a dalej - jeszcze tego samego dnia pomknęliśmy ( zupełnie bez sensu) do San Remo;
pamiętam, że byłam zła...., bo z Genui do San Remo jest kawał drogi ( ze 150 km na pewno!) a tyle po drodze jest ślicznych , cudnych malutkich liguryjskich miejscóweczek!
i nie chodziło o samo miejsce, że San Remo jest takie be (bo wcale nie jest) , tylko że po kiego grzyba gnać na chwilę taki kawał ( odejmijcie czas dojazdu i powrotu ) ; tymbardziej, że nazajutrz wracalismy tą sama drogą do Genui i jeszcze dalej dla mnie to idiotyzm bez sensu (kto układa te programy?)
gdzieś po drodze... chyba widok na Imperię
i już dojeżdżamy
po bezsensownej podróży ( tylko po to żeby połazić 2 godziny po San Remo ) idziemy p/ staromiejską częśc San Remo na punkt widokowy, gdzie widać ładnie miasto ...
(to był najgorszy organizacyjny "bambol" tego wyjazdu! )
W sumie to San Remo, tobardzo ładne i ciekawe miejsce i to z historią... i na pewno warte bliższego poznania, no ale na pewno nie w nasze 3 godziny ...
San Remo istniało już w czasach starożytnych Rzymian; później, w mrokach średniowiecza było jak większość miast i nadmorskich osad tamtych czasów- nękane przez piratów i innych bandziorów, dlatego z czasem ludność cofnęła się z nad morza - bardziej w głąb lądu i tak powstała dzisiejsza dzielnica La Pigna, będąca kiedyś miastem otoczonym murami miejskimi a obecnie będąca najstarszą częścią San Remo; (jak ktoś ma czas, to warto tutaj połazić dłużej w gąszczu tych wąskich uliczek i urokliwych zakątków; my niestety go nie mieliśmy ... więc przemaszerowaliśmy La Pignę – wycieczkowym biegusiem… cykając szybkie fotki w drodze na punkt widokowy ) ;
przez wieki tutejsza ludność trudniła się głównie rybołówstwem i uprawą owoców cytrusowych i wiodła sobie spokojny żywot…., aż do połowy XIX wieku, kiedy przybyła tu z dalekiej i zimnej Rosji - z całą świtą Carowa Maria Aleksandrowna - carska małżonka pragnąca podreperować zdrowie w łagodnym, śródziemnomorskim klimacie; i od tego momentu ta mała, rybacko-cytrusowa osada zaczęła przemieniać się w elegancką miejscowość by z biegiem lat stać się najbardziej elitarnym kurortem włoskiej riwiery , a tę elitarność zapoczątkowała „moda na San Remo”, głównie wśród rosyjskiej arystokracji, ale już wkrótce miejsce to stało się niezwykle modne nie tylko wśród europejskich arystokratów, ale też w szerokim kręgu innych elit : głównie politycznych i finansowych oraz oczywiście słynnych gwiazd ze świata artystycznego , bowiem „wypadało tu bywać” , dlatego od drugiej połowy XIX wieku powstawały tu jak grzyby po deszczu - piękne wille i rezydencje, coraz bardziej luksusowe hotele, ogrody, pola golfowe , tor wyścigowy, marina jachtowa, promenada i wspomniane Kasyno – czyli wszystko to, co jest potrzebne bogaczom do szeroko rozumianej rozrywki i miłego spędzania czasu
droga prowadząca na punkt widokowy w pięknej, starej części San Remo (La Pigna, bardzo fajne i klimatyczne miejsce) , cały czas pod górkę, up..up.. piechotką... i po schodeczkach
a na górze tylko mała foto-sesja na miasto okolicę i schodzimy na dół...
ja nawet zdjęć tam nie robiłam za dużo ( taka byłam wkurzona)
5-cio minutowa przechadzka po mieście! ( no może przesadziłam, bo chwilkę dłużej )
po II wojnie San Remo zaczęło dość szybko tracić swój elitarny charakter, a od lat 50-70-tych XX wieku zaczęło przekształcać się stopniowo z dawnego prestiżowego kurortu w całoroczną miejscowość turystyczną na skalę masową, co bezpowrotnie zabiło dawny blask jaki bił kiedyś z tego słynnego miejsca włoskiej riwiery… i dziś mamy tu jedną z wielu, typowych nadmorskich miejscowości, która bywa coraz częściej pomijana, i jakby nieco zapomniana… , bo współcześnie San Remo jakby zupełnie zniknęło z mapy podróżniczych marzeń wielu turystów, którzy częściej odwiedzają Dubaj, Bangkok czy Singapur – niż jakieś tam San Remo!
