Z nieznacznym opóźnieniem - w sumie 17 (tak tak siedemnastu) godzin dojeżdżamy na miejsce... Straciliśmy dzień na zwiedzanie parku i poszukiwanie tygrysów, no ale, cóż...
Jeszcze tylko parę godzin autokarem i jesteśmy w Parku Bandhavgarh. Miłe domki... Trochę zimno (miejscowi w kurtkach i czapkach na uszy oraz rękawiczki)...
Szybkie mycie, śniadanko, i dalej.. Na jeepy i ścigać tygrysa...
Tygrysów wprawdzie nie widzieliśmy, bo podobno tuż przed naszym przyjazdem zapolowały, najadły się i odpoczywają w gęstwinie, za to innych zwierzątek zatrzęsienie i widoki wspaniałe...
I tylko czasem zastanawiam się kto tu kogo obserwuje...
Młode jelonki odstawiły popisówkę... "Walka" była, jak się patrzy... I bez ofiar...
W sumie bardzo miły pobyt tylko krótki. Był czas wykąpać się w hotelowym basenie, pójść na masaż i nieco odpocząć... Niestety tygrysy nas nie zaszczyciły swoją obecnością, więc jedziemy dalej.
Teraz dłuższy przejazd autokarem. Pani Wioletta opisuje historię i przedstawia cały zarys historii Buddyzmu, Hinduizmu, i Wielkich Mogołów. A ja mogę sobie porozmyślać nad indyjskimi drogami...
Indyjskie drogi są z zasady podłej jakości. Wąskie, z ogromną ilością dziur, z zaniżonymi i miękkimi poboczami. Nawet "autostrady" płatne zresztą nie umożliwiają bezpiecznej jazdy, bo nie są oddzielone od okolicy i pęta się po nich wszystko, co się rusza - wielbłąd, wół, krowa, Hindus... A i miejsca jest dość, żeby rozstawić stragany... Ale przejechać się da...
Oczywiście na drogach widoczny jest transport towarowy - najliczniej reprezentowany przez indyjskie kobiety, osły i wielbłądy. Kobieta w Indiach nie ma zbyt wielkiej wartości. Jest najtańszą siłą roboczą więc o dobrym traktowaniu ciężko mówić... Zmienia się to powoli w wielkich miastachg wśród młodzieży, ale na prowincji widać, gdzie jest miejsce kobiety... I co najdziwniejsze, to kobiety ze starszej generacji są najbardziej przeciwne zmianom...
Po kilku godzinach podróży po drogach i bezdrożach Indii docieramy do hotelu Clark's w Khajuraho... Wypasik
Pokoik czyściutki, ładniutki, z widokiem na basen...
Chciałoby się odpocząć, ale kompleks świątynny wzywa...
Nie będę opisywał poszczególnych świątyn, są na tym forum licznie reprezentowane, więc tylko kilka charakterystycznych fotek...
Czy to miejsce to świątynia erotyki, jak pragną ją przedstawiać niektórzy? Chyba raczej nie. Przedstawienia dla nas erotyczne stanowią jedynie drobny odprysk tego, co zobaczyć można w warstwie rzeźbiarskiej. Są tam parady wojskowe i codzienne życie, bogowie i ludzie, duchy i dziwne stwory. A że jest i erotyka, no cóż, jest częścią codziennego życia. I zajmują się nią tak Bogowie, jak i ludzie... Bardziej chyba jednak warto skupić się na pięknie oraz precyzji wykonania samych świątyn, jak i ich dekoracji...
Ołtarze Bogów zdobią poszczególne świątynie wysławiając wielkość tych, którzy za coś odpowiadają - za Mądrość, za Waleczność, za Urodę czy za Płodność...
Bóg może mieć różne postacie. Może być Świnią, Może być Słoniem, a może też być Krową.. Dlatego nigdy nie wiemy, jaki Bóg i czyimi oczami na nas patrzy...
Oczywiście spotykanym wszędzie symbolem jest połączenie Linga i Joni... A czy ktoś się zastanawiał jak to funkcjonuje? po co jest ten kanalik, itd...
Otóż Linga polewa się wodą, która spływa do Joni i wypływa kanalikiem stając się w tym procesie Wodą Święconą...
