Znowu udało mi się namówić Siostrę na wspólne wakacje. Tym razem miało być relaksująco, bez napiętego grafiku, z książką i bez zegarka. I właściwie tak było.
Nasza baza była w Mlini, kilka kilometrów od Dubrownika. 31 maja wylądowałyśmy na dubrownickim lotnisku, ja rano, Siostra po południu, każda leciała od siebie. Przed sezonem szkolno-wakacyjnym jest dość tanio, oprócz jedzenia w knajpach, choć przypuszczam, że to bliskość Dubrownika wiecznie obleganego przez turystów utrzymuje obiadki w wysokiej cenie. Tak informacyjnie: wynajęte studio €210 za tydzień (bardzo przyjemne, z dobrą klimą, po niedawnym remoncie), auto citroen c1 wypożyczone na lotnisku, po wcześniejszej rezerwacji przez holidayautos.com, z ubezpieczeniem €70 za tydzień. Cytrynka była funkiel nówka, przebieg 8km!
Mlini to bardzo mała miejscowośc, przylepiona i przemieszana z drugą, Srebreno. I właśnie plaża w Srebreno była najbliżej kwatery, 5 minut spacerkiem. Po drodze spory market, piekarnia, bary, knajpy, restauracje z obrusami i jeden duży hotel, choć mało nachalny dla oka. Dwa kroki od kwatery przystanek autobusowy, do Dubrownika kursy co pół godzinki. Plaża z otoczakami, czasem z cieniem rzucanym przez piniowe drzewa. Obydwie mieścinki nie mają typowej starówki, jedynie stare domy, trzy kościółki, porzucone posiadłości, dwa porciki i oczywiście też nowe zabudowania.
A wygląda to tak:
Woda kryształowo czysta, 24 stopnie. Przez pierwsze dwa dni wchodziło się z lekkim szokiem termicznym, ale po minutce już było bardzo komfortowo. Zasolenie wysokie, ale to plus, bo bez wysiłku można się "unosić" na wodzie. Ale pod wodą troche nudno, bardzo mało rybek. Mam takie nieprzyjemne wrażenie, że za każdym razem jak jestem w Chorwacji (to był czwarty) to rybek jest coraz mniej.
Absolutnym hitem tego urlopu były śniadanka na plaży! Taka zwykła kanapka z soczystą papryką smakuje wtedy zupełnie inaczej. A okruszki po śniadaniu robiły furore wśród mrówek.
Jak już się człowiek dobrze namoczył to zachciało się ruszyć tyłek.
Kierunek Dubrownik. Te kilka kilometrów można podjechać miejskim autobusem (nie chce nam się auta ruszać), ale można też skorzystać z wodnej taksówki. I to właśnie zrobiłyśmy. Na tej trasie (Dubrownik - Mlini - Cavtat kawałek dalej) pływają dwie firmy. Cena jest taka sama, bilety można zakupić w kilku stoiskach przy plaży. Inne wycieczki morskie też można tam zakupić, ale tym razem nie mamy ochoty. Bilet jest od razu powrotny (w jedną strone nie ma) i kosztuje 100kun. Łajby pływają dość często, 3 kursy na godzine.
Czekamy na naszą water taxi. Porcik malutki, ale coś tam się dzieje.
Jest i nasza łajba.
Rejs trwa około 20 minut. Nie buja, daszek chroni przed słońcem. Po drodze widoki na mniejsze i większe klify.
W połowie góry jest droga, słynna jadranska magistrala, ciągnie się od pólnocy na południe kraju prawie cały czas wzdłuż wybrzeża. A tuż pod nią małe poletko z winoroślą.
Nad miastem czuwa góra Srd (tak, tak, bez samogłosek). Można tam wejść na własnych nogach przygotowaną ścieżką, wyjechać kolejką linową lub wjechać autem. Na górze jest fort, a w nim Muzeum Wojny Bałkańskiej.
I jesteśmy. Ruch jak na Marszałkowskiej. Tu nigdy nie jest poza sezonem.
