Jak w każdym starym mieście nie brakuje tu kościołów. Do dwóch z nich wypada zajrzeć!
Jednym z nich jest bazylika św Mikołaja zbudowana w 12 wieku w stylu romańskim. Warto odwiedzić ten kościół, gdyż to właśnie tutaj pochowana jest nasza królowa Bona, ponadto znajdują się tu relikwie św Mikołaja przywiezione z Myry.
A właśnie św. Mikołaj jest patronem Bari.
Kolejnym kościołem na naszej trasie jest katedra św Sabina. Główną jej atrakcją jest przywieziony w 8 wieku z Konstantynopola obraz Matki Boskiej.
Katedra stoi przy niewielkim, całkiem sympatycznym placyku z knajpkami i sklepikami z lokalnymi produktami.
OK, przedreptaliśmy całą starówkę, żar się z nieba wali, pora na chwilę odpoczynku...
Dochodzimy właśnie do centralnego placu Mercantile, na którym odbywają się targi i jarmarki oraz festy wszelkiego rodzaju. Teraz nic się tu nie dzieje, a jedynie zapraszają na krótki relaksik ulokowane wokół urokliwe knajpki.
Po zdegustowaniu apulijskiego Primitivo wędrujemy jeszcze po starówce.
A na koniec krótki spacer po nowoczesnej dzielnicy nadmorskiej, gdzie jest sporo parków i zieleni oraz stylowe kamienice.
W sumie miasto przyjemne, choć nie powala na kolana, może dlatego, że nie tak dawno napatrzyliśmy się na tyle urokliwych miasteczek toskańsko-umbryjskich.
To chyba radość, że już koniec zwiedzania i będzie można pławić się w basenie....
Teraz chcę napisać trochę o samej MSC Orchestra oraz o przepływie informacji na statku.
Osoby nie znające zupełnie języków obcych mogą mieć nieco utrudnione życie. I wówczas chyba lepiej skorzystać z licznych polskich biur mających rejsy w swej ofercie. Ma się wówczas polskiego pilota, do którego można się w każdej chwili zwrócić – mam przynajmniej nadzieję, że tak jest!
W czasie naszego rejsu w terminie 21-28 sierpnia nie było na pokładzie MSC Orchestra żadnej zorganizowanej polskiej grupy. Widać więc, że nie zawsze jest taka możliwość.
Codziennie wieczorem do kajuty jest dostarczana kilkustronicowa gazetka, nasza w wersji angielskiej nazywa się "Daily Program". Ponadto językami używanymi są: francuski, hiszpański, niemiecki, no i oczywiście najczęściej włoski.
Gazetka zawiera szereg interesujących informacji dotyczących dnia następnego. A mianowicie: prognozę pogody, godzinę wpłynięcia statku do portu i jego wypłynięcia, krótką informację o historii odwiedzanego miasta i co warto w nim zobaczyć, propozycję wycieczek organizowanych przy statek.
Przedstawiony jest bogaty program animacyjno-rozrywkowy z podaniem dokładnego miejsca, gdzie się będą te atrakcje odbywać i godziny ich rozpoczęcia.
Niestety nie ma gazetki w polskiej wersji językowej, pewno nie warto było jej robić dla tych kilku osób.
Trzeba przyznać, że na Horizonie taka gazetka po polsku ( jak również menu w restauracji) była. Fakt, że była na nim dość liczna grupa rodaków.
Na początku trudno się trochę na statku zorientować w kwestii poruszania. Alicja wzięła z recepcji szczegółowy plan statku i potem była dumna, gdy służyła nam jako przewodnik.
Taki wycieczkowiec to jest małe miasteczko na 16 piętrach!!!!
Do wyboru jest 15 barów, trzy restauracje: Villa Borghese, Hibiskus oraz Shanghai ( ta ostatnia ekstra płatna) a także Cafeteria La Piazzetta, w której od godziny 6 rano do 2 w nocy serwowane jest jedzonko w wersji bufetowej. Przy czym w pewnych okresach w zawężonym asortymencie. W wielu barach posłuchać można muzyki na żywo.
Na Cruise Critic czytałam hymny pochwalne na temat MSC, że żarełko jest o wiele dłużej dostępne niż na statkach Costy, ale nie wiem ile w tym prawdy...
Jest tu także teatr, kasyno, biuro z wycieczkami, SPA, siłownia, lekarz, fryzjer, fotograf, winiarnia, palarnia cygar (chyba papierosy też tam można palić???), szereg sklepów bezcłowych.
Są trzy baseny,( w tym jeden dla dzieci) choć niezbyt duże oraz jacuzzi, boiska do gry w piłkę, mini golf.
Jest miniklub z animatorami dla dzieci w kilku przedziałach wiekowych oraz klub dla nastolatków i dyskoteka.
