Umilka z nieba mi spadłaś wiele lat temu byłam w Batalha tylko nazwa miasta z pamięci mi wypadła jak ktoś mnie pytał o Portugalię to nigdy nie mogłam sobie przypomnieć nazwy miasteczka *dash1*, a tak mi się klasztor podobał, teraz już zapamiętam
Zajączku, cieszę się, że mogłam się na cos przydać
Tom, w Sintrze były naprawdę tłumy, a po studni fajnie się chodziło
To teraz Cabo da Roca, czyli najdalej na zachód wysunięta część lądu stałego Europy. Brzeg na przylądku jest skalisty i wznosi się 144 m ponad poziom Oceanu Atlantyckiego. Na szczycie urwiska stoi obelisk z napisem "„Gdzie ląd się kończy, a morze zaczyna”- oczywiście po portugalsku.
Nas przylądek przywitał wyjątkowo urwistym wiatrem, ale to tylko spotęgowało wrażenia i sprawiło, że świetnie się bawiliśmy.
Krajobraz momentami przypominał mi Przylądek Dobrej Nadziei
Bardzo fajne zdjęcia Cabo da Roca. U mnie pod tym wzgledem był dramat. Kolacja w knajpie na Adraga Beach w knajpie Adraga wygrała z zachodem słońca, potem , już głęboko po zmroku poturlalismy się na Cabo da Roca "bo tak mu cały dzień zalezało, to trzeba tam pojechać", pospacerowalismy po ścieżce powyglądalismy , usiłowałem w tym mroku zdjęcie zrobić ale jest kaplica. Wicher taki , że statyw nie ustał spokojnie . Poza tym i tak nic nie było widać .
Niefajnie byłoby spaść z tego pagórka jak to polskie małżeństo. Lepiej sobie nie robić selfie.
Tom, podobno najpiękniej jest tam właśnie o zachodzie słońca i wtedy fajnie pokusić się o fotografowanie, także szkoda... No ale oczywiście ważna jest też pogoda, u nas była lekka mgiełka (dobrze, że przestało padać).
A to małżeństwo podobno przeszło za barierki. Tam jest naprawdę bardzo stromo i jeżeli jeszcze wiał silny wiatr, tak jak u nas, to niestety, ale trudno utrzymać się na nogach.
No to ostatni punkt części objazdowej zorganizowanej-
Cascais
Miasteczko położone jest około 30 kilometrów na zachód od Lizbony i jest jednym z najbogatszych w Portugalii. Cascais było niegdyś miasteczkiem rybackim, w XIX wieku stało się znane jako miejsce wypoczynku rodziny królewskiej. Miasto ma duży port jachtowy i kilometry plaż, które przyciągają nie tylko Portugalczyków, ale też rzesze turystów. Warto poszwendać się po deptaku Rua Federico Arouca, z którego rozpościera się piekny widok na port jachtowy i ocean. Warto też spróbować w którejś knajpce słynnych grillowanych sardynek- pychotka.
Dojeżdżając do miasteczka można zatrzymac się przy Boca do Inferno (Usta Piekieł). To wysoki klif ze skalnymi pieczarami, o który z hukiem rozbijaja się fale oceanu. Z miejscem tym wiąże się legenda o czarodzieju, który więził tu w wysokiej wieży swoją piekną żonę. Dodatkowo oblubienicy czarodzieja pilnował strażnik, z którym to owa piękność znudzona ciągłym siedzeniem w zamknięciu uciekła.
I koniec naszej przygody w grupie, rozjeżdżamy się do swoich hoteli na tydzień wypoczynku. My wybralismy hotel Aqua Pedro dos Bicos na wybrzeżu Algarve, ale nie zamierzamy siedzieć na miejscu (to znaczy zamierzamy odpocząć pierwszy i dwa ostatnie dni)
Na trzy dni przesiadamy się na taki sprzęcik (tu zdjęcie pod hotelem Pestana Alvor Praia w miejscowości Alvor), w którym odwiedzilismy znajomych
i rozpoczynamy przejażdżke na własną rękę, kierując się wskazówkami kateriny. (jeszcze raz dziękuję)
Dzień pierwszy- rozpoczynamy dość ambitnie, bo zamierzamy dojechać najdalej- naszym celem jest zdobycie Cabo de Sao Vincente, czyli najdalej wysuniętego na południowy zachód skrawka Europy. W średniowieczu miejsce to uznawano za koniec znanego Europejczykom świata. Nazwa przylądka wywodzi się od św.Wincentego z Saragossy.
