trasa ze stolicy ekspresowa (MA1110)- i porośnięta pięknie oleandrami....
coraz bliżej Sierra de Tramuntana - bo Valdemosa leży właśnie tam ; ale w skali tej wyspy to niedaleko; odległość ze stolicy do celu to jakieś 20 kilka km...
gdzieś w drodze z Palmy do Valdemossy - leży sobie malutka wioska S'Esgleieta - takie przysłowiowe 4 dymy i nic wokół , ale przy głownej drodze vis a vis siebie stoi to , co mieszkańcom okolicznych wiosek potrzebne jest najbardziej : czyli kościół i bar i to naprzeciwko siebie ;
kościółek to Iglesia De Santa Maria D'Olivar De S'Egleieta, a bar to przydrożna knajpa w typie "mordowni" o wyszukanej nazwie "Sa Taverna" zatem - najpierw na mszę, a potem na jednego... skąd my znamy takie"sacrum/profanum" ?
no i dotarliśmy...
przed nami urocza Valdemossa; już na pierwszy rzut oka bardzo mi się podoba!
view na Klasztor Kartuzów - nasz główny cel wizyty w tym miejscu
„...Niebo jak turkus, morze jak lazur, góry jak szmaragd, powietrze jak w niebie...” – tak pisał o Majorce Fryderyk Chopin w listach do przyjaciół, i do tego dodał jeszcze: „ …a dookoła palmy, cedry, kaktusy, oliwki, pomarańcze, cytryny, aloesy, figi, granaty…” to piękne słowa naszego kompozytora opisującego swoje pierwsze wrażenia z tej pięknej wyspy....;
zatem przekonajmy się ile prawdy jest w tych słowach…?
wszyscy wiedzą (i Ci co byli, i co niebyli, ale widzieli świetny film ze Stenką i Adamczykiem) , że ten zachwyt Chopina Majorką opisywaną w w/w listach - był tylko początkowo i bardzo krótkotrwale, potem stało się wręcz na odwrót....
od początku wszystko bowiem "szło nie tak"! ; Chopin wraz ze swoją kochanką George Sand w zasadzie "uciekli" z Paryza przed plotami na ich temat od których aż huczało w kręgach śmietanki towarzyskiej francuskiej stolicy, ale i wątłe zdrowie syna Sand i samego Chopina- też skłoniło ich do wyjazdu zimą 1838/39 z nadzieją, że śródziemnomorski klimat i majorkańskie słońce postawią ich na nogi; tyle, że aura była tejże zimy wyjątkowo wredna i nie majorkańska : zimnica, wiatry, deszcze a nawet śnieg... w takich okolicznościach choroby obu tylko się nasiliły...
w dodatku Majorkańczycy byli bardzo konserwatywnym społeczeństwem, dlatego nasi bohaterowie nie spotkali się tam z miłym przyjęciem, a raczej z brakiem sympatii ze strony miejscowej ludności, w oczach prostych ludzi z wyspy - taka "światowa" para z Paryża - żyjąca w grzechu bez ślubu, podróżująca z dziećmi George, które jednocześnie nie były dziećmi Chopina budziły tu nie małe zgorszenie, a jeszcze do tego ekstrawagancki sposób bycia George Sand, jej odważne i męskie stroje, palenie cygar, picie alkoholu, i stronienie od kościoła - wzbudzały tu i sensację i powszechną niechęć Majorkańczyków (zresztą odwzajemnioną, bo pisaraka nie kryła się ze swoją niechecią do miejscowych nazywając ich nieokrzesanymi prostakami, czemu dała wyraz opisując ich w niekorzystnym świetle w swojej książce "Zima na Majorce" ).
Chopin w końcu w tym "majorkańskim słońcu" mocno podupadł na zdrowiu a wśród lokalnej społeczności szybko rozniosła się wieść, iż kompozytor zachorował na gruźlicę i zaczęto traktować przybyszów z Paryża jak zadżumionych ; wybuchła taka panika, że właściciel willi którą zajmowała para dosłownie wyrzucił ich na bruk, a pościel i wiele innych przedmiotów z których korzystali spalono, za co jeszcze kazano sobie sporo zapłacić!
i widomym było, jako, że taka wieść niesie się szybko , że nikt na wyspie już im nie wynajmie jakiegoś lokum... i tak trafili do Valdemossy do opuszczonego juz Klasztoru Kartuzów, gdzie zajęli 3 prawie puste cele ; cele zimne, wilgotne i pozbawione wszelkich wygód! a padające nieustannie deszcze, przenikające do szpiku kości, zimne wiatry i ponure niedogrzane cele, i brak spodziewanej życzliwości , wręcz odrzucenie mieszkańców Valdemossy przyczyniły się do znacznego pogorszenia stanu zdrowia Chopina i znienawidzenia wręcz tej wyspy! , w dodatku zaginął fortepian, który miał przybyć z Paryża, więc frustracja kompozytora rosła z dnia na dzień ;
Uff i tak pokrótce można opisać w pigułce to, co tam zaszło...