I to tyle tytułem wstępu i zakończenia , bowiem nasz pobyt tutaj był śmiesznie krótki (może łącznie ok 3 godzin), więc nie będę się rozpisywać bo i nie ma nad czym
Teatr "Ariston" w którym odbywały się niegdyś słynne Festiwale piosenki San Remo; budynek jest taki..... byle jaki, że jak by mi nie powiedziano, że to tu, to bym przeszła obok i nie zauważyła
zainstalowali tam jakies kino i grali akurat Shreka , Listy do Julii i Żyli długo i szczęśliwie...
wiedzieliście wcześniej, że w San Remo jest Cerkiew prawosławna?
Cerkiew ta powstała za sprawą carycy Marii Aleksandrownej, która w 1864 roku przebywała w San Remo w celach zdrowotnych i tak bardzo zachwyciła się tym pięknym miastem (he he.. widocznie była tu znacznie dłużej jak my ) , że postanowiła w celu upamiętnienia swojej wizyty wznieść tu cerkiew, która służyłaby osiadłej w San Remo społeczności rosyjskiej (całkiem sporej w owych czasach) i przebywającym tu rosyjskim kuracjuszom ;
niestety nie doczekała jej budowy za swojego żywota, bo tą wznieśli już po śmierci carycy - Książe Romanow i książe Szeremetiew
(druga fotka (całości cerkwii) jest sieciowa)
dalej droga wiedzie do Kasyna
nie jest tak słynne i znane- jak to w Monte Carlo po sąsiedzku (stąd do Monaco jest raptem ze 40 km) , ale naprawdę bardzo ładne, sami popatrzcie...
Otwarcie tego kasyna nastapiło w 1905 roku ; i to właśnie tutaj odbył się pierwszy festiwal muzyczny w San Remo (w 1951 r) , więc w takiej pieknej oprawie - miało to sens i doprawdy błyszczało od gwiazd! , ale w latach 70-tych Festiwal przeniesiono do tego.... kino-teatru zwanego Teatrem i zostały już tylko same Gwiazdy bez oprawy
i czas wolny na piwko/kawkę, na które instalujemy się gdzieś na promenadzie w pobliżu plaży;
Oprócz tej pieknej Cerkwii, pamiątką po tej samej Carowej – jest słynna promenada w San Remo - nazwana również na jej cześć – Corso Imperiatice! , to prawdziwa, szeroka passeggiata ciągnąca się wzdłuż morza, na której pierwsze sadzone palmy ufundowała ponoć Caryca (chociaż nie za bardzo wierzę, żeby one dotrwały do naszych czasów???) ;
Oprócz Promenady Corso Imperiatice, w pobliżu Kasyna znajduje się druga, choć nieco mniejsza promenada, tzw. Corso Matteotti, która w zasadzie jest nie tyle promenadą co eleganckim deptakiem pełnym knajpek, sklepików , kawiarni, cukierni i lodziarni
kilka pstryków kolażowych z San Remo i znów z powrotem kierunek - Genua!
a po drodze liguryjskie widoczki
i dojeżdżamy do hotelu na kolację i tyle z tego dnia
Nel, z tego co wiem, to te festiwale wciąż odbywają się tam do dzisiaj, ale chyba w obecnych czasach znacznie straciły już na prestiżu, bo jakoś mało się o tym słyszy… , może nie mają już rangi międzynarodowej? i odbywają się tylko lokalnie (może jako festiwal piosenki włoskiej? - coś jak nasze Opole?) ; ale już na pewno w naszych mediach nie transmitują stamtąd niczego „na żywo” od lat;
**********
a żeby już nie robić bałaganu w kolejnych wpisach, tylko tak dla porządku informuję zainteresowanych, że uzupełniłam nieco informacje i wrzuciłam kilka fotek w postach z Genui (głównie w #71) + smaczki kulinarno-filmowe na końcu, więc jeśli ktoś zechce- to się cofnie i sobie tam wróci, a jak nie to zapraszam dalej…
Kolejny dzień wita nas pięknym słonkiem (zresztą jak wszystkie na tej wycieczce, choć w tej części Włoch, nie jest to takie oczywiste o każdej porze roku, (ale my byliśmy tu tuż po sezonie wakacyjnym w 1 poł. września, więc wtedy z reguły jest cieplutko i słonecznie, piszę o tym, bo nasi znajomi byli w tej części Włoch w 2 poł maja rok później i ¾ dni im tu niestety lało ).
Jedziemy do urokliwego, małego miasteczka Rapallo wciśniętego w malowniczą zatokę Tigullio, które położone jest u wybrzeży Riwiery Lewantyńskiej (piękna, włoska i chyba nawet bardziej znana nazwa tejże riwiery to: Riviera di Levante) – było naszym kolejnym celem na wycieczkowym szlaku, a przyjechaliśmy tu , bo stąd będziemy płynąć do rozsławionego przez Freda Buscaglione’go znaną piosenką – cudnego Portofino, ale zanim dotrzemy do tego słynnego kurorciku, zostajemy na trochę w Rapallo; mamy sporo czasu wolnego do odpłynięcia naszej łódki, więc każdy łazi sobie gdzie chce;
zatem i my idziemy popatrzeć na urocze Rapallo…. to taka mała, ale śliczna perełka włoskiej riwiery....
