Byłam w Mediolanie ze 2 razy. Ostatnio chyba w 2017? Żeby wejść do katedry jest kontrola bezpieczeństwa jak na lotniskach. Wejście na górę chyba kosztowało więcej niz 10 euro, ale warto. Samo miasto oprócz tej katedry, galerii V. Emmanuelle, zamku Sforzów nie ma wiele wiecej, ale to i tak wiele. Na lewo od katedry są na piętrach całkiem dobre i niedrogie restauracje no i bar Aperol z widokiem na katedrę.
Jak dla mnie budowla niesamowita, pokazująca jak rozwinięte było budownictwo w tym czasie. Aby zaprojektować, zbudować i przyozdobić to cudeńko musieli przy tym pracować wspaniali fachowcy. Obecnie takich to ze świecą szukać. Widok z góry wart wydanych pieniędzy.
Jorguś, Fragola, Asia - Witajcie , cieszę się, że tu zaglądacie
Asiu, widoczki jak na razie to były tylko detale rzeźbiarskie podziwiane z bliska, natomiast te na miasto to dopiero będą...
Fragola, jak my tu byliśmy ( kilka lat wczesniej niż Ty ostatnio) to nie było wtedy jeszcze żadnej kontroli bezpieczeństwa przy wejściu
***************
Ci którzy wybierają się na dach tej Katedry tylko dla samych stricte widoków- mogą poczuć się tam nieco zawiedzeni, bo Mediolan z góry wcale nie zachwyca i nie ma tam aż takich fantastycznych widoków jak w wielu innych włoskich miastach, które można podziwiać z różnych wież, wzgórz i tarasów widokowych ; no miasto jak miasto, raczej "doopy" nie urywa , a naprawdę ładne to były tam tylko te góry widoczne z daleka w tle
to może starczy juz tych dachowych pstryków
z widokiem na pomnik Vottorio Emmanuele
Po atrakcjach „dachowych” schodzimy na dół i zmierzamy do atrakcji "pod dachem” , czyli do pobliskiej, słynnej Galerii Vittorio Emmanuele II – zwanej przez mediolańczyków – Salotto, czyli po prostu Salonem Miasta
Galeria konstrukcyjnie jest bardzo ciekawa, to arkadowo połączone ze sobą piękne, secesyjne kamienice zadaszone niezwykłą, przeszkolną konstrukcją krzyżówą z żelaza i szkła – już sama architektura zachwyca tu przede wszystkim;
to budowane od 1865 roku - arcydzieło „la belle epoque”, które nie może się nie podobać ;
to właśnie tutaj liczni przedsiębiorcy umawiają się na eleganckie spotkania biznesowe w licznych kawiarniach i restauracjach a zwykli mieszkańcy przychodzą tu sobie regularnie spędzać czas wolny
Co ciekawe, bardzo podobną „bliźniaczą” Galerię (Umberta I) można zobaczyć w Neapolu, którą chyba pokazywałam Wam w mojej relacji z Południa Włoch; tamta jest równie urocza (choć nie tak znana ani nie tak popularna jak ta mediolańska) i trudno mi nawet określić jednoznacznie która ładniejsza?
kolaż z neapolitańskiej Galerii Umberto I ( tak tylko dla porównania )
teraz szybkim skokiem z Neapolu - z powrotem do Milano i dalej pstryki z wnętrz mediolańskiej Salotto Vittorio Emmanuele :
Swoje siedziby znalazły tu najbardziej znane, światowe sklepy i eleganckie butiki z markowymi ciuchami, a tutejsze szyldy kuszą też słynnymi włoskimi butami, biżuterią i konfekcją prêt-à-porter więc miłośnicy markowych szmatek mają tu gdzie stracić kawałek majątku , a dla tych ze znacznie grubszym portfelem mnóstwo tu luksusowych butików pracowni krawieckich, gdzie z pod igły znanych projektantów włoskich wychodzą „arcydzieła” wprost dla zamożnych amatorów haute couture
no wiec w końcu po tych "szalonych zakupach" i całkowitym bankructwie - idziemy odetchnąć na kawkę dodam, że pyszną włoską kawkę! bo ta we Włoszech zawsze smakuje podwójnie!