My oczywiście idziemy z Rickym do Kartuzów, gdzie zwiedza się Muzeum poświęcone Chopinowi, choc obecnie wprowadzono zakaz fotografowania tych wnętrz
najpierw zaglądamy do klasztornego kościoła, który poświęcono Św. Bartłomiejowi- patronowi miasta
i wchodzimy na teren Real Cartuja de Jesus de Nazaret - bo tak brzmi pełna nazwa tego miejsca
przy wejściu stoją dwie gigantyczne kukły Chopina i Sand , swoją drogą jakieś takie paradne i nieudane
w odniesieniu perspektywicznym - taka jak ja osoba średniego wzrostu (168cm) może poczuć się tu jak liliput
a dalej tylko korytarze.... a w celach i salach Muzealnych - no photo!
znajdziemy tu wiele pamiątek związanych z Chopinem i G. Sand - są tu ich liczne portrety, stare dokumenty, nuty, meble, listy, rękopis powieści Sand „Zima na Majorce”, zagubione i odnalezione potem pianino które dotarło z opóźnieniem z Francji i zostało tu już na zawsze
z jednej z cel wychodzimy na tarasowy ogródek na który "Chopinowie" mieli wychodzić i podziwiaś stąd sielskie widoki w tych rzadkich chwilach wolnych od deszczu i smagania wiatrem
widok z tarasu na okolicę...
Ech... no pięknie tak tam sobie popatrzec.... ; szkoda ze Chopen z Sand nie mieli tam takiej pieknej pogody jak my..., może zamiast słynnego Preludium Deszczowego de-dur, które tam wówczas powstało, nasz geniusz stworzył by bardziej "słoneczne i radosne" utwory ?
po zobaczeniu tych wszystkich miejsc związanych z Chopinjem idziemy jeszcze w inny sektor , gdzie miesci się część "pałacowa" na terenie Klasztoru,. bowiem historia tego miejsca sięga XIV wieku, kiedy to ówczesny król Majorki Sancho I chcąc w klimacie górskim leczyć swoją astmę kazał tu wybudować sobie pałac; w roku 1399 pałac ten przekazany został Kartuzom z Tarragony, którzy rozbudowali go i przekształcili go w klasztor ; mnisi przebywali tu do 1835 r. ; 3 lata później w tych opuszczonych, zmruszałych murach zamieszkała para naszych bohaterów tej opowieści; my tymczasem idziemy rzucić okiem na sale pałacu króla Sancho I
piękna, zabytkowa apteka
słońce wali prosto w szybę, nie idzie zrobić normalnego zdjęcia! (a filtra nie mam)
po zwiedzaniu wnętrz idziemy jeszcze na krótki "koncert Chopinowski" na który chętni mogą dokupic sobie bilet wstępu (he he, się nasłuchałam tego Chopina na Majorce!)
w oczekiwaniu na pianistę - podziwiam sufit
pięknie Pan zagrał kilka utworów naszczego wirtuoza... , można się wzruszyć....
i opuszczamy mury Kartuzów
i to tyle w temacie wspomnień o Chopinie...
dalej będzie już Valdemossa pozaklasztorna, ale to już w następnej odsłonie ....
Nel, dzięki za wstawkę tylu pieknych fotek! (jak masz więcej- to oczywiście zapraszam do uzupełniania.... )
oczywiście do Apteki i Biblioteki też zajrzeliśmy!
wychodzimy na zewnątrz i Ricky zarządza czas wolny, nawt sporo... coś ok 2 godziny aż!
uroczy placyk pod Klasztorem - Placa Cartoixa, czyli Plac Kartuzów
najpierw idziemy na znany punkt widokowy , o którym mówił nasz Riccardo ; to tzw. Sa Miranda Des Lledoners, punkt z którego widać duzy fragment dolinty i wzgórza otaczające miasto
oczywiście cały czas chodzę z Tobą, bo na Balearach, pomimo iż blisko, w życiu nie byłem ale po kolei to przecie najprostszy "biznesplan" funkcjonujący również u nas, zwłaszcza w podgórskich miejscowościach, knajpa naprzeciw lub obok kościoła widoki, klimaty miejsc związanych z naszym kompozytoreem i oczywiście koncet
Papuas, no fakt! tak jak napisałam wyżej: skąd my to znamy? (te knajpo-bary obok kościołów? )
Co do samego Chopina i tego króciutkiego koncertu:
oprócz tych właśnie codziennych - dla turystów takich jak my- pamięć o naszym wielkim kompozytorze nadal pozostaje tu wciąż bardzo żywa; co roku w sierpniu w tych tutaj właśnie klasztornych murach od 1930 roku odbywa się Międzynarodowy Festiwal Chopinowski, w którym udział biorą światowej sławy pianiści i nie brakuje również gości większego formatu - np. koronowanych głów i innych znakomitosci i znamienitości ; organizatorem tych corocznych konkursów jest założone tu prawie 100 lat temu Stowarzyszenie „Festivals Chopin de Valldemossa", gdzie zawsze grane jest słynne Preludium Deszczowe des-dur powstałe właśnie tu na Majorce (he he, jako naoczna inspiracja Chopina majorkanską pogodą!) ;
zatem jesli nie przebywamy tu akurat w sierpniu, i nie mielismy tyle szczęścia, żeby zdobyć i załapać się na bilety (które zawsze wymagają wcześniejszej rezerwacji) i niestety nie będziemy siedzieć wśród publiczności tegoż corocznego festiwalu, to jako namiastkę naprawdę warto wydać te kilka euro (nie pamietam? chyba coś ok 10-13 E? ) i posłuchać utworów naszego geniusza choć w takiej skróconej formie i wsród gości bliższego nam formatu niż koronowane głowy!
jako, że miejsca Sacrum jakoś dziwnym zbiegiem okoliczności lubią do pary te Profanum ; to i my prosto z Klasztoru trafiamy do przybytku w całkiem odmiennym stylu
tak sobie tylko grzecznie spacerowałyśmy po Valdemossie zaglądając do sklepików różnistych....
aż trafiłyśmy do miejsca, gdzie właściciel prawie wciągnął nas do środka prosto z ulicy i zaprosił do ścianki z beczułkami no i się zaczęło ...
dostałyśmy do ręki słusznej postury kieliszeczek i tak od kranika do kranika...
ło Matko!! a tam tyleż dobroci wszelakich !!!! no nijak nie szło odmówić...
jest tu wszędzie na tejże wyspie pewnien mocno popularny, znany i często kupowany trunek o dziwnej nazwie (?)
i tak jak jest znany - tak jakoś mało smaczny!
przedstawiam wam lokalną specjalność likier o nazwie Tunel
słowo o owym Tunelu:
Túnel de Mallorca to likier ziołowy butelkowany i wytwarzany wyłącznie na Majorce (choć z pewnością dostępny i na innych Balearach) .
produkowany na bazie „Ziół z Majorki ” - to taka nieco mieszanina napojów alkoholowych z anyżu i esencji z roślin rosnących na wyspie ; Podstawą Túnel de Mallorca jest ponoć siedem starannie wyselekcjonowanych ziół: rumianku, werbany, kopru włoskiego, liści cytryny, melisy, liści pomarańczy i rozmarynu; W każdej butelce znajduje się gałązką anyżu, która nadaje trunkowi specyficznego smaku i charakteru (którego ja osobiście nie cierpię! ) .
Tunel de Mallorca zwykle serwuje się tu z lodem w formie shota; tutaj spróbowałam łyczek prosto z kranika bez lodu! a fuj! ( i aż się zmartwiłam, bo już wcześniej zakupiłam to to w małych na szczęscie buteleczkach jako pamiątki dla znajomych ) no trudno... będą musieli to "jakoś zmordować"
a skąd ta dziwna nazwa? otóż Tunel de Mallorca to firma rodzinna, założona pod koniec XIX wieku; w 1898r. niejaki Pan Antonio Nadal Muntaner (czyżby jakiś przodek Rafaela Nadala z Manacor?) założył firmę o oryginalnej nazwie "Antonio Nadal" i rozpoczął destylację alkoholu w dwóch miedzianych destylatorach;
pierwsze wyprodukowane produkty to likier na bazie anyżu i dżinu. ;
mniej więcej w tym czasie na wyspie pojawił się pomysł połączenia kolejowego odizolowanej wioski Sóller z Palmą i właśnie rozpoczyna się budowa słynnej trasy kolejowej „Tren de Soller”, której główną atrakcją jest 3-kilometrowy tunel łączący Sóller z Bunyola (pisałam Wam o tym miejscu podczas wycieczki po wyspie: "Autobusem, statkiem, tramwajem i pociągiem" ) ;
a że Pan Antonio Nadal Muntaner, był wielkim fanem tegoż projektu, wybrał sobie nazwę „Tunel” dla swoich produktów, świętując w ten sposób otwarcie trasy kolejowej tuż obok swojej gorzelni ; ot i cała historia tej nazwy....
generalnie raz spróbować wypada i trzeba (wszak to specjalnośc lokalna), ale szczerze mówiąc zupełnie nie polecam...
Valldemossa leży w dolinie otoczonej górami i jest to najwyżej położona na Majorce wioska, leży bowiem na wysokości 700 m n.p.m, a może jest to bardziej miasteczko jak wioska? Mieszkańców bowiem jest tu garstka, jak mówią statystyki około 2 tys. stałych mieszkańców, którzy utrzymują się w zasadzie wyłącznie z turystyki; jak mówił nam Ricky- pandemiczny rok 2020 i połowa następnego – były dla mieszkańców szczególnie tej osady prawdziwą tragedią; nie ma turystów- nie ma zarobków!
W maju 2022 turystyka odrodziła się już jak w czasach przed-pandemicznych; bo po uliczkach kręciło się sporo ludzi, ale jednak w maju , przed sezonem udaje się jakoś Valldemossie zachować kameralność i niezwykły spokój ; mimo turystów nie ma tu jakiegoś tłoku, ani szturmu (jak np. w Palmie! ), a maj doprawdy urzeka spokojem…. życie toczy się tu powoli i bardzo spokojnie… to doskonałe miejsce na ucieczkę od wielkomiejskiego zgiełku stolicy…
Uliczki Valdemossy są doprawdy prześliczne, takie pocztówkowo-cukiereczkowe ;
przypominają nieco te w Alcudii, też są takie ukwiecone i "udoniczkowane" , a kamieniczki słyną ze spójnej kolorystyki piaskowego kamienia i zielonych okiennic! (he he, niczym w czarnogórskim Kotorze!, tam też królowały zielone okienniczki) ;
Zobaczcie jak tu ładnie… ile tu urokliwych zakamarków… te kręte i strome uliczki pełne kawiarnianych stoliczków, kwiaty stojące przed domami wprost na ulicach powystawiane w setkach doniczek… i wiszące na ścianach – to wszystko razem tworzy taki nieco bajkowy, niezwykły klimat....!
Casa Molinas (Ca’n Molinas) - to znana (chyba najbardziej) knajpa w Valdemossie, a w zasadzie sieć knajp, bo znalazłyśmy tu 3 przybytki o takiej nazwie
to tutaj właśnie w Casa Molinas sprzedają najlepsze słodkie ciastka ziemniaczane!
to specjalność Valdemossy tzw. coca de patata - takie z wyglądu przypominające nadmuchane nieco pyzy ; spróbujcie tu koniecznie!
spacerując uliczkami Valdemossy nie sposób nie zauważyć dziesiątek słynnych ceramicznych tabliczek wmurowanych w ściany tutejszych domów - tablicki pokazujace żywot pewnej dziewczynki...
Valdemosa znana jest również jako miejsce narodzin jedynej majorkańskiej Świętej- Świetej Cataliny Tomas, znanej bardziej jako Katarzyna z Palmy, która była zakonnicą klasztoru Augustianek; na uliczkach Valdemossy licznie przypominają o jej miejscu narodzin barwne tabliczki ceramiczne na murach tutejszych kamieniczek, domków, płotów a nawet kościołów
spotkałyśmy tu nawet taką Catalinę
głodne jakoś nie byłyśmy, ale bardziej z chęci spróbowania niż z potrzeby żołądka zasiadamy na chwilę w "Mirandzie"
zamawiamy paellę - jedną na spółkę , he he... dziś mamy dzień spółek (po tumbetcie w Palmie) , pięknie wyglądała i smakowała (i kosztowała)
a nad głową nad stoliczkiem wisiała pod parasolem taka "zachęta" na apetyt!
i wracamy powolutku już w miejsce zbiórki....
a jakże by inaczej!
i opuszczamy już piękną, przepiękną Valdemossę - naprawdę warto było tu dotrzeć.... jak dla mnie - to obowiązkowe miejsce na Majorce!
z Palmy jedziemy juz prosto do Valdemosy
trasa ze stolicy ekspresowa (MA1110)- i porośnięta pięknie oleandrami....
coraz bliżej Sierra de Tramuntana - bo Valdemosa leży właśnie tam ; ale w skali tej wyspy to niedaleko; odległość ze stolicy do celu to jakieś 20 kilka km...
gdzieś w drodze z Palmy do Valdemossy - leży sobie malutka wioska S'Esgleieta - takie przysłowiowe 4 dymy i nic wokół , ale przy głownej drodze vis a vis siebie stoi to , co mieszkańcom okolicznych wiosek potrzebne jest najbardziej
: czyli kościół i bar
i to naprzeciwko siebie
;
kościółek to Iglesia De Santa Maria D'Olivar De S'Egleieta, a bar to przydrożna knajpa w typie "mordowni" o wyszukanej nazwie "Sa Taverna"
zatem - najpierw na mszę, a potem na jednego...
skąd my znamy takie"sacrum/profanum" ? 
no i dotarliśmy...
przed nami urocza Valdemossa; już na pierwszy rzut oka bardzo mi się podoba!
view na Klasztor Kartuzów - nasz główny cel wizyty w tym miejscu
pierwsze kroki - no jest tu UROCZO!
a ciąg dalszy będzie jutro....
Dobrej Nocki!
Piea
Piea, dooglądałam i doczytałam. Jak przyjemnie było zajrzeć twoimi oczami w piękne ,znajome kąty wyspy.
Ja mieszkałam blisko Porto Cristo i niedaleko jaskini, w której tez oczywiście byłam.
Za to wąwóz to miejsce mi zupełnie nieznane, fajnie ,że udało sie wam tam zajrzeć.
A teraz już czekam na Valdemossa, która bardzo mi sie podobała
No trip no life
„...Niebo jak turkus, morze jak lazur, góry jak szmaragd, powietrze jak w niebie...” – tak pisał o Majorce Fryderyk Chopin w listach do przyjaciół, i do tego dodał jeszcze: „ …a dookoła palmy, cedry, kaktusy, oliwki, pomarańcze, cytryny, aloesy, figi, granaty…” to piękne słowa naszego kompozytora opisującego swoje pierwsze wrażenia z tej pięknej wyspy....;
zatem przekonajmy się ile prawdy jest w tych słowach…?
wszyscy wiedzą (i Ci co byli, i co niebyli, ale widzieli świetny film ze Stenką i Adamczykiem) , że ten zachwyt Chopina Majorką opisywaną w w/w listach - był tylko początkowo i bardzo krótkotrwale, potem stało się wręcz na odwrót....
od początku wszystko bowiem "szło nie tak"! ; Chopin wraz ze swoją kochanką George Sand w zasadzie "uciekli" z Paryza przed plotami na ich temat od których aż huczało w kręgach śmietanki towarzyskiej francuskiej stolicy, ale i wątłe zdrowie syna Sand i samego Chopina- też skłoniło ich do wyjazdu zimą 1838/39 z nadzieją, że śródziemnomorski klimat i majorkańskie słońce postawią ich na nogi; tyle, że aura była tejże zimy wyjątkowo wredna i nie majorkańska
: zimnica, wiatry, deszcze a nawet śnieg... w takich okolicznościach choroby obu tylko się nasiliły...
w dodatku Majorkańczycy byli bardzo konserwatywnym społeczeństwem, dlatego nasi bohaterowie nie spotkali się tam z miłym przyjęciem, a raczej z brakiem sympatii ze strony miejscowej ludności, w oczach prostych ludzi z wyspy - taka "światowa" para z Paryża - żyjąca w grzechu bez ślubu, podróżująca z dziećmi George, które jednocześnie nie były dziećmi Chopina budziły tu nie małe zgorszenie, a jeszcze do tego ekstrawagancki sposób bycia George Sand, jej odważne i męskie stroje, palenie cygar, picie alkoholu, i stronienie od kościoła - wzbudzały tu i sensację i powszechną niechęć Majorkańczyków (zresztą odwzajemnioną, bo pisaraka nie kryła się ze swoją niechecią do miejscowych nazywając ich nieokrzesanymi prostakami, czemu dała wyraz opisując ich w niekorzystnym świetle w swojej książce "Zima na Majorce" ).
Chopin w końcu w tym "majorkańskim słońcu"
mocno podupadł na zdrowiu a wśród lokalnej społeczności szybko rozniosła się wieść, iż kompozytor zachorował na gruźlicę i zaczęto traktować przybyszów z Paryża jak zadżumionych ; wybuchła taka panika, że właściciel willi którą zajmowała para dosłownie wyrzucił ich na bruk, a pościel i wiele innych przedmiotów z których korzystali spalono, za co jeszcze kazano sobie sporo zapłacić!
i widomym było, jako, że taka wieść niesie się szybko , że nikt na wyspie już im nie wynajmie jakiegoś lokum... i tak trafili do Valdemossy do opuszczonego juz Klasztoru Kartuzów, gdzie zajęli 3 prawie puste cele ; cele zimne, wilgotne i pozbawione wszelkich wygód!
a padające nieustannie deszcze, przenikające do szpiku kości, zimne wiatry i ponure niedogrzane cele, i brak spodziewanej życzliwości , wręcz odrzucenie mieszkańców Valdemossy przyczyniły się do znacznego pogorszenia stanu zdrowia Chopina i znienawidzenia wręcz tej wyspy!
, w dodatku zaginął fortepian, który miał przybyć z Paryża, więc frustracja kompozytora rosła z dnia na dzień ;
Uff i tak pokrótce można opisać w pigułce to, co tam zaszło...
My oczywiście idziemy z Rickym do Kartuzów, gdzie zwiedza się Muzeum poświęcone Chopinowi, choc obecnie wprowadzono zakaz fotografowania tych wnętrz
najpierw zaglądamy do klasztornego kościoła, który poświęcono Św. Bartłomiejowi- patronowi miasta
i wchodzimy na teren Real Cartuja de Jesus de Nazaret - bo tak brzmi pełna nazwa tego miejsca
przy wejściu stoją dwie gigantyczne kukły Chopina i Sand , swoją drogą jakieś takie paradne i nieudane
w odniesieniu perspektywicznym
- taka jak ja osoba średniego wzrostu (168cm) może poczuć się tu jak liliput 
a dalej tylko korytarze.... a w celach i salach Muzealnych - no photo!
znajdziemy tu wiele pamiątek związanych z Chopinem i G. Sand - są tu ich liczne portrety, stare dokumenty, nuty, meble, listy, rękopis powieści Sand „Zima na Majorce”, zagubione i odnalezione potem pianino które dotarło z opóźnieniem z Francji i zostało tu już na zawsze
z jednej z cel wychodzimy na tarasowy ogródek na który "Chopinowie" mieli wychodzić i podziwiaś stąd sielskie widoki w tych rzadkich chwilach wolnych od deszczu i smagania wiatrem
widok z tarasu na okolicę...
Ech... no pięknie tak tam sobie popatrzec.... ; szkoda ze Chopen z Sand nie mieli tam takiej pieknej pogody jak my..., może zamiast słynnego Preludium Deszczowego de-dur, które tam wówczas powstało, nasz geniusz stworzył by bardziej "słoneczne i radosne" utwory ?
po zobaczeniu tych wszystkich miejsc związanych z Chopinjem idziemy jeszcze w inny sektor , gdzie miesci się część "pałacowa" na terenie Klasztoru,. bowiem historia tego miejsca sięga XIV wieku, kiedy to ówczesny król Majorki Sancho I chcąc w klimacie górskim leczyć swoją astmę kazał tu wybudować sobie pałac; w roku 1399 pałac ten przekazany został Kartuzom z Tarragony, którzy rozbudowali go i przekształcili go w klasztor ; mnisi przebywali tu do 1835 r. ; 3 lata później w tych opuszczonych, zmruszałych murach zamieszkała para naszych bohaterów tej opowieści; my tymczasem idziemy rzucić okiem na sale pałacu króla Sancho I
piękna, zabytkowa apteka
słońce wali prosto w szybę, nie idzie zrobić normalnego zdjęcia! (a filtra nie mam)
po zwiedzaniu wnętrz idziemy jeszcze na krótki "koncert Chopinowski" na który chętni mogą dokupic sobie bilet wstępu (he he, się nasłuchałam tego Chopina na Majorce!)
w oczekiwaniu na pianistę - podziwiam sufit
pięknie Pan zagrał kilka utworów naszczego wirtuoza... , można się wzruszyć....
i opuszczamy mury Kartuzów
i to tyle w temacie wspomnień o Chopinie...
dalej będzie już Valdemossa pozaklasztorna, ale to już w następnej odsłonie ....
Piea
Piea, powiem ci ,że na mnie koncert w tym miejscu wywarł olbrzymie wrażenia i emocje
Ja byłam wieki,wieki temu , bo w 2009 r. Wtedy można był focić ,więc wrzucam kilka ujęć z wnętrz i to słynne pianino , o którym wspominasz
No trip no life
Nel, dzięki za wstawkę tylu pieknych fotek!
(jak masz więcej- to oczywiście zapraszam do uzupełniania....
)
oczywiście do Apteki i Biblioteki też zajrzeliśmy!
wychodzimy na zewnątrz i Ricky zarządza czas wolny, nawt sporo... coś ok 2 godziny aż!
uroczy placyk pod Klasztorem - Placa Cartoixa, czyli Plac Kartuzów
najpierw idziemy na znany punkt widokowy , o którym mówił nasz Riccardo ; to tzw. Sa Miranda Des Lledoners, punkt z którego widać duzy fragment dolinty i wzgórza otaczające miasto
Piea
To faktycznie, Chopin i Aurora nie mieli szczęścia do pogody, bo sama miejscowość Valdemossa wygląda uroczo...
oczywiście cały czas chodzę z Tobą, bo na Balearach, pomimo iż blisko, w życiu nie byłem ale po kolei to przecie najprostszy "biznesplan" funkcjonujący również u nas, zwłaszcza w podgórskich miejscowościach, knajpa naprzeciw lub obok kościoła widoki, klimaty miejsc związanych z naszym kompozytoreem i oczywiście koncet
papuas
Papuas, no fakt!
tak jak napisałam wyżej: skąd my to znamy? (te knajpo-bary obok kościołów? ) 
Co do samego Chopina i tego króciutkiego koncertu:
oprócz tych właśnie codziennych - dla turystów takich jak my- pamięć o naszym wielkim kompozytorze nadal pozostaje tu wciąż bardzo żywa; co roku w sierpniu w tych tutaj właśnie klasztornych murach od 1930 roku odbywa się Międzynarodowy Festiwal Chopinowski, w którym udział biorą światowej sławy pianiści i nie brakuje również gości większego formatu - np. koronowanych głów i innych znakomitosci i znamienitości
; organizatorem tych corocznych konkursów jest założone tu prawie 100 lat temu Stowarzyszenie „Festivals Chopin de Valldemossa", gdzie zawsze grane jest słynne Preludium Deszczowe des-dur powstałe właśnie tu na Majorce (he he, jako naoczna inspiracja Chopina majorkanską pogodą!)
;
zatem jesli nie przebywamy tu akurat w sierpniu, i nie mielismy tyle szczęścia, żeby zdobyć i załapać się na bilety (które zawsze wymagają wcześniejszej rezerwacji) i niestety nie będziemy siedzieć wśród publiczności tegoż corocznego festiwalu, to jako namiastkę naprawdę warto wydać te kilka euro (nie pamietam? chyba coś ok 10-13 E? ) i posłuchać utworów naszego geniusza choć w takiej skróconej formie i wsród gości bliższego nam formatu niż koronowane głowy!
Piea
jako, że miejsca Sacrum jakoś dziwnym zbiegiem okoliczności lubią do pary te Profanum ; to i my prosto z Klasztoru trafiamy do przybytku w całkiem odmiennym stylu
tak sobie tylko grzecznie spacerowałyśmy po Valdemossie zaglądając do sklepików różnistych....
aż trafiłyśmy do miejsca, gdzie właściciel prawie wciągnął nas do środka prosto z ulicy
i zaprosił do ścianki z beczułkami
no i się zaczęło ...
dostałyśmy do ręki słusznej postury kieliszeczek i tak od kranika do kranika...
ło Matko!! a tam tyleż dobroci wszelakich !!!!
no nijak nie szło odmówić... 
jest tu wszędzie na tejże wyspie pewnien mocno popularny, znany i często kupowany trunek o dziwnej nazwie (?)
i tak jak jest znany - tak jakoś mało smaczny!
przedstawiam wam lokalną specjalność likier o nazwie Tunel
słowo o owym Tunelu:
Túnel de Mallorca to likier ziołowy butelkowany i wytwarzany wyłącznie na Majorce (choć z pewnością dostępny i na innych Balearach) .
produkowany na bazie „Ziół z Majorki ” - to taka nieco mieszanina napojów alkoholowych z anyżu i esencji z roślin rosnących na wyspie ;
) .
Podstawą Túnel de Mallorca jest ponoć siedem starannie wyselekcjonowanych ziół: rumianku, werbany, kopru włoskiego, liści cytryny, melisy, liści pomarańczy i rozmarynu;
W każdej butelce znajduje się gałązką anyżu, która nadaje trunkowi specyficznego smaku i charakteru (którego ja osobiście nie cierpię!
Tunel de Mallorca zwykle serwuje się tu z lodem w formie shota; tutaj spróbowałam łyczek prosto z kranika bez lodu!
a fuj! ( i aż się zmartwiłam, bo już wcześniej zakupiłam to to w małych na szczęscie buteleczkach jako pamiątki dla znajomych
) no trudno... będą musieli to "jakoś zmordować"
a skąd ta dziwna nazwa?
i rozpoczął destylację alkoholu w dwóch miedzianych destylatorach;
otóż Tunel de Mallorca to firma rodzinna, założona pod koniec XIX wieku; w 1898r. niejaki Pan Antonio Nadal Muntaner (czyżby jakiś przodek Rafaela Nadala z Manacor?) założył firmę o oryginalnej nazwie "Antonio Nadal"
pierwsze wyprodukowane produkty to likier na bazie anyżu i dżinu. ;
mniej więcej w tym czasie na wyspie pojawił się pomysł połączenia kolejowego odizolowanej wioski Sóller z Palmą i właśnie rozpoczyna się budowa słynnej trasy kolejowej „Tren de Soller”, której główną atrakcją jest 3-kilometrowy tunel łączący Sóller z Bunyola (pisałam Wam o tym miejscu podczas wycieczki po wyspie: "Autobusem, statkiem, tramwajem i pociągiem" ) ;
a że Pan Antonio Nadal Muntaner, był wielkim fanem tegoż projektu, wybrał sobie nazwę „Tunel” dla swoich produktów, świętując w ten sposób otwarcie trasy kolejowej tuż obok swojej gorzelni
; ot i cała historia tej nazwy....
generalnie raz spróbować wypada i trzeba (wszak to specjalnośc lokalna), ale szczerze mówiąc zupełnie nie polecam...
"Tunel" z widocznym pociągiem w tunelu ...
Piea
Valldemossa leży w dolinie otoczonej górami i jest to najwyżej położona na Majorce wioska, leży bowiem na wysokości 700 m n.p.m, a może jest to bardziej miasteczko jak wioska? Mieszkańców bowiem jest tu garstka, jak mówią statystyki około 2 tys. stałych mieszkańców, którzy utrzymują się w zasadzie wyłącznie z turystyki; jak mówił nam Ricky- pandemiczny rok 2020 i połowa następnego – były dla mieszkańców szczególnie tej osady prawdziwą tragedią; nie ma turystów- nie ma zarobków!
W maju 2022 turystyka odrodziła się już jak w czasach przed-pandemicznych; bo po uliczkach kręciło się sporo ludzi, ale jednak w maju , przed sezonem udaje się jakoś Valldemossie zachować kameralność i niezwykły spokój ; mimo turystów nie ma tu jakiegoś tłoku, ani szturmu (jak np. w Palmie! ), a maj doprawdy urzeka spokojem…. życie toczy się tu powoli i bardzo spokojnie… to doskonałe miejsce na ucieczkę od wielkomiejskiego zgiełku stolicy…
Uliczki Valdemossy są doprawdy prześliczne, takie pocztówkowo-cukiereczkowe
;
przypominają nieco te w Alcudii, też są takie ukwiecone i "udoniczkowane" , a kamieniczki słyną ze spójnej kolorystyki piaskowego kamienia i zielonych okiennic! (he he, niczym w czarnogórskim Kotorze!, tam też królowały zielone okienniczki)
;
Zobaczcie jak tu ładnie… ile tu urokliwych zakamarków… te kręte i strome uliczki pełne kawiarnianych stoliczków, kwiaty stojące przed domami wprost na ulicach powystawiane w setkach doniczek… i wiszące na ścianach – to wszystko razem tworzy taki nieco bajkowy, niezwykły klimat....!
Casa Molinas (Ca’n Molinas) - to znana (chyba najbardziej) knajpa w Valdemossie, a w zasadzie sieć knajp, bo znalazłyśmy tu 3 przybytki o takiej nazwie
to tutaj właśnie w Casa Molinas sprzedają najlepsze słodkie ciastka ziemniaczane!
to specjalność Valdemossy tzw. coca de patata - takie z wyglądu przypominające nadmuchane nieco pyzy
; spróbujcie tu koniecznie!
spacerując uliczkami Valdemossy nie sposób nie zauważyć dziesiątek słynnych ceramicznych tabliczek wmurowanych w ściany tutejszych domów - tablicki pokazujace żywot pewnej dziewczynki...
Valdemosa znana jest również jako miejsce narodzin jedynej majorkańskiej Świętej- Świetej Cataliny Tomas, znanej bardziej jako Katarzyna z Palmy, która była zakonnicą klasztoru Augustianek; na uliczkach Valdemossy licznie przypominają o jej miejscu narodzin barwne tabliczki ceramiczne na murach tutejszych kamieniczek, domków, płotów a nawet kościołów
spotkałyśmy tu nawet taką Catalinę
głodne jakoś nie byłyśmy, ale bardziej z chęci spróbowania niż z potrzeby żołądka zasiadamy na chwilę w "Mirandzie"
zamawiamy paellę - jedną na spółkę , he he... dziś mamy dzień spółek
(po tumbetcie w Palmie) , pięknie wyglądała i smakowała (i kosztowała) 
a nad głową nad stoliczkiem wisiała pod parasolem taka "zachęta" na apetyt!
i wracamy powolutku już w miejsce zbiórki....
a jakże by inaczej!
i opuszczamy już piękną, przepiękną Valdemossę - naprawdę warto było tu dotrzeć.... jak dla mnie - to obowiązkowe miejsce na Majorce!
bye bye Valldemossa
cdn...
Piea