonym urodziwym i pięknie utrzymanym parkiem w stylu angielskim;
gdybyśmy przyjechali tu nieco wcześniej, zwiedzilibyśmy z pewnością wnetrza Dworku z ekspozycją stałą z zebranymi tu pamiątkami po poecie - naszym ojcu literatury narodowej , ale niestety trochę za późno tu dotarliśmy , bo pocałowaliśmy przysłowiową klamkę, ponieważ ostatnich zwiedzających wpuszczają do wewnątrz na pół godziny przed zamknięciem , więc spóźnilismy się o włos, dokładnie o 15 minut!
no trudno.... ; łazimy więc wokół po Parku....
przed dworkiem stoi pomnik poety dłuta Mieczysława Weltera
patrząc na pomnikową stópkę Pana Jana - już wiemy, że buciki miał jak "podolski złodziej" , o ile rzeźbiarz nie dołożył mu nieco tego ozmiaru (choć ze źródeł wiadomo, że Kochanowski wysokim mężczyzną był, więc i rozmiar nóżki mógł miec słuszny!)
idziemy na tyły dworku...
to tutaj, na tyłach znajdowało się oryginalne domostwo, gdzie mieszkała rodzina Kochanowskich, ale z tego zostały jedynie ruiny, na których postawiono obecną kaplicę
w tej kaplicy - pochowani są członkowie rodu Jabłonowskich, właścicieli istniejącego Dworu
w parku nieopodal tej Kaplicy , w miejscu gdzie rosła "słynna lipa" postawiono niewielki, pamiątkowy obelisk poświęcony trenom Kochanowskiego, w których poeta opłakiwał śmierć ukochanej córeczki
po lewej strony Dworu, stoi niewielki drewniany, urokliwy domeczek w którym ulokowała się obecnie Dyrekcja Parku, a który pokazywała Nelcia latem w swoich czarnoleskich kolażach - jak niesamowicie obrósł tym dzikim winem i bluszczem ; wtedy , kilka lat temu, nie był jeszcze aż tak zarośnięty, ale kto ma te rosliny w ogrodzie, ten wie jak potrafią być agresywnie ekspansywne i bez interwencji człowieka w kilka lat potrafią zamienić obrasający budynek w totalną dżunglę
i opuszczamy czarnoleskie włości Jana Kochanowskiego....
a na parkingu stoi ( lub stał? , bo nie wiem czy jeszcze istnieje? ) taki oto kiosk rodem z socrealu przeniesiony z czasów Polski Ludowej!
napisy głoszą stosownie do miejsca, że Fraszki i Treny Pana Jana można w nim nabyć; niestety w czasie naszej obecności tam- tylko teoretycznie, bowiem przybytek ów zamnknięty był na kilka kłódek
i to juz wszystko z moich puławsko-kazimierskich i czarnoleskich okolic, którymi nie za bardzo byliście (poza Nelcią) zainteresowani, ale i tak dziękuję Wszystkim zaglądającym tu tak "po cichu" , może kiedyś się coś z tego przyda - tym, którzy zechcą się wybracćna małą wycieczkę w okolice przeurokliwego Kazimierza nad Wisłą....
Dzięki Piea, czytałam . A z bluszczami w moim ogrodzie walczę bezskutecznie. Gdyby chciały rosnąć tylko tam gdzie się je wsadziło byłoby ok. A tak pokazanego przez Ciebie i Nel domku niedługo nie będzie w ogóle widać.
super było z tobą popodróżować w odwiedzone przeze mnie całkiem niedawno miejsca. A do niektórych sama nie dotarłam a z tobą tak.
Dla mnie to są tak magiczne miejscówki ,że można je odwiedzać co roku.
Koguta następnym razem muszę zjeść i zobaczyć zachód w Kazimierzu, bajeczne są te co pokazałaś nad Wisłą..
