--------------------

____________________

 

 

 



ALASKA - dlaczego warto tam jechać?

285 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 2 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Z Vancouver lecimy samolotem linii Air Canada do Anchorage, wylatujemy o 11.45 i już po trzech godzinach z hakiem podchodzimy do lądowania.

Ale zanim jeszcze wsiedliśmy do samolotu – wielkie zaskoczenie. Okazuje się, że już na lotnisku w Vancouver przechodzi się amerykańską kontrolę paszportową. Duża część tamtejszej hali odlotowej jest wydzielona, siedzą w niej amerykańscy urzędnicy Imigration i wszyscy pasażerowie odlatujący do USA właśnie tutaj przechodzą kontrolę.

Tak więc po sprawdzeniu czy ja, to rzeczywiście ja poprzez zbadanie odcisków palców i źrenic oraz odpytaniu w jakim celu lecę na Alaskę, zdobywam upragnioną pieczątkę w paszporcie. Pan ciemnolicy jest tak uprzejmy, że daje nam zgodę na trzymiesięczny pobyt.

Wielka szkoda, że nie możemy skorzystać z jego łaskawości...

Pora ruszyć na podbój 49 stanu amerykańskiego!!!!

Oczywiście całą trasę przesiedziałam z nosem przy szybie, śledząc widoki podczas lotu. A że pogoda dopisała, było co oglądać.

Początkowo Vancouver w całej krasie, miasto z wieżowcami otoczone zalesionymi górami. Później bardzo urozmaiconą linię brzegową z zatoczkami, półwyspami i wyspami.

Jest również niezbyt ciekawy odcinek nizinny z mnóstwem małych oczek wodnych – małe to one się wydawały z samolotu, a w rzeczywistości to wielkie jeziora.

No i w końcu wlatujemy w obszar wysokich poszarpanych szczytów górskich pokrytych śniegiem. Ten ostatni odcinek w promieniach słońca wygląda zjawiskowo....

Wkrótce w dole ukazuje się Anchorage - główne miasto Alaski – pięknie położone na cyplu obmywanym przez wody Zatoki Cooka, a wokół otoczone ośnieżonymi szczytami pasma górskiego Chugach Mountains.

Pod nami ciekawe zjawisko: potężna rzeka niosąca brunatne wody z topniejących lodowców wpływa do czystego Pacyfiku, tworząc wyraźne strugi mętnej wody...

Stawiamy pierwsze kroki na tym odległym lądzie leżącym najdalej od Polski, stąd jest mniej więcej równa droga do kraju zarówno lecąc na zachód przez Pacyfik i Azję, jak i na wschód przez całą Amerykę Północną i Atlantyk.

Tak naprawdę najbliżej byłoby chyba przez Biegun Północny....czemu samoloty tak nie latają?????

No i jesteśmy w końcu na tej upragnionej ziemi – LAST FRONTIER – czyli OSTATNIA GRANICA albo RUBIEŻ, bo i tak to można przetłumaczyć!!!!

Wszystkie samochody na Alasce mają takie napisy na tablicach rejestracyjnych.

Pewnie dla Amerykańców to już prawdziwy koniec świata.

A ja czekałam na ten moment tyyyyle lat...

Mariola

korolowa
Obrazek użytkownika korolowa
Offline
Ostatnio: 4 lata 6 miesięcy temu
Rejestracja: 24 lut 2014

omg! co za wyprawa, póki co przejrzałam zdjecia, czytac bede w wolnej chwili.

Pamietam jak zapytałam kiedyś koleżankę, która pracowała na największych promach pasażerskich i pływała po całym świecie, ( w tym duzo po Karaibach które te X lat temu wydawały mi się rajem na ziemi) które z odwiedzonych miejsc było najpieniejsze i ona , że własnie ALASKA..... że żadne tam Karaiby nie dorastają jej do pięt Biggrin

Żelek
Obrazek użytkownika Żelek
Offline
Ostatnio: 8 lat 5 miesięcy temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

korolowa :

omg! co za wyprawa, póki co przejrzałam zdjecia, czytac bede w wolnej chwili.