Każdy słyszał i wie, że Mediolan zyskał sobie miano światowej stolicy mody! no Ba! – w końcu poza Paryżem to tutaj właśnie swoje gibkie, kocie kroki stawiały najsłynniejsze modelki świata; jeśli jednak szukacie takiego szyku i elegancji tej klasy na ulicach, to właśnie tutaj w tej Galerii co najwyżej można spotkać eleganckich biznesmenów w garniakach od Pierre Cardin’a ; generalnie co do słynnej elegancji i mody włoskiej – to jak Włochy długie i wąskie to raczej nigdzie nie zobaczycie szykownie wyelegantowanych ludzi, moim zdaniem to zwykły stereotyp ;
przejechałam już w swoim życiu trochę te Włochy – i patrząc jak na co dzień ubierają się Włosi – to naprawdę my Polacy nie powinniśmy mieć żadnych kompleksów! chociaż nasz kraj nie słynie ani z mody ani ze słynnych projektantów! ... no cóż ...w tej dziedzinie mamy znacznie bardziej kiepski marketing od Włochów
*****
jeszcze tylko zgodnie z panującą legendą - słynny i konieczny obrót nóżką w konkretnym punkcie byczka
i opuszczamy arkadowo oszkloną Galerię - mekkę mody i wydawania astronomicznej kasy!!!
Po opuszczeniu Galerii - mediolańskiej „Salotto” mamy kolejny czas wolny, wiec błąkamy się po okolicy jak osierocone dzieci nie bardzo wiedząc gdzie iść ?
więc łazimy po okolicy....
Oczywiście do słynnego kościoła Santa Maria della Grazie , gdzie mieści się najsłynniejszy fresk świata sobie nie pójdziemy, bo okazuje się, że wymagana jest rezerwacja wejściówki do tego kościoła i to taka dokonana co najmniej 3 miesiące wcześniej! (a w tym akurat czasie, kiedy byliśmy w Mediolanie zainteresowanie tym słynnym freskiem Leonarda da Vinci „Ostatnia Wieczerza” osiągnęło prawdziwe apogeum! ,
bowiem wówczas większość świata zaczytywała się akurat w słynnym powieściowym cyklu sensacyjnym Dana Browna „Kod Leonarda da Vinci” i potem „Anioły i Demony” – co spowodowało taką kumulację tłumów i odwiedzin tego kościoła, że wejście tam było niemożliwe!, no trudno… jakoś to przeżyję... , choć wielu moich znajomych, którzy bywali w tym mieście lata wcześniej ( jeszcze zanim Brown tak rozbudził w ludziach chęć zobaczenia tego fresku) też go nie widzieli na żywo ;
słynny fresk Leonarda - ostatnia Wieczerza
(rzecz jasna - z zasobów sieciowych !)
Sam ten słynny fresk w sumie z punktu widzenia „artystycznego” nie jest jakimś wielkim arcydziełem i z tego co oceniają znający się na rzeczy fachowcy, okazuje się, że to dzieło wręcz rozczarowuje oglądających, (choć jego walorów historycznych nikt tu oczywiście nie podważa), bo malując ten fresk - słynny Leonardo jakoś się za bardzo nie postarał i bezpardonowo mówiąc - schrzanił całą robotę poprzez użycie farb olejnych, zamiast tradycyjnej metody malowania fresków, gdzie pigmenty nakładane na mokry tynk wchodzą w silną reakcję chemiczną i mocno (z dużą trwałością na wieki) łączą się z porowatą powierzchnią ściany,
natomiast farby olejne dają lepszy efekt kolorystyczny tylko początkowo ale są potem łatwiej podatne na działania wilgoci i wietrzenie ; dlatego olejne freski są ładniejsze kolorystycznie tylko na początku tuż po ich powstaniu, ale minione lata niszczą je wręcz w sposób katastrofalny!!! ; a więc Leonardo z pewnością nie malował „Ostatniej Wieczerzy” z myślą o potomnych – tylko chciał od razu osiągnąć efekt Wow w swoich czasach, co mu się z pewnością udało !