na małym cyplu nad brzegiem morza, ulokował się malutki, ale całkiem uroczy XVI-wieczny zameczek Castello di Rapallo , zbudowany w 1549 roku, który pierwotnie powstał w celu obrony Rapallo przed nękającymi miasto piratami;
dzisiaj zameczek ten służy głównie jako niewielkie centrum wystawowo-muzealne; u jego podnóża znajduje się niewielka plażyczka; wprawdzie kamienisto-żwirkowa ale można na chwilkę nogi zamoczyć
rzut okiem na okolicę z pod Castello di Rapallo
miasteczko posiada staromiejską część, coś w rodzaju małej Staróweczki, ale czas wolny mamy ograniczony, więc albo zwiedzanie albo posiadywanko ; wybieramy to drugie i lokujemy się na jakimś wyżej położonym tarasie z knajpką i napawamy się tam widokami .... - jedni przyjemnie przy piwku a ja delektując się kawusią bo rano piwka nie pijam
i kilka moich migawek z Rapallo
idziemy juz powoli do przystani, bo nasze łódki wiecznie czekać nie będą , ale po drodze oglądamy sobie co nieco tuz przy Promenadzie....
piękna barokowa brama łączy starą częśc miasta z promendą Lungomare Vittorio Veneto
W miasteczku, tuż przy tej promenadzie, która łączy się ze staromiejską częścią miasta stoi charakterystyczna, wyglądająca na secesyjną - budowla w kształcie wielkiej, murowanej altany! nie do końca wiem co to jest? – a nasza pilotka nie wiedziała nic o tym obiekcie a zapytani Włosi mówili na to – Chiosco della Musica (Kiosk Muzyczny?); ale już nie wnikałam co to dokładnie ma oznaczać? bo żadnych płyt nikt tam nie sprzedawał a na jakieś koncerty (nawet te w wersji bardzo mini mini) jest to stanowczo za małe, może więc służy po prostu jako „daszek” dla jakiejś grającej kapeli? ; jak dla mnie to raczej rodzaj jakiegoś niewielkiego pawilonu wypoczynkowego które stawia się jednak najczęściej w parkach i ogrodach a nie w środku miasta na promenadzie? w każdym razie warto tu przystanąć na chwilę i poprzyglądać się pięknym freskom na suficie kopuły
no i w końcu odpływamy.....
i jeszcze widoczek na Castello di Rapallo z perspektywy wody
Płynąc w stronę Portofino, statek trzyma się dość blisko brzegu, więc można na spokojnie podelektować się widokami riwiery ;
po drodze nasza łajba ma przystanek w przeuroczej i dość znanej tu perełce Ligurii - w Santa Margherita Ligure - widoki chłoniemy z "rozdziawionymi japami" , bo co tu pisać? - no pięknie jest....
duuuża większość ludzi z naszego statku płynie do Portofino, ale garstka tu wysiada, za to kolejka chetnych na statek stąd do Portofino jest spora ; my niestety możemy podziwiać ta miejscowośc tylko "z daleka" bo Santa Margharita dla nas - nie tym razem
teraz będzie duuuużo fotek widoczkowych
Santa Mergherita Ligure czyli “Święta Małgorzata” to prawdziwa perełka liguryjskiej Riwiery di Levante; w zasadzie powinien być to nasz obowiązkowy przystanek w drodze do Portofino, powinien.... ale niestety nie był... To bardzo elegancka miejscowość odwiedzana masowo przez turystów z całego świata, którzy gromadzą się tu dość tłumnie - w dzień na tutejszych plażach, popołudniami na Promanadzie, a wieczorami w licznych i klimatycznych (oraz drogich do bólu - knajpach)
i Święta Małgorzata została w tyle a my płyniom dalej....
16 kwietnia 1922 roku w Rapallo sowiecka Rosja i Niemcy zawarły układ, na mocy którego zrzekły się wzajemnych roszczeń finansowych. W lipcu tego roku do umowy dołączono tajny aneks o współpracy wojskowej będący zagrożeniem dla ładu wersalskiego w Europie. Zgodnie z postanowieniami porozumienia Niemcy zyskali dostęp do rosyjskich urządzeń wojskowych oraz zgodę na produkcję zbrojeniową na terenie Rosji. W ramach współpracy wojskowej udostępniono im także poligony nad Wołgą i Kamą. Oficerowie niemieccy szkolili także Armię Czerwoną, a na jej rozwój przeznaczono pieniądze pochodzące z kredytów udzielonych przez Niemców.
16 kwietnia 1922 roku w Rapallo sowiecka Rosja i Niemcy zawarły układ, na mocy którego zrzekły się wzajemnych roszczeń finansowych. W lipcu tego roku do umowy dołączono tajny aneks o współpracy wojskowej będący zagrożeniem dla ładu wersalskiego w Europie. Zgodnie z postanowieniami porozumienia Niemcy zyskali dostęp do rosyjskich urządzeń wojskowych oraz zgodę na produkcję zbrojeniową na terenie Rosji. W ramach współpracy wojskowej udostępniono im także poligony nad Wołgą i Kamą. Oficerowie niemieccy szkolili także Armię Czerwoną, a na jej rozwój przeznaczono pieniądze pochodzące z kredytów udzielonych przez Niemców.