Nel, dzięki wielkie! cieszy mnie, że ta relacyjka, sprawiła Ci przyjemnośc... zwłaszcza, że masz wszystko "swieżo przed oczami" ; ja tam tez moge jeździć wielokrotnie... a w ciagu ostatnich lat bylismy tam z 5 razy! i wiem, że to jeszcze nie koniec....
tak mi sie jeszcze przypomniało przy okazji... z reguły jak jeździmy do Kazimierza, to zawsze obieramy trasę z Warszawy p/ Grójec/ Białobrzegi/ Kozienice, ale raz nam się zdarzyło(przy okazji wczesniejszego pobytu) , że wracaliśmy drugą stroną Wisły p/ Dęblin (nie pamiętam już dlaczego? pewnie były jakies remonty dróg/ objazdy... te rzeczy???) i po drodze wstąpiliśmy do Gołębia! (nie...nie do żadnego Pana Gołębia tylko do wioski o takiej nazwie ) a w Gołębiu jest bardzo ładny domek loretański... jeden z wielu takich domków w Polsce; są to tzw loreta, czyli skrotowo po prostu domki loretańskie, które są takimi trwałymi pomnikami popularności kultu Matki Boskiej Loretańskiej, uprawianego na dość dużą skalę w czasach kontrreformacji i po soborze w Trydencie.
o taki:
Nie wiem dokładnie ile ich jest w Polsce ? , ale na pewno trochę! najważniejszy jest ten we włoskim Loreto (stąd nazwa) , a z tych kltóre widziałam jest na pewno w warszawie i w Krakowie.
to tylko takie małe wtrącenie na maryginesie przy okazji bliskości Kazimierza ...
Piea, śliczny budynek , dzieki. Następnym razem jak będę jechać w te okolice to zaczepię o Gołębia *biggrin*.
Do Czarnolasu też zajrzę ponownie, bo bardzo mi sie tam podobało A przy okazji sprawdzę czy ten domek jeszcze bardziej zarósł he he . I do muzeum wdepnę..
Nel, no niestety covid totalnie pokiereszował nam wszystkim plany! a teraz to juz w ogole niewiadomo co myśleć! ( wg prognoz ma byc coraz gorzej a "epicentrum" tej zarazy ma przypaść na luty/marzec - normalnie załamka!!!
no dobra ... widzę, ze poza Nel, nikt tu nie zgląda, to czas kończyc ten wątek... w końcu nie każde miejsce- każdemu musi przypaść do gustu.
Z Janowca ( z zamku) są dwa kroki do maleńkiego skansenu, który liczy sobie 4, moze z górą pięć obiektów;
w zasadzie to żaden tam skansen, tylko taka po prostu zagroda i to tez nie do końca; są to przeniesione z terenów lubelszczyzny stare, drewniane obiekty budownictwa głównie wiejskiego : mały domek mieszkalny i kilka budynków gospodarczych, lamus z wozownią, stodoła, spichlerzyk i tyle
prawdziwym kąskiem ( pod względem wieku) jest niezwykle stara krypa rzeczna wykopana z dna Wisły
a co dziwne- wcale nie wygląda na tak starą w dodatku przeleżałą w wodzie....!
( ha ha... ktoś jej nawet odjął całe millenium! )
niektóre tratwy flisackie pływające dziś po Dunajcu wygladają chyba gorzej
prawdziwą ozdobą tego skansenu jest tu piekny modrzewiowy, barokowy dwór przeniesiony ze wsi Moniaki , który został uratowany przezd zagładą
Piea
Jaki przepiekny ten dworek !!! prawdziwe cudeńko. Dobrze,że został uratowany
No trip no life
Mnie bardziej intryguje samo „przeniesienie dworu”. To nie lada przedsięwzięcie, trzeba prawdziwych fachowców a i koszty ogromne. Kto to sfinansował?
