No to ruszamy do "najpiekniejszego " według nas miejsca na Martynice -Ogrodów Balata znajdujących się na północ od stolicy a potem na objazd tej części wyspy.
Le Jardin de Balata to ogród znajdujący się w pięknym zakątku wyspy z widokiem na Pitons du Carbet.
Posiada prywatnego właściciela Jean-Philippe Thoze, który to, założył go w 1982 roku. Wiąże się z tym pewna historia. Pewna kobieta, mieszkała wraz ze swoim wnukiem w ponad stuletniej posiadłości. Zaś kiedy zmarła, on odziedziczył trzy hektarową posiadłość. Z czasem zaczął ją zmieniać w ogród, a dom swojej babci zamienił w muzeum ku jej czci. Owym wnukiem jest właśnie Jean-Philippe, obecny właściciel.
Ogród jest bogaty w trzy tysiące różnych okazów botanicznych, w tym trzysta rodzajów samych palm. Można tu podziwiać rośliny o niesamowitych kształtach i kolorach. Jest to z pewnością jeden z najbogatszych zbiorów na całych Karaibach.
Zbiory te, podzielono tematycznie, w jednym miejscu można odnaleźć ogród hibiskusów zaś w kolejnym orchidei. Wszystko było zbierane przez parę lat z wielu części strefy podzwrotnikowej.
Magia ogrodu tkwi przede wszystkim w jego lokalizacji i panoramie jaka roztacza się prawie ze wszystkich jego zakątków. Pośród licznych kolorowych kwiatów o dziwacznych formach, latają z gracją delikatne kolibry. Zaś z tą abstrakcyjną zasłoną barw, w oddali, dumnie pną się ku niebu dwa szczyty pasma górskiego Pitons du Carbet. Soczyście zielone, o niecodziennych kształtach idealnie wkomponowują się w tło dla tego niezwykłego zakątka.
Ogrod botaniczny "Jardin de Balata" czynny jest przez cały rok z wyjątkiem kilku świąt a wstęp kosztuje 14 euro.
Ogród można podziwiać z dołu jak i z góry, na wysokości kilku metrów pomiędzy drzewami umieszczone są wiszące mosty.
Jednak wisienką na torcie są koliberki, kolorowe, szybkie, najmniejsze ptaszki na świecie. Nie bez powodu nazywane latającymi klejnotami.
Przy wyjsciu z ogrodów znajduje się oczywiście sklep gdzie mozna zakupić całkiem fajne pamiątki a ceny nie są wygórowane.
Kończymy wizytę w ogrodach i kierujemy się wyżej na północ zatrzymując się co jakiś czas aby upajać się widokami.
Naszym celem nie sa góry ale północno zachodnie wybrzeże.Nie ma tutaj duż4ek odległosci ale przejechanie odcinka 50 km po serpentynach i z postojami zajmuje sporo czasu.
W górach pogoda się szybko zmienia-na całe szczęscie nie padało ale szczyty co jakis czas były zakryte chmurami.
Docieramy do Saint Peter a właściwie do kolonialnego miasteczkana wybrzeżu gdzie ciągnie się długaśna plaża -beach of St.Peter.Piasek tutaj ciemny ,wody spokojne,brak hoteli co nadaje miejscu super swojski klimat.
Jadąc dalej brzegiem morza w strone południa i stolicy zatrzymalismy się na obiad i relaks i Beach Carbet ,która ciągnie się przez kilka kilometrów wybrzeża.
Plaża jak wszystkie inne z tej strony wyspy ma ciemny piasek i z pewnościa jest niedoceniana przez turystów a warto tutaj przyjechać i odpocząć w totalnym spokoju.Czego mozna chcieć więcej
Gdyby ktos zawitał w te strony to koniecznie wpadnijcie do LArbi Cottier włąśnie przy Beach Carbet-knajpka z przepysznym jedzeniem,przystepnymi cenami i porcjami nie do przejedzenia.Super właściciele i jedzonko najlepsze jakie jedliśmy na całej Martynice nie ma tutaj setki dań do wyboru ale to co jest to jest "najlepsze"
I na koniec widok jeszcze punk widokowy i Beach Carbet)))
Nasza tygodniowa trasa zaczyna się kończy na Martynice.Dokładna trasa rejsu i porty gdzie statek się zatrzymywał -trasa: Fort-de-France (Martynika) >> Pointe-a-Pitre (Gwadelupa) >> Castries (St. Lucia) >> Bridgetown (Barbados) >> Port of Spain (Trynidad i Tobago) >> St. George's (Grenada) >> Kingston (St. Vincent) >> Fort-de-France (Martynika).
