Witajcie po przerwie - niestety dopadło mnie jakieś wredne choróbsko i nawet na czytanie nie miałam ochoty a co dopiero na pisanie relacji . No ale teraz postarm się coś naskrobać bo inaczej nigdy nie dopłyniemy do następnej wyspy .
Przy wchodzeniu na prom duże bagaże zostawia się na podłodze w ładowni gdzie przewożone są samochody - nikt tego nie pilnuje więc trochę się obawiałam czy będę miała co odebrać na Santo Antao ale na szczęście wszystko było w porządku. Prom jest nieduży i bardzo skromnie wyposażony. Ma dwa pokłady: środkowy zakryty i górny odkryty. Ja wdrapałam się na górę żeby podziwiać widoczki i co zobaczyłam?
W głębi widać było wysokie góry Santo Antao - odległość między wyspami wynosi tylko 14 km. Ale zanim tam dotarkiśmy minęliśmy po prawej stronie wysepkę-skałę o nazwie Ilhéu dos Passaros = Ptasia Wyspa (82 m wysokości). Znajduje się na niej mała latarnia morska.
Po godzinie spokojnego rejsu zbliżyliśmy się do brzegów górzystej Santo Antao - drugiej co do wielkości wyspy wśród wysp archipelagu i największej wśród wysp zawietrznych.
Widać już miasteczko Porto Novo, do którego płyniemy (tam jest port) a po lewej stronie hotel, w którym będziemy mieszkać (różowy).
Porto Novo jest dość rozległe jak na tamtejsze warunki.
Porto Novo - okolice przystani.
Porto Novo - po prawej przystań.
Dobijamy do brzegu, zabieramy bagaże i wychodzimy na ląd. A to nasz prom .
Szybko wsiadamy do busa i za chwilę jesteśmy w naszyn hotelu (opiszę go później) ale nie mamy czasu na przydzielenie pokoi - rzeczy zostawiamy w schowku i od razu jedziemy podziwiać tę najbardziej górzystą ze wszystkich Wysp Zielonego Przylądka. Na początek będziemy podziwiać część środkową i zachodnią - suchą, do niedawna trudno dostępną (brakowało dróg), o księżycowym krajobrazie.
Miło Nelciu, że zauważyłaś moje wypociny - zapraszam na wyprawę w fascynujące góry .
No to jedziemy w kierunku Lagedos - robi się sucho, mijamy nieliczne zielone krzaki.
Zatrzymujemy się przy ogromnych, wyschniętych kanionach. Zdjęcia niestety nie oddają ich głębokości i wielkości.
Przejeżdżamy przez miejscowości Cha de Morte i Curral das Vacas.
Zapomniałam dodać, że tego dnia podróżujemy aluguerem (ten czerwony na zdjęciu powyżej) siedząc na pace - dobrze, że pilotka nas uprzedziła by ciepło się ubrać i wziąć coś miękkiego do siedzenia bo po kilku godzinach jazdy nasze cztery litery byłyby rozklepane jak befsztyki
Zaglądamy do maleńkiej szkoły, bardzo mizernie wyposażonej.
Witają nas dzieciaczki z panem nauczycielem.
Na nasze powitanie dzieci odśpiewały a raczej wykrzyczały z przejęciem hymn WZP .
Jeszcze spojrzenie na maleńki cmentarzyk w centrum miejscowości.
Niebieskie nagrobki należą do dzieci.
Rzut oka na okolicę - te odległe szczyty widoczne w chmurach to Sao Vicente.
Ogromna przestrzeń i maleńkie punkciki nielicznych zabudowań robią na mnie duże wrażenie. To chyba Ribeira das Patas ale nie jestem tego pewna
ZAuroczyła mnie ta mała samotna wysepka z latarnią na szczycie..... aż mi sie wyobraźnia włączyła..... i widzę latarnika jak się wspina po tych schodach, zeby zaświecić światełko...