Pamietam jak zapytałam kiedyś koleżankę, która pracowała na największych promach pasażerskich i pływała po całym świecie, ( w tym duzo po Karaibach które te X lat temu wydawały mi się rajem na ziemi) które z odwiedzonych miejsc było najpieniejsze i ona , że własnie ALASKA..... że żadne tam Karaiby nie dorastają jej do pięt Biggrin

To samo słyszałam od innych ludzi pływajacych na statkach Smile i powiem,ze marzy mi sie taka wyprawa Biggrin

Apisku bede czytała z wielka ciekawością Yes 3

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 2 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Mabro, Korolowa, Żelek, według mnie kierunek super, ale niewątpliwie nie dla wszystkich.

Osoby lubiące ciepełko, bierny wypoczynek, luksusowe hotele chyba by się tam dobrze nie czuły...

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 2 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Lotnisko Ted Stevens International Airport jest nowoczesne i całkiem spore jak na 300-tysięczne miasto gdzieś na końcu świata.

Wita nas przeogromny niedźwiedź grizzly będący symbolem Alaski oraz dostojny łoś. Szybko odbieramy bagaże i wychodzimy na zewnątrz.

Tam już czeka na nas z karteczką z moim imieniem Jim – właściciel guesthouse`u "Judy`s Touch of Class". I tak bym go poznała, gdyż wymieniliśmy kilkanaście maili wraz z fotkami. W trakcie korespondencji wydawali mi się oboje bardzo sympatycznymi ludźmi, a realia tylko to potwierdziły.

Tak jak wspomniałam już wyżej, dużo czasu poświęciłam na wyszukanie noclegów w trakcie naszej wędrówki przez Alaskę.

Od razu wykluczyłam bezosobowe hotele. Chciałam mieszkać u lokalesów, mieć możliwość pogadania z nimi, poznania ich codziennego życia od podszewki w tych trudnych warunkach klimatycznych. Oczekiwałam także ich praktycznych rad, co tak naprawdę warto zobaczyć w okolicy.

Odrzuciłam również tanie hostele, głównie przeznaczone dla backpackersów, dla których Alaska jest bardzo atrakcyjnym miejscem. Odstraszyły mnie warunki tam panujące, oferowane pokoje nierzadko są nawet 6-8 – osobowe, z piętrowymi łóżkami, oraz wspólną toaletą na korytarzu. Ale taki nocleg jest faktycznie tani i wynosi w sezonie około 30$ od osoby za noc.

Główną bazą noclegową, na której się skupiłam to malutkie pensjonaciki B&B. Tutaj możliwości jest bardzo wiele!!! Różnią się one standardem i cenami, niektóre są trudno dostępne, położone w przepięknych, kompletnie dzikich miejscach, z dala od osiedli ludzkich, i niestety głównych atrakcji turystycznych. Ale za to jakie tam są widoki, i cisza, i dzikie zwierzęta na wyciągnięcie ręki....Bardzo mnie takie miejsca ciągnęły, ale mąż mi wybił z głowy. Choć mogąc tam spędzić więcej czasu, bardzo by mi taka dzicz odpowiadała...

Przejrzałam kilkadziesiąt relacji z różnych pensjonatów – oczywiście na Tripadvisorze – i stwierdziłam, że Amerykanie chyba lubują się w kiczu!!!! Na zewnątrz fajny drewniany domek, zielona okolica, a w środku.....horror.

Pokoje pomalowane na majtkowe kolorki, wykładzina w duże kwiaty, obicia foteli w drobne kwiatki, na półeczkach ponastawiane bibeloty z różnych części świata, firaneczki w falbaneczki, abażurki z frędzelkami, kolorowe obrazeczki, żeby chociaż z alaskańskimi widoczkami, ale gdzie tam... palmy i lazurki, bo za tym chyba tęsknią najbardziej!!!!! A do tego sztuczne kwiecie, wielkie muszle, haftowane serweteczki – żeby się goście czuli jak u siebie w domu. Chyba!!!!

