Super, że piszesz co ze sobą zabrać na "tripy". Ja bym jeszcze osobiście dodała krem z 50, sorki za wcinanie się z radami , ale kobietki tam jadą więc info musi być
Oj już czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy mega miejsc
Wojtek 1 - oczywiście, że wszelakimi poradami itd, bardzo chętnie sie podziele i na wszystkie ewentualne pytania w miare wiedzy jaką posiadam szczegółowo odpowiem Żadna to tajemnica, a nawet przyjemność pomóc ludkom chętnym odwiedzić Filipiny.
Zajączku- mały i duzy witajcie
Wiesz Ania, że właśnie tak czytałam swój wpis i dosłownie o tym samym pomyslałam, że zapomniałam wspomniec o filtrach i to o jak największych mozliwych hehehehehe, więc zedytuje powyżej dopisując te informację, bo nie wyobrażam sobie tych tripów bez filtrów
Pisanie tej relacji sprawia mi wielką przyjemność bo czuje sie tak jakbym ponownie tam była...ale czas tak szybko leci, że nawet nie zauważamy kiedy do domu już wracamy
Tak więc pojedlismy i nasz drajver skierował łódż na nastepną piękną plazyczke na ktorej mielismy czas na wodne kąpiele i podziwianie coraz ładniejszych widoczow
BYŁA TAKŻE PORA NA HUŚTAWKĘ
Na tej plazyczce było równie urokliwie, nacieszylismy sie hustawką, sesja foto sie odbyła , i lecimy dalej .....
Aga, jestem zauroczona Twoimi zdjęciami, jak tam jest pięknie Opisuj wszyściutko dokładniutko bo jestem napalona na Filipiny
A skoro tu skupili się wszyscy znawcy tematu - to mam chyba głupie pytanie: czy w okresie naszych wakacji jest w ogóle sens lecieć na Filipiny? Wiedzę na ten temat mam żadną, z szybkiego rekonesansu wnioskuję, że tam wtedy pogoda do niczego
Witaj Aga - jak potrzebujesz jakis pilnych info to pisz e na fejsa, bo ja troche czasu mam mało i nie wiem kiedy cała relacja będzie kompletna
Elu równiez witam - okres naszych wakacji to raczej nie jest dobra pora na Filipiny, ja obawiałabym sie wszelakich tajfunów i innych takich. Najlepszy okres to nasza zima- styczen-kwiecień.
Sama czytałam wiele info jaka pore najlepiej wybrać. Ponieważ Filipiny to atrakcje wodne nie ryzykowałabym ponieważ większość łodzi może wogóle nie wypłynąc na wycieczki o ile wogóle...
No dobra to płyniemy dalej i mkniemy tak sobie oglądająć cudowne strzeliste coraz to ładniejsze skałki i górki wystające z wody, a przed nami cudowny krajobraz ....
Zbliżamy się do ostatniej już na tour B wysepki PINAGBUYUTAN ISLAND - moim zdaniem najpiękniejszej z wszystkich turów ...*man_in_love*
Tu mała porada- jesli będziecie mieli okazje to poproście aby na tą wysepkę koniecznie popłynąć odrazu na początku, gdyż naprawdę warto zobaczyć ją w pełnym słońcu. My popłyneliśmy na końcu i część plaży- szczególnie ta najbardziej bajkowa z magicznym maluteńkim domeczkiem była juz spowita cieniem...ach ja nie mogę odżałować, że nie ujrzałam tego doemczku w pełnym słońcu....przed wyjazdem wiele razy oglądałm to miejsce , wszystkie możliwe filmiki i nie mogłam sie doczekać , aż tam wkońcu dotrę, ale niestety w tym całym zamieszaniu i totalnej nieświadomości, że własnie dzis będziemy ten domeczek oglądać nawet się nie domysliłam że tam płyniemy ....człowiek taki ogłupiały od tych lazurów i coraz to nowych piekniejszych zakątków, że wogóle nie pamięta co w jakiej kolejności sie będzie oglądało
Tak czy siak wysepka jest tak piękna , że brak słów aby to zobrazować. Znajduje sie na niej olbrzymi gaj palmowy- tu uwaga na spacer gdyż kokosy spadają z palmowego nieba
Za gajem palmowym znajduje sie maluteńki zakątek plażyczki z cudownym prostym domeczkiem- chyba zamieszkują tam jacyś miejscowi, nie wiem...za domeczkiem stoi kilka strzelistych palemek i wielgachna góra...no widok jest wart stu milionów dolarów, a nawet więcej....po drugiej stronie plażyczki równie pięknie, piaseczek, palemki, zielona trawka na której mozna rozłozyc kocyki, łyknąc nieco promila, aby w głowie zrobił sie mega totalny odjazd, hehehehe, jak kto woli....*yahoo*
Poniewaz totalnie ogłupiałam z wrażenia pobiegłam we wszystkie możliwe strony, aparat się zagrzał dosłownie, kamerka tez w ruch i wogóle nie wiadomo czy siedzieć i sie napawać widokiem, czy focić i robic pamiątki.....
