Chyba czas przyspieszyć, żeby zdążyć na zachód słońca. Skały stają się coraz bardziej kolorowe.
Wyłożona płytami ścieżka, która wcześniej wiodła wzdłuż hoteli, robi się coraz mniej wygodna, pojawiają się kamienie, żwir i piach, a dalej nawet spore różnice wysokości, więc wybierającym się tutaj radzę mieć buty z grubszą podeszwą, w klapkach może nie być wygodnie.
Szlak tu skręca za górą i skosami schodzi w dół, koło tych białych domków (to chyba hotel) na zdjęciu trzeba zejść do szosy i kawałek przejść jezdnią, a potem koło budki z napojami i owocami wejść na kolejne wzgórze.
W niskim już słońcu wulkaniczny klif ma ciepły czerwono-złoty odcień.
Ze wzgórza Mauro Vouno spoglądam w tył na zatokę Mouzaki (nie wiem co oznacza nazwa, ale ładnie brzmi) aż po Skaros, a nawet przymgloną lekko, odległą Firę. Mijam kolejny kościółek, niektórzy tutaj czekają na zachód słońca, a mnie zagaduje tu Manus, Grek z Aten, i dalej razem śpieszymy się do Oia. Ale trudno iść szybko, gdy co chwilę coś przyciąga wzrok...
Schodzimy ze wzgórza, w końcu znowu pojawiają się zabudowania i hotele, to Finikia dalej przechodząca w Oia. No i niestety słońce zachodzi, na razie za budynkami, jednak widać już, że nie zdążymy dojść do klifu, zanim zejdzie za linię morza. Ale przecież zwykle jeszcze przez jakiś czas, gdy słońce schowa się za horyzontem, niebo pozostaje kolorowe, wiec liczę, że przynajmniej to się uda zobaczyć.
Widzicie na ostanim zdjęciu kawałeczek słońca?
Idziemy dalej. Za nami zostają domki, hotele i kościoły nad malutkim portem Armeni, przed nami pusta uliczka wyłożona podobno oryginalnymi starożytnymi płytami, na nich jeszcze widać słoneczne refleksy, więc szybko, szybko w stronę słońca…
No i… cel mojej wędrówki prawie osiągnięty, gdyby nie ci, którzy już się napatrzyli i teraz spieszą na parking, do autobusu czy gdzieś tam...
I tyle zostało z zachodu słońca...
Gdy już się trochę przerzedziło, idziemy za innymi na przystanek, tu z kolei są tłumy czekające na autobus, ale na trasie Oia-Fira autobusy kursują często, więc długo nie czekamy. Przesiadam się w Firze do następnego autobusu i wracam do Perissy.
Trina, cudne fotki, przyłączam się do Lordowskiego, tak niedaleko, nie trzeba latać na koniec świata....
Iwona
rozmarzyłam się co za ujęcie
Trina ślicznie Bardzo ciekawa sesja młodej pary.
...nieważne gdzie, ważne z kim...
Asia, Kasia, Iwusia
Fakt można się tam rozmarzyć, młodych par na takich romantycznych sesjach było mnóstwo, bardzo dużo z Azji, widocznie dla nich to jest egzotyka
Trina prowadź dalej
http://www.followdreams.today/
https://www.facebook.com/followdreams.today/
Chyba czas przyspieszyć, żeby zdążyć na zachód słońca. Skały stają się coraz bardziej kolorowe.
Wyłożona płytami ścieżka, która wcześniej wiodła wzdłuż hoteli, robi się coraz mniej wygodna, pojawiają się kamienie, żwir i piach, a dalej nawet spore różnice wysokości, więc wybierającym się tutaj radzę mieć buty z grubszą podeszwą, w klapkach może nie być wygodnie.
Szlak tu skręca za górą i skosami schodzi w dół, koło tych białych domków (to chyba hotel) na zdjęciu trzeba zejść do szosy i kawałek przejść jezdnią, a potem koło budki z napojami i owocami wejść na kolejne wzgórze.
W niskim już słońcu wulkaniczny klif ma ciepły czerwono-złoty odcień.
Ze wzgórza Mauro Vouno spoglądam w tył na zatokę Mouzaki (nie wiem co oznacza nazwa, ale ładnie brzmi) aż po Skaros, a nawet przymgloną lekko, odległą Firę. Mijam kolejny kościółek, niektórzy tutaj czekają na zachód słońca, a mnie zagaduje tu Manus, Grek z Aten, i dalej razem śpieszymy się do Oia. Ale trudno iść szybko, gdy co chwilę coś przyciąga wzrok...
Schodzimy ze wzgórza, w końcu znowu pojawiają się zabudowania i hotele, to Finikia dalej przechodząca w Oia. No i niestety słońce zachodzi, na razie za budynkami, jednak widać już, że nie zdążymy dojść do klifu, zanim zejdzie za linię morza. Ale przecież zwykle jeszcze przez jakiś czas, gdy słońce schowa się za horyzontem, niebo pozostaje kolorowe, wiec liczę, że przynajmniej to się uda zobaczyć.
Widzicie na ostanim zdjęciu kawałeczek słońca?
Idziemy dalej. Za nami zostają domki, hotele i kościoły nad malutkim portem Armeni, przed nami pusta uliczka wyłożona podobno oryginalnymi starożytnymi płytami, na nich jeszcze widać słoneczne refleksy, więc szybko, szybko w stronę słońca…
No i… cel mojej wędrówki prawie osiągnięty, gdyby nie ci, którzy już się napatrzyli i teraz spieszą na parking, do autobusu czy gdzieś tam...
I tyle zostało z zachodu słońca...
Gdy już się trochę przerzedziło, idziemy za innymi na przystanek, tu z kolei są tłumy czekające na autobus, ale na trasie Oia-Fira autobusy kursują często, więc długo nie czekamy. Przesiadam się w Firze do następnego autobusu i wracam do Perissy.
Anusia, jak widzisz w porównaniu z Twoim zachodem w Oia, mój był całkiem słaby. I wyobraź sobie, że w dodatku to był najlepszy
nie jest źle a te tłumy kojarze u nas to samo było. My bylyśmy na jakiś ruinach na samym końcu, więc trochę zeszło zanim sie stamtąd wydostaliśmy
http://www.followdreams.today/
https://www.facebook.com/followdreams.today/
Dzięki za pocieszenie, zobaczysz następny - w wersji industrialnej, juz w Akrotiri