Jesteś tutaj
Jesteś tutaj
Na ten rejs zdecydowaliśmy się za namową naszej wnuczki – Alicji, która będąc u rodzinki w Hamburgu zobaczyła wielki wycieczkowiec w porcie i zamarzyła jej się taka eskapada.
Ponieważ w ubiegłym roku odbyliśmy podobną podróż HORIZONEM po Karaibach i mile ją wspominamy, chętnie przystaliśmy na jej prośbę. Dla zainteresowanych - relacja: Karaiby Horizonem - dlaczego warto popłynąć?
Pozostało wyszukać statek i trasę. A że takich ofert jest bardzo wiele, nie było z tym większych problemów.
Wybieram rejsik statkiem ORCHESTRA armatora włoskiego MSC, a to dlatego, że każdego dnia jest jakiś inny port, tzn nie ma całego dnia na morzu, a poza tym jest i liźnięcie mojej ukochanej Grecji.
Wszystkie formalności załatwiam przez internet w firmie Rejsclub, podobnie jak rejs na Karaiby.
Trasa wiedzie z Wenecji przez Bari (Włochy) - Katakolan (Grecja) – Santorini – Pireus – Korfu - Kotor (Czarnogóra) – i z powrotem do Wenecji.
Pozostaje wykupienie przelotów na trasie Gdańsk – Monachium – Wenecja oraz rezerwacja hotelu . Nie zdecydowałam się na hotel w Wenecji, gdyż cena tych, które mi się podobały przekraczała 300E za noc, więc uważam, że to przesada, gdyż i tak cały dzień zwiedzamy, a do hotelu wracamy na nocleg.
Wszystkie cztery noclegi spędziliśmy w hotelu Tritone w Mestre, który bardzo polecam!
Rejs zaczyna się w niedzielę z Wenecji, ale my wylatujemy już w czwartek, by pokazać wnuczce miasto.
Szczegółową relację z naszego pobytu w Wenecji znaleźć można tu: Wenecja – dlaczego warto tam jechać?
Niestety mogliśmy się wybrać tylko w sierpniu, a to jest z wielu powodów niezbyt korzystny okres...
Po pierwsze zarówno na statku, jak i we wszystkich portach jest cholerny tłok, ze względu na to, że sierpień to najpopularniejszy miesiąc urlopowy w Europie Zachodniej. A jak szczyt sezonu, to i cena rejsu wysoka. A jak sierpień, to gorąco jak diabli...
No, ale co robić????
Mariola
Apisek, zapewniam,że płynę
Wiktor, zapraszam na wspólny rejsik!!!
Mariola
Po dwu i pół dniowym pobycie w Wenecji nadchodzi niedzielny poranek, kiedy to szykujemy się na wyruszenie w rejs.
Spimy dłużej, powolne śniadanko, dopakowujemy ciuchy i w drogę do portu morskiego w Wenecji.
Wysiadamy jak zwykle przy Piazalle di Roma i pieszo, ciągnąc na szczęście niewielkie walizeczki zasuwamy do widocznego w pobliżu dworca morskiego.
W porcie - oprócz naszego – stoi jeszcze kilka wielkich wycieczkowców. Po drodze już na terenie portu chyba z dwa razy sprawdzane są dokumenty i vauchery.
Odprawa odbywa się w jednym z terminali – nie pamiętam już numeru.
Trzeba przyznać, że zaokrętowanie jest bardzo dobrze zorganizowane, a przecież niełatwo to sprawnie zrobić przy ponad 3 tysiącach pasażerów!!!! Walizki zostawia się jak na lotnisku przy odprawie, a potem czekają przed kajutą.
Cała procedura nie trwa dłużej niż 40 minut. Może dlatego, że przychodzimy nieco wcześniej, kiedy nie ma jeszcze tak wielu ludzi. Siedzimy w klimatyzowanym pomieszczeniu, mamy do dyspozycji bufet z zimnymi napojami, z megafonów rozlegają się komunikaty, które piętro jest aktualnie okrętowane.
Każdemu robią fotkę facjaty, która to następnie przyozdabia naszą Kartę Pokładową.