Jorguś, dzięki za notkę historyczną; to zresztą nie był jedyny Układ w Rapallo (choć z taką rangą tajne/przez poufne ten był pewnie jedyny), ale był tu równiez wczesniej Traktat w Rapallo, gdzie Włochy dogadywały się z Bałkanami- co, kto, komu i dlaczego ? - mniej więcej w duchu: my Wam oddamy Dalmację, Wy nam dacie Istrię, itd.... )
Tak właśnie cos mi chodziła po głowie nazwa Rapallo, pewnie z lekcji historii, bo południe Włoch zaliczyliśmy tylko przejazdem z Hiszpanii. Nie zatrzymywaliśmy się na zwiedzanie bo już zaczynał się wrzesień, a Basia i tak opuściła inaugurację roku szkolnego – a szła wtedy do pierwszej klasy:). Jak ten czas leci …
Rejs statkiem z Rapallo do Portofino trwa coś w granicach niewiele wiecej jak 1/2 godziny;
Szczególnie pięknie prezentowały się tu obserwowane z pokładu stateczku - wspaniałe włoskie wille położone malowniczo na skalistych klifach, w których chowają się znane gwiazy ze świata artystycznego i celebryci ;
no pieknie tutaj... ach... chwilo trwaj...
ostatni zakręt przed Portofino i ... już wpływamy do tej słynnej zatoczki
Portofino to malutka, pocztówkowa wioska położona w cudnych okolicznosciach widokowych ;
i raptem liczy pięćset osób stałych mieszkańców, ale ile jest tu turystów? - zapewne w ciągu dnia przewija ich się tu baaardzo dużo , choć byłam mocno zdziwiona bo spodziewałam się tu ujrzeć jakieś dzikie tłumiszcze, a było tak .... sennie, raczej pustawo... kręciło się kilkanascie osób... a więc gdzie podziali się Ci wszyscy ludzie choćby z naszej łódki?
kolorowe rybackie domeczki i romantyczne kamieniczki nad tą bajkową zatoczką z zacumowanymi łódkami wyglądają doprawdy przeuroczo...., ale niestety Portofino to także, a raczej przede wszystkim drożyzna!!! - nieznośna oaza luksusu , bo tutejsze ceny odbierają człowiekowi chęć do życia ,; dopiero tutaj dociera do nas jacy jesteśmy biedni i maluczcy! , a patrząc na te wielkie, ociekające luksusem jachty przysłaniające krajobraz - uświadamiamy sobie, że życie jest w okrutny sposób niesprawiedliwe ....
wokół wszędzie malutkie, ale eleganckie i baaaardzo droooogie sklepy , piękne posiadłości Gwiazd większego formatu i nie-gwiazd, ale z portfelami większego formatu , człek patrzy na to wszystko przeszczęśliwy że tu w ogóle jest ale i jednocześnie jakiś taki zdołowany, że poza samym patrzeniem..... niewiele więcej może ....
łazimy więc wokół oglądając i podziwiając to włoskie dolce vita dla wybrańców!
niewielki placyk, zwany po prostu Piazetta - to główny (i jedyny zresztą) plac w całym Portofino; położony oczywiście tuż nad brzegiem zatoczki ; kręcą się tu turyści, niewiele osób siedzi w knajpkach, a jeśli już siedzą - to na stolikach tylko piwko lub kawka - bo ceny... O Jezusie , chyba z pięciokrotnie wyższe niż poza Portofino! ;
ruch samochodowy jest tu zabroniony, zresztą gdzie tu jeździć? nie bardzo jest na to miejsce... , bo takie to wszystko tu malutkie... (oprócz cen rzecz jasna!)
ale pamiątkowy "badziewland" taki sam jak wszędzie... tylko ceny jakby inne niz wszedzie, mało badziewlandowe
kręcąc się po Portofino natykamy się na jakieś takie dziwne, dość kiczowate i cudaczne miejsce to taki jakby nieco surrealistyczny "ogród zoologiczny", będący ponoć galerią rzeźby współczesnej ?
jednakże ten plastikowy nosorożec wiszący na szelkach tuż nad ziemią i porozstawiane o jaskrawym, krzykliwym kolorze różowe susły czy inne surykatki - wydają się w tej scenerii wokół - jakąś kpiną ! pewnie założenie artystyczne miało jakiś głębszy przekaz, ale wyszedł z tego jarmark w odpustowych klimatach (zupełnie do mnie nie przemówiła ta wizja artystyczna) ; ale na szczęście to jedyne - co mi się tu niepodobało....