Na statek mozna się od godziny 14-tej i jest to super pora bo wtedy jeszcze jest mało ludzi i wszystko idzie sprawnie.
Rano posniadanku chłopcy odstawiaja nas z bagązami do portu a sami jadą na lotnisko oddać autko.Z lotniska pod sam port przyjeżdza autobus więc nie ma poroblemu z powrotem.
Statek stoi w porcie od rana -częśc turystw z niego juz schodzi a duza grupa wyrusza na wycieczki.
Nadchodzi 14-ta i nasz wyczekiwany czas zaokretowania.
MSC Preziosa to najnowszy statek należący do klasy Fantasia. Ochrzczony został w 2013 roku, a jego portem macierzystym jest Genua. MSC Preziosa posiada 18 pokładów, z czego aż 14 jest przeznaczonych dla pasażerów. Na swoim pokładzie oferuje najwyższy standard, podobnie jak siostrzane statki: MSC Fantasia, MSC Splendida czy MSC Divina zachwyca swoją elegancją, ogromną różnorodnością urządzeń sportowych, a także światowej klasy rozrywką. Klasa Fantasia to cztery największe statki we flocie MSC.Na statku jest kilka barów El Dorado - piano bar,Preziosa Bar,La Locanda - wine bar & pizzeria,Diamond Bar & Library,Il Cappuccino - coffee bar,Phoenician Plaza - ice cream bar ,Safari lounge-nasz ulubiony,The green Sax Jazz Bar,Saphir - pool bar,Turquoise - pool bar,The garden Bar,Cigar Room i kilka restauracji -Inca i Maya to restauracje bufetowe,The Golden Lobster i L'Arabesque to restauracje kuchni śródziemnomorskiej i międzynarodowej-są to restauracje a'la carte z czego do kolacji mieliśmy przydzielony stoli w L'Arabesque.Oprócz tego są restauracje dodatkowo płatne-La Palmeraie - restauracja dla gości apartamentów MSC Yacht Club,Galaxy Lounge - kuchnia fusion,Eataly Restaurant - kuchnia włoska-Ristorante Italia - kuchnia włoska,La Locanda - pizzeria i Sports&Bowling Dinner - z kuchnią amerykańską.
Meldowanie na statku zaczyna się po 14-tej i idzie bardzo sprawnie.Kajuty są już przydzielone więc czekanie za zakwaterowanie się trwa krótko a do momentu wejścia do kajuty i otrzymania karty bezgotówkowej można już ze wszystkiego na statku korzystać-również a ALL.My mieliśmy dokupiony ALL premium-dopłata za osobę za dzień 39 euro co jest idealnym rozwiązaniem jeśli ktoś lubi dobre drinki i dobre alkohole.All Premium obejmuje wszystkie napoje do 10 euro.All podstawowe obejmuje tylko napoje do 6,5 euro a ich jest niewiele-jakieś wina w szklankach,kilka wódek i piwo lane z beczki-chyba dwa rodzaje.Przy All Premium bez problemu można sobie brać ze statku na wycieczki wszystkie napoje butelkowe ,również piwo jak ktoś lubi .
All można dokupić w pierwszy dzień na statku i cena jest dokładnie taka sama jak przez neta przy bukowaniu rejsu.
Napiwki płaci się w dniu wyjścia ze statku przy wymeldowaniu.Depozytu nie trzeba wpłacać w pierwszy dzień przy meldunku ani nie trzeba rejestrować swojej karty kredytowej na poczet zakupów na statku.Zakupy są bezgotówkowe-wszystko jest rejestrowane na kartach ,które każdy dostaje oddzielnie.Proponuję wymeldować się dzień wcześniej wieczorem bo w dniu ,kiedy goście opuszczają statek przy recepcji są długie kolejki a w tym czasie można jeszcze posiedzieć w barze czy przy basenie.Pokoje zdawane są o 8 -mej a wyjście ze statku jest przydzielone na godziny w zależności od decku.Główne walizki oddaje się dzień wczesniej i obiera w hangarze przed statkiem w porcie.Bagaże podręczne rano można dać do przechowalni na decku 6.
Wycieczki na statku są drogie a jeśli ktoś się na takowe zdecyduje to wykupuje się je dzień wcześniej.Lepiej brac je z portu.Jeśli jest się większą grupką zdecydowanie warto wziąść auto z kierowcą-nam przy 4 osobach się to w niektórych miejscach opłacało.
Na wifi na statku szkoda kasy bo w porcie w knajpach można spokojnie z sieci korzystać-jak nie za darmo to za przysłowie piwo-wtedy net jest za 3 $.Sporo miejsc na wyspach też na bezpłatny zasięg.
Na rejs mielismy wykupioną najtańszą kajutę bez okna -troszke się obawiałam jak w niej wytrzymamy ale bezpodstawnie-taka kajuta to strzał w dziesiatkę na tak krótkim rejsie .W kajucie generalnie przebywalismy tylko 4-5 w nocy a właściwie szlismy tam sie tylko odświeżyć i przespać.
Kajuta sporawa ,czysciutka a spora część luster mocno wizualnie ja powiększała.
Dwa oddzielne łóżka ,które zastalismy w kajucie zaraz po naszym wyjściu zostały złączone w jedno wielkie a dwa materace wymienione na jeden podójny *biggrin*-stewardzi są tutaj bardzo pracowici i pomoocni ))Reżniki wymieniane dwa razy dziennie,plażowe równiez codziennie świeże w kajucie.Nie będę zreszta tego opisywała powiem tylko,że nieczego tutaj nie brakowało,wszystko działało a klima była idealna.Tak zastalismy nasze lokum.
Ja tez parę razy brałam ta najtańszą opcję tj kabiny wewn i mocno sie obawiałam jak ja to przezyje ,ale spoko nawet z moją klaustrofobią dawałam rade. Ten pierwszy raz był njatrudniejszy,ale akurat była to Norwegia i białe noce, więc idealnie, bo ludzie z oknami i balkonami nawet z zasłonami narzekali ,że ciężko im zasnąć
No to ruszamy do "najpiekniejszego " według nas miejsca na Martynice -Ogrodów Balata
znajdujących się na północ od stolicy a potem na objazd tej części wyspy.
Le Jardin de Balata to ogród znajdujący się w pięknym zakątku wyspy z widokiem na Pitons du Carbet.
Posiada prywatnego właściciela Jean-Philippe Thoze, który to, założył go w 1982 roku. Wiąże się z tym pewna historia. Pewna kobieta, mieszkała wraz ze swoim wnukiem w ponad stuletniej posiadłości. Zaś kiedy zmarła, on odziedziczył trzy hektarową posiadłość. Z czasem zaczął ją zmieniać w ogród, a dom swojej babci zamienił w muzeum ku jej czci. Owym wnukiem jest właśnie Jean-Philippe, obecny właściciel.
Ogród jest bogaty w trzy tysiące różnych okazów botanicznych, w tym trzysta rodzajów samych palm. Można tu podziwiać rośliny o niesamowitych kształtach i kolorach. Jest to z pewnością jeden z najbogatszych zbiorów na całych Karaibach.
Zbiory te, podzielono tematycznie, w jednym miejscu można odnaleźć ogród hibiskusów zaś w kolejnym orchidei. Wszystko było zbierane przez parę lat z wielu części strefy podzwrotnikowej.
Magia ogrodu tkwi przede wszystkim w jego lokalizacji i panoramie jaka roztacza się prawie ze wszystkich jego zakątków. Pośród licznych kolorowych kwiatów o dziwacznych formach, latają z gracją delikatne kolibry. Zaś z tą abstrakcyjną zasłoną barw, w oddali, dumnie pną się ku niebu dwa szczyty pasma górskiego Pitons du Carbet. Soczyście zielone, o niecodziennych kształtach idealnie wkomponowują się w tło dla tego niezwykłego zakątka.
Ogrod botaniczny "Jardin de Balata" czynny jest przez cały rok z wyjątkiem kilku świąt a wstęp kosztuje 14 euro.
Ogród można podziwiać z dołu jak i z góry, na wysokości kilku metrów pomiędzy drzewami umieszczone są wiszące mosty.
Jednak wisienką na torcie są koliberki, kolorowe, szybkie, najmniejsze ptaszki na świecie. Nie bez powodu nazywane latającymi klejnotami.
Przy wyjsciu z ogrodów znajduje się oczywiście sklep gdzie mozna zakupić całkiem fajne pamiątki a ceny nie są wygórowane.