Nie wytrzymałabym w takim przeładowanym wnętrzu nawet tych kilku noclegów!!!!

Sorki, nie mam zamiaru obrażać Amerykanów i polemizować z ich gustem, ale takie nasunęło mi się wrażenie po przejrzeniu tych kilkudziesięciu propozycji. Owszem, były też wnętrza B&B bardzo przestronne, eleganckie, ale szkoda mi było wydać 400 $ za noc, wolałam je przeznaczyć na inne atrakcje.

I tak wszystkie miejscówki, które wybrałam kosztują teraz w sezonie około 200$ za noc, z wyjątkiem jednego w Talkeetna ( ze wspólną łazienką) za 125$.

Ostatecznie wybrałam w Anchorage właśnie"Judy`s Touch of Class"B&B. Spodobał mi się obszerny kolonialny dom w fajnej lokalizacji, stylowo urządzony, ale w dobrym guście w jednej tonacji kolorystycznej. Ma też bardzo wysokie, maksymalne notowania na forum TA. Ale ostatecznie zadecydował fakt, że właściciele mają mały samolocik Cesnę, którą organizują wycieczki dla swoich gości po mocno konkurencyjnych cenach!!!

Teraz właśnie sympatyczny właściciel wiezie nas do swego domu. Nie mogę się napatrzyć na panoramę ogromnej Zatoki Cooka wchodzącej w głąb lądu na długość blisko 200 km oraz otaczające miasto wysokie szczyty górskie.

Anchorage jest największym miastem Alaski, mieszka tu blisko 300 tysięcy osób, co stanowi prawie połowę wszystkich mieszkańców tego stanu . W centrum miasta widać z daleka trochę typowo amerykańskich wieżowców, tym niemniej większość miasta składa się z niewielkich domków w ogrodach.

Po niecałych 20 minutach dojeżdżamy do naszego lokum.

Wita nas Jude i prowadzi do naszego pokoju, w którym spędzimy 4 noce. Oprócz naszego, do wynajęcia są jeszcze dwa pokoje.

Nasz pokój nazywa się Lavender i faktycznie utrzymany jest w takiej kolorystyce. Jest wprawdzie nieduży, ale przez to bardzo przytulny.

Szybko przebieramy się i w miasto...Na szczęście po 8 dniowym pobycie w kanadyjskiej British Columbii przestawienie czasowe mamy już z głowy. Na Alasce doszła jeszcze godzina, a zatem różnica czasu w stosunku do Polski wzrosła do 10 godzin.

W porównaniu z Vancouver, gdzie temperatury w dzień oscylowały między 26-28 stopni, jest tu nieco chłodniej. Wprawdzie świeci słońce, to jednak powietrze jest typowo górskie.

Jim jest wspaniałym gospodarzem, podrzuca nas do centrum, a Judy daje nam mapkę miasta z narysowaną trasą powrotną oraz zaznaczonymi ciekawymi miejscami.

Bocznymi uliczkami, wzdłuż których stoją drewniane domki w ogródkach, jedziemy do centrum. Akurat w tej dzielnicy, gdzie mieszkamy domy są obszerne, zadbane, w pięknych ogrodach. Jednak – jak się później okaże – w innych dzielnicach już nie jest tak ładnie.

Mariola

janjus
Obrazek użytkownika janjus
Offline
Ostatnio: 2 lata 3 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

[quote=apisek]

Janjus, Malaria - witam kolejnych czytaczy...

Janusz, wydaje mi się, że to i twoje klimaty!!!

Apisku,  klimaty moje,ale czy kiedykolwiek będą dla mnie dostepne?

cieszę się,że mam okazję być tam wirtualnie z Tobą.