Wspaniały ten kompleks i nic dziwnego, że zalicza się go do Dziedzictwa ludzkości...
No a teraz kolacja i regionalny występ zespołu pieśni i tańca i spać przed kolejnym dniem...
Przy tym zdjęciu poza ogólnym widokiem spojrzyjcie na stopy artystki... Tak, to nie przywidzenie. Ona stoi na desce nabijanej 5 calowymi gwoźdźmi...
Duzy Zajac....super-chłone ostatnio Indie jak gabka-czuje ,ze to czas powrotu
Pociąg widze,ze mieliście luxusowy a i drogi to jak autostrady w porownaniu z tymi po ,których my jezdzismy-jesli nie wiesz jak to zinterpretowac bo nie czytałes mojej relacji-PRAKTYCZNIE Brak DROG .
Interesuje mnie jak to byo z Itaki-ile ludzi na wycieczce?Jakie hotele ?
Kolejny dzień zaczynamy od zwiedzania miasta Orcha. Pięknie położony dawna siedziba Maharadży ze wspaniałym fortem lata świetności ma już za sobą...
Fort przez kilka lat służył jako odpowiednik naszego Centrum Kształcenia Kadr Pedagogicznych. Co z niego zostało po eksploatacji przez nauczycieli widać na kolejnych zdjęciach. Niestety, UNESCO też ma ograniczone zasoby i każdego zabytku odrestaurowywać nie jest w stanie...
Teraz najwięcej w forcie takich mieszkańców...
Z drugiej strony rozciąga się widok na rzekę i grobowce dawnych Maharadżów...
Po drugiej stronie widać miasto, jego świątynie i krajobraz..
Po zwiedzaniu nieco smutnego fortu doprowadzonego przez nauczycieli do ruiny idziemy popatrzeć na miasto.
Wzdłuż głównej ulicy oczywiście kramy z jedzeniem...
Wszystko świeżutkie... robione na oczach nabywcy... a i smaki zachwycające...
Widać wszechobecne wspaniałe kolory Indii...
Jest też i dworzec autobusowy... Jak to dobrze, że nie musimy podróżować ich komunikacją autobusową...
Nad rzeką miejska pralnia połączona z łaźnią...
Ten most to jedyna przeprawa z której korzystają także autobusy...
A my idziemy sobie spojrzeć na grobowce dawnych Maharadżów... wprawdzie nieco zrujnowane i doszczętnie ograbione, ale nadal wspaniałe
I jeszcze z dala rzut oka na fort Orcha ...
Na pierwszym planie widać trwający mecz krykieta - gry u nas właściwie nieznanej będącej sportem numer jeden Indii i nie tylko...
I jeszcze uliczny Pan Prasowacz. Żelazkiem jak ze średniowiecza prasuje bardzo elegancko dostarczone mu rzeczy. Moja Żona stwierdziła, że patrząc na niego nauczyła się, jak prasować spodnie...
A teraz do Agry... Krótki przejazd ekspresem... trochę lepszym niż nasza II klasa, i jesteśmy gotowi na Taj Mahal...
Świątynia Lotosu wygląda niczym wyrwana z filmów s.fiction a Delhi - przynajmniej na tym zdj. jak Dubai ....trudno ogarnąć te skrajności w Indiach .
- Kocham ptaszki i podróże, te małe i duże ...
Zgadzam sie z Kariss, jeszcze " nie doroslam" do wyjazdu,ale relacje bardzo chetnie poczytam czekamy Zajaczku na kolejne fotki
No trip no life
Indie faktycznie wymagają tego, żeby do nich "dorosnąć" Wyjazd wiąże się zazwyczaj z dość ekstremalnymi dla normalnych ludzi przeżyciami.
A ponieważ jest zainteresowanie tym co piszę, to jeszcze dodatek do Delhi na początek:
Popatrzcie na te wrota. W dolnej ich części mają liczne, obecnie niestety pozaginane lub połamane kolce. W jakim celu?
Otóż dla obrony przed słoniami, które podczas ataku mogły być wykorzystywane w roli taranów...
I jeszcze do kolacji sizlerowej w Delhi...