Kończymy wizytę w ogrodach i kierujemy się wyżej na północ zatrzymując się co jakiś czas aby upajać się widokami.
Naszym celem nie sa góry ale północno zachodnie wybrzeże.Nie ma tutaj duż4ek odległosci ale przejechanie odcinka 50 km po serpentynach i z postojami zajmuje sporo czasu.
W górach pogoda się szybko zmienia-na całe szczęscie nie padało ale szczyty co jakis czas były zakryte chmurami.
Docieramy do Saint Peter a właściwie do kolonialnego miasteczkana wybrzeżu gdzie ciągnie się długaśna plaża -beach of St.Peter.Piasek tutaj ciemny ,wody spokojne,brak hoteli co nadaje miejscu super swojski klimat.
Miasteczko wydaje się byc senne-chyba trafiliśmy tutaj na sjestę bo nawet śliczna katedra stojąca nad brzegiem morza była zamknieta na cztery spusty.
Uliczki opustoszałe a jedynych ludzi jakich spotkaliśmy to miejscowi czekający na jakiś autobus.
Nas też zachwyciły koliberki przy poidełku,widzielismy je też w środku ogrodu
No trip no life
Jadąc dalej brzegiem morza w strone południa i stolicy zatrzymalismy się na obiad i relaks i Beach Carbet ,która ciągnie się przez kilka kilometrów wybrzeża.
Plaża jak wszystkie inne z tej strony wyspy ma ciemny piasek i z pewnościa jest niedoceniana przez turystów a warto tutaj przyjechać i odpocząć w totalnym spokoju.Czego mozna chcieć więcej
Gdyby ktos zawitał w te strony to koniecznie wpadnijcie do LArbi Cottier włąśnie przy Beach Carbet-knajpka z przepysznym jedzeniem,przystepnymi cenami i porcjami nie do przejedzenia.Super właściciele i jedzonko najlepsze jakie jedliśmy na całej Martynice
nie ma tutaj setki dań do wyboru ale to co jest to jest "najlepsze" 
I na koniec widok jeszcze punk widokowy i Beach Carbet)))
No to nadszedł czas na wyczekiwany rejs.
Nasza tygodniowa trasa zaczyna się kończy na Martynice.Dokładna trasa rejsu i porty gdzie statek się zatrzymywał -trasa: Fort-de-France (Martynika) >> Pointe-a-Pitre (Gwadelupa) >> Castries (St. Lucia) >> Bridgetown (Barbados) >> Port of Spain (Trynidad i Tobago) >> St. George's (Grenada) >> Kingston (St. Vincent) >> Fort-de-France (Martynika).
Na statek mozna się od godziny 14-tej i jest to super pora bo wtedy jeszcze jest mało ludzi i wszystko idzie sprawnie.
Rano posniadanku chłopcy odstawiaja nas z bagązami do portu a sami jadą na lotnisko oddać autko.Z lotniska pod sam port przyjeżdza autobus więc nie ma poroblemu z powrotem.
Statek stoi w porcie od rana -częśc turystw z niego juz schodzi a duza grupa wyrusza na wycieczki.
Nadchodzi 14-ta i nasz wyczekiwany czas zaokretowania.
