Jesteś tutaj
Jesteś tutaj
...witam, temat wyjazdu na Bali "odbijał się" nam od lat kilku. Zawsze spychany a to przez pandemię,a to przez inne kierunki. Ale,że "balijskie klimaty" zawsze chciała bardziej zapoznać Basia,ten rok wydał sie najbardziej odpowiedni. Powodem są "fajne urodziny" mojej małżonki. Gdy więc "przypomniała balijski kierunek", nie oponowałem. Dodałem tylko że "można by przy okazji "zrobic Singapur ; ))
Jak powiedzieli, tak zrobili. Zaplanowaliśmy aby pierwsze trzy noce spędzić w "mieście lwa". Kolejny tydzień na Bali (dżungla),nastepny także na Bali,tyle że na wybrzeżu. I na koniec,powrót do Singapuru aby przez "dni pare" sprawdzic czy hotel Marina Bay Sands jest godny swej renomy...
Na przewoźnika wybraliśmy linie Qatar Airlines. Lot do Doha a nastepnie do Singapuru. Natomiast na Bali miał nas przwieźć "azjatycki Ryanair",czyli Air Asia.
Katarski przwoźnik obsadził swe linie (na wymienionych kierunkach),szerokokadłubowcami firm Boening i Airbus. Odpowiednio modele 787 Dreamliner i A-350. Jakośc podróżowania podobna choć ,mam wrażenie, że w Boeing,u siedzenia rozkładaja sie bardziej dajac więcej miejsca.
W drodze "na " mieliśmy farta. Wpierw pasażer siedzacy obok nas zmienił miejsce i zostalismy sami na trzech fotelach. A w drodze do "Sin",pasażer...nie pojawił się i również byliśmy sami z "zapasowym fotelem" . W drodze powrotnej już nie było tak kolorowo ; )))
Na pokładzie "karmią i poją" całkiem nieźle. Praktycznie nieograniczony (trzeba poprosić) dostęp do trunków wszelakich...
Natomiast w Air Asia wszystko płatne. Samoloty małe (737) a steward,esy bez spiętych włosów. Widok...nie co bym sie czepiał...ale "niechlujny" ; )
Ponieważ czasu na przesiadka w Doha mielismy naprawde niewiele ,pierwszy lot -godzina pięćdziesiąt,a drugi - godzina,zapamietałem tylko "cuś takiego" po środku terminala...
dodatkowe wrażenia to...terminal (Doha) długi jak jamnik,oraz dowożenie do (jak i z ) samolotów autobusami. Co jest mało wygodne i frustrujące ...
Praktycznie oba loty (do Doha-z Doha do Sin) bez wrażen wizualnych. Lecieliśmy nocą. Dopiero w pobliżu Malezji można było popatrzeć na "świat z góry"...
gdy na wodzie ruch jak "na ulicy",wiadomo że..."jesteśmy tuż" ; )
to i tyle tytułem wprowadzenia. Pierwsze odsłony z Singapuru w następnej części...
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Przecztane, czekam na ciąg dalszy.
papuas
Przeczytałam wstęp i czekam na obiecane dalsze opowieści
W Singapurze nie byłam więc tym chętniej obejrzę co mnie ominęło 
...zanim dotrę do Singapuru,odpowiedź na pytanie jakie zadał papuas
zapytał,cyt,:"Czy żona ma zawsze upięte włosy" ??...odpowiadam": W pracy zawsze"...
A teraz wracamy na ulice Singapuru.Przy okazji, "ulice,transport" itp. dla każdego kto wyląduje w "mieście lwa". Moim,naszym ,zdaniem najlepszym rozwiazaniem są...TAKSÓWKI !!! Z metra zrezygnowaliśmy ponieważ nie umieliśmy zapłacić kartą : ( Gotówkę mieliśmy jedynie na drobne zakupy w restauracyjkach lubo w sklepikach...
I jeszcze uwaga odnośnie transferu "do" lub "z " hotelu. Zapytaliśmy "pierwszy hotel" czy świadczy usługi transferu "z lotniska do hotelu". Odpowiedzieli że oczywiście mogą taką usługę zorganizować.I zorganizowali,za...60 dolarów singapurskich. Gdy cena z lotniska do obiektu przy jeździe taksówka wynosiła...dwanaście dolarów !!! Tu wybiegnę "przed orkiestrę" a mianowicie będac już "w Marinie" nagabywano nas co i rusz czy"nie potrzebujemy transferu" tu i tam. Zwróćcie uwage że nie używaja słowa TAXI ale..."transfer !!! Gdy nieświadomy gość zgodzi się na usługę o tej nazwie (transfer) przyjedzie po niego "mini-bus" który zawoła za usługę niemal "sto dolców"
Dośc rozważań. Przysłano po nas busik ...prowadzony przez... kobietę !!! Nie co bym był "kierowcą -seksistą" ale bałem się czy 'Pani" poradzi sobie z wielkomiejskim ruchem.Niepotrzebie ,kobieta prowadzila "pewnie i sprawnie" dowożąc nas "w całości do hotelu"
. Nota bene,Singapur jest niezwykle "czytelny dla kierowców".Śmię twierdzić,że każdy z nas,po tygodniu,jeździłby "jak u siebiue" ; )))
Podjechaliśmy pod "Village Katong Hotel" tuz przed zmierzchem. Budynek był "chrakterystyczny" a do tego sąsiadował z...centrum handlowym ; ))
Kształt budynku latwy do zapamietania,to ten "w tle"...