No to lecimy z tym spacerem. Stare miasto jest w całości otoczone murami obronnymi i wydaję się być w całości zbudowane z kamienia i czerwonych dachówek. W planach mamy spacery po urokliwych uliczkach. Tym razem odpuszczamy spacer po murach, to zrobiłyśmy już 4 lata temu.
Na pierwszy ogień idzie Katedra Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny z XVIIw
W katedrze znajduje się bogaty choć miniaturowy skarbiec. Najbardziej interesujące są nogi, ręce, głowy całe zatopione w złocie. A złota tam jest tyle, że stu chłopa by tego nie wyniosło za jednym zamachem. Wstęp płatny, 20 kun, ale warto. Niestety nie wolno tam robić zdjęć, więc wrzucam dwa z netu.
Pałac Rektorów, kiedyś siedziba władz, teraz muzeum historyczne. Akurat w remoncie, więc zamknięte.
Kościół św. Błażeja
I następny kościół, ale za nic w świecie nie mogę dojść który to. Zgaduję, że Kościół św. Zbawiciela z XVIw.
Tajnym przejściem wchodzimy do najstarszej apteki w Europie. Założona była przez Franciszkanów w 1317 roku. Jest tam małe muzeum zawierające stare księgi z przepisami na mikstury i lekarwstwa, porcelane apteczną, odważniki i wagi, no i kilka sakralnych obrazów. Jest też działająca apteka. Ale najpiękniejsze jest atrium w tym budynku.
Docieramy do Muzeum Etnograficznego. W środku przemiła pani informuje nas, że nie ma biletów!!!! Do muzeum można wejść jedynie z Dubrovnik Card. My karty nie kupiłyśmy bo to miał być ostatni płatny punkt zwiedzania.
Mała informacyjna dygresja: karta na 1 dzień, 3 dni i 7 dni kosztuje odpowiednio 180, 225 i 315 kun kupując online. Opłaca się jeśli jesteście tam pierwszy raz i chcecie połazić po muzeach, obejmuje też dość drogie wiejście na mury. www.dubrovnikcard.com
No i patrzymy pani w oczy, pani patrzy nam, namawia na karte, ale zupełnie nam się nie opłaca. Troszeczke żałując dziękujemy pani za informacje i robimy odwrót. Pani jednak po krótkim namyśle konspiracyjnie nas woła do siebie i mówi, że możemy sobie wejść gratis. No kocham ten kraj. To już drugi raz kiedy ktoś machnął ręką na pieniądze. Bo dnia pierwszego dostałam wodę w małym sklepiku z pamiątkami. Kun jeszcze nie miałam, euro za grube, a terminala nie było. Odkładałam juz tę wodę spowrotem do lodówki, a pani do mnie, że gratis!!!! Bosko!!!! Wróciłam potem z kunami i zapłaciłam, w końcu na wode mnie stać, a biznes to biznes.
Człowiek nie wielbłąd.... idziemy do najbardziej znanej knajpy w mieście, za murami, na klifie.
Ceny przesadzone, ale widoki bezcenne.
Plątamy się jeszcze chwile.
To był długi spacer. Stare miasto jest dość kompaktowe, ale by na spokojnie zwiedzić to chyba dwóch dni potrzeba.
Kierujemy się do portu, by się zaokrętować i wrócić do siebie. Bo jeszcze obowiązkowo musimy wskoczyć do morza, bo dzień bez namaczania to dzień stracony.
Nelciu, apteka była i jest w tym budynku z atrium, wyglądała prawie normalnie. NO PHOTO. Jedno marne przez szybke się udało spod pachy pstryknąć. Natomiast małe muzeum jakoś nie powaliło, nie ma ani jednego zdjęcia.
...heee, Chorwacja cały czas sie nam..."wymyka" więc ogladam z przyjemnością !!! : )
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
jak leniuchowanie to jestem szczególnie w weekend
Znowu udało mi się namówić Siostrę na wspólne wakacje. Tym razem miało być relaksująco, bez napiętego grafiku, z książką i bez zegarka. I właściwie tak było.
