zapomniałam wam powiedzieć ,że jak podchodziliśmy do obozu na 4700 spotkaliśmy dwóch polaków,weszli ale powiedzieli żeby wspinać się w nocy bo jakbyśmy w dzień widziel to na co się porywali to byśmy rezygnowali
-
-
-
a na niebie cały czas księżyc i to pełnia ,już chciałam wyć do tego księżyca żeby pozwolił już wyjść słońcu
-
-
-
-
-
gdzieś tam u góry słyszymy krzyki
-
-
-
a u nas na dole mozolna wspinaczka
-
-
raz nas inne grupy wyprzedzają,potem my ich ,mimo naszych postojów jesteśmy w czołówce,ja ty bardziej jestem dumna z siebie ,że mijamy młodsze grupy
-
-
-
chyba tak jak przewidział Richard koło 6 osiągneliśmy punkt gilisms
boże jaka ulga
-
-
czyli jakieś zaświadczenie że tu byliśmy będziemy mieli
-
-
siedzimy i Richard się pyta czy chcemy iść dalej??
-
-
my już na ostatnicch dechach,wyobrażacie sobie że nawet nie chciałam zrobić zdjęcia i to nawet nie aparatem ,bo za dużo wysiłku z wyiąganiem ,ale nawet komórki tata nie ma siły wyciagać, a ja to samo .tak więc żadnego zdjęcia
-
-
no więc pytanie -umieramy tutaj czy za godzinę*help*
-
-
-tatę non stop boli głowa ,Richard aplikuje mu dwie tabletki
-
-
widzę że nie czuje się dobrze
-
-
szlak by to trafił,w końcu tyle wysiłku i to naprawdę trudno opisać słowami te 6 godzin!!!!!
-
-
-
patrzę na tę tablicę 5685m,
główny szczyt to uhuru peak 5895m
-
-
no i ????
-
-
-
kurde,tu być i nie osiągnąć celu?????
-
-
tata patrzy na mnie ...... Ruszamy dupska ,idziemy
-
-
BOZE ,MYŚLAŁAM ŻE TO TYLKO PROSTA DROGA POD GÓRĘ!!!!
-
-
ale byłam głupia.to tak jakby ona mówiła - a kto ci powiedział że mnie tak łatwo zdobyć??????
-
-
-
znów ,między skałami kluczenie i raz w górę ,raz w dół -NO ILEŻ MOŻNA
-
-
-
na filmiku mamy nakręcone jak idziemy na 4700 ,wierzcie tam szliśmy dwa razy wolniej
-
-
tatę już bierze choroba-widzę że jest mu ciężko,patrzymy a tam w oddali widać charakterystychna tabliczki i przy nich ludzie
-
-
noo,już myślałam że widzę szczyt no i dupa- to jeszcze nie szcyt tylko stella punk
-
-
to że widzę ,to jeszcze nie myślcie że jest blsko.przed nami góry i .....nie doliny tylko jeszcze bardziej góry
-
-
w końcu docieramy do stella punk i pytanie czy idziemy dalej na uhuru???
-
-
aparatu fotograficznego nie wyciągam a właściwie nie biorę od Richarda, bo w między czasie bierze mój plecak i aparatchwilę później Tomas -asystent Richarda bierze plecak taty
-
-
-
widoki przepiękne!!!!!!!!!
-
-
-
komórek nie mamy siły wyciągać/a są w kieszeniach kurtek/
-
za duży wysiłek
-
w końcu w oddali widzę to co chcemy zdobyć
-
-
-
prawdę mówiąc nawet nie wiediałam ,że doszłamgłowa spuszczona i zasuwam jak żółw -tylko jeszcze wolniej.