Po cudownych chwilach spędzonych na Pinagbuytuan Island czas wracać na stały ląd
Jakos nam sie specjalnie nie spieszyło, ja osobiście mogłabym tam zostac do rana - w tym domeczku
Nasz Nico kieruje łódź bezpośrednio na plaże coron coron żebyśmy nie musieli wracać z miasta. No powiem, że była kolejna przygoda
Wszyscy sobie wyschneliśmy, ogrzalismy sie promykami juz po mału zachodzącego słoneczka...a tu wysiadka...ale zaraz co tak daleko od brzegu Niestety nie dało sie podpłynąć bliżej gdyz juz był mały odpływ i nasza większa łódź nie dałaby rady zacumować blisko brzegu....hehehehe
No to grzecznie wysiadamy gęsiego , woda całkiem rześka, hehe, nawet chłodnawa gdy ciało nagrzane od słońca Znowu trza sie rozebrać najlepiej do samego stroju żeby ciuchów nie moczyć bo zas nie wyschną szybko w tej wilgoci. Wody całkiem po pachy, hehe, fala pcha do przodu, dno bardzo kamieniste, cos tam sie lepi do nóg...no jest wesoło .... Szkoda, że nie wyciągnełam kamerki aby to nagrac bo widok był super mega- grupka ludzi idąca gęsiego, z całym osobisty bagażem na głowie, próbująca zachować względną równowagę, zaś co chwila ktoś o coś chaczy, miny jakieś takie niewyrazne, hehehehe...woda zupełnie nie przejrzysta dlatego staram sie zachować odstęp wiekszy żeby piasek na dno osiadł i żeby było widac gdzie nogi sie stawia!!! Kamole, jerzowce, trzeba naprawde uważać aby orła nie fiknąć....
Tak sobie idziemy - juz każdy obiera inny kierunek, hehehe, wkońcu po jakis kilkunastu minutach docieramy na ląd
Cóż czas powrócić do naszego wypasionego lokum i zderzyć sie z rzeczywistością
No to walczymy w łazience z zimna wodą , hehe, juz mi nawet całkiem chłodno sie zrobiło, takie rześka ta woda...na posesji sielski spokój, dwa pieski biegają - jeszcze nie wiedzą, że czeka je dziś wyżerka Po ogarnięciu bagazu z podróży, człowiek by sie zrelaksował jakoś, ale no cóż warunki u nas na chacie nie teges więc wiekszość czasu spędzamy na wypasionym tarasiku, hehehe
Dziś w planach integracyjny grill w casa avenila - czyli u nas na wiosce
Kucharze nasze w męskim wydaniu biorą się za robienie ryb na grila, sprzęt idzie w ruch...znalazło sie jakieś wiaderko, chyba od właściciela dostalismy, to trza ryby myć , woda z kraniku leci jakoś tak nieśmiale- cud, że wogóle leci, hehehehe, klimat iście agroturystyczny
A oto efekt finalny - czy to naprawdę przygotowali faceci??? coz od dawna juz wiadomo, że najlepsi kucharze to płec męska !
Był tez czas na rum , rum i jeszcze raz rum
Poniewaz mielismy własny rum trza było jeszcze skombinowac soki i lód. Lód nie był dostepny nigdzie w sklepikach przy ulicy więc zakupilismy u naszego właściciela w takich batonach, co trzeba było rozkruszyć nożem, a soki zakupiliśmy w sklepiku przy drodze, chyba dopiero w trzecim ponieważ wczesniej nigdzie nie było. Sok i tak można było kupić wyłącznie w małych puszeczkach 0,25 litra - wiekszych brak- wybór smakowy również ograniczony więć wzieliśmy ananasowy. Pani podawała trzy razy inną cenę, heheh, wkońcu wystukała na kalkulatorze swoja propozycję, ponieważ dla nas turystów są inne ceny , hehehe i tu szczęśliwy traf, jak się turysta zgodzi na cenę pierwotnie podaną o 100 procent wiekszą to dobrze, ale jak sie nie zgodzi to zaczyna się zabawa i w cenach możemy wybierać, heheheehe. Wkońcu sie udało!! Męski urok na Panią zadziałał i sprzedała w promocyjnej cenie, heheheehe!!! Za sok 0,25 litra skasowała 45 peso. No to sie kilka soków troche uzbierało, ale co tam, niech zarobią, a my mamy sok do rumu!!!
