Piwko okazuje się w cenie 30 zł za puszkę 0,33, więc tylko wymieniamy kasę i ruszamy w drogę. Przejeźdżamy góry ALMANNASKARD we Wschodnich Fiordach – jedne z najstarszych obszarów geologicznych na ziemi, gdzie można podziwiać twory skalne sprzed 20 mln lat i rzadkie okazy reniferów (mamy pecha, bo nie widzimy żadnych rogaczy
po drodze odwiedzamy Djúpivogur, w którym można tankujemy. Miasto ma około 400 mieszkańców - jest małe i urocze. Idealnie wpisuje się w wyobrażenia o typowym islandzkim miasteczku. Czerwony, drewniany budynek o nazwie Langabúð jest jednym z najstarszych na wyspie i pochodzi z 1850 roku (a część nawet z końca XVIII w.).
Zjeźdżamy na drogę 939 - przełęcz Oxi. Droga jest trudna i bardzo kręta, ale widoki zapierają dech w piersiach. Moja córcia na odcinku 40 km naliczyła ponad 100 różnych wodospadów.
w tym miejscu zrobiliśmy sobie przerwę i porzucaliśmy się śnieżkami
po dobrej godzice dobijamy do głównej drogi numer 1 i kierujmy się na północ.
W planach mamy dwugodzinny trek do wodospadu - Hengifoss, który jest trzecim pod względem wysokości wodospadem Islandii, spada z bazaltowej ściany (118 m), poziomo ubarwionej na czerwono warstwami gliny. Wszelkie nasze plany krzyżuje deszcz, który pada dosyć mocno i równo...objeżdżamy zatem jezioro Lagarfljót i podążamy do naszej noclegowni w Egilsstadir - Guesthousu Sara. Cena 18555 ISK. W miasteczku tym znajduje się market Bonus, gdzie robimy zakupy na kolejne trzy dni.
Mając sporo czasu, postanawiamy wyskoczyć do oddalonego od naszej miejscowości o 26 km urokliwego miasteczka Seyðisfjörður. Wyróżnia się ono tym, że przyjezdnych jest mniej od miejscowych, a widoki po drodze zapierają dech w piersiach. Musimy przedrzeć się przez góry, na poboczach leży sporo śniegu, temperatura spada gwałtownie do +3 ˚ a my cały czas pniemy się coraz to wyżej i wyżej...
na szczycie takie widoczki
i zjeżdżamy na dół w kierunku miasteczka Seyðisfjörður. Po drodze jeszcze zatrzymujemy się przy wodospadach Mulafoss i Gufufoss.
Huragan... też tak uważam, że pogoda nie straszna, jak ma się odpowiedni strój na sobie *smile*.
Młoda fotografuje jeszcze kaczuszki..
i wracamy z powrotem tą samą drogą, przbijajac się przez gęste chmurzyska, do naszej norki w Egilsstadir.
Nazajutrz czeka nas długa, jak na nasze warunki podróży po Islandii, trasa i w zalezności od jazdy albo uda nam się wyskoczyć po południu na wieloryby, albo atrakcję tę przełożymy na ranek dnia następnego.
Wyjeżdżamy z samego rana, mając w planach zdobycie tylko tych najważniejszych punktów zaznaczonych na mapie, jednak już po przejechaniu kilkunastu kilometrów widzimy bardzo malowniczy wodospad... statyw, kadrowanie.... zawsze to chwilę trwa
Widzimy wreszcie słońce, które nieśmiało zaczyna przebijać się przez chmury... kilka zdjęć z trasy, która wcześniej wyglądała pewnie bardzo dobnie, ale przez wszechogarniające nas chmury, niewiele mogliśmy zobaczyć.
zdjęcia robione podczas jazdy, w jednej ręce kierownica, w drugiej aparat
tu już droga szutrowa... podążamy w kierunku wodospadu Dettifoss
Piwko okazuje się w cenie 30 zł za puszkę 0,33, więc tylko wymieniamy kasę i ruszamy w drogę. Przejeźdżamy góry ALMANNASKARD we Wschodnich Fiordach – jedne z najstarszych obszarów geologicznych na ziemi, gdzie można podziwiać twory skalne sprzed 20 mln lat i rzadkie okazy reniferów (mamy pecha, bo nie widzimy żadnych rogaczy
po drodze odwiedzamy Djúpivogur, w którym można tankujemy. Miasto ma około 400 mieszkańców - jest małe i urocze. Idealnie wpisuje się w wyobrażenia o typowym islandzkim miasteczku. Czerwony, drewniany budynek o nazwie Langabúð jest jednym z najstarszych na wyspie i pochodzi z 1850 roku (a część nawet z końca XVIII w.).
