Mara, też bym takiego sera nie jadła, choć te różne pleśniowe czy prawie płynne bardzo lubię. Ale mój mąż na pewno by spróbował tego z robalami.
Na Korsyce też są wspaniałe sery. W takich małych sklepikach dawali próbować. Pycha, ale jak to wieźć bez lodówki????
Wino bardzo dobre, takie najbardziej znane to cannenau, ale mnie tam wszystkie smakowały. A u tych pasterzy to lane z kanistrów - w takiej atmosferze - najbardziej!!!!Jeśli chodzi o samą wycieczkę, to była fajnie zorganizowana, przewodniczka ok. Oczywiście taka objazdówka ma plusy i minusy, ale rzeczywiście można dużo zobaczyć, choć są też niedogodności....
Katerina dzięki. Ale mi i tak najfajniej w twojej nowej ojczyźnie, a szczególnie na wysepkach Jońskich. Już mam zabukowane w sierpniu po tygodniu Lefkade i Kefalonie.
Apisku gratki Wychodzi na to,ze Wyspy Jonskie naprawde przypadly Ci do gustu Lefkada to moja slabosc Co prawda wole takie wyspy na poczatku i pod koniec sezonu,ale to juz co kto lubi.A ktorego sierpnia sie wybieracie?Jestem bardzo ciekawa Twojego porownania Lefkady z Kefalonia
Katerina, ja niestety muszę zawsze podpasować wyjazdy pod plany zawodowe męża. Z reguły możemy wyjeżdżać w sierpniu - niestety, bo najtłoczniej, najgoręcej i najdrożej - ale cóż zrobić????
Też bym wolała w innym terminie tam jechać....
Na Kefalonię jedziemy do tego samego hotelu co w zeszłym roku, bo bardzo nam odpowiadał, a na Lefkadzie będziemy w okolicach Nidri.
Też jestem ciekawa, która z tych wysp spodoba się nam bardziej. W zeszłym roku Kefalonia na głowę pobiła Zakhyntos ze względu na ciszę i kameralność, a teraz zobaczymy.
Poza tym ja uwielbiam grecką kuchnię, a szczególnie tyropitakię....
Dotarłam i ja. Jak zwykle wszystko pięknie opisane i pokazane . Sardynia juz mi się podoba ale czekam na Korsykę.
apisek :
Katerina, ja niestety muszę zawsze podpasować wyjazdy pod plany zawodowe męża. Z reguły możemy wyjeżdżać w sierpniu - niestety, bo najtłoczniej, najgoręcej i najdrożej - ale cóż zrobić????
Też bym wolała w innym terminie tam jechać....
A co do tego co napisalas - to ja też mogę tylko w sierpniu ze względu na męża i szkolne dzieciaki
—
Bez podróży się duszę....
http://kolekcjonujacchwile.blogspot.com/
Makono, Sardynię udało nam się dość dobrze poznać, Korsykę tylko troszeczkę...niestety.
Po takim obżarstwie ledwo wdrapujemy się do autokaru. Bardziej chce się nam spać, niż zwiedzać kolejne miasteczko.
Oj, teraz to sjesta naprawdę by się przydała....
Ostrymi serpentynami zjeżdżamy do niezbyt odległego miasteczka Orgosolo. To główne miasto tego najmniej zaludnionego i najbardziej dzikiego rejonu górskiego Sardynii. Słynne jest nie tylko z bandytów, ale obecnie przede wszystkim z murali, czyli naściennych malowideł. Większość ścian tutejszych domów pokrywają malunki, które zaczęły powstawać pod koniec lat 60 ubiegłego wieku.
Wysiadamy z autokaru w cichym i sennym miasteczku zagubionym wśród gór.
Wędrujemy całą grupą wzdłuż uliczek zabudowanych piętrowymi domkami, których ściany przedstawiają obrazy o bardzo różnorodnej tematyce. Przewodniczka opowiada nam historię ich powstania.
Te malunki - lepsze lub gorsze – odzwierciedlają bunt przeciwko nieudolnym politykom, kryzysowi gospodarczemu, zacofaniu Sardynii w stosunku do reszty Włoch, bezrobociu i w ogóle przeciwko kapitalistycznej niesprawiedliwości. Są tu również malowidła dotyczace problemów ogólnoświatowych, a więc protest przeciwko wojnie w Wietnamie, reżimowi w Chile, czy też poparcie dla równouprawnienia kobiet.
W sumie jest tych dzieł ponad trzysta, szkoda tylko, że te najstarsze powoli niszczeją, bo nie ma pieniędzy na ich renowację, i że wkrótce przestaną być atrakcją dla turystów.