Następnego dnia dobijamy do wybrzeży Grecji, a konkretnie do malutkiego portu Katakolan położonego na zachodnim brzegu Peloponezu. Aż dziw bierze, że taki ogromny wycieczkowiec może tu zacumować ...
Stąd można się udać na wycieczkę do Olimpii, miejsca pierwszych igrzysk olimpijskich w 776 roku p.n.e. Do dziś ogień olimpijski zapalany jest właśnie tutaj i transportowany do miejsca, gdzie odbywa się aktualna Olimpiada.
To niespełna 20 km od portu, ale jakoś nie mamy chęci tam jechać. Byliśmy tam wiele lat temu w czasie wycieczki objazdowej po Grecji i jakoś mnie te starożytne ruinki nie zachwyciły...
Postanawiamy te kilka godzin spędzić po prostu na plaży. Dziecię się cieszy...
Do centrum jest kilka minut piechotką, miasteczko podobne do wielu innych greckich kurorcików. Turystów niewielu, na szczęście dobijają tu statki wycieczkowe i wtedy lokalni sklepikarze i właściciele tawern zacierają rączki!!!!
Jak tak zejdzie na ląd nawet część pasażerów, to i tak w wąskich uliczkach, na nabrzeżu robi się ruch.
Apisku, kolejny przeowdnij w twoim wydaniu i do tego rejsik !! nie moge opuśić takiej perełki.
Powiedz skąd to pierwsze zdjęcie ? bardzo mi sie tam podoba. Trochę wygląda na Norwegie, ale za duzo domów i.. nie ta trasa.
Więc to Kotor ? jakoś mi się tak kojarzy chyba z relacji Megi
No trip no life
Janusz, weź żonę w taki rejs mniej hardcorowy, a jak się spodoba, to może się i z tobą wybierze!!!!
Nelcia, tak to Kotor - prawdziwa perełka!!!!
No właśnie wiele osób porównuje Bokę Kotorską do norweskich fiordów. Tylko cieplej, ale lodowców nie ma...
Mariola
Jak w każdym starym mieście nie brakuje tu kościołów. Do dwóch z nich wypada zajrzeć!
Jednym z nich jest bazylika św Mikołaja zbudowana w 12 wieku w stylu romańskim. Warto odwiedzić ten kościół, gdyż to właśnie tutaj pochowana jest nasza królowa Bona, ponadto znajdują się tu relikwie św Mikołaja przywiezione z Myry.
A właśnie św. Mikołaj jest patronem Bari.
Kolejnym kościołem na naszej trasie jest katedra św Sabina. Główną jej atrakcją jest przywieziony w 8 wieku z Konstantynopola obraz Matki Boskiej.
Katedra stoi przy niewielkim, całkiem sympatycznym placyku z knajpkami i sklepikami z lokalnymi produktami.
Mariola
OK, przedreptaliśmy całą starówkę, żar się z nieba wali, pora na chwilę odpoczynku...
Dochodzimy właśnie do centralnego placu Mercantile, na którym odbywają się targi i jarmarki oraz festy wszelkiego rodzaju. Teraz nic się tu nie dzieje, a jedynie zapraszają na krótki relaksik ulokowane wokół urokliwe knajpki.
Po zdegustowaniu apulijskiego Primitivo wędrujemy jeszcze po starówce.
A na koniec krótki spacer po nowoczesnej dzielnicy nadmorskiej, gdzie jest sporo parków i zieleni oraz stylowe kamienice.
W sumie miasto przyjemne, choć nie powala na kolana, może dlatego, że nie tak dawno napatrzyliśmy się na tyle urokliwych miasteczek toskańsko-umbryjskich.
To chyba radość, że już koniec zwiedzania i będzie można pławić się w basenie....
Mariola
Teraz chcę napisać trochę o samej MSC Orchestra oraz o przepływie informacji na statku.
Osoby nie znające zupełnie języków obcych mogą mieć nieco utrudnione życie. I wówczas chyba lepiej skorzystać z licznych polskich biur mających rejsy w swej ofercie. Ma się wówczas polskiego pilota, do którego można się w każdej chwili zwrócić – mam przynajmniej nadzieję, że tak jest!
W czasie naszego rejsu w terminie 21-28 sierpnia nie było na pokładzie MSC Orchestra żadnej zorganizowanej polskiej grupy. Widać więc, że nie zawsze jest taka możliwość.
Codziennie wieczorem do kajuty jest dostarczana kilkustronicowa gazetka, nasza w wersji angielskiej nazywa się "Daily Program". Ponadto językami używanymi są: francuski, hiszpański, niemiecki, no i oczywiście najczęściej włoski.
Gazetka zawiera szereg interesujących informacji dotyczących dnia następnego. A mianowicie: prognozę pogody, godzinę wpłynięcia statku do portu i jego wypłynięcia, krótką informację o historii odwiedzanego miasta i co warto w nim zobaczyć, propozycję wycieczek organizowanych przy statek.