-
-
podchodzi do mnie Rihard i mi gratuluje ,oczywiście się rozbeczałam
/nawet teraz jak to wam przepisuję "pocą"mi się oczy/
póżniej kolejka do zdjęć -widzę izraelczyków przed nami -czyli niezgorzej nam poszło .a zdjęcia muszą iść szybko ,bo jak najszybciej trzeba schodzić na dół
w czasie krótkiego odpoczynkuwidzimy jak dwóch porterów trzyma i idzie ze słaniającą się izraelką , położyli ją na kamieniach koło nas i zaproponowałam tlen w aerozolu / w takie ustrojstwo też się zaopatrzyłam/,trochę jej pomogło,ale sama nie dawała rady się utrzymać
-
jak dotarliśmy do obozu na 4700 mieliśmy 1,5 h odpoczynku ,a później musimy zejść do obozu na 3700.tak jak przedtem Darek chciał zaraz schodzić do tego obozu tak teraz stwierdził że się stąd nie rusza
-niestety po 1,5h leżenia-,nawet ne chce się nam wyciągnąć spiworów ,przykrywamy się kurtkami, mnie sie nie chce ściągac butów -za duży wysiłek
-,bo spać nie szło trzeba było zrobic miejsce innym niespełna rozumu ludziom
--
wołają nas na obiad ,ale my tylko chcemy zupy i niech nam dają swięty spokój
-
musimy się zbierać ,do pokonania 7km ...
jesteśmy na 3700., tata już kaszle na całego*ireful3*-
Richard widząc tataę w takim stanie próbuje załatwic karetkę ,ale na razie nic z tego
meldujemy sie i do domku
kładziemy sie do łóżek ,Richard z Tomasem przychodzą badać tatę ,mierzą ciśnienie i saturację -to jest w porządku ,ale ten kaszel!!!!
wychodzą,próbujemy spać,znów pukanie -kolacja,ale my chcemy nic ew.mogą przynieść wodę z imbirem i herbatę.
kładę się do łóżka,znów ktoś puka
-
do cholery ile razy idzie otwierać te drzwi???
-no więc idzie jeszcze parę razy*ireful3**ireful3*
połowę postu 15 zrobiłam jeszcze raz teraz część zdjęć widać?
bo jak wklejam to adres podkresla mi się na czerwono
Ja widzę teraz w poście 15 pierwsze 9 zdjęć
Ja podobnie
No trip no life
Ja też))
zapomniałam wam powiedzieć ,że jak podchodziliśmy do obozu na 4700 spotkaliśmy dwóch polaków,weszli ale powiedzieli żeby wspinać się w nocy bo jakbyśmy w dzień widziel to na co się porywali to byśmy rezygnowali
-
-
-
a na niebie cały czas księżyc i to pełnia ,już chciałam wyć do tego księżyca żeby pozwolił już wyjść słońcu
-
-
-
-
-
gdzieś tam u góry słyszymy krzyki
-
-
-
a u nas na dole mozolna wspinaczka
-
-
raz nas inne grupy wyprzedzają,potem my ich ,mimo naszych postojów jesteśmy w czołówce,ja ty bardziej jestem dumna z siebie ,że mijamy młodsze grupy
-
-
-
chyba tak jak przewidział Richard koło 6 osiągneliśmy punkt gilisms
boże jaka ulga
-
-
czyli jakieś zaświadczenie że tu byliśmy będziemy mieli
-
-
siedzimy i Richard się pyta czy chcemy iść dalej??
-
-
my już na ostatnicch dechach,wyobrażacie sobie że nawet nie chciałam zrobić zdjęcia i to nawet nie aparatem ,bo za dużo wysiłku z wyiąganiem ,ale nawet komórki tata nie ma siły wyciagać, a ja to samo .tak więc żadnego zdjęcia
-
-
no więc pytanie -umieramy tutaj czy za godzinę*help*
-
-
-tatę non stop boli głowa ,Richard aplikuje mu dwie tabletki
-
-
widzę że nie czuje się dobrze
-
-
szlak by to trafił,w końcu tyle wysiłku i to naprawdę trudno opisać słowami te 6 godzin!!!!!
-
-
-
patrzę na tę tablicę 5685m,
główny szczyt to uhuru peak 5895m
-
-
no i ????
-
-
-
kurde,tu być i nie osiągnąć celu?????
-
-
tata patrzy na mnie ...... Ruszamy dupska ,idziemy
-
-
BOZE ,MYŚLAŁAM ŻE TO TYLKO PROSTA DROGA POD GÓRĘ!!!!
-
-
ale byłam głupia.to tak jakby ona mówiła - a kto ci powiedział że mnie tak łatwo zdobyć??????