Karta ta – identycznie wyglądająca jak płatnicza – będzie teraz naszym najważniejszym dokumentem. Pełni rolę paszportu ( przy wchodzeniu i schodzeniu ze statku), jest kluczem do kajuty, bezgotówkowo kupuje się za nią wszystko na statku ( zarówno zakupy, jak i usługi).
Najlepiej nosić ją na smyczy na szyi.
Trzykrotnym rykiem syreny okrętowej żegnamy Wenecję...
Odpowiadają nam inne stojące w porcie statki...
I ostatnie spojrzenia na miasto, tym razem z góry...
Mariola
Apisku na rejsik to i ja się piszę
Jak śliczna wnuczka
Ciekawa jestem jak Ci się podobal statek i obsługa na MSC w porównaniu z innymi liniami
P.S coś wiem na temat rejsu w sierpniu.... ale w sumie, to chyba lepiej niz nasz tegoroczny maj z zimnem i deszczem
Bez podróży się duszę....
http://kolekcjonujacchwile.blogspot.com/
Makono, witaj na pokładzie.
Dzięki za komplement w imieniu wnuczki.
Skali porównawczej za wielkiej nie mam co do wycieczkowców oprócz Horizona.
Dawno temu płynęliśmy jeszcze ruskim, ale mało co pamiętam.
W porównaniu z Horizonem - Orchestra większa o wiele, nowocześniejsza, znacznie bogatsze jedzonko - to na plus.
Natomiast dużym minusem były przewalające się tłumy, szczególnie dzieci, no ale wakacje, wiadomo. Poza tym na Horizonie dłuższe były postoje w portach, no i jakaś fajniejsza atmosfera, bo wielu było pasażerów z karaibskich wysepek.
Kajuty zbliżone pod względem wyposażenia, choć na Horizonie nieco nadgryzione przez ząb czasu, jak i całe wnętrze statku.
Obsługa na obu porównywalna, ale ja pod tym względem nie jestem wymagająca.
Fakt, pogodę mieliśmy fantastyczną, ani kropli deszczu, choć czasami upał dawał się we znaki.
Mariola
Walizki już na nas czekają, wyciągamy stroje kąpielowe i jedziemy windą na jedno z najwyższych pięter, gdzie znajduje się pokład rekreacyjny z basenami, jacuzzi i leżakami.
Jest jeszcze zupełnie pusto, niestety to był pierwszy i ostatni raz, kiedy nie było w basenach tłoku...aha...i jeszcze rano o godzinie siódmej, kiedy to codziennie chodziłam sobie popływać wraz z 3-4 innymi osobami.
I basenik dla maluszków...
Podejrzewam, że to dlatego, gdyż chyba wszyscy świeżo zaokrętowani ruszają najpierw na wyżerkę!!!!
My oczywiście po kąpieli teżżżżż.
Nie chce mi się opisywać czego tam do żarcia nie ma, bo naprawdę wybór jest przeogromny. Nawet nie ma porównania z bufetami na statku Horizon, gdzie jest o wiele skromniej!!!
My nie mamy wersji ALL, ale podczas formalności check in wykupujemy pakiet na 7 win oraz 7 litrowych butelek wody mineralnej za 185E oraz dla naszej wnuczki - Alicji na zimne napoje 2 x 34E ( dwa pakiety, czyli 4 butelki dziennie)
Dla mnie najważniejszy jest ogromny wybór owoców i warzyw, a dla Alicji – słodyczy, mąż nastawia się na wszelkie owoce morza i dania rybne.
Wszystkie posiłki można jadać w restauracjach bądź bufetach. Wybór jedzenia praktycznie jest taki sam, choć w bufecie pewnych bardziej dopracowanych dań nie ma. .
Jest też restauracja dodatkowo płatna, gdzie kuchnia jest zdecydowanie bardziej wykwintna, ze szczególnym ukierunkowaniem na dania azjatyckie.
Mariola
Mamy kabinę na ósmym piętrze z oknem, ale bez balkonu. Jest szerokie małżeńskie łoże, a po bokach rozkładane na noc przez stewarda (dwa lub jedno) łóżka dla towarzyszących dzieci.
Ponadto fajna łazieneczka, duża szafa w korytarzu z wieloma wieszakami oraz TV, lodówka, sejf, telefon, klima, suszarka do włosów.