Momita, to może ja będę wrzucać fotki a Ty je będziesz opisywać, hi, hi ? To by dopiero był hit Ale masz rację - ta wysepka była niesamowita a ja przepływałam tak blisko niej ... Zapraszam do czytania następnych odcinków mojej relacji
Drogę pokonywaliśmy pieszo lub aluguerem, czesto zatrzymując się na podziwianie niesamowitych widoków i fotografowanie, fotografowanie i jeszcze raz fotografowanie
Niestety było prawie południe i zdjęcia wychodziły takie sobie (kiepski aparat i brak umiejętności też nie są bez znaczenia) ale i tak zaprezentuję Wam sporą dawkę widoczków
Te maleńkie punkciki widoczne w oddali to osady - pomiędzy nimi prowadzą dróżki, którymi można wędrować z miejscowymi przewodnikami. My niestety nie mieliśmy na to czasu ale w dalszych, wyższych partiach gór widzieliśmy grupy udające się na trekking. Podobno chętnie przyjeżdżają tu w tym celu Francuzi.
W wyniku nierównomiernej erozji skał powstały fantazyjne formy - takie jakby przegrody.
Również kolor skał nie jest jednolity.
Rozległość widoków jest niesamowita - szkoda, że nie mogłam uchwycić obiektywem całości.
Góry poprzecinane są dolinami ale z powodu pory suchej nie było w nich wody.
Mimo trudnych warunków na zboczach mieszkają ludzie i uprawiają maleńskie, schodkowe poletka. To miejse to Ribeira Alto Mira.
W marcu większość poletek była niestety już po zbiorach.
Niektóre poletka położone są bardzo wysoko. Można do nich dotrzeć tylko pieszo.
Po paru godzinach podziwiania widoków dotarliśmy do małej miejscowości Alto Mira, położonej na "końcu świata".
Tu, w miejscowej chacie czekał na nas tradycyjny posiłek - ziemniaki, ryż i kawałki mięsa (kurczaka) z duszonymi warzywami. A na deser sałatka owocowa z rosnącej koło domu papai - pychota ! Nigdzie nie jadłam tak pysznej papai
Witajcie po przerwie - niestety dopadło mnie jakieś wredne choróbsko i nawet na czytanie nie miałam ochoty a co dopiero na pisanie relacji . No ale teraz postarm się coś naskrobać bo inaczej nigdy nie dopłyniemy do następnej wyspy .
Przy wchodzeniu na prom duże bagaże zostawia się na podłodze w ładowni gdzie przewożone są samochody - nikt tego nie pilnuje więc trochę się obawiałam czy będę miała co odebrać na Santo Antao ale na szczęście wszystko było w porządku. Prom jest nieduży i bardzo skromnie wyposażony. Ma dwa pokłady: środkowy zakryty i górny odkryty. Ja wdrapałam się na górę żeby podziwiać widoczki i co zobaczyłam?
W głębi widać było wysokie góry Santo Antao - odległość między wyspami wynosi tylko 14 km. Ale zanim tam dotarkiśmy minęliśmy po prawej stronie wysepkę-skałę o nazwie Ilhéu dos Passaros = Ptasia Wyspa (82 m wysokości). Znajduje się na niej mała latarnia morska.
Po godzinie spokojnego rejsu zbliżyliśmy się do brzegów górzystej Santo Antao - drugiej co do wielkości wyspy wśród wysp archipelagu i największej wśród wysp zawietrznych.
Widać już miasteczko Porto Novo, do którego płyniemy (tam jest port) a po lewej stronie hotel, w którym będziemy mieszkać (różowy).
Porto Novo jest dość rozległe jak na tamtejsze warunki.
Porto Novo - okolice przystani.
Porto Novo - po prawej przystań.
Dobijamy do brzegu, zabieramy bagaże i wychodzimy na ląd. A to nasz prom .
Szybko wsiadamy do busa i za chwilę jesteśmy w naszyn hotelu (opiszę go później) ale nie mamy czasu na przydzielenie pokoi - rzeczy zostawiamy w schowku i od razu jedziemy podziwiać tę najbardziej górzystą ze wszystkich Wysp Zielonego Przylądka. Na początek będziemy podziwiać część środkową i zachodnią - suchą, do niedawna trudno dostępną (brakowało dróg), o księżycowym krajobrazie.
Mabro, fajnie ze wrocilas do relacji
No trip no life
Miło Nelciu, że zauważyłaś moje wypociny - zapraszam na wyprawę w fascynujące góry .