( a w przypadku tego akurat fresku - do „dzieła zniszczenia” przyczyniła się jeszcze nieudolna restauracja i ciąg późniejszych serii nieszczęść: zmycie części fresku do białego tynku przez widocznie mało wrażliwych na sztukę i piękno - braciszków zakonnych, którzy tu wówczas rezydowali (mieli więc wspólną "cechę wrażliwości" z żołnierzami radzieckimi, którzy w podobny sposób traktowali sztukę po II wś )
a później kwaterujące tu wojska napoleońskie „ćwiczyły manewry" i chłopaki Napoleona strzelali sobie do ściany – ćwicząc cel na głowach Apostołów , a jeszcze kolejnego pecha dokonała bomba , która w czasach II WŚ zniszczyła fragment budynku kościoła wraz z częścią fresku ;
Fresk ten (do naszych czasów ) oczywiście został odtworzony przez konserwatorów , którzy wszystko naprawili i przywrócili mu dawną subtelność, jednak trzeba sobie zdawać sprawę, że Ci szczęśliwcy, którzy mają wcześniej zarezerwowane wejściówki – tak naprawdę nie patrzą na oryginalne dzieło mistrza Leonarda!
i tak oto tymi rozważaniami doszłam do momentu, gdzie żal braku tej atrakcji – od razu stał się jakoś znacznie mniejszy!
Mi też niestety nie udało sie obejrzeć słynnego fresku.
Tak mnie natchnęłaś tym Milano,że muszę poszukać swoich fotek, cieakwe czy ja je w ogóle mam ? Byłam 2 razy, za każdym razem służbowo, ale zostawałam sobie na już prywatne weekendowe zwiedzanie. Córka do mnie dolatywała w piątek razem sobie latałyśmy po atrakcjach miasta.Bardzo miło wspominam.
Nel, takie łączenie podróży służbowych ma sporo zalet (zwłaszcza tych kosztowych, gdzie za całe clou wydatków- płaci firma, he he )
(ja w taki właśnie sposób - łacząc obowiązki służbowe - zwiedzałam sobie Paryż, Londyn, Monachium i nawet raz wybrałam się wtaki business trip z Małżem (w czasie jego podrózy służbowej do Brukseli); do dziś żałuję, że nie skorzystałam z okazji i nie latałam swego czasu z Mężem do Stanów , który odwiedzał USA w celach służbowych... Małzowi wizę bezproblemowo załatwiała firma, a ja miałam wtedy zawsze jakąś "jazdę" z tymi wizami, więc w końcu dałam spokój uznając że poczekam aż je zniosą ; i jak się już doczekałam i je w końcu znieśli - to zapanowała zaraza i znów muszę czekać na mój "american dream" .... (na te Parki Narodowe!!!) tylko tyle, że teraz mój Małż juz tam nie lata
Piea, jeśli chodzi o modę u nas ludzie musieli być bardziej przedsiębiorczy aby się ubrać fajnie ubrać. Braki w sklepach zmuszały do kreatywności . Ciuchom nadawało się drugi rzycie. Moja babcia była krawcową, bez wyksztalcenia (nie skończyła nawet podstawówki) ale miała wyobraźnię i dobry gust.. Nie potrzebowała wykrojów, wystarczyło chociażby zdjęcie aby „skopiować” model wykorzystując często ciuszek który się już znudził. Babcia to byl skarb. Myślę, że również obecnie nie pieniądze i dostęp do najlepszych marek przekładają się na elegancję. Jednak chciałabym zobaczyć Mediolan własnymi oczami
Asiu, coś w tym jest co piszesz... moja mama też szyła cudeńka ,ale z wykrojów z Burdy. Kolekcjonowała je miesiąc po miesiącu, co wcale nie było łatwe w tamtych czasach. Miałam kilka takich fajnych rzeczy jak z żurnala i koleżanki mi zazdrościły.
Ja w Milano byłam zimą , nie było więc za upalnie ,ale i tak cieplej niż u nas. Przyznam się,że "ulica " zrobiła na mnie wrażenie. Ludzie byli znacznie barwniej i jakoś ciekawiej ubrani ,tak bardziej z polotem niż w Wwie.To pewnie jednak specyfika pory roku robi tą róznicę..