Zapomniałam napisać, że jeszcze zanim statek odbił od brzegu wszyscy mieliśmy obowiązkowe szkolenie jak się zachować, gdyby statek zaczął tonąć.
Smiechu było co niemiara jak próbujemy się wbić w kamizelki ratunkowe i zwisające troczki umiejętnie ze sobą powiązać. No, ale gdyby coś...to lepiej wcześniej się zapoznać z tymi zawiłościami...
Od razu napiszę, że nie korzystaliśmy z żadnych organizowanych przez statek wycieczek, choć w każdej z odwiedzanych miejscowości było oferowanych kilka różnorodnych wersji wycieczkowych. Więc jeśli ktoś nie zna języka lub boi się zwiedzać na własną rękę, albo nie miał czasu przygotować swojego programu, to ma całkiem spory wybór.
My jednak nie lubimy takich zbiorowych imprez, wolimy sobie coś sami zorganizować, tym bardziej, że ceny statkowe wahają się od 50-70 E za osobę, więc nawet biorąc taxi takie samodzielne zwiedzanie wyjdzie zdecydowanie taniej przy trzech osobach. No, ale oczywiście trzeba się do tego wcześniej odpowiednio przygotować, co warto zobaczyć, a co sobie można odpuścić.
Mariola
Pierwszy nasz postój mamy w Bari, stolicy Apulii – jest to miasto położone w południowych Włoszech, a mówiąc bardziej obrazowo akurat w okolicy obcasika włoskiego buta..
Znajduje się tu duży port handlowy, wojenny i pasażerski, skąd odpływają liczne promy do Chorwacji, Czarnogóry i Grecji.
Ponieważ z portu do centrum miasta, gdzie znajduje się ciekawa starówka jest kawałek, statek organizuje shuttle busy, ale odpłatnie...
Autobus dowozi nas do ronda przy nabrzeżnym bulwarze Lungomare Augusto Imperatore, stąd też będziemy wracać na statek.
Wysadzana palmami promenada ciągnie się wzdłuż morza.
Alicji już marzy się kąpiel, ale plaży niestety tu nie ma, tylko jakieś ogromne kamloty pełniące rolę falochronu...
Na bulwarze mijamy eleganckie sklepy oraz knajpki i wkrótce dochodzimy do niedużego starego portu, gdzie na wodzie kołyszą się kolorowe łódeczki rybackie.
Facet łapie ośmiorniczki...
W pobliżu – jakby w centralnym punkcie portu - znajduje się zabytkowy teatr Margherita.
Mariola
I już widać mury obronne otaczające średniowieczną starówkę, a z nich rozciąga się fajny widok na Adriatyk...
Wchodzimy przez jedną z bram miejskich na gęsto zabudowaną starówkę.
Wędrujemy labiryntem wąskich uliczek w cieniu kamiennych domów tak typowych dla włoskich miasteczek.
Mnóstwo sklepików z pamiątkami, lodziarni, stragany z owocami.
No i te sznury z suszącą się bielizną dodające tyle uroku średniowiecznym miasteczkom.
Na starówce jest także kilka ciekawych zabytków pochodzących z okresu świetności miasta. Już we wczesnym średniowieczu był tu duży port, stanowiący centrum wymiany handlowej pomiędzy Europą a Bliskim Wschodem.
Ciekawostką może być fakt, że właśnie w Bari znajdował się punkt zborny rycerzy chrześcijańskich biorących udział w wyprawach krzyżowych.
Najpotężniejszą tutejszą budowlą jest zamek księcia Fryderyka II Szwabskiego - Castello Normanno Svevo z 11 wieku. Obchodzimy wokół rozległą twierdzę warowną, ale nie wchodzimy do środka, choć jest tam jakieś muzeum...
Mariola
Apisku,ja też płynę i zwiedzam z Wami.Swoją relację skończyłem błyskawicznie i trochę okroiłem,ale taki mus.Nie gniewaj się ,że czasami nie będę na bieżąco brał udział w Twojej relacji,ale siła wyższa.
Relacja zapowiada się bardzo,bardzo interesująco,i kiedyś może też tak popłynę,ale tylko ze wzgledu na żonę,aby jej zrekompensować moje samotne eskapady na żaglach.
Zdjęcie cudo.
Żeglarstwo – najdroższy sposób najmniej wygodnego spędzania czasu.