No to jedziemy w kierunku Lagedos - robi się sucho, mijamy nieliczne zielone krzaki.
Zatrzymujemy się przy ogromnych, wyschniętych kanionach. Zdjęcia niestety nie oddają ich głębokości i wielkości.
Przejeżdżamy przez miejscowości Cha de Morte i Curral das Vacas.
Zapomniałam dodać, że tego dnia podróżujemy aluguerem (ten czerwony na zdjęciu powyżej) siedząc na pace - dobrze, że pilotka nas uprzedziła by ciepło się ubrać i wziąć coś miękkiego do siedzenia bo po kilku godzinach jazdy nasze cztery litery byłyby rozklepane jak befsztyki
Zaglądamy do maleńkiej szkoły, bardzo mizernie wyposażonej.
Witają nas dzieciaczki z panem nauczycielem.
Na nasze powitanie dzieci odśpiewały a raczej wykrzyczały z przejęciem hymn WZP .
Jeszcze spojrzenie na maleńki cmentarzyk w centrum miejscowości.
Niebieskie nagrobki należą do dzieci.
Rzut oka na okolicę - te odległe szczyty widoczne w chmurach to Sao Vicente.
Ogromna przestrzeń i maleńkie punkciki nielicznych zabudowań robią na mnie duże wrażenie. To chyba Ribeira das Patas ale nie jestem tego pewna
Ale czas jechać dalej w kierunku Alto Mira.
ZAuroczyła mnie ta mała samotna wysepka z latarnią na szczycie..... aż mi sie wyobraźnia włączyła..... i widzę latarnika jak się wspina po tych schodach, zeby zaświecić światełko...
http://sznupkowiewpodrozyzycia.blogspot.co.uk/
Momita, to może ja będę wrzucać fotki a Ty je będziesz opisywać, hi, hi ? To by dopiero był hit Ale masz rację - ta wysepka była niesamowita a ja przepływałam tak blisko niej ... Zapraszam do czytania następnych odcinków mojej relacji
Mabro, czeka i czekam z niecierliwością na dalszy ciąg twojej opowieści
No trip no life
Drogę pokonywaliśmy pieszo lub aluguerem, czesto zatrzymując się na podziwianie niesamowitych widoków i fotografowanie, fotografowanie i jeszcze raz fotografowanie
Niestety było prawie południe i zdjęcia wychodziły takie sobie (kiepski aparat i brak umiejętności też nie są bez znaczenia) ale i tak zaprezentuję Wam sporą dawkę widoczków
Te maleńkie punkciki widoczne w oddali to osady - pomiędzy nimi prowadzą dróżki, którymi można wędrować z miejscowymi przewodnikami. My niestety nie mieliśmy na to czasu ale w dalszych, wyższych partiach gór widzieliśmy grupy udające się na trekking. Podobno chętnie przyjeżdżają tu w tym celu Francuzi.
W wyniku nierównomiernej erozji skał powstały fantazyjne formy - takie jakby przegrody.
Również kolor skał nie jest jednolity.
Rozległość widoków jest niesamowita - szkoda, że nie mogłam uchwycić obiektywem całości.
Góry poprzecinane są dolinami ale z powodu pory suchej nie było w nich wody.
Mimo trudnych warunków na zboczach mieszkają ludzie i uprawiają maleńskie, schodkowe poletka. To miejse to Ribeira Alto Mira.
W marcu większość poletek była niestety już po zbiorach.
Niektóre poletka położone są bardzo wysoko. Można do nich dotrzeć tylko pieszo.
Po paru godzinach podziwiania widoków dotarliśmy do małej miejscowości Alto Mira, położonej na "końcu świata".
Tu, w miejscowej chacie czekał na nas tradycyjny posiłek - ziemniaki, ryż i kawałki mięsa (kurczaka) z duszonymi warzywami. A na deser sałatka owocowa z rosnącej koło domu papai - pychota ! Nigdzie nie jadłam tak pysznej papai
mabro...tez podczytuje oczywiescie i czekam na widokowy ciąg dalszy
Górskie krajobrazy ale szkolne dzieciaczki the best
- Kocham ptaszki i podróże, te małe i duże ...