a dalej - jeszcze tego samego dnia pomknęliśmy ( zupełnie bez sensu) do San Remo;
pamiętam, że byłam zła...., bo z Genui do San Remo jest kawał drogi ( ze 150 km na pewno!) a tyle po drodze jest ślicznych , cudnych malutkich liguryjskich miejscóweczek!
i nie chodziło o samo miejsce, że San Remo jest takie be (bo wcale nie jest) , tylko że po kiego grzyba gnać na chwilę taki kawał ( odejmijcie czas dojazdu i powrotu ) ; tymbardziej, że nazajutrz wracalismy tą sama drogą do Genui i jeszcze dalej dla mnie to idiotyzm bez sensu (kto układa te programy?)
gdzieś po drodze... chyba widok na Imperię
i już dojeżdżamy
po bezsensownej podróży ( tylko po to żeby połazić 2 godziny po San Remo ) idziemy p/ staromiejską częśc San Remo na punkt widokowy, gdzie widać ładnie miasto ...
(to był najgorszy organizacyjny "bambol" tego wyjazdu! )
W sumie to San Remo, tobardzo ładne i ciekawe miejsce i to z historią... i na pewno warte bliższego poznania, no ale na pewno nie w nasze 3 godziny ...
San Remo istniało już w czasach starożytnych Rzymian; później, w mrokach średniowiecza było jak większość miast i nadmorskich osad tamtych czasów- nękane przez piratów i innych bandziorów, dlatego z czasem ludność cofnęła się z nad morza - bardziej w głąb lądu i tak powstała dzisiejsza dzielnica La Pigna, będąca kiedyś miastem otoczonym murami miejskimi a obecnie będąca najstarszą częścią San Remo; (jak ktoś ma czas, to warto tutaj połazić dłużej w gąszczu tych wąskich uliczek i urokliwych zakątków; my niestety go nie mieliśmy ... więc przemaszerowaliśmy La Pignę – wycieczkowym biegusiem… cykając szybkie fotki w drodze na punkt widokowy ) ;
przez wieki tutejsza ludność trudniła się głównie rybołówstwem i uprawą owoców cytrusowych i wiodła sobie spokojny żywot…., aż do połowy XIX wieku, kiedy przybyła tu z dalekiej i zimnej Rosji - z całą świtą Carowa Maria Aleksandrowna - carska małżonka pragnąca podreperować zdrowie w łagodnym, śródziemnomorskim klimacie; i od tego momentu ta mała, rybacko-cytrusowa osada zaczęła przemieniać się w elegancką miejscowość by z biegiem lat stać się najbardziej elitarnym kurortem włoskiej riwiery , a tę elitarność zapoczątkowała „moda na San Remo”, głównie wśród rosyjskiej arystokracji, ale już wkrótce miejsce to stało się niezwykle modne nie tylko wśród europejskich arystokratów, ale też w szerokim kręgu innych elit : głównie politycznych i finansowych oraz oczywiście słynnych gwiazd ze świata artystycznego , bowiem „wypadało tu bywać” , dlatego od drugiej połowy XIX wieku powstawały tu jak grzyby po deszczu - piękne wille i rezydencje, coraz bardziej luksusowe hotele, ogrody, pola golfowe , tor wyścigowy, marina jachtowa, promenada i wspomniane Kasyno – czyli wszystko to, co jest potrzebne bogaczom do szeroko rozumianej rozrywki i miłego spędzania czasu
droga prowadząca na punkt widokowy w pięknej, starej części San Remo (La Pigna, bardzo fajne i klimatyczne miejsce) , cały czas pod górkę, up..up.. piechotką... i po schodeczkach
a na górze tylko mała foto-sesja na miasto okolicę i schodzimy na dół...
ja nawet zdjęć tam nie robiłam za dużo ( taka byłam wkurzona)
5-cio minutowa przechadzka po mieście! ( no może przesadziłam, bo chwilkę dłużej )
po II wojnie San Remo zaczęło dość szybko tracić swój elitarny charakter, a od lat 50-70-tych XX wieku zaczęło przekształcać się stopniowo z dawnego prestiżowego kurortu w całoroczną miejscowość turystyczną na skalę masową, co bezpowrotnie zabiło dawny blask jaki bił kiedyś z tego słynnego miejsca włoskiej riwiery… i dziś mamy tu jedną z wielu, typowych nadmorskich miejscowości, która bywa coraz częściej pomijana, i jakby nieco zapomniana… , bo współcześnie San Remo jakby zupełnie zniknęło z mapy podróżniczych marzeń wielu turystów, którzy częściej odwiedzają Dubaj, Bangkok czy Singapur – niż jakieś tam San Remo!
I to tyle tytułem wstępu i zakończenia , bowiem nasz pobyt tutaj był śmiesznie krótki (może łącznie ok 3 godzin), więc nie będę się rozpisywać bo i nie ma nad czym
Teatr "Ariston" w którym odbywały się niegdyś słynne Festiwale piosenki San Remo; budynek jest taki..... byle jaki, że jak by mi nie powiedziano, że to tu, to bym przeszła obok i nie zauważyła
zainstalowali tam jakies kino i grali akurat Shreka , Listy do Julii i Żyli długo i szczęśliwie...
wiedzieliście wcześniej, że w San Remo jest Cerkiew prawosławna?