Byłam w Mediolanie ze 2 razy. Ostatnio chyba w 2017? Żeby wejść do katedry jest kontrola bezpieczeństwa jak na lotniskach. Wejście na górę chyba kosztowało więcej niz 10 euro, ale warto. Samo miasto oprócz tej katedry, galerii V. Emmanuelle, zamku Sforzów nie ma wiele wiecej, ale to i tak wiele. Na lewo od katedry są na piętrach całkiem dobre i niedrogie restauracje no i bar Aperol z widokiem na katedrę.
Jak dla mnie budowla niesamowita, pokazująca jak rozwinięte było budownictwo w tym czasie. Aby zaprojektować, zbudować i przyozdobić to cudeńko musieli przy tym pracować wspaniali fachowcy. Obecnie takich to ze świecą szukać. Widok z góry wart wydanych pieniędzy.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Jorguś, Fragola, Asia - Witajcie , cieszę się, że tu zaglądacie
Asiu, widoczki jak na razie to były tylko detale rzeźbiarskie podziwiane z bliska, natomiast te na miasto to dopiero będą...
Fragola, jak my tu byliśmy ( kilka lat wczesniej niż Ty ostatnio) to nie było wtedy jeszcze żadnej kontroli bezpieczeństwa przy wejściu
***************
Ci którzy wybierają się na dach tej Katedry tylko dla samych stricte widoków- mogą poczuć się tam nieco zawiedzeni, bo Mediolan z góry wcale nie zachwyca i nie ma tam aż takich fantastycznych widoków jak w wielu innych włoskich miastach, które można podziwiać z różnych wież, wzgórz i tarasów widokowych ; no miasto jak miasto, raczej "doopy" nie urywa , a naprawdę ładne to były tam tylko te góry widoczne z daleka w tle
to może starczy juz tych dachowych pstryków
z widokiem na pomnik Vottorio Emmanuele
Po atrakcjach „dachowych” schodzimy na dół i zmierzamy do atrakcji "pod dachem” , czyli do pobliskiej, słynnej Galerii Vittorio Emmanuele II – zwanej przez mediolańczyków – Salotto, czyli po prostu Salonem Miasta
Galeria konstrukcyjnie jest bardzo ciekawa, to arkadowo połączone ze sobą piękne, secesyjne kamienice zadaszone niezwykłą, przeszkolną konstrukcją krzyżówą z żelaza i szkła – już sama architektura zachwyca tu przede wszystkim;
to budowane od 1865 roku - arcydzieło „la belle epoque”, które nie może się nie podobać ;
to właśnie tutaj liczni przedsiębiorcy umawiają się na eleganckie spotkania biznesowe w licznych kawiarniach i restauracjach a zwykli mieszkańcy przychodzą tu sobie regularnie spędzać czas wolny
Co ciekawe, bardzo podobną „bliźniaczą” Galerię (Umberta I) można zobaczyć w Neapolu, którą chyba pokazywałam Wam w mojej relacji z Południa Włoch; tamta jest równie urocza (choć nie tak znana ani nie tak popularna jak ta mediolańska) i trudno mi nawet określić jednoznacznie która ładniejsza?
kolaż z neapolitańskiej Galerii Umberto I ( tak tylko dla porównania )
teraz szybkim skokiem z Neapolu - z powrotem do Milano i dalej pstryki z wnętrz mediolańskiej Salotto Vittorio Emmanuele :
Swoje siedziby znalazły tu najbardziej znane, światowe sklepy i eleganckie butiki z markowymi ciuchami, a tutejsze szyldy kuszą też słynnymi włoskimi butami, biżuterią i konfekcją prêt-à-porter więc miłośnicy markowych szmatek mają tu gdzie stracić kawałek majątku , a dla tych ze znacznie grubszym portfelem mnóstwo tu luksusowych butików pracowni krawieckich, gdzie z pod igły znanych projektantów włoskich wychodzą „arcydzieła” wprost dla zamożnych amatorów haute couture
no wiec w końcu po tych "szalonych zakupach" i całkowitym bankructwie - idziemy odetchnąć na kawkę dodam, że pyszną włoską kawkę! bo ta we Włoszech zawsze smakuje podwójnie!