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Asia, z tymi "przenosinami" związana jest cała smutna, choć i bardzo ciekawa historia; to żmudne i wieloletnie starania jednego z członków rodziny ostatnich właścicieli doprowadziły do ocalenia tego Dworu od totalnej zagłady (zainteresowanym szerzej polecam poczytać więcej w źródłach dostępnych w sieci, np. tutaj:
http://moniaki.eu/pdf/part14.pdf
Piea
na koniec wycieczki, w "drodze do domu" zahaczamy jeszcze o Czarnolas Jana Kochanowskiego , w którym poeta spędził ostatnią dekadę swojego życia.
Okres czarnoleski nie był zbyt dla niego szczęśliwy; pochował tu swojego brata, dwie córki (szczególnie ukochaną Urszulę) i szwagra.
Wchodzimy na teren okazałego Parku; już od głównej bramy widać w oddali schowany biały Dwór który jest symetrycznie posadowiony na osi bramy wjazdowej.
Ten biały dworek widoczny z daleka - to nie jest tak naprawdę dom, w którym mieszkał Kochanowski, jak można by mylnie sądzić, bo powstał znacznie później....;
Po Kochanowskich bowiem kolejnym właścicielem tego majątku stał się Józef A. Jabłonowski, który pełnił funkcję wojewody nowogrodzkiego, a w wolnym czasie zajmował się dokumentacją życia Mikołaja Kopernika i Jana Kochanowskiego.
Ten obecny XIX wieczny Dwór, który widzimy , został odbudowany po 1853 r., kiedy to spłonął pierwszy, znajdujący sie tu wcześniej drewniany dworek Jabłonowskich.
Dzis w tym budynku miesci się Muzeum Jana Kochanowskiego otoczonym urodziwym i pięknie utrzymanym parkiem w stylu angielskim;
gdybyśmy przyjechali tu nieco wcześniej, zwiedzilibyśmy z pewnością wnetrza Dworku z ekspozycją stałą z zebranymi tu pamiątkami po poecie - naszym ojcu literatury narodowej , ale niestety trochę za późno tu dotarliśmy , bo pocałowaliśmy przysłowiową klamkę, ponieważ ostatnich zwiedzających wpuszczają do wewnątrz na pół godziny przed zamknięciem , więc spóźnilismy się o włos, dokładnie o 15 minut!
no trudno.... ; łazimy więc wokół po Parku....
przed dworkiem stoi pomnik poety dłuta Mieczysława Weltera
patrząc na pomnikową stópkę Pana Jana - już wiemy, że buciki miał jak "podolski złodziej" , o ile rzeźbiarz nie dołożył mu nieco tego ozmiaru (choć ze źródeł wiadomo, że Kochanowski wysokim mężczyzną był, więc i rozmiar nóżki mógł miec słuszny!)
idziemy na tyły dworku...
to tutaj, na tyłach znajdowało się oryginalne domostwo, gdzie mieszkała rodzina Kochanowskich, ale z tego zostały jedynie ruiny, na których postawiono obecną kaplicę
w tej kaplicy - pochowani są członkowie rodu Jabłonowskich, właścicieli istniejącego Dworu
w parku nieopodal tej Kaplicy , w miejscu gdzie rosła "słynna lipa" postawiono niewielki, pamiątkowy obelisk poświęcony trenom Kochanowskiego, w których poeta opłakiwał śmierć ukochanej córeczki
po lewej strony Dworu, stoi niewielki drewniany, urokliwy domeczek w którym ulokowała się obecnie Dyrekcja Parku, a który pokazywała Nelcia latem w swoich czarnoleskich kolażach - jak niesamowicie obrósł tym dzikim winem i bluszczem ; wtedy , kilka lat temu, nie był jeszcze aż tak zarośnięty, ale kto ma te rosliny w ogrodzie, ten wie jak potrafią być agresywnie ekspansywne i bez interwencji człowieka w kilka lat potrafią zamienić obrasający budynek w totalną dżunglę
i opuszczamy czarnoleskie włości Jana Kochanowskiego....
a na parkingu stoi ( lub stał? , bo nie wiem czy jeszcze istnieje? ) taki oto kiosk rodem z socrealu przeniesiony z czasów Polski Ludowej!