  Teraz z konieczności tydzień w Świeradowie.Dopiero po powrocie będę się delektował Twoją relacjąSmile

Żeglarstwo – najdroższy sposób najmniej wygodnego spędzania czasu.

basia35
Obrazek użytkownika basia35
Offline
Ostatnio: 2 lata 5 miesięcy temu
Rejestracja: 24 gru 2013

Apisku   Alaska to nie jest moje marzenie bo ja lubie marzenia które są możliwe do spełnienia. Taka wyprawa jest dla mnie   nierealna  dlatego cieszę się że  dajesz mi możliwość zobaczenia tego fascynujacego miejsca.

basia35

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 2 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Janusz, Basia,

Ja na spełnienie mojego marzenia czekałam ponad pół wieku....

Ponoć co się odwlecze to nie uciecze. Choć przyznam, że nie jest to tani kierunek.

Może kogoś zachęcę, żeby się tam wybrał, a może przynajmniej pokażę moimi oczami ten ciekawy zakątek świata.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 2 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Jak przystało na amerykańskie miasto w samym centrum, czyli downtown, strzela w górę kilka drapaczy chmur, może nie są tak okazałe, jak w innych metropoliach, ale jak na taki dziki stan i tak wzbudzają zaskoczenie.

Muszę przyznać, że jestem trochę rozczarowana!!!!!

Spodziewałam się niewielkich drewnianych domków, a tu drapacze chmur. Fakt, że poza ścisłym centrum odnajdujemy dużo takich właśnie drewniano – kolonialno – wiejskich chatek.

W każdym razie o wiele bardziej klimatycznych niż te nijakie stalowo – szklane wysokościowce, które można zobaczyć wszędzie....

Obok lśniących nowoczesnych limuzyn jest sporo takich obdrapanych i poobijanych zbytkowych autek, które z pewnością przemierzyły setki tysięcy mil po alaskańskich bezdrożach!!!!

Przeważają wszelkiego rodzaju auta terenowe i pickupy.

W sumie jednak miasto nie powala , są w zasadzie tylko dwie szerokie arterie z przeszklonymi wieżowcami, reszta to już niższa zabudowa.

Jest też mnóstwo zieleni, ruch na ulicach niezbyt duży, no i bardzo czysto...

Na tym tle niezbyt korzystnie prezentują się grupki bezdomnych, pijanych lub narkomanów. Fakt, nigdy nie zostaliśmy w jakikolwiek niemiły sposób przez nich potraktowani i nie wykazują oni w ogóle agresji. Sa jacyś tacy przymuleni, zniechęceni do życia, funkcjonujący na zwolnionych obrotach.

A wiadomo, że Alaska to zbieranina "różnych" ludzi, nierzadko po przejściach, nie umiejących żyć we współczesnym świecie, często kryminalistów ukrywających się w tutejszej dziczy przed wymiarem sprawiedliwości...

Jestem pewna, że niemal każdy ma swoją jakąś smutną historię, traumę przed którą uciekł na koniec świata....Ale i tu ich coś gryzie....

Główną reprezentacyjną arterią jest 4 Avenue, ze stylowymi restauracjami, najlepszymi hotelami, eleganckimi sklepami.

Jeśli ktoś jest fanem wspinaczek wysokogórskich w tutejszych sklepach dostałby oczopląsu. Ja się na tym kompletnie nie znam, ale te ilości lin, haków, butów z rakami i jakiś innych akcesoriów niewiadomego użytku związanych z alpinistyką, dosłownie powala.

W innych sklepach z kolei znaleźć można cały asortyment wędkarski, o którym również nie mam zielonego pojęcia. Podobają mi się jedynie kolowowe sztuczne rybki stanowiące przynętę, żeby podstępem rybę zachęcić do brania...

 A ten hak to już musi być na spora rybkę!!!!

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 2 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Ponieważ czujemy się głodni wybieramy jedną z licznych knajpek całą w drewnie, stylową i przytulną. Jemy tu pierwsze w życiu danie z caribu, czyli alaskańskiej odmiany renifera. Jakby nie było napisane w karcie, że to renifer, to bym była przekonana, że zwykły wół. Dobre, ale żaden szok dla kubków smakowych.

Ja tam jednak wolę coś w stylu meksykańskim...