Nasza baza była w Mlini, kilka kilometrów od Dubrownika. 31 maja wylądowałyśmy na dubrownickim lotnisku, ja rano, Siostra po południu, każda leciała od siebie. Przed sezonem szkolno-wakacyjnym jest dość tanio, oprócz jedzenia w knajpach, choć przypuszczam, że to bliskość Dubrownika wiecznie obleganego przez turystów utrzymuje obiadki w wysokiej cenie. Tak informacyjnie: wynajęte studio €210 za tydzień (bardzo przyjemne, z dobrą klimą, po niedawnym remoncie), auto citroen c1 wypożyczone na lotnisku, po wcześniejszej rezerwacji przez holidayautos.com, z ubezpieczeniem €70 za tydzień. Cytrynka była funkiel nówka, przebieg 8km!
Mlini to bardzo mała miejscowośc, przylepiona i przemieszana z drugą, Srebreno. I właśnie plaża w Srebreno była najbliżej kwatery, 5 minut spacerkiem. Po drodze spory market, piekarnia, bary, knajpy, restauracje z obrusami i jeden duży hotel, choć mało nachalny dla oka. Dwa kroki od kwatery przystanek autobusowy, do Dubrownika kursy co pół godzinki. Plaża z otoczakami, czasem z cieniem rzucanym przez piniowe drzewa. Obydwie mieścinki nie mają typowej starówki, jedynie stare domy, trzy kościółki, porzucone posiadłości, dwa porciki i oczywiście też nowe zabudowania.
A wygląda to tak:
Woda kryształowo czysta, 24 stopnie. Przez pierwsze dwa dni wchodziło się z lekkim szokiem termicznym, ale po minutce już było bardzo komfortowo. Zasolenie wysokie, ale to plus, bo bez wysiłku można się "unosić" na wodzie. Ale pod wodą troche nudno, bardzo mało rybek. Mam takie nieprzyjemne wrażenie, że za każdym razem jak jestem w Chorwacji (to był czwarty) to rybek jest coraz mniej.
Absolutnym hitem tego urlopu były śniadanka na plaży! Taka zwykła kanapka z soczystą papryką smakuje wtedy zupełnie inaczej. A okruszki po śniadaniu robiły furore wśród mrówek.
fajne schodki ! prowadzą prosto do wody
Cenki rzeczywiście miodzio i pewnie tłumów też nie ma ?
No trip no life
Nie slyszalem takiej nazwy Adriatyku jak Jadran, podobne do niczego
pstryki super świetne
Dubrownik
Jak już się człowiek dobrze namoczył to zachciało się ruszyć tyłek.
Kierunek Dubrownik. Te kilka kilometrów można podjechać miejskim autobusem (nie chce nam się auta ruszać), ale można też skorzystać z wodnej taksówki. I to właśnie zrobiłyśmy. Na tej trasie (Dubrownik - Mlini - Cavtat kawałek dalej) pływają dwie firmy. Cena jest taka sama, bilety można zakupić w kilku stoiskach przy plaży. Inne wycieczki morskie też można tam zakupić, ale tym razem nie mamy ochoty. Bilet jest od razu powrotny (w jedną strone nie ma) i kosztuje 100kun. Łajby pływają dość często, 3 kursy na godzine.
Czekamy na naszą water taxi. Porcik malutki, ale coś tam się dzieje.
Jest i nasza łajba.
Rejs trwa około 20 minut. Nie buja, daszek chroni przed słońcem. Po drodze widoki na mniejsze i większe klify.
W połowie góry jest droga, słynna jadranska magistrala, ciągnie się od pólnocy na południe kraju prawie cały czas wzdłuż wybrzeża. A tuż pod nią małe poletko z winoroślą.
Nad miastem czuwa góra Srd (tak, tak, bez samogłosek). Można tam wejść na własnych nogach przygotowaną ścieżką, wyjechać kolejką linową lub wjechać autem. Na górze jest fort, a w nim Muzeum Wojny Bałkańskiej.
I jesteśmy. Ruch jak na Marszałkowskiej. Tu nigdy nie jest poza sezonem.
