--------------------

____________________

 

 

 



Małe Antyle - czyli inwentaryzacja palemek na Barbadosie, Gwadelupie i Martynice

268 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
Żelek
Obrazek użytkownika Żelek
Offline
Ostatnio: 8 lat 6 miesięcy temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

KTÓRYS raz oglądam juz te plazyczki Yes 3 jakie one sa cudniaste-ja bym mogła tam siedziec całymi godzinami i nic nie robić Yes 3 nawet nie bede głupot gadać,ze ksiazke bym czytała bo szkoda by mi było patrzec na strony zapełnione "dziwnymi znakami" bo bym sie i tak w takim miejscu nie mogła skupić Aggressive no chyba,ze jakas ksiazka albo przewodnik po rajskich okolicach Yes 3 

A ta plazyczka gzdie jestescie sami i mąz zdobywa Wam jakis posiłek to obłęd totalny

katerina
Obrazek użytkownika katerina
Offline
Ostatnio: 8 lat 6 miesięcy temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

O Matulu....jaka plazaWacko Shok Shok Shok Man in love

PRZEPIEKNIE<FANTASTYCZNIE<EGZOTYCZNIE !!!

Gdzies Ty wyczytala o TAKIM miejscuScratch one-s head

Mika masz swietne bikini-cudne kolorki Clapping Pisz natychmiast skad super pumpy i bikini !!!

katerina
Obrazek użytkownika katerina
Offline
Ostatnio: 8 lat 6 miesięcy temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

TAK WYGLADA RAJ!!!

KOCHAM KOCHAM KOCHAM !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

trina
Obrazek użytkownika trina
Offline
Ostatnio: 3 dni 8 godzin temu
Rejestracja: 30 sty 2014

Obłędnie tam jest, rajski szał  Dance 4  Bikini super!

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 3 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Mika, pewnie będę nietypowa, ale na mnie większe wrażenie zrobiła zieleń wszechogarniająca na Basse Terre niż plaże z palemkami....

Mariola

Mika
Obrazek użytkownika Mika
Offline
Ostatnio: 7 lat 6 miesięcy temu
Rejestracja: 19 mar 2014

Bepi, dla mnie ta plaża/wyspa to też jeden z dwóch faworytów w tym rejonie (druga to będzie La Desirade).

.

Nelciu, to podobno norma z taką pogodą tam, czyli, że na górzystej wulkanicznej części Gwadelupy, głównie na Basse Terre, zazwyczaj pochmurno i bardzo często pada (głównie nocą, na szczęście) a na pobliskich małych, koralowych wysepkach pogoda piękna, słoneczna! Całe szczęście że zaufaliśmy prognozom i nie zraziliśmy się do wodnej wycieczki, wyruszając w deszczu. Tego dnia na G. podobno było brzydko, pochmurno i dość deszczowo.  

Hi, hi, "jak to z tymi kokosami było" pytasz Biggrin no nie było liczby mnogiej, mąż jednego "upolował" więc tak naprawdę to nie "zbijał kokosów" ale z przyjemnością moglibyśmy się tym zająć tam na stałe... He, siedzieć na takiej plaży i zbijac sobie kokosy... pomarzyć mozna...

.

Kolka BiggrinEla  Biggrin Trina Biggrin

.

Mara, dokładnie, ze strąceniem kokosa, to łatwo nie jest... dorzucić i trafić to już coś, a jeszcze strącić, to na cud zakrawa, ale zdarza się Biggrin

A z tymi falami, to mam odwrotnie niz Ty, bo jak za duże, jak na Bottom Bay choćby i jeszcze ta zimna woda, to dla mnie taka plaża już nie jest rajska... mało "użytkowa jest", tylko do popatrzenia i posiedzenia, nie za bardzo mogę w wodzie posiedzieć, ani popływać... My wolimy takie lajtowe  zatoczki z wodą spokojną i cieplutką jak zupa. Tu zdecydowanie były nasze klimaty, bo z wody to dosłownie wychodzic się nie chciało, bez gęsiej skórki i bez walki o życie, albo strachu, że stracisz choćby olulary przeciwsłoneczne w tych falach (co nam się zdarzało)

.

Żelku, mam dokładnie jak piszesz, mnie własnie w takich miejscach zawsze szkoda czasu na czytanie czegokolwiek, wolę pochodzić i nacieszyć oczy widokami Biggrin

.