Każdy słyszał i wie, że Mediolan zyskał sobie miano światowej stolicy mody! no Ba! – w końcu poza Paryżem to tutaj właśnie swoje gibkie, kocie kroki stawiały najsłynniejsze modelki świata; jeśli jednak szukacie takiego szyku i elegancji tej klasy na ulicach, to właśnie tutaj w tej Galerii co najwyżej można spotkać eleganckich biznesmenów w garniakach od Pierre Cardin’a ; generalnie co do słynnej elegancji i mody włoskiej – to jak Włochy długie i wąskie to raczej nigdzie nie zobaczycie szykownie wyelegantowanych ludzi, moim zdaniem to zwykły stereotyp ;
przejechałam już w swoim życiu trochę te Włochy – i patrząc jak na co dzień ubierają się Włosi – to naprawdę my Polacy nie powinniśmy mieć żadnych kompleksów! chociaż nasz kraj nie słynie ani z mody ani ze słynnych projektantów! ... no cóż ...w tej dziedzinie mamy znacznie bardziej kiepski marketing od Włochów
*****
jeszcze tylko zgodnie z panującą legendą - słynny i konieczny obrót nóżką w konkretnym punkcie byczka
i opuszczamy arkadowo oszkloną Galerię - mekkę mody i wydawania astronomicznej kasy!!!
Piea
Galeria piękna ! i ja chodziłam i się zachwycałam
No trip no life
Po opuszczeniu Galerii - mediolańskiej „Salotto” mamy kolejny czas wolny, wiec błąkamy się po okolicy jak osierocone dzieci nie bardzo wiedząc gdzie iść ?
więc łazimy po okolicy....
Oczywiście do słynnego kościoła Santa Maria della Grazie , gdzie mieści się najsłynniejszy fresk świata sobie nie pójdziemy, bo okazuje się, że wymagana jest rezerwacja wejściówki do tego kościoła i to taka dokonana co najmniej 3 miesiące wcześniej! (a w tym akurat czasie, kiedy byliśmy w Mediolanie zainteresowanie tym słynnym freskiem Leonarda da Vinci „Ostatnia Wieczerza” osiągnęło prawdziwe apogeum! ,
bowiem wówczas większość świata zaczytywała się akurat w słynnym powieściowym cyklu sensacyjnym Dana Browna „Kod Leonarda da Vinci” i potem „Anioły i Demony” – co spowodowało taką kumulację tłumów i odwiedzin tego kościoła, że wejście tam było niemożliwe!, no trudno… jakoś to przeżyję... , choć wielu moich znajomych, którzy bywali w tym mieście lata wcześniej ( jeszcze zanim Brown tak rozbudził w ludziach chęć zobaczenia tego fresku) też go nie widzieli na żywo ;
słynny fresk Leonarda - ostatnia Wieczerza
(rzecz jasna - z zasobów sieciowych !)
Sam ten słynny fresk w sumie z punktu widzenia „artystycznego” nie jest jakimś wielkim arcydziełem i z tego co oceniają znający się na rzeczy fachowcy, okazuje się, że to dzieło wręcz rozczarowuje oglądających, (choć jego walorów historycznych nikt tu oczywiście nie podważa), bo malując ten fresk - słynny Leonardo jakoś się za bardzo nie postarał i bezpardonowo mówiąc - schrzanił całą robotę poprzez użycie farb olejnych, zamiast tradycyjnej metody malowania fresków, gdzie pigmenty nakładane na mokry tynk wchodzą w silną reakcję chemiczną i mocno (z dużą trwałością na wieki) łączą się z porowatą powierzchnią ściany,
natomiast farby olejne dają lepszy efekt kolorystyczny tylko początkowo ale są potem łatwiej podatne na działania wilgoci i wietrzenie ; dlatego olejne freski są ładniejsze kolorystycznie tylko na początku tuż po ich powstaniu, ale minione lata niszczą je wręcz w sposób katastrofalny!!! ; a więc Leonardo z pewnością nie malował „Ostatniej Wieczerzy” z myślą o potomnych – tylko chciał od razu osiągnąć efekt Wow w swoich czasach, co mu się z pewnością udało !