No to lecimy z tym spacerem. Stare miasto jest w całości otoczone murami obronnymi i wydaję się być w całości zbudowane z kamienia i czerwonych dachówek. W planach mamy spacery po urokliwych uliczkach. Tym razem odpuszczamy spacer po murach, to zrobiłyśmy już 4 lata temu.
Na pierwszy ogień idzie Katedra Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny z XVIIw
W katedrze znajduje się bogaty choć miniaturowy skarbiec. Najbardziej interesujące są nogi, ręce, głowy całe zatopione w złocie. A złota tam jest tyle, że stu chłopa by tego nie wyniosło za jednym zamachem. Wstęp płatny, 20 kun, ale warto. Niestety nie wolno tam robić zdjęć, więc wrzucam dwa z netu.
Pałac Rektorów, kiedyś siedziba władz, teraz muzeum historyczne. Akurat w remoncie, więc zamknięte.
Kościół św. Błażeja
I następny kościół, ale za nic w świecie nie mogę dojść który to. Zgaduję, że Kościół św. Zbawiciela z XVIw.
Tajnym przejściem wchodzimy do najstarszej apteki w Europie. Założona była przez Franciszkanów w 1317 roku. Jest tam małe muzeum zawierające stare księgi z przepisami na mikstury i lekarwstwa, porcelane apteczną, odważniki i wagi, no i kilka sakralnych obrazów. Jest też działająca apteka. Ale najpiękniejsze jest atrium w tym budynku.
Bilet wstępu chyba 30 kun.
Pora nasycić oczy urokliwymi uliczkami
Docieramy do Muzeum Etnograficznego. W środku przemiła pani informuje nas, że nie ma biletów!!!! Do muzeum można wejść jedynie z Dubrovnik Card. My karty nie kupiłyśmy bo to miał być ostatni płatny punkt zwiedzania.
Mała informacyjna dygresja: karta na 1 dzień, 3 dni i 7 dni kosztuje odpowiednio 180, 225 i 315 kun kupując online. Opłaca się jeśli jesteście tam pierwszy raz i chcecie połazić po muzeach, obejmuje też dość drogie wiejście na mury. www.dubrovnikcard.com
No i patrzymy pani w oczy, pani patrzy nam, namawia na karte, ale zupełnie nam się nie opłaca. Troszeczke żałując dziękujemy pani za informacje i robimy odwrót. Pani jednak po krótkim namyśle konspiracyjnie nas woła do siebie i mówi, że możemy sobie wejść gratis. No kocham ten kraj. To już drugi raz kiedy ktoś machnął ręką na pieniądze. Bo dnia pierwszego dostałam wodę w małym sklepiku z pamiątkami. Kun jeszcze nie miałam, euro za grube, a terminala nie było. Odkładałam juz tę wodę spowrotem do lodówki, a pani do mnie, że gratis!!!! Bosko!!!! Wróciłam potem z kunami i zapłaciłam, w końcu na wode mnie stać, a biznes to biznes.
Człowiek nie wielbłąd.... idziemy do najbardziej znanej knajpy w mieście, za murami, na klifie.
Ceny przesadzone, ale widoki bezcenne.
Plątamy się jeszcze chwile.
To był długi spacer. Stare miasto jest dość kompaktowe, ale by na spokojnie zwiedzić to chyba dwóch dni potrzeba.
Kierujemy się do portu, by się zaokrętować i wrócić do siebie. Bo jeszcze obowiązkowo musimy wskoczyć do morza, bo dzień bez namaczania to dzień stracony.
Perejra, która to ta najstarsza apteka na fotce ? nie moge jakos zlokalizowac a ciekawa jestem
No trip no life
Nelciu, apteka była i jest w tym budynku z atrium, wyglądała prawie normalnie. NO PHOTO. Jedno marne przez szybke się udało spod pachy pstryknąć. Natomiast małe muzeum jakoś nie powaliło, nie ma ani jednego zdjęcia.
Bardzo ladne widoki .Chorwacja nie na darmo taka popularna wsrod Polakow i nie tylko
https://marzycielskapoczta.pl/
Napisz pocztowke ze swoich podrozy do chorych dzieci