A turyści są bardzo potrzebni mieszkańcom by jakoś egzystować. Ziemia jest tu marna, pasterzy aż tylu nie potrzeba, przemysłu brak....Pozostaje tylko liczyć na wpadających na krótko turystów, którzy kupią może jakieś pamiątki, trochę lokalnego miodu lub wino, coś zjedzą czy napiją się w skromnych knajpkach.
Spędzamy ostatnią noc na Sardynii i wczesnym rankiem opuszczamy hotelik by wyruszyć na podbój Korsyki.
Jedziemy do miasteczka Santa Teresa di Gallura skąd promem popłyniemy na sąsiednią wyspę.
Odległość dzieląca Sardynię i Korsykę wynosi zaledwie 12 kilometrów i prom załadowany samochodami, autokarami i pieszymi turystami szybko pokonuje ten dystans. Takim właśnie promem płyniemy...
Za nami zostaje dość płaskie północne wybrzeże Sardynii, za to coraz bliżej przed nami górzysta Korsyka.
Żegnamy Sardynię na trzy dni i z utęsknieniem wypatrujemy Korsyki. Wita nas ona wspaniałym widokiem! Na pierwszym planie białe wapienne klify zawieszone nad szafirowym morzem.
Na najwyższym stromym wzniesieniu, jakby przyklejone do skał góruje nad okolicą urocze 12 - wieczne miasteczko Bonifacio.
Prom wpływa do długiego, blisko dwukilometrowego fiordu zatłoczonego wszelkiego rodzaju łódkami, jachtami, stateczkami itp. sprzętem pływającym. Wcale się nie dziwię, że już w średniowieczu istniała tu osada rybacka - są tak fantastyczne naturalne warunki do umiejscowienia portu. Nawet gdy na morzu szaleją sztormy z zatoce jest spokojna woda.
Podziwiam kapitana jak sprawnie manewruje swą wielką jednostką, przeciskając się między tymi maluchami.
Wpływamy kilkaset metrów w głąb tej fioro – zatoczki i cumujemy przy nabrzeżu. Przed nami na wysokim brzegu wznosi się starówka Bonifacio. Trzeba się tam wdrapać po schodkach wykutych w skale, ale my wjeżdżamy zamówioną ciuchcią. Małe wagoniki wolno pną się zakręciastymi uliczkami w górę. Im wyżej wjeżdżamy, tym piękniejsze widoczki!!!
Przy jakimś placyku wysiadka, teraz zwiedzanie piesze. Chodzimy po urokliwych wąskich uliczkach, placach, zaliczamy kościoły i w końcu lądujemy na cmentarzu. No, może nie dosłownie... Ponieważ jest tam skalne podłoże groby budowane są w górę, kolejnych zmarłych kładzie się na wyższych półkach.
Widoki z murów obronnych otaczających miasto są nie-sa-mo-wi-te!!!!
Przeważa błękit morza i nieba, białe klify, porastająca je na górze bogata roślinność i kwiaty, czerwone dachówki domków.
Fajnie, że mamy tu kilka godzin wolnego czasu, bo z przyjemnością włóczę się po tych wybrukowanych kocimi łbami uliczkach, kamiennych schodkach, wchodzę na ukwiecone podwórka domostw.
Dochodzimy do niezbyt urodziwych - wręcz niepasujących do okolicznej zabudowy – budunków, w których jeszcze do niedawna mieściły się koszary Legii Cudzoziemskiej. Na szczęście żołnierzy stąd już przeniesiono, pewno zrobią tu elegancki hotel....
Na starówce jest mnóstwo przytulnych knajpek, z dwoma, trzema stolikami na zewnątrz, ale ceny wręcz zaporowe. To się nam od razu rzuca w oczy – jest tu o wiele drożej niż na Sardynii.
W końcu schodzimy wąskimi schodkami do położonej ponad 100 metrów niżej nadmorskiej części turystycznej. Wzdłuż wybrzeża ciągnie się bulwar, z jednej strony są bistra, restauracje, kafejki, sklepy z pamiątkami, biura oferujące pokoje do wynajęcia lub przejażdżki łodziami. W większości knajpek serwuje się słynną francuską zupę rybną i wszelkiego rodzaju owoce morza z lokalną langustą na czele.
Z drugiej strony kołyszą się na spokojnych falach zatoki luksusowe jachty.
Zabudowania ciągną się właściwie tylko wokół zatoki, gdy zapuszczamy się w głąb wąską ścieżką wychodzimy już na małe poletka z jakimiś uprawami.
Można tu także zwiedzić Akwarium , w którym zobaczymy ryby oraz różne stwory zamieszkujące okoliczne wody. Bardzo mi się spodobało to, że po zakończeniu sezonu turystycznego wszystkie eksponaty wpuszczane są z powrotem do morza, tak że jest to tylko chwilowa niewola....