napisy głoszą stosownie do miejsca, że Fraszki i Treny Pana Jana można w nim nabyć; niestety w czasie naszej obecności tam- tylko teoretycznie, bowiem przybytek ów zamnknięty był na kilka kłódek
i to juz wszystko z moich puławsko-kazimierskich i czarnoleskich okolic, którymi nie za bardzo byliście (poza Nelcią) zainteresowani, ale i tak dziękuję Wszystkim zaglądającym tu tak "po cichu" , może kiedyś się coś z tego przyda - tym, którzy zechcą się wybracćna małą wycieczkę w okolice przeurokliwego Kazimierza nad Wisłą....
Dziekuję,
The End!
Piea
Tak, ja tez zaczepiłam w drodze powrotnej o Czarnolas i .. też nie weszłam do środka. Przepiękne miejsce i takie dla mnie "uduchowione"..
A tu ten obrośnięty domek o którym Piea wspomina, bardzo zarósł , choc tak bardzo widowiskowo. Żadnego okna nie widać..
A tego kiosku z pamiatkami nie widziałam, chyba już nie ma..
No trip no life
Dzięki Piea, czytałam . A z bluszczami w moim ogrodzie walczę bezskutecznie. Gdyby chciały rosnąć tylko tam gdzie się je wsadziło byłoby ok. A tak pokazanego przez Ciebie i Nel domku niedługo nie będzie w ogóle widać.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Piea,
super było z tobą popodróżować w odwiedzone przeze mnie całkiem niedawno miejsca. A do niektórych sama nie dotarłam a z tobą tak.
Dla mnie to są tak magiczne miejscówki ,że można je odwiedzać co roku.
Koguta następnym razem muszę zjeść i zobaczyć zachód w Kazimierzu, bajeczne są te co pokazałaś nad Wisłą..
No trip no life
Nel, dzięki wielkie! cieszy mnie, że ta relacyjka, sprawiła Ci przyjemnośc... zwłaszcza, że masz wszystko "swieżo przed oczami" ; ja tam tez moge jeździć wielokrotnie... a w ciagu ostatnich lat bylismy tam z 5 razy! i wiem, że to jeszcze nie koniec....
tak mi sie jeszcze przypomniało przy okazji... z reguły jak jeździmy do Kazimierza, to zawsze obieramy trasę z Warszawy p/ Grójec/ Białobrzegi/ Kozienice, ale raz nam się zdarzyło(przy okazji wczesniejszego pobytu) , że wracaliśmy drugą stroną Wisły p/ Dęblin (nie pamiętam już dlaczego? pewnie były jakies remonty dróg/ objazdy... te rzeczy???) i po drodze wstąpiliśmy do Gołębia! (nie...nie do żadnego Pana Gołębia tylko do wioski o takiej nazwie ) a w Gołębiu jest bardzo ładny domek loretański... jeden z wielu takich domków w Polsce; są to tzw loreta, czyli skrotowo po prostu domki loretańskie, które są takimi trwałymi pomnikami popularności kultu Matki Boskiej Loretańskiej, uprawianego na dość dużą skalę w czasach kontrreformacji i po soborze w Trydencie.
o taki:
Nie wiem dokładnie ile ich jest w Polsce ? , ale na pewno trochę! najważniejszy jest ten we włoskim Loreto (stąd nazwa) , a z tych kltóre widziałam jest na pewno w warszawie i w Krakowie.
to tylko takie małe wtrącenie na maryginesie przy okazji bliskości Kazimierza ...
Piea
Piea, śliczny budynek , dzieki. Następnym razem jak będę jechać w te okolice to zaczepię o Gołębia *biggrin*.
Do Czarnolasu też zajrzę ponownie, bo bardzo mi sie tam podobało A przy okazji sprawdzę czy ten domek jeszcze bardziej zarósł he he . I do muzeum wdepnę..
No trip no life