recepcja i hol,"dają rade"...
te "szklane drzwi' ,po prawo do wyjście na...pierwsze pietro supermarketu ; )
pokój mieliśmy na czwartym piętrze. Widoku z okna...nie pamietam. Pewnie był...sobie taki. W pokoju wszystko co niezbędne na "pare nocy".
niestety,wilgotnośc powietrza "pokonywała klimę"> Gdy wyłaczalismy "chłodziwo",momentalnie sauna. Po właczeniu,nieprzyjemny chłod. Dacie wiarę,że na podłodze (płytki) tworzyła sie warstwa wody (rosa) tak silna że wygladało jakbyśmy..."chodzili po wodzie ; )))
Mimo zmęczenia lotami oraz zmianą czasu, wychodzimy "na miasto". Dzielnica Katong to tzw. "stare miasto". Znajdziemy tutaj sporo "niskiej zabudcowy" wręcz nie pasującej do wyobrażeń dotyczacych Singapuru...
"kładka" to typowe dla tej części miasta przejście przez jezdnię. Oczywiście są i "pasy ze światłami" ale wiekszość ludzi korzysta z kładek...
"z góry" można zerknąc na ulicę...
co by sobie kroś nie pomyślał że sa tu jedynie "parterowe domki" ; ))
powiem Wam ,że były fragmenty które miały bardzo..."irlandzkie klimaty" ; )))
spogladamy z zaciekawieniem na stragany...
odurzeni miastem ,klimatem, zmiana czasu, zdążeliśmy solidnie zgłodnieć. W hotelu mielismy jedynie śniadania więc czas rozejrzeć się za jakąś knajpką.
Ta ,wpadła nam w oko...
zamawiamy,jakże by inaczej "Makaron po singapursku z wieprzowiną". Jako popitkę wybieramy...Guinnessa, smakuje ...zawsze i wszędzie ; )))
wracamy do hotelu pełni wrażeń. Jak na razie,Singapur jest COOL !!!!!!!
cd. oczywiście jutro ....
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
o matko !!! ta wilgotność w tym upale by mnie chyba zabiła
(mokrej od pary podłogi w hotelu to jeszcze "nie przeżyłam" ) ;
z jednej strony do Azji poł-wsch się już więcej nie wybieram... właśnie z powodu tego lepkiego, tamtejszego żaru (wystarczą mi dwa razy i juz podziękuję
) ale z drugiej strony - to właśnie Singapur chciałabym zobaczyć....naj naj bardziej! (najbardziej ze wszystkich azjatyckich miast!) tylko jak tego dokonać? może wymyślą kiedyś jakieś kapsuły klimatyczne za mojego życia?
wskoczył by człowiek w taki skafanderek z klimą jak jakis kosmita i byłoby po kłopocie.... 
Piea
Hehe a ja kompletnie nie pamietam takiej wilgotości powietrza w Singapurze za to na Bali już tak
Singapur zwiedzało nam się bardzo dobrze
na piechotkę w słonku chowającym się co jakiś zas za chmurami no 8i co najważniejsze bez kropli deszczu-a tym deszczem wszystcy nas tak bardzo straszyli.
Jestem, jestem
i czytam z zainteresowaniem
Jedzonko wygląda mega pysznie choć piwo wybrałabym pewnie jakieś lokalne w ramach przetestowania
No trip no life
też mnie ta rosa na pokojowej podłodze zaskakuje
aż niemożliwe może trza było coś przy klimie w ustawieniach pozmieniać, aby nie za zimno i nie mokro (często się da) 
papuas
...tylko dodam,że i dla nas takduża wilgotność w hotelowym pokoju była (niemiłym ...) zaskoczeniem. Pewnie jak mówicie "można by cos z tym zrobić" ale ja na panelu sterujacym znalazłem tylko "+ i -" oraz siłe nawiewu...
A co do wilgotności na ulicach. Pewnie ma to zwiazek z porą roku ponieważ kwiecień i maj to najgorętsze miesiące. Temperatury codziennie oscylowały w przedziale 30-33 stopnie. Na niebie chmur...BRAK !!! Pojawiały się w prawdzie "niby-obłoki" ale takie nierzucajace cienia. Z reszta zobaczcie na fotkach...
Po kiepsko przespanej nocy wstajemy ciekawi "świata za dnia". W okolichach basenu jest najlepszy wgląd w teren wokól hotelu. Rozgladamy sie dookoła i..."Jezus Maria",w nocy porwali nas kosmici i przenieśli na..."łódzką Retkinię" ; )))
trochę nam się wydłużyły miny. Lecieć przez "pół świata" aby ogladać obrazki niemal jak w rodzinnym mieście...czterdzieści lat temu !!! ; ) Nic to,postanawiamy "coś zjeść". W tym hotelu mamy opłacony pokój ze śniadaniem. Nie serwowano niczego co zasłużyło na fotkę. Oprócz...a no właśnie. Znacie te dwie potrawy ???
jesli jeszcze nie degustowaliście tych smakołyków. Polecam. Zwłaszcza "hiyayakko",przystawka z tofu. Łatwa do przyrządzenia ale wcale nie banalna w smaku. Przygotowana na "grill-party" z pewnościa zadziwi ,pozytywnie,gości...
Po posiłku mamy zamiar "dotrzec do morza". Ten spacerek w nastepnej odsłonie...
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav