Kolejny dzień, a jest to już 5, rozpoczynamy od wizyty w lokalnej pracowni kamieni szlachetnych w Kandy
a obok
Sklep położony jest dość wysoko roztacza się stąd piękny widok na jezioro
Obok znajduje się szkoła muzyczna więc mamy okazję oglądać młodzież grającą na różnych instrumentach
Ale cóż koniec dobrego, wchodzimy do pracowni. Na początku prezentowany jest nam film, z którego dowiadujemy się , że Ceylon to miejsce magiczne. Niewiele jest miejscach na świecie gdzie na tak niewielkim terenie występuje tak wielkie bogactwo kamieni szlachetnych. Z wyspy pochodzą m.in. trzy największe błękitne szafiry świata . Nie ma tu brylantów, lecz piękne wielobarwne szafiry, rubiny, topazy, ametysty, turmaliny, granaty, cyrkonie, kamienie księżycowe i wiele innych rzadkich okazów. Prezentowany jest nam sposób wydobycia kamieni, obróbka no i oczywiście sklep . Część ludzi robiła w nim zakupy , nawet zamawiała gdyż podczas jazdy towar był dostarczany
Ze sklepuje jedziemy do Królewskiego Ogrodu Botanicznego w Peradeniya
Podobnie jak w innych miejscach tak i tutaj mnóstwo dzieci
Ogród znajduje się w zakolu rzeki Mahaweli
Ogród jest piękny .Okres jego wielkiego rozkwitu i świetności przypada na wiek XVII, kiedy powstało królestwo Kandy, a ogrody stały się królewskimi. Na 60 hektarach zgromadzono przedstawicieli flory cejlońskiej oraz z kontynentu azjatyckiego i innych miejsc. Podziwialiśmy aleję palmową, aleję araukarii i mnóstwo drzew posadzonych przez znanych ludzi m.in. polskiego komunistycznego premiera Józefa Cyrankiewicza.
i netoperki na drzewach
Oczywiście na terenie parku też jest mnóstwo dzieci
Spotykamy również nowożeńców, którzy przyjeżdzają tu na sesje fotograficzne.
Zastanawialiśmy się nad kolorem sukien ślubnych pań. Jak się okazało do ślubu ubierają białe lub ecri sari , czerwone i u hihdusów niebieskie sari świadczy ,że para jest już po nocy poślubnej
Na terenie parku podobnie jak i w innych miejscach spotykami ludzi sprzątających, był to dość częsty widok
Trafiamy też do manufaktury, w której powstają wyroby drewniane, rzeźby. Jest tu wszystko słonie różnej wielkości , posążki , kolorowe rytualne maski oraz rzeźbione w drewnie, bogato dekorowane meble.
Szybko przechodzimy przez sklep i idziemy pooglądać jedwabie. Jest to w jenym kompleksie. Tu też jemy lunch.
W sklepie można było kupić firmowe koszulki jak również koszulki ze słonikami.
Tradycyjnym strojem kobiecym jest SARI, czyli pas materiału o długości ok. 6 metrów, który nie jest zszyty, przy ubieraniu może być upinany na wiele różnych sposobów. Oczywiście dla chętnych była możliwość przymierzenia wieczorowego sari wykonanego z pięknego jedwabiu.
Wyjeżdżamy z Kandy – przy okazji warto coś napisać o ruchu drogowym na Sri Lance. Obowiązuje tu ruch lewostronny. Czasami miałam wrażenie ,że zaraz dojdzie do zderzenia czołowego w szczególności gdy się skręcało. Na drogach spotykało się każdy środek lokomocji od wszędobylskich tuk tuków , bajecznie kolorowych autobusów do ciężarówek marki Tata, na drodze można spotkać słonia czy krowę. Każdy trąbi, a jednak są dla siebie uprzejmi. Szybkość jazdy oszałamiająca około 30 – 40 km/h . Dlatego na SL nie są problemem odległości ale drogi i czas w jakim można pokonać dany odcinek. Bardzo często napotykaliśmy policję , na którą na Lance mówią „moskito”
Kierujemy się na mniej gościnny wschód ,naszym celem jest Park Maduru Oya, niedaleko od Mahiyangany.
To tam w sercu dziczy mamy odwiedzić prymitywną wioskę Weddów – jedynego plemienia, spokrewnionego z aborygenami, które żyje poza Australią. Od lat zaliczani są oni do wymierających grup etnicznych. Żyją w ciszy lasu tak jak ich przodkowie od 2500 lat.
Po drodze podziwiamy przepiękną przyrodę.
Ale aby do nich dotrzeć musimy zjechać z wysokości 900 m npm na 250 m npm. Na pewnym odcinku mamy do pokonania aż 18 zakrętów , które wyglądają tak
Po drodze zatrzymujemy się aby dla wodza kupić betel czyli pieprz żuwny.Jest on czwartą po kofeinie, nikotynie i alkoholu, najczęściej stosowaną używką na świecie Ubocznym skutkiem zażywania betelu jest barwienie zębów na czarno, a śliny na czerwono.
Po dość męczącej podroży docieramy do parku, jak się okazuje na miejsce nie dojedziemy autokarem ponieważ jest uszkodzony mostek i tylko mniejsze pojazdy mają szansę przejechania.
Sandi , nasz miejscowy przewodnik organizuje nam transport do wioski
No jesteśmy prawie na miejscu
Tutaj mamy przedsmak tego co nas czeka
Na początku wioski widzimy jeszcze kobiety i dzieci później już są sami mężczyźni.
Do Wioski rodziny Tissahamy musimy jeszcze kawałek dojść.
Wódz wioski zasiada wraz z synem i naszymi przewodnikami w izbie bez ścian i opowiada o ich życiu
Na ścianie za nimi zdjęcia oficjeli , którzy odwiedzili wioskę.
Życiem wioski kierują wyłącznie mężczyźni - odprawiają rytuały taneczne, obradują w swoim gronie. Ostatecznie decyduje w sprawach ważnych dla wioski wódz.
Nie korzystają oni z wielu podstawowych zdobyczy cywilizacji. Zachowali także swój rdzenny język .Ponoć nie lubią jak się o nich mówi Weddowie wolą być nazywani Adiwasi.
W wiosce gdy my tu przebywamy nie widać kobiet i dzieci. Funkcjonowanie plemienia zapewniają męźczyżni, nocą polują w dżungli w ciągu dnia czasami pomagają kobietą ale najczęściej siedzą wokół ogniska, przeżuwając ulubione liście betelu, stąd ich czerwone języki. Ludzie Lasu , bo tak o nich często się niscy i szczupli chociaż niektórzy mieli ciałka trochę więcej mają dłuższe ,kruczoczarne włosy.
Weddowie słyną z produkcji broni myśliwskiej – ich łuki dochodzą do
Melduję się i ja - Sri Lanka to moje najbliższe plany urlopowe, więc czytam z zainteresowaniem Twoją relację.
Słoniątka podbiły moje serce.....
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
Witaj Lamia miło mi,że dołączyłaś
Kolejny dzień, a jest to już 5, rozpoczynamy od wizyty w lokalnej pracowni kamieni szlachetnych w Kandy
a obok
Sklep położony jest dość wysoko roztacza się stąd piękny widok na jezioro
Obok znajduje się szkoła muzyczna więc mamy okazję oglądać młodzież grającą na różnych instrumentach
Ale cóż koniec dobrego, wchodzimy do pracowni. Na początku prezentowany jest nam film, z którego dowiadujemy się , że Ceylon to miejsce magiczne. Niewiele jest miejscach na świecie gdzie na tak niewielkim terenie występuje tak wielkie bogactwo kamieni szlachetnych. Z wyspy pochodzą m.in. trzy największe błękitne szafiry świata . Nie ma tu brylantów, lecz piękne wielobarwne szafiry, rubiny, topazy, ametysty, turmaliny, granaty, cyrkonie, kamienie księżycowe i wiele innych rzadkich okazów. Prezentowany jest nam sposób wydobycia kamieni, obróbka no i oczywiście sklep . Część ludzi robiła w nim zakupy , nawet zamawiała gdyż podczas jazdy towar był dostarczany
Ze sklepuje jedziemy do Królewskiego Ogrodu Botanicznego w Peradeniya
Podobnie jak w innych miejscach tak i tutaj mnóstwo dzieci
Ogród znajduje się w zakolu rzeki Mahaweli
Ogród jest piękny .Okres jego wielkiego rozkwitu i świetności przypada na wiek XVII, kiedy powstało królestwo Kandy, a ogrody stały się królewskimi. Na 60 hektarach zgromadzono przedstawicieli flory cejlońskiej oraz z kontynentu azjatyckiego i innych miejsc. Podziwialiśmy aleję palmową, aleję araukarii i mnóstwo drzew posadzonych przez znanych ludzi m.in. polskiego komunistycznego premiera Józefa Cyrankiewicza.
i netoperki na drzewach
Oczywiście na terenie parku też jest mnóstwo dzieci
Spotykamy również nowożeńców, którzy przyjeżdzają tu na sesje fotograficzne.
Zastanawialiśmy się nad kolorem sukien ślubnych pań. Jak się okazało do ślubu ubierają białe lub ecri sari , czerwone i u hihdusów niebieskie sari świadczy ,że para jest już po nocy poślubnej
Na terenie parku podobnie jak i w innych miejscach spotykami ludzi sprzątających, był to dość częsty widok
Piękni ludzie ,dzieci i miejsca
- Kocham ptaszki i podróże, te małe i duże ...
Trafiamy też do manufaktury, w której powstają wyroby drewniane, rzeźby. Jest tu wszystko słonie różnej wielkości , posążki , kolorowe rytualne maski oraz rzeźbione w drewnie, bogato dekorowane meble.
Szybko przechodzimy przez sklep i idziemy pooglądać jedwabie. Jest to w jenym kompleksie. Tu też jemy lunch.
W sklepie można było kupić firmowe koszulki jak również koszulki ze słonikami.
Tradycyjnym strojem kobiecym jest SARI, czyli pas materiału o długości ok. 6 metrów, który nie jest zszyty, przy ubieraniu może być upinany na wiele różnych sposobów.
Oczywiście dla chętnych była możliwość przymierzenia wieczorowego sari wykonanego z pięknego jedwabiu.
Wyjeżdżamy z Kandy – przy okazji warto coś napisać o ruchu drogowym na Sri Lance. Obowiązuje tu ruch lewostronny. Czasami miałam wrażenie ,że zaraz dojdzie do zderzenia czołowego w szczególności gdy się skręcało. Na drogach spotykało się każdy środek lokomocji od wszędobylskich tuk tuków , bajecznie kolorowych autobusów do ciężarówek marki Tata, na drodze można spotkać słonia czy krowę. Każdy trąbi, a jednak są dla siebie uprzejmi. Szybkość jazdy oszałamiająca około 30 – 40 km/h . Dlatego na SL nie są problemem odległości ale drogi i czas w jakim można pokonać dany odcinek. Bardzo często napotykaliśmy policję , na którą na Lance mówią „moskito”
Kierujemy się na mniej gościnny wschód ,naszym celem jest Park Maduru Oya, niedaleko od Mahiyangany.
To tam w sercu dziczy mamy odwiedzić prymitywną wioskę Weddów – jedynego plemienia, spokrewnionego z aborygenami, które żyje poza Australią. Od lat zaliczani są oni do wymierających grup etnicznych. Żyją w ciszy lasu tak jak ich przodkowie od 2500 lat.
Po drodze podziwiamy przepiękną przyrodę.
Ale aby do nich dotrzeć musimy zjechać z wysokości 900 m npm na 250 m npm. Na pewnym odcinku mamy do pokonania aż 18 zakrętów , które wyglądają tak
Po drodze zatrzymujemy się aby dla wodza kupić betel czyli pieprz żuwny.Jest on czwartą po kofeinie, nikotynie i alkoholu, najczęściej stosowaną używką na świecie Ubocznym skutkiem zażywania betelu jest barwienie zębów na czarno, a śliny na czerwono.
Po dość męczącej podroży docieramy do parku, jak się okazuje na miejsce nie dojedziemy autokarem ponieważ jest uszkodzony mostek i tylko mniejsze pojazdy mają szansę przejechania.
Sandi , nasz miejscowy przewodnik organizuje nam transport do wioski
No jesteśmy prawie na miejscu
Tutaj mamy przedsmak tego co nas czeka
Na początku wioski widzimy jeszcze kobiety i dzieci później już są sami mężczyźni.
Do Wioski rodziny Tissahamy musimy jeszcze kawałek dojść.
Wódz wioski zasiada wraz z synem i naszymi przewodnikami w izbie bez ścian i opowiada o ich życiu
Na ścianie za nimi zdjęcia oficjeli , którzy odwiedzili wioskę.
Życiem wioski kierują wyłącznie mężczyźni - odprawiają rytuały taneczne, obradują w swoim gronie. Ostatecznie decyduje w sprawach ważnych dla wioski wódz.
Nie korzystają oni z wielu podstawowych zdobyczy cywilizacji. Zachowali także swój rdzenny język .Ponoć nie lubią jak się o nich mówi Weddowie wolą być nazywani Adiwasi.
W wiosce gdy my tu przebywamy nie widać kobiet i dzieci. Funkcjonowanie plemienia zapewniają męźczyżni, nocą polują w dżungli w ciągu dnia czasami pomagają kobietą ale najczęściej siedzą wokół ogniska, przeżuwając ulubione liście betelu, stąd ich czerwone języki. Ludzie Lasu , bo tak o nich często się niscy i szczupli chociaż niektórzy mieli ciałka trochę więcej mają dłuższe ,kruczoczarne włosy.
Weddowie słyną z produkcji broni myśliwskiej – ich łuki dochodzą do
<!--?xml:namespace prefix = "st1" ns = "urn:schemas-microsoft-com:office:smarttags" /-->3 m wysokości, co wydaje się dziwne ze względu na wyjątkowo niską ich posturę.
Idziemy w głąb wioski .Ludzie Lasu prezentują nam pokaz tańców i sprawności myśliwskich, rozpalania ognia i inne czary mary .
Na koniec rozkładają swoje wyroby i usiłują coś sprzedać.
Ostatnie spojrzenie i wracamy do cywilizacji
Oj te zakrętasy nie dla mnie
- Kocham ptaszki i podróże, te małe i duże ...
Przepiekne drzewa w tym parku botanicznym
No trip no life
super ta Twoja relacja......już wiem,ze tam wróce,może w lepszych klimatach jak byłam....
, jak się jest na SL to warto go odwiedzić