Duży Zając
Nad ranem wreszczie sukces... Jest pociąg... Z zewnątrz wygląda nie najgorzej... Jednak pojedziemy...
Sypialny... Zanim dojedziemy na miejsce prześpimy się troszkę...
Nasze kuszetki to przy tym "Orient Express" Mo ale cóż, dojechać trzeba, bo i czegóż się nie robi, żeby poznawać świat...
Duży Zając
Z nieznacznym opóźnieniem - w sumie 17 (tak tak siedemnastu) godzin dojeżdżamy na miejsce... Straciliśmy dzień na zwiedzanie parku i poszukiwanie tygrysów, no ale, cóż...
Jeszcze tylko parę godzin autokarem i jesteśmy w Parku Bandhavgarh. Miłe domki... Trochę zimno (miejscowi w kurtkach i czapkach na uszy oraz rękawiczki)...
Szybkie mycie, śniadanko, i dalej.. Na jeepy i ścigać tygrysa...
Tygrysów wprawdzie nie widzieliśmy, bo podobno tuż przed naszym przyjazdem zapolowały, najadły się i odpoczywają w gęstwinie, za to innych zwierzątek zatrzęsienie i widoki wspaniałe...
I tylko czasem zastanawiam się kto tu kogo obserwuje...
Młode jelonki odstawiły popisówkę... "Walka" była, jak się patrzy... I bez ofiar...
W sumie bardzo miły pobyt tylko krótki. Był czas wykąpać się w hotelowym basenie, pójść na masaż i nieco odpocząć... Niestety tygrysy nas nie zaszczyciły swoją obecnością, więc jedziemy dalej.
Duży Zając
Teraz dłuższy przejazd autokarem. Pani Wioletta opisuje historię i przedstawia cały zarys historii Buddyzmu, Hinduizmu, i Wielkich Mogołów. A ja mogę sobie porozmyślać nad indyjskimi drogami...
Indyjskie drogi są z zasady podłej jakości. Wąskie, z ogromną ilością dziur, z zaniżonymi i miękkimi poboczami. Nawet "autostrady" płatne zresztą nie umożliwiają bezpiecznej jazdy, bo nie są oddzielone od okolicy i pęta się po nich wszystko, co się rusza - wielbłąd, wół, krowa, Hindus... A i miejsca jest dość, żeby rozstawić stragany... Ale przejechać się da...
Oczywiście na drogach widoczny jest transport towarowy - najliczniej reprezentowany przez indyjskie kobiety, osły i wielbłądy. Kobieta w Indiach nie ma zbyt wielkiej wartości. Jest najtańszą siłą roboczą więc o dobrym traktowaniu ciężko mówić... Zmienia się to powoli w wielkich miastachg wśród młodzieży, ale na prowincji widać, gdzie jest miejsce kobiety... I co najdziwniejsze, to kobiety ze starszej generacji są najbardziej przeciwne zmianom...
Duży Zając
Po kilku godzinach podróży po drogach i bezdrożach Indii docieramy do hotelu Clark's w Khajuraho... Wypasik
Pokoik czyściutki, ładniutki, z widokiem na basen...
Chciałoby się odpocząć, ale kompleks świątynny wzywa...
Nie będę opisywał poszczególnych świątyn, są na tym forum licznie reprezentowane, więc tylko kilka charakterystycznych fotek...
Czy to miejsce to świątynia erotyki, jak pragną ją przedstawiać niektórzy? Chyba raczej nie. Przedstawienia dla nas erotyczne stanowią jedynie drobny odprysk tego, co zobaczyć można w warstwie rzeźbiarskiej. Są tam parady wojskowe i codzienne życie, bogowie i ludzie, duchy i dziwne stwory. A że jest i erotyka, no cóż, jest częścią codziennego życia. I zajmują się nią tak Bogowie, jak i ludzie... Bardziej chyba jednak warto skupić się na pięknie oraz precyzji wykonania samych świątyn, jak i ich dekoracji...
Ołtarze Bogów zdobią poszczególne świątynie wysławiając wielkość tych, którzy za coś odpowiadają - za Mądrość, za Waleczność, za Urodę czy za Płodność...