No impreza była wesoła tego wieczoru i nocy....Ale niestety nie w pełnym skałdzie, gdzyż nasz biedny Adaś (Filosek) strasznie sie po wycieczce rozchorował (juz chory do El Nido dotarł) i niestety z gorączką 38- 39 stopni leżał nieżywy . W takim samym stanie leżała z nim Marysia Oni spali w grenviews, a więc byłam o tyle spokojniesza, że leżą tacy nieżywi w lepszych warunkach pokojowych i sanitarnych !!! Bogdan z Piotrkiem chodzili ich tej nocy doglądać, czy jeszcze żyją, spali jak zabici, ale dychali
Na drugi dzień bolała nas głowa od nadmiaru filipińskiego rumu, który jest naprawdę pyszny i wchodzi jak woda....coz ja bym z niego tam zrobiła, pomógł mi przetrwać w naszym spartańskim domku gdyz rejestrowane obrazy wydawały sie wtedy jakies milsze i rozmyte co i tak nie pozbawiło mnie całkowitej czujności przed zaśnięciem- zanim usnełam pokój był 10 razy przejżany wszedzie gdzie mozliwe , hehehehe
Aga daję tylko znak - ze jestem, czytam i połykam. Zajebista relacja - czekam na cd !!!!!!!!!!!!! Buzka .
www. Podróże z globusem w torebce, gdzie skrobię swe relacje od czasu do czasu
Aga, jak się cieszę, że możesz pisać sama .
Fajnie z Wami wrócić w znajome miejsca .
Super, że piszesz co ze sobą zabrać na "tripy". Ja bym jeszcze osobiście dodała krem z 50, sorki za wcinanie się z radami , ale kobietki tam jadą więc info musi być
Oj już czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy mega miejsc
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Wojtek 1 - oczywiście, że wszelakimi poradami itd, bardzo chętnie sie podziele i na wszystkie ewentualne pytania w miare wiedzy jaką posiadam szczegółowo odpowiem Żadna to tajemnica, a nawet przyjemność pomóc ludkom chętnym odwiedzić Filipiny.
Zajączku- mały i duzy witajcie
Wiesz Ania, że właśnie tak czytałam swój wpis i dosłownie o tym samym pomyslałam, że zapomniałam wspomniec o filtrach i to o jak największych mozliwych hehehehehe, więc zedytuje powyżej dopisując te informację, bo nie wyobrażam sobie tych tripów bez filtrów
Pisanie tej relacji sprawia mi wielką przyjemność bo czuje sie tak jakbym ponownie tam była...ale czas tak szybko leci, że nawet nie zauważamy kiedy do domu już wracamy
życie to nieustająca podróż
zajączek mały ...to ty ania:)
no to dawaj aga...bo ja ciągle mysle...a ne lubie za długo
...................................................................
www.smakowanie-swiata.pl
....................................................................
Tak więc pojedlismy i nasz drajver skierował łódż na nastepną piękną plazyczke na ktorej mielismy czas na wodne kąpiele i podziwianie coraz ładniejszych widoczow
BYŁA TAKŻE PORA NA HUŚTAWKĘ
Na tej plazyczce było równie urokliwie, nacieszylismy sie hustawką, sesja foto sie odbyła , i lecimy dalej .....
życie to nieustająca podróż
Aga, fantastycznie, że wyruszyliśmy w końcu na tripy każde info dla mnie przydatne
Aga, jestem zauroczona Twoimi zdjęciami, jak tam jest pięknie Opisuj wszyściutko dokładniutko bo jestem napalona na Filipiny
A skoro tu skupili się wszyscy znawcy tematu - to mam chyba głupie pytanie: czy w okresie naszych wakacji jest w ogóle sens lecieć na Filipiny? Wiedzę na ten temat mam żadną, z szybkiego rekonesansu wnioskuję, że tam wtedy pogoda do niczego
http://corazdalej.pl/
Witaj Aga - jak potrzebujesz jakis pilnych info to pisz e na fejsa, bo ja troche czasu mam mało i nie wiem kiedy cała relacja będzie kompletna
Elu równiez witam - okres naszych wakacji to raczej nie jest dobra pora na Filipiny, ja obawiałabym sie wszelakich tajfunów i innych takich. Najlepszy okres to nasza zima- styczen-kwiecień.