Przedstawiony jest bogaty program animacyjno-rozrywkowy z podaniem dokładnego miejsca, gdzie się będą te atrakcje odbywać i godziny ich rozpoczęcia.
Niestety nie ma gazetki w polskiej wersji językowej, pewno nie warto było jej robić dla tych kilku osób.
Trzeba przyznać, że na Horizonie taka gazetka po polsku ( jak również menu w restauracji) była. Fakt, że była na nim dość liczna grupa rodaków.
Na początku trudno się trochę na statku zorientować w kwestii poruszania. Alicja wzięła z recepcji szczegółowy plan statku i potem była dumna, gdy służyła nam jako przewodnik.
Taki wycieczkowiec to jest małe miasteczko na 16 piętrach!!!!
Do wyboru jest 15 barów, trzy restauracje: Villa Borghese, Hibiskus oraz Shanghai ( ta ostatnia ekstra płatna) a także Cafeteria La Piazzetta, w której od godziny 6 rano do 2 w nocy serwowane jest jedzonko w wersji bufetowej. Przy czym w pewnych okresach w zawężonym asortymencie. W wielu barach posłuchać można muzyki na żywo.
Na Cruise Critic czytałam hymny pochwalne na temat MSC, że żarełko jest o wiele dłużej dostępne niż na statkach Costy, ale nie wiem ile w tym prawdy...
Jest tu także teatr, kasyno, biuro z wycieczkami, SPA, siłownia, lekarz, fryzjer, fotograf, winiarnia, palarnia cygar (chyba papierosy też tam można palić???), szereg sklepów bezcłowych.
Są trzy baseny,( w tym jeden dla dzieci) choć niezbyt duże oraz jacuzzi, boiska do gry w piłkę, mini golf.
Jest miniklub z animatorami dla dzieci w kilku przedziałach wiekowych oraz klub dla nastolatków i dyskoteka.
Mariola
Następnego dnia dobijamy do wybrzeży Grecji, a konkretnie do malutkiego portu Katakolan położonego na zachodnim brzegu Peloponezu. Aż dziw bierze, że taki ogromny wycieczkowiec może tu zacumować ...
Stąd można się udać na wycieczkę do Olimpii, miejsca pierwszych igrzysk olimpijskich w 776 roku p.n.e. Do dziś ogień olimpijski zapalany jest właśnie tutaj i transportowany do miejsca, gdzie odbywa się aktualna Olimpiada.
To niespełna 20 km od portu, ale jakoś nie mamy chęci tam jechać. Byliśmy tam wiele lat temu w czasie wycieczki objazdowej po Grecji i jakoś mnie te starożytne ruinki nie zachwyciły...
Postanawiamy te kilka godzin spędzić po prostu na plaży. Dziecię się cieszy...
Do centrum jest kilka minut piechotką, miasteczko podobne do wielu innych greckich kurorcików. Turystów niewielu, na szczęście dobijają tu statki wycieczkowe i wtedy lokalni sklepikarze i właściciele tawern zacierają rączki!!!!
Jak tak zejdzie na ląd nawet część pasażerów, to i tak w wąskich uliczkach, na nabrzeżu robi się ruch.
Mariola
Apisek,
no prosze czlowiek sie całe zycie uczy. Nie widziałem że Bona jest pochowana w Bari. W końcu sporo jej zawdzieczamy.
To przy okazji fajna lekcja historii dla twojej uroczej wnuczki.
Fajne ujecie na kościół z Boną
Wiktor, ja sama do momentu knucia trasy rejsu nie wiedziałam o tej Bonie.
Wnuczka to chyba ma historyczny mętlik w głowie po tej podróży?????
Ale nam zaimponowała w Atenach, że pomimo upału i dłuuugiej kolejki po bilety uparła się wdrapywać na Akropol.
Mariola
Kawałek za miejscowością zaczynają się plaże. I to jest właśnie to, o czym marzy Alicja, a my – chcąc niechcąc – razem z nią.
Zalegamy na najbliższej, choć niezbyt pięknej. Ale wszystko co do szczęścia potrzebne, tutaj jest.
Tawerna na samej plaży oferuje bezpłatne parasole i łóżka, wystarczy, że zamówi się coś do picia.
Cieplutkie morze z piaszczystym dnem i łagodnym - długa płycizna!!! - zejściem, co przy plażowaniu z dzieckiem jest bardzo ważne...
Obok mały plac zabaw dla dzieci, a jeszcze w dodatku wypożyczalnia kajaków.
Większość czasu spędzamy w wodzie...
Wracamy brzegiem morza cały czas z widokiem na nasz statek górujący nad okolicą.
Typowe nabrzeże z tawernami, sklepikami z pamiątkami, zacumowanymi łodziami rybackimi...
I choć to moja ukochana Grecja, to jednak nie poczułam tego specyficznego cudownego klimaciku!!!!
To według mnie najsłabszy punkt programu na naszej trasie.
Mariola
Apisku, piękna opowieść.