Katerina, dziękuję Biggrin ?gdzie wyczytałam o takim miejscu? W necie, pewnie przypadkiem, jak to często bywa. Czasem jedna fotka sprowokuje do zgłębiania tematu, więc podejrzewam, że jakieś piękne zdjęcia parę lat temu musiałam stamtąd widzieć, bo jak mnie coś oczaruje, to zapisuję w moich notesikach tylko hasła, miejsca, a potem jak coś wychodzi, jak już wiem, że warto, to już drążę bardziej szczegółowo... Co do G. to miałam parę nazw zapisanych i to czekało, az się doczekało Biggrin

Pumpy z Taj, a bikini ze sklepu internetowego, ale nie mam jakiegoś stałego, tylko czasem przez ceneo szukam.

.

Apisku, mogłam sie domyślać... Ja wiem, że Ty takiego zielonego, bujnego "cienia" szukasz i lubisz, już Cię pod tym względem poznałam Biggrin Czyli wysepki 100% dla Ciebie, to Gwadelupa, Martynika (też bardzo zielona wewnątrz) i tylko północny Barbados, bo południe suche, łyse...

Na tym wątku jednak będzie różnorodnie, kolorowo, coś dla plażyczko-palemko lubnych i cos dla takich jak Ty. Ja tez lubię, jak się dużo dzieje i kocham bujną roślinność. Tego mi trochę brakowało w Namibii, co sama zauważyłaś, dlatego Azja u nas ciągle na piedestale Biggrin ale i Karaiby pod tym względem też zachwycające.

Mika
Obrazek użytkownika Mika
Offline
Ostatnio: 7 lat 6 miesięcy temu
Rejestracja: 19 mar 2014

Dash 1 Zapomniałam napisać o naszej nietypowej „przygodzie”, która wydarzyła się kilka dni wczesniej, jeszcze na Barbadosie, czyli o TRZĘSIENIU ZIEMI Shok  które przeżyliśmy, trochę nieświadomi, ale przeżyliśmy, a raczej przespaliśmy, co niektórzy! Scratch one-s head

Dowiedzieliśmy się o tym dopiero, na plaży na Gwadelupie, po dwóch dniach od tamtego zajścia, jak odpoczywaliśmy na naszej hotelowej Caravelle, rozmawiając z miłym Polakiem mieszkającym w Kanadzie. To tu własnie Krzysztof, zapytał nas  - „jak tam trzęsienie ziemi przeżyliście?” – gdy tylko usłyszał, że przylecieliśmy dzień wczesniej z Barbadosu… On o tym słyszał w wiadomościach… a my nie używamy TV na urlopie… więc błoga nieświadomość czasami nas dopada.

A to było dokładnie tak. Rano, po pierwszej nocy na Barbadosie, w Oistins, Paweł powiedział mi, że nocą coś tak wielkiego przejeżdżało, jakaś ciężarówka, jak przypuszczał, bo obudziło go trzęsące się łóżko. Ja to zupełnie zignorowałam uśmiechem i zbagatelizowałam z niedowierzaniem…

- tuuuu?? Pytam - Ciężarówa… Shok ??? - że aż łóżkiem trzęsło… ??? - oj to chyba wszystko Ci się śniło, mówię, łącznie z tym trzęsieniem łóżka…

A to jednak trzęsienie ziemi było… Wacko Podobno 6,5 w sk. Richtera, więc spore! A ja przespałam takie „atrakcje”…

 

Od razu wspomnieliśmy nasze inne żywioły, na wakacjach, o które prawie się otarliśmy, jak nocą na Dominikanie przeszedł kiedyś potężny huragan, którego imienia nie pamiętam, ale następnego dnia w szoku byliśmy, że zamiast rajskich plażyczek, które dzień wczesniej podziwialiśmy, pobojowisko tylko było wszędzie; palmy powywracane korzeniami do góry… leżaki zarzucone w różne dziwne miejsca, całe w piachu, błocie… i masa ludzi – tubylców odbudowująca swoje zrujnowane domki, ratująca szczątki straganów, ratujących resztki ich całego dobytku.. z uśmiechem na twarzach… jak by to była dla nich normalna normalność… oczywista oczywistość.. Dla nas to było chyba bardziej dołujące niż dla nich, jak wtedy obserwowaliśmy. My załamani obserwowaliśmy co się stało i te straty… a tamci, z muzyczką w tle, podrygując kręcąc biodrami w rytm baciaty, sprzątają, naprawiają i próbują rozbawić i pocieszyć przerażonych turystów.