Sama czytałam wiele info jaka pore najlepiej wybrać. Ponieważ Filipiny to atrakcje wodne nie ryzykowałabym ponieważ większość łodzi może wogóle nie wypłynąc na wycieczki o ile wogóle...
życie to nieustająca podróż
No dobra to płyniemy dalej i mkniemy tak sobie oglądająć cudowne strzeliste coraz to ładniejsze skałki i górki wystające z wody, a przed nami cudowny krajobraz ....
Zbliżamy się do ostatniej już na tour B wysepki PINAGBUYUTAN ISLAND - moim zdaniem najpiękniejszej z wszystkich turów ...*man_in_love*
Tu mała porada- jesli będziecie mieli okazje to poproście aby na tą wysepkę koniecznie popłynąć odrazu na początku, gdyż naprawdę warto zobaczyć ją w pełnym słońcu. My popłyneliśmy na końcu i część plaży- szczególnie ta najbardziej bajkowa z magicznym maluteńkim domeczkiem była juz spowita cieniem...ach ja nie mogę odżałować, że nie ujrzałam tego doemczku w pełnym słońcu....przed wyjazdem wiele razy oglądałm to miejsce , wszystkie możliwe filmiki i nie mogłam sie doczekać , aż tam wkońcu dotrę, ale niestety w tym całym zamieszaniu i totalnej nieświadomości, że własnie dzis będziemy ten domeczek oglądać nawet się nie domysliłam że tam płyniemy ....człowiek taki ogłupiały od tych lazurów i coraz to nowych piekniejszych zakątków, że wogóle nie pamięta co w jakiej kolejności sie będzie oglądało
Tak czy siak wysepka jest tak piękna , że brak słów aby to zobrazować. Znajduje sie na niej olbrzymi gaj palmowy- tu uwaga na spacer gdyż kokosy spadają z palmowego nieba
Za gajem palmowym znajduje sie maluteńki zakątek plażyczki z cudownym prostym domeczkiem- chyba zamieszkują tam jacyś miejscowi, nie wiem...za domeczkiem stoi kilka strzelistych palemek i wielgachna góra...no widok jest wart stu milionów dolarów, a nawet więcej....po drugiej stronie plażyczki równie pięknie, piaseczek, palemki, zielona trawka na której mozna rozłozyc kocyki, łyknąc nieco promila, aby w głowie zrobił sie mega totalny odjazd, hehehehe, jak kto woli....*yahoo*
Poniewaz totalnie ogłupiałam z wrażenia pobiegłam we wszystkie możliwe strony, aparat się zagrzał dosłownie, kamerka tez w ruch i wogóle nie wiadomo czy siedzieć i sie napawać widokiem, czy focić i robic pamiątki.....
No dobra to najpierw ten domeczek
I reszta palmowego gaju ......
a na podsumowanie mały filmik ......
życie to nieustająca podróż
Po cudownych chwilach spędzonych na Pinagbuytuan Island czas wracać na stały ląd
Jakos nam sie specjalnie nie spieszyło, ja osobiście mogłabym tam zostac do rana - w tym domeczku
Nasz Nico kieruje łódź bezpośrednio na plaże coron coron żebyśmy nie musieli wracać z miasta. No powiem, że była kolejna przygoda
Wszyscy sobie wyschneliśmy, ogrzalismy sie promykami juz po mału zachodzącego słoneczka...a tu wysiadka...ale zaraz co tak daleko od brzegu Niestety nie dało sie podpłynąć bliżej gdyz juz był mały odpływ i nasza większa łódź nie dałaby rady zacumować blisko brzegu....hehehehe
No to grzecznie wysiadamy gęsiego , woda całkiem rześka, hehe, nawet chłodnawa gdy ciało nagrzane od słońca Znowu trza sie rozebrać najlepiej do samego stroju żeby ciuchów nie moczyć bo zas nie wyschną szybko w tej wilgoci. Wody całkiem po pachy, hehe, fala pcha do przodu, dno bardzo kamieniste, cos tam sie lepi do nóg...no jest wesoło .... Szkoda, że nie wyciągnełam kamerki aby to nagrac bo widok był super mega- grupka ludzi idąca gęsiego, z całym osobisty bagażem na głowie, próbująca zachować względną równowagę, zaś co chwila ktoś o coś chaczy, miny jakieś takie niewyrazne, hehehehe...woda zupełnie nie przejrzysta dlatego staram sie zachować odstęp wiekszy żeby piasek na dno osiadł i żeby było widac gdzie nogi sie stawia!!! Kamole, jerzowce, trzeba naprawde uważać aby orła nie fiknąć....