Zjeźdżamy na drogę 939 - przełęcz Oxi. Droga jest trudna i bardzo kręta, ale widoki zapierają dech w piersiach. Moja córcia na odcinku 40 km naliczyła ponad 100 różnych wodospadów.
w tym miejscu zrobiliśmy sobie przerwę i porzucaliśmy się śnieżkami
po dobrej godzice dobijamy do głównej drogi numer 1 i kierujmy się na północ.
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
W planach mamy dwugodzinny trek do wodospadu - Hengifoss, który jest trzecim pod względem wysokości wodospadem Islandii, spada z bazaltowej ściany (118 m), poziomo ubarwionej na czerwono warstwami gliny. Wszelkie nasze plany krzyżuje deszcz, który pada dosyć mocno i równo...objeżdżamy zatem jezioro Lagarfljót i podążamy do naszej noclegowni w Egilsstadir - Guesthousu Sara. Cena 18555 ISK. W miasteczku tym znajduje się market Bonus, gdzie robimy zakupy na kolejne trzy dni.
Mając sporo czasu, postanawiamy wyskoczyć do oddalonego od naszej miejscowości o 26 km urokliwego miasteczka Seyðisfjörður. Wyróżnia się ono tym, że przyjezdnych jest mniej od miejscowych, a widoki po drodze zapierają dech w piersiach. Musimy przedrzeć się przez góry, na poboczach leży sporo śniegu, temperatura spada gwałtownie do +3 ˚ a my cały czas pniemy się coraz to wyżej i wyżej...
na szczycie takie widoczki
i zjeżdżamy na dół w kierunku miasteczka Seyðisfjörður. Po drodze jeszcze zatrzymujemy się przy wodospadach Mulafoss i Gufufoss.
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Lordziu piekne zdjęcia i miejsca, ale wydaje mi się, że dla mnie byłoby za zimno
Bez podróży się duszę....
http://kolekcjonujacchwile.blogspot.com/
Zapraszam na spacer po miasteczku, które założone zostało w 1848 roku i wiele domów w oryginale pochodzi z tamtego okresu.
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Makono.. u nas na jesieni czy w zimie jest przecież chłodniej
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Kobiety to jednak zmarzluchy.Dla wiekszosci z nich wszystko jedno czy jest -10 stopni czy + 10 stopni-tak,czy tak jest zimno
Po zatym jak mowi stare przyslowie-nie ma nieodpowiedniej pogody,jest nieodpowiedni ubior.
https://marzycielskapoczta.pl/
Napisz pocztowke ze swoich podrozy do chorych dzieci
Huragan... też tak uważam, że pogoda nie straszna, jak ma się odpowiedni strój na sobie *smile*.
Młoda fotografuje jeszcze kaczuszki..
i wracamy z powrotem tą samą drogą, przbijajac się przez gęste chmurzyska, do naszej norki w Egilsstadir.
Nazajutrz czeka nas długa, jak na nasze warunki podróży po Islandii, trasa i w zalezności od jazdy albo uda nam się wyskoczyć po południu na wieloryby, albo atrakcję tę przełożymy na ranek dnia następnego.
trasa na dzień 29 czerwca.
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Panowie, ale na wakacjach powinno być ciepło
P.S miasteczko i budynki bardzo klimatyczne
Bez podróży się duszę....
http://kolekcjonujacchwile.blogspot.com/
Wyjeżdżamy z samego rana, mając w planach zdobycie tylko tych najważniejszych punktów zaznaczonych na mapie, jednak już po przejechaniu kilkunastu kilometrów widzimy bardzo malowniczy wodospad... statyw, kadrowanie.... zawsze to chwilę trwa
Widzimy wreszcie słońce, które nieśmiało zaczyna przebijać się przez chmury... kilka zdjęć z trasy, która wcześniej wyglądała pewnie bardzo dobnie, ale przez wszechogarniające nas chmury, niewiele mogliśmy zobaczyć.
zdjęcia robione podczas jazdy, w jednej ręce kierownica, w drugiej aparat
tu już droga szutrowa... podążamy w kierunku wodospadu Dettifoss
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Może być zimno, a w pewnych miejscach jak to powyżej to wręcz musi byc zimno...aby lodowiec nie stopniał.
Mi to nie zuepłnie przeszkadza jeśli widoczki sa tego warte.
Tylko słoneczko musi być
No trip no life