W marynarskim i żeglarskim żargonie zyskał on sobie przydomek "Przylądka Ciepłych Gaci" jako miejsce w którym płynąc z Europy przechodziło się ze strefy chłodniejszej do cieplejszej.
Oczywiście w takim miejscu, gdzie ciągle pełno turystów, nie może zabraknąć sklepików z pamiątkami i budek z jedzeniem. Na jednej z takich budek widzimy napis: "Der letzte Wurst vor Amerika"
Niestety, nie mamy za bardzo czasu na plażowanie, choć jest ładnie, gorąco i warunki do kąpieli świetne. Zjadamy tylko po lodzie i wracamy na nasz skuter.
Ponieważ była to nasza pierwsza wycieczka takim środkiem lokomocji, dostaliśmy na pierwszy dzień skuter o mniejszej mocy więc jechaliśmy ok 50km na godzinę. Dotarcie na sam przylądek zajęło nam ponad 2 godziny. Na szczęście drogi w Portugalii są świetnie oznakowane, mają dobrą nawierzchnię, no i ruch jest całkiem mały. Wszyscy kierowcy bardzo zwracają zwracają uwagę na skuterki i motocykle. Również piesi mogą się czuć w Portugalii bardzo bezpiecznie. Kierowcy zatrzymują sie przy przejściach dla pieszych już wtedy, gdy widzą zbliżającego się do pasów przechodnia. A policjanci.... machali nam z daleka z uśmiechem
Zajączku, cieszę się, że mogłam się na cos przydać
joasiamac
Batalhę trzeba zobaczyć, robi wrażenie
Studnia czadowa Nie widziałem, dzięki.
Zresztą widzę sporo ludzi na ulicach w Sintrze. U nas było ich wielokrotnie mniej.
Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/
Tom, w Sintrze były naprawdę tłumy, a po studni fajnie się chodziło
To teraz Cabo da Roca, czyli najdalej na zachód wysunięta część lądu stałego Europy. Brzeg na przylądku jest skalisty i wznosi się 144 m ponad poziom Oceanu Atlantyckiego. Na szczycie urwiska stoi obelisk z napisem "„Gdzie ląd się kończy, a morze zaczyna”- oczywiście po portugalsku.
Nas przylądek przywitał wyjątkowo urwistym wiatrem, ale to tylko spotęgowało wrażenia i sprawiło, że świetnie się bawiliśmy.
Krajobraz momentami przypominał mi Przylądek Dobrej Nadziei
Bardzo fajne zdjęcia Cabo da Roca. U mnie pod tym wzgledem był dramat. Kolacja w knajpie na Adraga Beach w knajpie Adraga wygrała z zachodem słońca, potem , już głęboko po zmroku poturlalismy się na Cabo da Roca "bo tak mu cały dzień zalezało, to trzeba tam pojechać", pospacerowalismy po ścieżce powyglądalismy , usiłowałem w tym mroku zdjęcie zrobić ale jest kaplica. Wicher taki , że statyw nie ustał spokojnie . Poza tym i tak nic nie było widać .
Niefajnie byłoby spaść z tego pagórka jak to polskie małżeństo. Lepiej sobie nie robić selfie.
.
Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/
Tom, podobno najpiękniej jest tam właśnie o zachodzie słońca i wtedy fajnie pokusić się o fotografowanie, także szkoda... No ale oczywiście ważna jest też pogoda, u nas była lekka mgiełka (dobrze, że przestało padać).
A to małżeństwo podobno przeszło za barierki. Tam jest naprawdę bardzo stromo i jeżeli jeszcze wiał silny wiatr, tak jak u nas, to niestety, ale trudno utrzymać się na nogach.