-
-
-
znów ,między skałami kluczenie i raz w górę ,raz w dół -NO ILEŻ MOŻNA
-
-
-
na filmiku mamy nakręcone jak idziemy na 4700 ,wierzcie tam szliśmy dwa razy wolniej
-
-
tatę już bierze choroba-widzę że jest mu ciężko,patrzymy a tam w oddali widać charakterystychna tabliczki i przy nich ludzie
-
-
noo,już myślałam że widzę szczyt no i dupa- to jeszcze nie szcyt tylko stella punk
-
-
to że widzę ,to jeszcze nie myślcie że jest blsko.przed nami góry i .....nie doliny tylko jeszcze bardziej góry
-
-
w końcu docieramy do stella punk i pytanie czy idziemy dalej na uhuru???
-
-
aparatu fotograficznego nie wyciągam a właściwie nie biorę od Richarda, bo w między czasie bierze mój plecak i aparatchwilę później Tomas -asystent Richarda bierze plecak taty
-
-
-
widoki przepiękne!!!!!!!!!
-
-
-
komórek nie mamy siły wyciągać/a są w kieszeniach kurtek/
-
za duży wysiłek
-
w końcu w oddali widzę to co chcemy zdobyć
-
-
-
prawdę mówiąc nawet nie wiediałam ,że doszłamgłowa spuszczona i zasuwam jak żółw -tylko jeszcze wolniej.
-
-
podchodzi do mnie Rihard i mi gratuluje ,oczywiście się rozbeczałam
/nawet teraz jak to wam przepisuję "pocą"mi się oczy/
-
-
UDAŁO SIĘ!!!!
po raz pierwszy wzięłam aparat porobiłam parę zdjęć krajobrazu
póżniej kolejka do zdjęć -widzę izraelczyków przed nami -czyli niezgorzej nam poszło .a zdjęcia muszą iść szybko ,bo jak najszybciej trzeba schodzić na dół
-
-
teraz sprawdzam czas ,u góry byliśmy o 8
-
-
obiecuję z płaczem tacie że już nigdy takiego czegoś nie wymyślę
-
chowam aparat ,oddaję go Richardowi i na dół
-
-
czy wiecie że droga powrotna jest równie trudna i wyczerpująca jak w górę???
-
-
widzę takie widoki!!!!!! ale je kicham,będę je pamiętać bo nie dam rady robić zdjęć
-
-
umiecie sobie wyobrazić że schodząc w dół musiałam odpoczywać
-
-
mijamy punk glims, macham ręką -mam te najważnejsze zdjęcie
-
-
tata coraz gorzej się czuje ,dalej boli go głowa i ma zawroty
-
-po giliam znów schodzenie po skałach
w czasie krótkiego odpoczynkuwidzimy jak dwóch porterów trzyma i idzie ze słaniającą się izraelką , położyli ją na kamieniach koło nas i zaproponowałam tlen w aerozolu / w takie ustrojstwo też się zaopatrzyłam/,trochę jej pomogło,ale sama nie dawała rady się utrzymać
-
jak dotarliśmy do obozu na 4700 mieliśmy 1,5 h odpoczynku ,a później musimy zejść do obozu na 3700.tak jak przedtem Darek chciał zaraz schodzić do tego obozu tak teraz stwierdził że się stąd nie rusza
-niestety po 1,5h leżenia-,nawet ne chce się nam wyciągnąć spiworów ,przykrywamy się kurtkami, mnie sie nie chce ściągac butów -za duży wysiłek
-,bo spać nie szło trzeba było zrobic miejsce innym niespełna rozumu ludziom
--
wołają nas na obiad ,ale my tylko chcemy zupy i niech nam dają swięty spokój
-
musimy się zbierać ,do pokonania 7km ...
jesteśmy na 3700., tata już kaszle na całego*ireful3*-
Richard widząc tataę w takim stanie próbuje załatwic karetkę ,ale na razie nic z tego
meldujemy sie i do domku
kładziemy sie do łóżek ,Richard z Tomasem przychodzą badać tatę ,mierzą ciśnienie i saturację -to jest w porządku ,ale ten kaszel!!!!
wychodzą,próbujemy spać,znów pukanie -kolacja,ale my chcemy nic ew.mogą przynieść wodę z imbirem i herbatę.
kładę się do łóżka,znów ktoś puka
-
do cholery ile razy idzie otwierać te drzwi???
-no więc idzie jeszcze parę razy*ireful3**ireful3*
-
Roma co za wyprawa godna podziwu . Zdobyłas swój cel gratulacje
pstryki super świetne ale ja nie widze z 2 ostatnich postów i 36