 

A w Tajlandii, w Chiang Rai, to przeszedł tajfun, ale na szczęście byliśmy w hotelu. Najpierw, po południu, po powrocie z wycieczki, ogromny wiatr i ulewa zastała nas w basenie z drinkami, a potem jak uciekaliśmy do domków to już ostrzej było… Po paru godzinach (nawet na kolację nie mogliśmy wyjść) dopiero widzieliśmy co się stało z piękną roślinnością ogrodu hotelowego… Cały następny dzień pracownicy doprowadzali do porządku alejki, bo tyle było narozrzucanych wielkich liści, połamanych gałęzi… Jaki żal, patrzeć, jak takie cudowne roślinki tak zostały przetrzebione…

Też następnego dnia, od naszej przewodniczki, na wycieczce dowiedzieliśmy się jak wielki tajfun przeszedł przez tą część kraju, że straty były ogromne, łącznie z zawalonymi domami, ofiarami śmiertelnymi i zniszczonymi drogami… Nie mielismy świadomości, że niemal w "oku cyklonu" bylismy.

 

Jaka to siła tych żywiołów jest… brrr… Od razu nam lepiej, że nie mieszkamy w takich rejonach zagrożonych cyklonami, tajfunami czy trzęsieniami ziemi czy innymi wulkanami…  A jak nam to się czasem na urlopie trafi i to w nocy, jak bezpiecznie chroni nas hotel, to tez szczęście… Tak więc życie w mało egzotycznej i zimnej Europie może ma więcej zalet niż wad jednak.

Mara
Obrazek użytkownika Mara
Offline
Ostatnio: 3 lata 3 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Mika wiezę, ze  na Botom czy Foul nie weszliscie do wody..... ale to ze woda na Barbadosie  zimna - jestem w szoku, ze tak ci sie trafiło. Nie wiem. moze to zalezy od pory roku .... kurcze tak sobie myslę, ze znowu sie róznimy, ale Gwadelupa mega mi sie podoba Twoimi oczami, a Barbados coz sie róznimy tj. na pn pamietam cudna zielen i kwieceiste ogrody naookoło drogi jak jechalismy do naszego apartamentu, mam nawet filmik, ale ne czas i nie pora, tedy napisze jak dla mnie to tez PN !!! 

www. Podróże z globusem w torebce, gdzie skrobię swe relacje od czasu do czasu  Dirol

.
Obrazek użytkownika .
Offline
Ostatnio: 9 lat 1 miesiąc temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

uffff doczytałem...

Mika napisze tylko MEGA, BOSKO, CUDNIE, OBŁĘDNIE, REWELACYJNIE… nic więcej bo mąż da Ci „bana” i nie spotkamy się na piwku w Powsinie.. Mosking

.

Mika
Obrazek użytkownika Mika
Offline
Ostatnio: 7 lat 6 miesięcy temu
Rejestracja: 19 mar 2014

Mara, zgadza się, byliśmy w innej porze roku niż Wy. Luty widocznie chłodniejsza woda, albo chwilowo jakieś zimne  prądy zawitały i te fale, tak wielkie tego dnia, że ci lokalesi na plaży mówili każdemu, że nie wolno się kąpać. Tylko nogi spacerując pomoczylismy nie dalej niz do kolan. Dlatego nasze odczucia są jakie są.

Woytas, dzięki za tyle miłych przysłówków! Fajnie byłoby się w końcu domówić na to piwko gdzieś w okolicy... pomyslimy. U nas tyle ostatnio się działo..., że już czekam z utęsknieniem na wakacje i że chłopaków do babci wywieziemy na trochę... tak więc od niedzieli możemy się umawiać, ale to już na priva się "spiszemy".

a co było dalej - czyli

Dzień 6

 Na ten dzień zaplanowaną mieliśmy wycieczkę morską na drugą wymarzoną wysepkę – La Desirade, o wiele mniejszą niż poprzednia - Marie Galante. Tym razem wypływaliśmy dużo mniejszym katamaranem niż wczoraj, z portu Saint Francois, ze wschodniego krańca Gwadelupy, gdzie dojechaliśmy w niecałe 40 min naszym samochodem, który zostawiliśmy na parkingu pod samym wejściem na statek. Miasteczo małe, nie to co rozległe Pointe a Pitre, więc port tutaj od razu zlokalizowany i też, tak jak samo miasteczko, okazał się malutki, zwarty, wszędzie blisko; obok parkingu kasa, obok kasy wejście na statek…. Nie ma jak się zgubić!