Po obiedzie szukamy informacji turystycznej, by zaopatrzyć się w jakieś mapy i foldery mogące nam zasugerować jeszcze inne – niż ja zaplanowam – wycieczki. Jako, że sezon w pełni, wszyscy są zainteresowani turystami. W kilku budynkach przyciągają wzrok pomysłowe elementy zdobnicze w stylu indiańsko – eskimoskim reklamujące usługi turystyczne i gastronomiczne.

Ale ja wybieram klimatyczną chatkę traperską zbudowaną z drewnianych bali, obsadzoną wokół kolorowymi kwiatami.

Bardzo miła panienka zasypuje nas różnego rodzaju folderkami, mapami oraz reklamówkami biur organizujących szeroką gamę imprez kulturalnych, wycieczek, trekkingów po górach i po lodowcach, rejsów, lotów samolocikami, bądź hydroplanami, wypraw na wędkowanie, jazdę zaprzęgami psimi, obserwowanie niedźwiedzi, orłów, łosi.

Nieprawdopodobna oferta, czego tam nie ma????, a cenki....głowa boli. Jakby się ze wszystkiego chciało skorzystać, to dobre parę tysięcy $$$$ na osobę trzeba by wydać!!!!

Ja tam mam swój własny plan zwiedzania, ale jestem jak najbardziej skłonna zrobić korektę, gdy to będzie konieczne i trafi się jakaś nowa ciekawa propozycja...

 A w dodatku takich agencji turystycznych jest tu mnóstwo.

Właśnie w tym roku miasto obchodzi swoją 100 rocznicę powstania. Gdy w 1915 roku rozpoczęto budowę linii kolejowej przez Alaskę zaczęli tu zjeżdżać jej budowniczowie, którzy na początku mieszkali w namiotach. Osada systematycznie się rozwijała w związku z odkryciem najpierw złota, a potem węgla kamiennego, przy czym najszybciej - w czasie drugiej wojny światowej, kiedy siedzibę tu miała potężna baza wojskowa, szykująca się na ewentualne odparcie ataku Japończyków.

Jednak największy boom zanotowano w latach 50 ubiegłego wieku, kiedy na Alasce odkryto wielkie złoża ropy naftowej.

Niestety miasto w znacznym stopniu uległo zniszczeniu w 1964 roku, kiedy to miało miejsce silne trzęsienie ziemi, które następnie wywołało potężne tsunami.

Tak więc zabytków w Anchorage raczej się nie uświadczy. No, ale wiadomo, że na Alaskę przyjeżdża się po to by podziwiać dziewiczą przyrodę, widoki, góry, lodowce, jeziora, fiordy, wulkany, czy zatoczki, a przede wszystkim zwierzęta tutaj żyjące.

W naszym guesthousie panuje fajny zwyczaj, że wieczorem goście z trzech przeznaczonych do wynajęcia pokoi spotykają się w salonie gospodarzy na pogaduszkach. Judy serwuje wówczas lody, wszyscy się integrują, opowiadają o swoich wrażeniach z mijającego dnia, doradzają co warto zobaczyć i dokąd pojechać, a co można sobie odpuścić. Gospodarze pokazują swe zdjęcia i puszczają filmy.

Oprócz nas są trzy przyjaciółki w wieku mocno bazlakowskim z Florydy i my jako jedyni cudzoziemcy stanowimy nielada atrakcję. Zarówno gospodarze, jak i ich goście bardzo są ciekawi życia w Polsce, wypytują nas o wszystko szczegółowo, czasem są mocno zaskoczeni. Widać, że o świecie zewnętrznym mają bardzo mgliste pojęcie.....Trochę mnie to wkurza, bo ja bym wolała sobie pogadać o życiu tu, na Alasce, a nie odpowiadać na – nierzadko idiotyczne - pytania na temat naszego kraju. Dla nich Polska, to chyba większa egzotyka, niż dla nas Alaska!!!

Mariola

Strony

Wyszukaj w trip4cheap