Kilka słów o statku))
MSC Preziosa to najnowszy statek należący do klasy Fantasia. Ochrzczony został w 2013 roku, a jego portem macierzystym jest Genua. MSC Preziosa posiada 18 pokładów, z czego aż 14 jest przeznaczonych dla pasażerów. Na swoim pokładzie oferuje najwyższy standard, podobnie jak siostrzane statki: MSC Fantasia, MSC Splendida czy MSC Divina zachwyca swoją elegancją, ogromną różnorodnością urządzeń sportowych, a także światowej klasy rozrywką. Klasa Fantasia to cztery największe statki we flocie MSC.Na statku jest kilka barów El Dorado - piano bar,Preziosa Bar,La Locanda - wine bar & pizzeria,Diamond Bar & Library,Il Cappuccino - coffee bar,Phoenician Plaza - ice cream bar ,Safari lounge-nasz ulubiony,The green Sax Jazz Bar,Saphir - pool bar,Turquoise - pool bar,The garden Bar,Cigar Room i kilka restauracji -Inca i Maya to restauracje bufetowe,The Golden Lobster i L'Arabesque to restauracje kuchni śródziemnomorskiej i międzynarodowej-są to restauracje a'la carte z czego do kolacji mieliśmy przydzielony stoli w L'Arabesque.Oprócz tego są restauracje dodatkowo płatne-La Palmeraie - restauracja dla gości apartamentów MSC Yacht Club,Galaxy Lounge - kuchnia fusion,Eataly Restaurant - kuchnia włoska-Ristorante Italia - kuchnia włoska,La Locanda - pizzeria i Sports&Bowling Dinner - z kuchnią amerykańską. Meldowanie na statku zaczyna się po 14-tej i idzie bardzo sprawnie.Kajuty są już przydzielone więc czekanie za zakwaterowanie się trwa krótko a do momentu wejścia do kajuty i otrzymania karty bezgotówkowej można już ze wszystkiego na statku korzystać-również a ALL.My mieliśmy dokupiony ALL premium-dopłata za osobę za dzień 39 euro co jest idealnym rozwiązaniem jeśli ktoś lubi dobre drinki i dobre alkohole.All Premium obejmuje wszystkie napoje do 10 euro.All podstawowe obejmuje tylko napoje do 6,5 euro a ich jest niewiele-jakieś wina w szklankach,kilka wódek i piwo lane z beczki-chyba dwa rodzaje.Przy All Premium bez problemu można sobie brać ze statku na wycieczki wszystkie napoje butelkowe ,również piwo jak ktoś lubi . All można dokupić w pierwszy dzień na statku i cena jest dokładnie taka sama jak przez neta przy bukowaniu rejsu. Napiwki płaci się w dniu wyjścia ze statku przy wymeldowaniu.Depozytu nie trzeba wpłacać w pierwszy dzień przy meldunku ani nie trzeba rejestrować swojej karty kredytowej na poczet zakupów na statku.Zakupy są bezgotówkowe-wszystko jest rejestrowane na kartach ,które każdy dostaje oddzielnie.Proponuję wymeldować się dzień wcześniej wieczorem bo w dniu ,kiedy goście opuszczają statek przy recepcji są długie kolejki a w tym czasie można jeszcze posiedzieć w barze czy przy basenie.Pokoje zdawane są o 8 -mej a wyjście ze statku jest przydzielone na godziny w zależności od decku.Główne walizki oddaje się dzień wczesniej i obiera w hangarze przed statkiem w porcie.Bagaże podręczne rano można dać do przechowalni na decku 6. Wycieczki na statku są drogie a jeśli ktoś się na takowe zdecyduje to wykupuje się je dzień wcześniej.Lepiej brac je z portu.Jeśli jest się większą grupką zdecydowanie warto wziąść auto z kierowcą-nam przy 4 osobach się to w niektórych miejscach opłacało. Na wifi na statku szkoda kasy bo w porcie w knajpach można spokojnie z sieci korzystać-jak nie za darmo to za przysłowie piwo-wtedy net jest za 3 $.Sporo miejsc na wyspach też na bezpłatny zasięg. Na rejs mielismy wykupioną najtańszą kajutę bez okna -troszke się obawiałam jak w niej wytrzymamy ale bezpodstawnie-taka kajuta to strzał w dziesiatkę na tak krótkim rejsie .W kajucie generalnie przebywalismy tylko 4-5 w nocy a właściwie szlismy tam sie tylko odświeżyć i przespać. Kajuta sporawa ,czysciutka a spora część luster mocno wizualnie ja powiększała. Dwa oddzielne łóżka ,które zastalismy w kajucie zaraz po naszym wyjściu zostały złączone w jedno wielkie a dwa materace wymienione na jeden podójny *biggrin*-stewardzi są tutaj bardzo pracowici i pomoocni )) Reżniki wymieniane dwa razy dziennie,plażowe równiez codziennie świeże w kajucie.Nie będę zreszta tego opisywała powiem tylko,że nieczego tutaj nie brakowało,wszystko działało a klima była idealna. Tak zastalismy nasze lokum.Kasiu, ale fajnie, już czuję te statkowe klimaty
Ja tez parę razy brałam ta najtańszą opcję tj kabiny wewn i mocno sie obawiałam jak ja to przezyje ,ale spoko nawet z moją klaustrofobią dawałam rade. Ten pierwszy raz był njatrudniejszy,ale akurat była to Norwegia i białe noce, więc idealnie, bo ludzie z oknami i balkonami nawet z zasłonami narzekali ,że ciężko im zasnąć
No trip no life