Bilety w kasach są, jak się okazało, nawet w szczycie sezonu, w jakim my się tu znajdujemy (są ferie zimowe Francuzów), więc widać żadnej przedsprzedaży nie trzeba uprawiać. O tej samej godzinie (około 8.00) odpływało kilka katamaranów, różnych firm, więc miejsc było bardzo dużo wolnych, tak samo jak wczoraj. Wszystkie firmy sprzedawały bilety w podobnej cenie ok. 26 E powrotny. Trzy firmy jedynie godziną powrotu się różniły. My wzięliśmy z tym najpóźniejszym powrotem, o 16.45.

Już się pogodą nie martwiłam po wczorajszym cudzie i założyłam że słoneczko będzie, jak w śledzonych przez nas od kilku dni prognozach. Ta trasa – między St.Francois i La Desirade, jak czytałam na forach w Internecie, słynie z bardzo wielkich fal i „trudnej” podróży, że buja niemiłosiernie, że wrażliwi powinni wziąć tabletki na chorobę lokomocyjną, żeby zastanowić się nad płynięceim itp. My stwierdziliśmy, że po wczorajszej zaprawie i naszym „wodnym rollercoasterze”, jak płynęliśmy na M.Galante, to już nam nic nie grozi i nic nas nie zaskoczy. No i faktycznie tak było… pobujało trochę, ale bez takich atrakcji, jak wczoraj, więc my się tylko pośmialiśmy i stwierdziliśmy że ten rejsik to pikuś.

Po niespełna godzince jesteśmy na malutkiej Desirade. Za małe „toto” żeby brac samochód na cały dzień. Jedyna droga (prosty odcinek, przez całą długość wyspy) ma długość 8 km, więc stwierdzamy, że nawet pieszo to ogarniemy. Ja optowałam za skuterkiem, taki był pierwotny plan, ale cena skutera była wyższa niż samochodu, a trzeba by było wziąć 2, więc to było kompletnie nieekonomiczne i nie wzięliśmy. Ja miałam pomysł jeszcze z rowerami, ale Paweł mi wybił to z głowy, że jak trafimy na górki, jak wczoraj, podjazdy, zjazdy, to w tym upale się umęczymy bardziej niż pieszo, tym bardziej, że nasza plażyczka, na mapie prezentowała się „tuz za zakrętem”.

Zaczęlismy iść, szliśmy i szliśmy szukając tej plaży ze zdjęcia, które miałam wydrukowane… Po drodze pytaliśmy napotkanych ludzi, a oni mówili, że plaży La Souffleur jest bardzo daleko i pieszo nie dojdziemy… Nie wierzyłam… żeby az tak Google kałmały… nie możliwe… ale faktycznie 1-2 km na mapie okazały się ponad godzinną wędrówką, więc musiało być w rzeczywistości ponad 5 km w jedną stronę…

Byliśmy tak zmotywowani, tak nam wjechali na ambicję, mówiąc, że nie dojdziemy pieszo w tym upale, że nawet ofertom podrzucenia przez lokalnych kierowców odmawialiśmy. W końcu dotarliśmy sami! Upał dał się nam we znaki, ale jaka satysfakcja! Pierwsze co zrobiliśmy na plaży to rzuciliśmy się na owoce, które nosiliśmy ze sobą  i zjedliśmy wszystko.

jedyna droga przez wyspę, którą podążaliśmy w upale przez ok. 5km. wyglądała tak uroczo:

Spostrzeżenie, że ta plaża jest malutka i nie aż tak piękna, jak na zdjęciach, które widziałam. Jest co prawda pusto, mało kto tu dotarł, jest chyba tylko z pięc innych osób oprócz nas, jest coprawda duzo palemek, ale woda nie aż tak pięknego koloru jak na wczorajszej M.Galante. Suma sumarum, bardzo nam się tu podoba. Mamy nasz dzisiejszy raj, prawie dla siebie...

Rozkładamy się na piasku, ale po chwili już nas roznosi, uleżeć nie można, więc z nudów robimy sobie zdjęcia, a że humory nam dopisują i ludzi mało, to nawet całą serię zdjęć, bo coś trzeba robić…

 

cdn

Strony

Wyszukaj w trip4cheap