Cerkiew ta powstała za sprawą carycy Marii Aleksandrownej, która w 1864 roku przebywała w San Remo w celach zdrowotnych i tak bardzo zachwyciła się tym pięknym miastem (he he.. widocznie była tu znacznie dłużej jak my ) , że postanowiła w celu upamiętnienia swojej wizyty wznieść tu cerkiew, która służyłaby osiadłej w San Remo społeczności rosyjskiej (całkiem sporej w owych czasach) i przebywającym tu rosyjskim kuracjuszom ;
niestety nie doczekała jej budowy za swojego żywota, bo tą wznieśli już po śmierci carycy - Książe Romanow i książe Szeremetiew
(druga fotka (całości cerkwii) jest sieciowa)
dalej droga wiedzie do Kasyna
nie jest tak słynne i znane- jak to w Monte Carlo po sąsiedzku (stąd do Monaco jest raptem ze 40 km) , ale naprawdę bardzo ładne, sami popatrzcie...
Otwarcie tego kasyna nastapiło w 1905 roku ; i to właśnie tutaj odbył się pierwszy festiwal muzyczny w San Remo (w 1951 r) , więc w takiej pieknej oprawie - miało to sens i doprawdy błyszczało od gwiazd! , ale w latach 70-tych Festiwal przeniesiono do tego.... kino-teatru zwanego Teatrem i zostały już tylko same Gwiazdy bez oprawy
i czas wolny na piwko/kawkę, na które instalujemy się gdzieś na promenadzie w pobliżu plaży;
Oprócz tej pieknej Cerkwii, pamiątką po tej samej Carowej – jest słynna promenada w San Remo - nazwana również na jej cześć – Corso Imperiatice! , to prawdziwa, szeroka passeggiata ciągnąca się wzdłuż morza, na której pierwsze sadzone palmy ufundowała ponoć Caryca (chociaż nie za bardzo wierzę, żeby one dotrwały do naszych czasów???) ;
Oprócz Promenady Corso Imperiatice, w pobliżu Kasyna znajduje się druga, choć nieco mniejsza promenada, tzw. Corso Matteotti, która w zasadzie jest nie tyle promenadą co eleganckim deptakiem pełnym knajpek, sklepików , kawiarni, cukierni i lodziarni
kilka pstryków kolażowych z San Remo i znów z powrotem kierunek - Genua!
a po drodze liguryjskie widoczki
i dojeżdżamy do hotelu na kolację i tyle z tego dnia
Piea
W San Remo nie byłam, więc z ciekawoscią popatrzyłam , całkiem ładnie .
Dla mnie to tez miasto legenda związane ze słynnym festiwalem. Ciekawe czy one się tam wciąż odbywają ?
Cerkiew tam to rzeczywiście niepodzianka ja podobny szok przeżyłam w Niceii
No trip no life
Nel, z tego co wiem, to te festiwale wciąż odbywają się tam do dzisiaj, ale chyba w obecnych czasach znacznie straciły już na prestiżu, bo jakoś mało się o tym słyszy… , może nie mają już rangi międzynarodowej? i odbywają się tylko lokalnie (może jako festiwal piosenki włoskiej? - coś jak nasze Opole?) ; ale już na pewno w naszych mediach nie transmitują stamtąd niczego „na żywo” od lat;
**********
a żeby już nie robić bałaganu w kolejnych wpisach, tylko tak dla porządku informuję zainteresowanych, że uzupełniłam nieco informacje i wrzuciłam kilka fotek w postach z Genui (głównie w #71) + smaczki kulinarno-filmowe na końcu, więc jeśli ktoś zechce- to się cofnie i sobie tam wróci, a jak nie to zapraszam dalej…
Piea
Kolejny dzień wita nas pięknym słonkiem (zresztą jak wszystkie na tej wycieczce, choć w tej części Włoch, nie jest to takie oczywiste o każdej porze roku, (ale my byliśmy tu tuż po sezonie wakacyjnym w 1 poł. września, więc wtedy z reguły jest cieplutko i słonecznie, piszę o tym, bo nasi znajomi byli w tej części Włoch w 2 poł maja rok później i ¾ dni im tu niestety lało ).