Tak sobie idziemy - juz każdy obiera inny kierunek, hehehe, wkońcu po jakis kilkunastu minutach docieramy na ląd
Cóż czas powrócić do naszego wypasionego lokum i zderzyć sie z rzeczywistością
No to walczymy w łazience z zimna wodą , hehe, juz mi nawet całkiem chłodno sie zrobiło, takie rześka ta woda...na posesji sielski spokój, dwa pieski biegają - jeszcze nie wiedzą, że czeka je dziś wyżerka Po ogarnięciu bagazu z podróży, człowiek by sie zrelaksował jakoś, ale no cóż warunki u nas na chacie nie teges więc wiekszość czasu spędzamy na wypasionym tarasiku, hehehe
Dziś w planach integracyjny grill w casa avenila - czyli u nas na wiosce
Kucharze nasze w męskim wydaniu biorą się za robienie ryb na grila, sprzęt idzie w ruch...znalazło sie jakieś wiaderko, chyba od właściciela dostalismy, to trza ryby myć , woda z kraniku leci jakoś tak nieśmiale- cud, że wogóle leci, hehehehe, klimat iście agroturystyczny
A oto efekt finalny - czy to naprawdę przygotowali faceci??? coz od dawna juz wiadomo, że najlepsi kucharze to płec męska !
Był tez czas na rum , rum i jeszcze raz rum
Poniewaz mielismy własny rum trza było jeszcze skombinowac soki i lód. Lód nie był dostepny nigdzie w sklepikach przy ulicy więc zakupilismy u naszego właściciela w takich batonach, co trzeba było rozkruszyć nożem, a soki zakupiliśmy w sklepiku przy drodze, chyba dopiero w trzecim ponieważ wczesniej nigdzie nie było. Sok i tak można było kupić wyłącznie w małych puszeczkach 0,25 litra - wiekszych brak- wybór smakowy również ograniczony więć wzieliśmy ananasowy. Pani podawała trzy razy inną cenę, heheh, wkońcu wystukała na kalkulatorze swoja propozycję, ponieważ dla nas turystów są inne ceny , hehehe i tu szczęśliwy traf, jak się turysta zgodzi na cenę pierwotnie podaną o 100 procent wiekszą to dobrze, ale jak sie nie zgodzi to zaczyna się zabawa i w cenach możemy wybierać, heheheehe. Wkońcu sie udało!! Męski urok na Panią zadziałał i sprzedała w promocyjnej cenie, heheheehe!!! Za sok 0,25 litra skasowała 45 peso. No to sie kilka soków troche uzbierało, ale co tam, niech zarobią, a my mamy sok do rumu!!!
No impreza była wesoła tego wieczoru i nocy....Ale niestety nie w pełnym skałdzie, gdzyż nasz biedny Adaś (Filosek) strasznie sie po wycieczce rozchorował (juz chory do El Nido dotarł) i niestety z gorączką 38- 39 stopni leżał nieżywy . W takim samym stanie leżała z nim Marysia Oni spali w grenviews, a więc byłam o tyle spokojniesza, że leżą tacy nieżywi w lepszych warunkach pokojowych i sanitarnych !!! Bogdan z Piotrkiem chodzili ich tej nocy doglądać, czy jeszcze żyją, spali jak zabici, ale dychali
Na drugi dzień bolała nas głowa od nadmiaru filipińskiego rumu, który jest naprawdę pyszny i wchodzi jak woda....coz ja bym z niego tam zrobiła, pomógł mi przetrwać w naszym spartańskim domku gdyz rejestrowane obrazy wydawały sie wtedy jakies milsze i rozmyte co i tak nie pozbawiło mnie całkowitej czujności przed zaśnięciem- zanim usnełam pokój był 10 razy przejżany wszedzie gdzie mozliwe , hehehehe
życie to nieustająca podróż