No to ostatni punkt części objazdowej zorganizowanej-
Cascais
Miasteczko położone jest około 30 kilometrów na zachód od Lizbony i jest jednym z najbogatszych w Portugalii. Cascais było niegdyś miasteczkiem rybackim, w XIX wieku stało się znane jako miejsce wypoczynku rodziny królewskiej. Miasto ma duży port jachtowy i kilometry plaż, które przyciągają nie tylko Portugalczyków, ale też rzesze turystów. Warto poszwendać się po deptaku Rua Federico Arouca, z którego rozpościera się piekny widok na port jachtowy i ocean. Warto też spróbować w którejś knajpce słynnych grillowanych sardynek- pychotka.
Dojeżdżając do miasteczka można zatrzymac się przy Boca do Inferno (Usta Piekieł). To wysoki klif ze skalnymi pieczarami, o który z hukiem rozbijaja się fale oceanu. Z miejscem tym wiąże się legenda o czarodzieju, który więził tu w wysokiej wieży swoją piekną żonę. Dodatkowo oblubienicy czarodzieja pilnował strażnik, z którym to owa piękność znudzona ciągłym siedzeniem w zamknięciu uciekła.
i już samo Cascais
I koniec naszej przygody w grupie, rozjeżdżamy się do swoich hoteli na tydzień wypoczynku. My wybralismy hotel Aqua Pedro dos Bicos na wybrzeżu Algarve, ale nie zamierzamy siedzieć na miejscu (to znaczy zamierzamy odpocząć pierwszy i dwa ostatnie dni)
Na trzy dni przesiadamy się na taki sprzęcik (tu zdjęcie pod hotelem Pestana Alvor Praia w miejscowości Alvor), w którym odwiedzilismy znajomych
i rozpoczynamy przejażdżke na własną rękę, kierując się wskazówkami kateriny. (jeszcze raz dziękuję)
Dzień pierwszy- rozpoczynamy dość ambitnie, bo zamierzamy dojechać najdalej- naszym celem jest zdobycie Cabo de Sao Vincente, czyli najdalej wysuniętego na południowy zachód skrawka Europy. W średniowieczu miejsce to uznawano za koniec znanego Europejczykom świata. Nazwa przylądka wywodzi się od św.Wincentego z Saragossy.
W marynarskim i żeglarskim żargonie zyskał on sobie przydomek "Przylądka Ciepłych Gaci" jako miejsce w którym płynąc z Europy przechodziło się ze strefy chłodniejszej do cieplejszej.
i dalej
i widoczki po drodze
Oczywiście w takim miejscu, gdzie ciągle pełno turystów, nie może zabraknąć sklepików z pamiątkami i budek z jedzeniem. Na jednej z takich budek widzimy napis: "Der letzte Wurst vor Amerika"
jedziemy na pierwszą plażę
Praia do Porto de Mos na obrzeżach Lagos
i widok z parkingu
Niestety, nie mamy za bardzo czasu na plażowanie, choć jest ładnie, gorąco i warunki do kąpieli świetne. Zjadamy tylko po lodzie i wracamy na nasz skuter.
Ponieważ była to nasza pierwsza wycieczka takim środkiem lokomocji, dostaliśmy na pierwszy dzień skuter o mniejszej mocy więc jechaliśmy ok 50km na godzinę. Dotarcie na sam przylądek zajęło nam ponad 2 godziny. Na szczęście drogi w Portugalii są świetnie oznakowane, mają dobrą nawierzchnię, no i ruch jest całkiem mały. Wszyscy kierowcy bardzo zwracają zwracają uwagę na skuterki i motocykle. Również piesi mogą się czuć w Portugalii bardzo bezpiecznie. Kierowcy zatrzymują sie przy przejściach dla pieszych już wtedy, gdy widzą zbliżającego się do pasów przechodnia. A policjanci.... machali nam z daleka z uśmiechem
Plaża, która absolutnie powaliła nas na kolana to
Praia da Camilho- w zatoce w pobliżu Lagos
Plaża prezentuje się cudownie, bajecznie zarówno z góry (z punktu widokowego) jak i z poziomu morza
Najpierw widoczki z góry- w dali Lagos
do plaży trzeba zejść schodkami (duuuuuuużo schodków- objektyw objął tylko część), ale naprawdę warto
i my (poubierani, chociaż było gorąco, ale na skuterku trochę wiało)
dalej Praia do Camilho
tymi przejściami mozna dostać się na drugą stronę plaży. Byliśmy tam rano i jak widać było dość pusto.