( a w przypadku tego akurat fresku - do „dzieła zniszczenia” przyczyniła się jeszcze nieudolna restauracja i ciąg późniejszych serii nieszczęść: zmycie części fresku do białego tynku przez widocznie mało wrażliwych na sztukę i piękno - braciszków zakonnych, którzy tu wówczas rezydowali (mieli więc wspólną "cechę wrażliwości" z żołnierzami radzieckimi, którzy w podobny sposób traktowali sztukę po II wś )
a później kwaterujące tu wojska napoleońskie „ćwiczyły manewry" i chłopaki Napoleona strzelali sobie do ściany – ćwicząc cel na głowach Apostołów , a jeszcze kolejnego pecha dokonała bomba , która w czasach II WŚ zniszczyła fragment budynku kościoła wraz z częścią fresku ;
Fresk ten (do naszych czasów ) oczywiście został odtworzony przez konserwatorów , którzy wszystko naprawili i przywrócili mu dawną subtelność, jednak trzeba sobie zdawać sprawę, że Ci szczęśliwcy, którzy mają wcześniej zarezerwowane wejściówki – tak naprawdę nie patrzą na oryginalne dzieło mistrza Leonarda!
i tak oto tymi rozważaniami doszłam do momentu, gdzie żal braku tej atrakcji – od razu stał się jakoś znacznie mniejszy!
Piea
Mi też niestety nie udało sie obejrzeć słynnego fresku.
Tak mnie natchnęłaś tym Milano,że muszę poszukać swoich fotek, cieakwe czy ja je w ogóle mam ? Byłam 2 razy, za każdym razem służbowo, ale zostawałam sobie na już prywatne weekendowe zwiedzanie. Córka do mnie dolatywała w piątek razem sobie latałyśmy po atrakcjach miasta.Bardzo miło wspominam.
No trip no life
Nel, takie łączenie podróży służbowych ma sporo zalet (zwłaszcza tych kosztowych, gdzie za całe clou wydatków- płaci firma, he he )
(ja w taki właśnie sposób - łacząc obowiązki służbowe - zwiedzałam sobie Paryż, Londyn, Monachium i nawet raz wybrałam się wtaki business trip z Małżem (w czasie jego podrózy służbowej do Brukseli); do dziś żałuję, że nie skorzystałam z okazji i nie latałam swego czasu z Mężem do Stanów , który odwiedzał USA w celach służbowych... Małzowi wizę bezproblemowo załatwiała firma, a ja miałam wtedy zawsze jakąś "jazdę" z tymi wizami, więc w końcu dałam spokój uznając że poczekam aż je zniosą ; i jak się już doczekałam i je w końcu znieśli - to zapanowała zaraza i znów muszę czekać na mój "american dream" .... (na te Parki Narodowe!!!) tylko tyle, że teraz mój Małż juz tam nie lata
Piea
Piea, jeśli chodzi o modę u nas ludzie musieli być bardziej przedsiębiorczy aby się ubrać fajnie ubrać. Braki w sklepach zmuszały do kreatywności . Ciuchom nadawało się drugi rzycie. Moja babcia była krawcową, bez wyksztalcenia (nie skończyła nawet podstawówki) ale miała wyobraźnię i dobry gust.. Nie potrzebowała wykrojów, wystarczyło chociażby zdjęcie aby „skopiować” model wykorzystując często ciuszek który się już znudził. Babcia to byl skarb. Myślę, że również obecnie nie pieniądze i dostęp do najlepszych marek przekładają się na elegancję. Jednak chciałabym zobaczyć Mediolan własnymi oczami
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Asiu, coś w tym jest co piszesz... moja mama też szyła cudeńka ,ale z wykrojów z Burdy. Kolekcjonowała je miesiąc po miesiącu, co wcale nie było łatwe w tamtych czasach. Miałam kilka takich fajnych rzeczy jak z żurnala i koleżanki mi zazdrościły.
Ja w Milano byłam zimą , nie było więc za upalnie ,ale i tak cieplej niż u nas. Przyznam się,że "ulica " zrobiła na mnie wrażenie. Ludzie byli znacznie barwniej i jakoś ciekawiej ubrani ,tak bardziej z polotem niż w Wwie.To pewnie jednak specyfika pory roku robi tą róznicę..
No trip no life
Oj, da się we Włoszech zauważyć szyk. Na mnie szczególne wrażenie robią dojrzali panowie we Włoszech, bo kobiety przesadzają trochę np. z biżuterią.