Jedziemy do urokliwego, małego miasteczka Rapallo wciśniętego w malowniczą zatokę Tigullio, które położone jest u wybrzeży Riwiery Lewantyńskiej (piękna, włoska i chyba nawet bardziej znana nazwa tejże riwiery to: Riviera di Levante) – było naszym kolejnym celem na wycieczkowym szlaku, a przyjechaliśmy tu , bo stąd będziemy płynąć do rozsławionego przez Freda Buscaglione’go znaną piosenką – cudnego Portofino, ale zanim dotrzemy do tego słynnego kurorciku, zostajemy na trochę w Rapallo; mamy sporo czasu wolnego do odpłynięcia naszej łódki, więc każdy łazi sobie gdzie chce;
zatem i my idziemy popatrzeć na urocze Rapallo…. to taka mała, ale śliczna perełka włoskiej riwiery....
na małym cyplu nad brzegiem morza, ulokował się malutki, ale całkiem uroczy XVI-wieczny zameczek Castello di Rapallo , zbudowany w 1549 roku, który pierwotnie powstał w celu obrony Rapallo przed nękającymi miasto piratami;
dzisiaj zameczek ten służy głównie jako niewielkie centrum wystawowo-muzealne; u jego podnóża znajduje się niewielka plażyczka; wprawdzie kamienisto-żwirkowa ale można na chwilkę nogi zamoczyć
rzut okiem na okolicę z pod Castello di Rapallo
miasteczko posiada staromiejską część, coś w rodzaju małej Staróweczki, ale czas wolny mamy ograniczony, więc albo zwiedzanie albo posiadywanko ; wybieramy to drugie i lokujemy się na jakimś wyżej położonym tarasie z knajpką i napawamy się tam widokami .... - jedni przyjemnie przy piwku a ja delektując się kawusią bo rano piwka nie pijam
i kilka moich migawek z Rapallo
idziemy juz powoli do przystani, bo nasze łódki wiecznie czekać nie będą , ale po drodze oglądamy sobie co nieco tuz przy Promenadzie....
piękna barokowa brama łączy starą częśc miasta z promendą Lungomare Vittorio Veneto
W miasteczku, tuż przy tej promenadzie, która łączy się ze staromiejską częścią miasta stoi charakterystyczna, wyglądająca na secesyjną - budowla w kształcie wielkiej, murowanej altany! nie do końca wiem co to jest? – a nasza pilotka nie wiedziała nic o tym obiekcie a zapytani Włosi mówili na to – Chiosco della Musica (Kiosk Muzyczny?); ale już nie wnikałam co to dokładnie ma oznaczać? bo żadnych płyt nikt tam nie sprzedawał a na jakieś koncerty (nawet te w wersji bardzo mini mini) jest to stanowczo za małe, może więc służy po prostu jako „daszek” dla jakiejś grającej kapeli? ; jak dla mnie to raczej rodzaj jakiegoś niewielkiego pawilonu wypoczynkowego które stawia się jednak najczęściej w parkach i ogrodach a nie w środku miasta na promenadzie? w każdym razie warto tu przystanąć na chwilę i poprzyglądać się pięknym freskom na suficie kopuły
no i w końcu odpływamy.....
i jeszcze widoczek na Castello di Rapallo z perspektywy wody
baaardzo tu "riwierowo"
i Rapallo zostaje za nami...
Piea
Do Rapallo nie dotarłam, a miasteczko fajne. Szczegolnie ten zameczek na brzegu miodzio , bardzo nietuzinkowy
A wracając jeszcze do lwa, to rzeczywiście ma jakąs magię w tym spojrzeniu..takie pełne bólu, jakby był strasznie zraniony, proszący nie bij wiecej ?
No trip no life
Nel
*********
Płynąc w stronę Portofino, statek trzyma się dość blisko brzegu, więc można na spokojnie podelektować się widokami riwiery ;
po drodze nasza łajba ma przystanek w przeuroczej i dość znanej tu perełce Ligurii - w Santa Margherita Ligure - widoki chłoniemy z "rozdziawionymi japami" , bo co tu pisać? - no pięknie jest....
duuuża większość ludzi z naszego statku płynie do Portofino, ale garstka tu wysiada, za to kolejka chetnych na statek stąd do Portofino jest spora ; my niestety możemy podziwiać ta miejscowośc tylko "z daleka" bo Santa Margharita dla nas - nie tym razem
teraz będzie duuuużo fotek widoczkowych
Santa Mergherita Ligure czyli “Święta Małgorzata” to prawdziwa perełka liguryjskiej Riwiery di Levante; w zasadzie powinien być to nasz obowiązkowy przystanek w drodze do Portofino, powinien.... ale niestety nie był... To bardzo elegancka miejscowość odwiedzana masowo przez turystów z całego świata, którzy gromadzą się tu dość tłumnie - w dzień na tutejszych plażach, popołudniami na Promanadzie, a wieczorami w licznych i klimatycznych (oraz drogich do bólu - knajpach)
i Święta Małgorzata została w tyle a my płyniom dalej....