JA tez z serolubnych, ale tego wynalazku Lordzia to raczej nie skosztuje, ale winko, winko, to i owszem
www. Podróże z globusem w torebce, gdzie skrobię swe relacje od czasu do czasu
Apisku, u ciebie tutaj nie tylko pieknie ale jeszcze i smacznie
No trip no life
Mara, też bym takiego sera nie jadła, choć te różne pleśniowe czy prawie płynne bardzo lubię. Ale mój mąż na pewno by spróbował tego z robalami.
Na Korsyce też są wspaniałe sery. W takich małych sklepikach dawali próbować. Pycha, ale jak to wieźć bez lodówki????
Wino bardzo dobre, takie najbardziej znane to cannenau, ale mnie tam wszystkie smakowały. A u tych pasterzy to lane z kanistrów - w takiej atmosferze - najbardziej!!!!Jeśli chodzi o samą wycieczkę, to była fajnie zorganizowana, przewodniczka ok. Oczywiście taka objazdówka ma plusy i minusy, ale rzeczywiście można dużo zobaczyć, choć są też niedogodności....
A jaka twoja decyzja odnośnie wyboru chatki????
Mariola
Apisku gratki Wychodzi na to,ze Wyspy Jonskie naprawde przypadly Ci do gustu Lefkada to moja slabosc Co prawda wole takie wyspy na poczatku i pod koniec sezonu,ale to juz co kto lubi.A ktorego sierpnia sie wybieracie?Jestem bardzo ciekawa Twojego porownania Lefkady z Kefalonia
Katerina, ja niestety muszę zawsze podpasować wyjazdy pod plany zawodowe męża. Z reguły możemy wyjeżdżać w sierpniu - niestety, bo najtłoczniej, najgoręcej i najdrożej - ale cóż zrobić????
Też bym wolała w innym terminie tam jechać....
Na Kefalonię jedziemy do tego samego hotelu co w zeszłym roku, bo bardzo nam odpowiadał, a na Lefkadzie będziemy w okolicach Nidri.
Też jestem ciekawa, która z tych wysp spodoba się nam bardziej. W zeszłym roku Kefalonia na głowę pobiła Zakhyntos ze względu na ciszę i kameralność, a teraz zobaczymy.
Poza tym ja uwielbiam grecką kuchnię, a szczególnie tyropitakię....
Mariola
Apisku Lefkada tez w sumie kameralna,ale nie w sierpniu
Sorry za off topic Juz nie zasmiecam watku...
Dotarłam i ja. Jak zwykle wszystko pięknie opisane i pokazane . Sardynia juz mi się podoba ale czekam na Korsykę.
A co do tego co napisalas - to ja też mogę tylko w sierpniu ze względu na męża i szkolne dzieciaki
Bez podróży się duszę....
http://kolekcjonujacchwile.blogspot.com/
Makono, Sardynię udało nam się dość dobrze poznać, Korsykę tylko troszeczkę...niestety.
Po takim obżarstwie ledwo wdrapujemy się do autokaru. Bardziej chce się nam spać, niż zwiedzać kolejne miasteczko.
Oj, teraz to sjesta naprawdę by się przydała....
Ostrymi serpentynami zjeżdżamy do niezbyt odległego miasteczka Orgosolo. To główne miasto tego najmniej zaludnionego i najbardziej dzikiego rejonu górskiego Sardynii. Słynne jest nie tylko z bandytów, ale obecnie przede wszystkim z murali, czyli naściennych malowideł. Większość ścian tutejszych domów pokrywają malunki, które zaczęły powstawać pod koniec lat 60 ubiegłego wieku.
Wysiadamy z autokaru w cichym i sennym miasteczku zagubionym wśród gór.
Wędrujemy całą grupą wzdłuż uliczek zabudowanych piętrowymi domkami, których ściany przedstawiają obrazy o bardzo różnorodnej tematyce. Przewodniczka opowiada nam historię ich powstania.
Te malunki - lepsze lub gorsze – odzwierciedlają bunt przeciwko nieudolnym politykom, kryzysowi gospodarczemu, zacofaniu Sardynii w stosunku do reszty Włoch, bezrobociu i w ogóle przeciwko kapitalistycznej niesprawiedliwości. Są tu również malowidła dotyczace problemów ogólnoświatowych, a więc protest przeciwko wojnie w Wietnamie, reżimowi w Chile, czy też poparcie dla równouprawnienia kobiet.
W sumie jest tych dzieł ponad trzysta, szkoda tylko, że te najstarsze powoli niszczeją, bo nie ma pieniędzy na ich renowację, i że wkrótce przestaną być atrakcją dla turystów.
A turyści są bardzo potrzebni mieszkańcom by jakoś egzystować. Ziemia jest tu marna, pasterzy aż tylu nie potrzeba, przemysłu brak....Pozostaje tylko liczyć na wpadających na krótko turystów, którzy kupią może jakieś pamiątki, trochę lokalnego miodu lub wino, coś zjedzą czy napiją się w skromnych knajpkach.