Bóg może mieć różne postacie. Może być Świnią, Może być Słoniem, a może też być Krową.. Dlatego nigdy nie wiemy, jaki Bóg i czyimi oczami na nas patrzy...
Oczywiście spotykanym wszędzie symbolem jest połączenie Linga i Joni... A czy ktoś się zastanawiał jak to funkcjonuje? po co jest ten kanalik, itd...
Otóż Linga polewa się wodą, która spływa do Joni i wypływa kanalikiem stając się w tym procesie Wodą Święconą...
Wspaniały ten kompleks i nic dziwnego, że zalicza się go do Dziedzictwa ludzkości...
No a teraz kolacja i regionalny występ zespołu pieśni i tańca i spać przed kolejnym dniem...
Przy tym zdjęciu poza ogólnym widokiem spojrzyjcie na stopy artystki... Tak, to nie przywidzenie. Ona stoi na desce nabijanej 5 calowymi gwoźdźmi...
Duży Zając
Duzy Zajac....super-chłone ostatnio Indie jak gabka-czuje ,ze to czas powrotu
Pociąg widze,ze mieliście luxusowy a i drogi to jak autostrady w porownaniu z tymi po ,których my jezdzismy-jesli nie wiesz jak to zinterpretowac bo nie czytałes mojej relacji-PRAKTYCZNIE Brak DROG .
Interesuje mnie jak to byo z Itaki-ile ludzi na wycieczce?Jakie hotele ?
Kolejny dzień zaczynamy od zwiedzania miasta Orcha. Pięknie położony dawna siedziba Maharadży ze wspaniałym fortem lata świetności ma już za sobą...
Fort przez kilka lat służył jako odpowiednik naszego Centrum Kształcenia Kadr Pedagogicznych. Co z niego zostało po eksploatacji przez nauczycieli widać na kolejnych zdjęciach. Niestety, UNESCO też ma ograniczone zasoby i każdego zabytku odrestaurowywać nie jest w stanie...
Teraz najwięcej w forcie takich mieszkańców...
Z drugiej strony rozciąga się widok na rzekę i grobowce dawnych Maharadżów...
Po drugiej stronie widać miasto, jego świątynie i krajobraz..
Po zwiedzaniu nieco smutnego fortu doprowadzonego przez nauczycieli do ruiny idziemy popatrzeć na miasto.
Wzdłuż głównej ulicy oczywiście kramy z jedzeniem...
Wszystko świeżutkie... robione na oczach nabywcy... a i smaki zachwycające...
Widać wszechobecne wspaniałe kolory Indii...
Jest też i dworzec autobusowy... Jak to dobrze, że nie musimy podróżować ich komunikacją autobusową...
Nad rzeką miejska pralnia połączona z łaźnią...
Ten most to jedyna przeprawa z której korzystają także autobusy...
A my idziemy sobie spojrzeć na grobowce dawnych Maharadżów... wprawdzie nieco zrujnowane i doszczętnie ograbione, ale nadal wspaniałe
I jeszcze z dala rzut oka na fort Orcha ...
Na pierwszym planie widać trwający mecz krykieta - gry u nas właściwie nieznanej będącej sportem numer jeden Indii i nie tylko...
I jeszcze uliczny Pan Prasowacz. Żelazkiem jak ze średniowiecza prasuje bardzo elegancko dostarczone mu rzeczy. Moja Żona stwierdziła, że patrząc na niego nauczyła się, jak prasować spodnie...
A teraz do Agry... Krótki przejazd ekspresem... trochę lepszym niż nasza II klasa, i jesteśmy gotowi na Taj Mahal...
Duży Zając
Witaj Żelek
Jak było z Itaką pytasz. Odpowiem - świetnie.
Program bardzo dobry. Hotele na trasie dobre i bardzo dobre - zresztą wszystkie zobaczysz w trakcie relacji.
Jedzenie, poza hotelowymi śniadaniami samodzielne, więc wybór jak w Indiach...
Pilot wspaniały, z dużą wiedzą i dobrze zorganizowany
Grupa miała niecałe 30 osób, bardzo różnych osób. Ale nie ma co narzekać Jeżeli chciało się być "na uboczu" to można było faktycznie skorzystać...
Duży Zając