Piea
16 kwietnia 1922 roku w Rapallo sowiecka Rosja i Niemcy zawarły układ, na mocy którego zrzekły się wzajemnych roszczeń finansowych. W lipcu tego roku do umowy dołączono tajny aneks o współpracy wojskowej będący zagrożeniem dla ładu wersalskiego w Europie. Zgodnie z postanowieniami porozumienia Niemcy zyskali dostęp do rosyjskich urządzeń wojskowych oraz zgodę na produkcję zbrojeniową na terenie Rosji. W ramach współpracy wojskowej udostępniono im także poligony nad Wołgą i Kamą. Oficerowie niemieccy szkolili także Armię Czerwoną, a na jej rozwój przeznaczono pieniądze pochodzące z kredytów udzielonych przez Niemców.
Jorguś
Jorguś, dzięki za notkę historyczną; to zresztą nie był jedyny Układ w Rapallo (choć z taką rangą tajne/przez poufne ten był pewnie jedyny), ale był tu równiez wczesniej Traktat w Rapallo, gdzie Włochy dogadywały się z Bałkanami- co, kto, komu i dlaczego ? - mniej więcej w duchu: my Wam oddamy Dalmację, Wy nam dacie Istrię, itd.... )
Piea
Tak właśnie cos mi chodziła po głowie nazwa Rapallo, pewnie z lekcji historii, bo południe Włoch zaliczyliśmy tylko przejazdem z Hiszpanii. Nie zatrzymywaliśmy się na zwiedzanie bo już zaczynał się wrzesień, a Basia i tak opuściła inaugurację roku szkolnego – a szła wtedy do pierwszej klasy:). Jak ten czas leci …
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Rejs statkiem z Rapallo do Portofino trwa coś w granicach niewiele wiecej jak 1/2 godziny;
Szczególnie pięknie prezentowały się tu obserwowane z pokładu stateczku - wspaniałe włoskie wille położone malowniczo na skalistych klifach, w których chowają się znane gwiazy ze świata artystycznego i celebryci ;
no pieknie tutaj... ach... chwilo trwaj...
ostatni zakręt przed Portofino i ... już wpływamy do tej słynnej zatoczki
Portofino to malutka, pocztówkowa wioska położona w cudnych okolicznosciach widokowych ;
i raptem liczy pięćset osób stałych mieszkańców, ale ile jest tu turystów? - zapewne w ciągu dnia przewija ich się tu baaardzo dużo , choć byłam mocno zdziwiona bo spodziewałam się tu ujrzeć jakieś dzikie tłumiszcze, a było tak .... sennie, raczej pustawo... kręciło się kilkanascie osób... a więc gdzie podziali się Ci wszyscy ludzie choćby z naszej łódki?
kolorowe rybackie domeczki i romantyczne kamieniczki nad tą bajkową zatoczką z zacumowanymi łódkami wyglądają doprawdy przeuroczo...., ale niestety Portofino to także, a raczej przede wszystkim drożyzna!!! - nieznośna oaza luksusu , bo tutejsze ceny odbierają człowiekowi chęć do życia ,; dopiero tutaj dociera do nas jacy jesteśmy biedni i maluczcy! , a patrząc na te wielkie, ociekające luksusem jachty przysłaniające krajobraz - uświadamiamy sobie, że życie jest w okrutny sposób niesprawiedliwe ....
wokół wszędzie malutkie, ale eleganckie i baaaardzo droooogie sklepy , piękne posiadłości Gwiazd większego formatu i nie-gwiazd, ale z portfelami większego formatu , człek patrzy na to wszystko przeszczęśliwy że tu w ogóle jest ale i jednocześnie jakiś taki zdołowany, że poza samym patrzeniem..... niewiele więcej może ....
łazimy więc wokół oglądając i podziwiając to włoskie dolce vita dla wybrańców!
niewielki placyk, zwany po prostu Piazetta - to główny (i jedyny zresztą) plac w całym Portofino; położony oczywiście tuż nad brzegiem zatoczki ; kręcą się tu turyści, niewiele osób siedzi w knajpkach, a jeśli już siedzą - to na stolikach tylko piwko lub kawka - bo ceny... O Jezusie , chyba z pięciokrotnie wyższe niż poza Portofino! ;
ruch samochodowy jest tu zabroniony, zresztą gdzie tu jeździć? nie bardzo jest na to miejsce... , bo takie to wszystko tu malutkie... (oprócz cen rzecz jasna!)
ale pamiątkowy "badziewland" taki sam jak wszędzie... tylko ceny jakby inne niz wszedzie, mało badziewlandowe
kręcąc się po Portofino natykamy się na jakieś takie dziwne, dość kiczowate i cudaczne miejsce to taki jakby nieco surrealistyczny "ogród zoologiczny", będący ponoć galerią rzeźby współczesnej ?
jednakże ten plastikowy nosorożec wiszący na szelkach tuż nad ziemią i porozstawiane o jaskrawym, krzykliwym kolorze różowe susły czy inne surykatki - wydają się w tej scenerii wokół - jakąś kpiną ! pewnie założenie artystyczne miało jakiś głębszy przekaz, ale wyszedł z tego jarmark w odpustowych klimatach (zupełnie do mnie nie przemówiła ta wizja artystyczna) ; ale na szczęście to jedyne - co mi się tu niepodobało....
Piea