Mariola
Mara, tam jest wszędzie fajnie.....
Spędzamy ostatnią noc na Sardynii i wczesnym rankiem opuszczamy hotelik by wyruszyć na podbój Korsyki.
Jedziemy do miasteczka Santa Teresa di Gallura skąd promem popłyniemy na sąsiednią wyspę.
Odległość dzieląca Sardynię i Korsykę wynosi zaledwie 12 kilometrów i prom załadowany samochodami, autokarami i pieszymi turystami szybko pokonuje ten dystans. Takim właśnie promem płyniemy...
Za nami zostaje dość płaskie północne wybrzeże Sardynii, za to coraz bliżej przed nami górzysta Korsyka.
Żegnamy Sardynię na trzy dni i z utęsknieniem wypatrujemy Korsyki. Wita nas ona wspaniałym widokiem! Na pierwszym planie białe wapienne klify zawieszone nad szafirowym morzem.
Na najwyższym stromym wzniesieniu, jakby przyklejone do skał góruje nad okolicą urocze 12 - wieczne miasteczko Bonifacio.
Prom wpływa do długiego, blisko dwukilometrowego fiordu zatłoczonego wszelkiego rodzaju łódkami, jachtami, stateczkami itp. sprzętem pływającym. Wcale się nie dziwię, że już w średniowieczu istniała tu osada rybacka - są tak fantastyczne naturalne warunki do umiejscowienia portu. Nawet gdy na morzu szaleją sztormy z zatoce jest spokojna woda.
Podziwiam kapitana jak sprawnie manewruje swą wielką jednostką, przeciskając się między tymi maluchami.
Wpływamy kilkaset metrów w głąb tej fioro – zatoczki i cumujemy przy nabrzeżu. Przed nami na wysokim brzegu wznosi się starówka Bonifacio. Trzeba się tam wdrapać po schodkach wykutych w skale, ale my wjeżdżamy zamówioną ciuchcią. Małe wagoniki wolno pną się zakręciastymi uliczkami w górę. Im wyżej wjeżdżamy, tym piękniejsze widoczki!!!
Przy jakimś placyku wysiadka, teraz zwiedzanie piesze. Chodzimy po urokliwych wąskich uliczkach, placach, zaliczamy kościoły i w końcu lądujemy na cmentarzu. No, może nie dosłownie... Ponieważ jest tam skalne podłoże groby budowane są w górę, kolejnych zmarłych kładzie się na wyższych półkach.
Widoki z murów obronnych otaczających miasto są nie-sa-mo-wi-te!!!!
Przeważa błękit morza i nieba, białe klify, porastająca je na górze bogata roślinność i kwiaty, czerwone dachówki domków.
Fajnie, że mamy tu kilka godzin wolnego czasu, bo z przyjemnością włóczę się po tych wybrukowanych kocimi łbami uliczkach, kamiennych schodkach, wchodzę na ukwiecone podwórka domostw.
Dochodzimy do niezbyt urodziwych - wręcz niepasujących do okolicznej zabudowy – budunków, w których jeszcze do niedawna mieściły się koszary Legii Cudzoziemskiej. Na szczęście żołnierzy stąd już przeniesiono, pewno zrobią tu elegancki hotel....
Na starówce jest mnóstwo przytulnych knajpek, z dwoma, trzema stolikami na zewnątrz, ale ceny wręcz zaporowe. To się nam od razu rzuca w oczy – jest tu o wiele drożej niż na Sardynii.
W końcu schodzimy wąskimi schodkami do położonej ponad 100 metrów niżej nadmorskiej części turystycznej. Wzdłuż wybrzeża ciągnie się bulwar, z jednej strony są bistra, restauracje, kafejki, sklepy z pamiątkami, biura oferujące pokoje do wynajęcia lub przejażdżki łodziami. W większości knajpek serwuje się słynną francuską zupę rybną i wszelkiego rodzaju owoce morza z lokalną langustą na czele.
Z drugiej strony kołyszą się na spokojnych falach zatoki luksusowe jachty.
Zabudowania ciągną się właściwie tylko wokół zatoki, gdy zapuszczamy się w głąb wąską ścieżką wychodzimy już na małe poletka z jakimiś uprawami.
Można tu także zwiedzić Akwarium , w którym zobaczymy ryby oraz różne stwory zamieszkujące okoliczne wody. Bardzo mi się spodobało to, że po zakończeniu sezonu turystycznego wszystkie eksponaty wpuszczane są z powrotem do morza, tak że jest to tylko chwilowa niewola....
Mariola
Ja na Korsyke tez dotarłam promem, ale z Genuii , więc od strony północnej . Bonifacio przepiekne ciekawa jestem co dalej odwiedziłaś?
No trip no life