Jest już bardzo późno, za chwilę zrobi się ciemno, a musimy jeszcze dzisiaj dojechać na Krym i dostać się na wybrzeże przez góry, więc kierowcy pędzą, nie chcą się zatrzymać. Musicie uwierzyć, bo nie mam zdjęć (tzn. te robione w trakcie tego przejazdu nie nadają się do pokazania), ale na niebie dzieje się coś niesamowitego - za nami z tyłu czerwono-złoty zachód słońca, a przed nami, nad szosą pełny łuk tworzy tęcza.
W końcu zatrzymujemy się na chwilę na granicy Autonomicznej Republiki Krymu, żadnej budki, zasieków, tylko tablica (teraz pewnie przywitałyby nas czołgi i temu podobne atrakcje)
Momi, fajnie, że czystasz niestety, dziś już nie ma facetów z taką fantazją...
Lenuś - poczęstunek u Tatarów był, ale za bardzo wtedy nie skorzystałam, bo byłam trochę zmęczona degustacją krymskich trunków poprzedniego wieczoru...
Wjeżdżamy na Krym już po ciemku, jeszcze zatrzymują nas strażnicy na Przełęczy Angarskiej, sprawdzają dokumenty kierowców i autokar, może ten zjazd z gór jest taki trudny i chodzi o bezpieczeństwo? Robili to potem za każdym razem, gdy przejeżdżaliśmy tędy, wracając ze zwiedzania półwyspu.
Dojeżdżamy przed północą do hotelu Ałuszta w Ałuszcie, właściwie część grupy, reszta zamieszka w pobliskim pensjonacie (mieli znacznie lepsze warunki i jedzenie). Hotel posowiecki, chociaż trochę odremontowany, na szczęście łazienki odnowione, kilkanaście pięter, pokoje nieduże, w naszym cuchnie nikotyną, trochę pomaga wietrzenie i kupiony potem odświeżacz powietrza. Spędzimy tu tydzień, widać, że Itaka chciała przyoszczędzić na hotelach, bo zgodnie z programem powinniśmy po paru dniach przenieść się do Sudaka, by stamtąd zwiedzać wschodnią część Krymu, nie tracąc czasu na przejazdy, no ale zostajemy tutaj. I tym sposobem ominie mnie Kercz i plaże nad Morzem Azowskim, w zamian pojedziemy do bliższej Teodozji.
Czekają na nas w nocy z kolacją, ta pierwsza kolacja jeszcze była zjadliwa, następne coraz gorsze, że nie wspomnę o śniadaniach – resztki z obiadów dnia poprzedniego (czyli na przykład kurczak albo wątróbka - jecie takie rzeczy na śniadanie?), jakieś słodkie wypieki, naleśniki, brak jajek, sera, wędliny, na szczęście herbata i kawa tutaj do woli, bo w poprzednich hotelach były wydzielane. Do naleśników jest gęsta śmietana, więc używam jej jak homogenizowanego serka na kanapki, potem na śniadania przynoszę rzeczy kupione w sklepie. Wieczorami chodzimy małą grupką dożywiać się w knajpkach, których wybór duży, kuchnia od włoskiej po japońską, aczkolwiek ukraińskiej tu praktycznie się nie uświadczy, za to dania tatarskie tak (nawet w hotelu). Jest tanio i smacznie, wina dobre, ale trzeba uważać przy płaceniu, bo lubią oszukiwać, dopisują niezamawiane rzeczy albo zawyżają ceny (nadal jest tanio, ale chodzi o zasadę). I jest 20% dodatek za muzykę – wcale nie na żywo, o tym oczywiście dowiadujemy się dopiero z rachunku.
Sama Ałuszta kompletnie nieciekawa, to taki typowy kurort, z brzydką promenadą, przy której knajpy, stragany z „pamiątkami”, dyskoteki, z każdego miejsca huczy inna muzyka. Jest mały port, plaże – kamienie i beton, brudne i zatłoczone. Nasz hotel daleko od promenady, można się przespacerować z pół godziny, albo dojechać taxi lub zdezelowanym starym trolejbusem, z jeszcze starszą panią konduktorką z mocno przerzedzonym uzębieniem.
Jest już bardzo późno, za chwilę zrobi się ciemno, a musimy jeszcze dzisiaj dojechać na Krym i dostać się na wybrzeże przez góry, więc kierowcy pędzą, nie chcą się zatrzymać. Musicie uwierzyć, bo nie mam zdjęć (tzn. te robione w trakcie tego przejazdu nie nadają się do pokazania), ale na niebie dzieje się coś niesamowitego - za nami z tyłu czerwono-złoty zachód słońca, a przed nami, nad szosą pełny łuk tworzy tęcza.
W końcu zatrzymujemy się na chwilę na granicy Autonomicznej Republiki Krymu, żadnej budki, zasieków, tylko tablica (teraz pewnie przywitałyby nas czołgi i temu podobne atrakcje)
tu jeszcze widać resztki tęczy
Trina co tu dużo "mówić",jadę z Tobą dalej!!!!
Ja Lenus kolo ciebie i zwiedzamy dalej
No trip no life
Bardzo podobają mi się Twoje zdjęcia. Szczególnie zdjęcia tych łabądków
Lenuś, Nelcia - pojedziemy do tatarskich włości
Super8 - dzięki
Trina no pewnie że pojedziemy,jak Krym,to i Tatary
A poczęstunek tatarski będzie?
ja też podczytuje... i tak sobie wzdycham, ależ ta Sofia miała życie...... wielki świat, prezenty jak z bajki i tyle romansów....
http://sznupkowiewpodrozyzycia.blogspot.co.uk/
Momi, fajnie, że czystasz niestety, dziś już nie ma facetów z taką fantazją...
Lenuś - poczęstunek u Tatarów był, ale za bardzo wtedy nie skorzystałam, bo byłam trochę zmęczona degustacją krymskich trunków poprzedniego wieczoru...
Wjeżdżamy na Krym już po ciemku, jeszcze zatrzymują nas strażnicy na Przełęczy Angarskiej, sprawdzają dokumenty kierowców i autokar, może ten zjazd z gór jest taki trudny i chodzi o bezpieczeństwo? Robili to potem za każdym razem, gdy przejeżdżaliśmy tędy, wracając ze zwiedzania półwyspu.
Dojeżdżamy przed północą do hotelu Ałuszta w Ałuszcie, właściwie część grupy, reszta zamieszka w pobliskim pensjonacie (mieli znacznie lepsze warunki i jedzenie). Hotel posowiecki, chociaż trochę odremontowany, na szczęście łazienki odnowione, kilkanaście pięter, pokoje nieduże, w naszym cuchnie nikotyną, trochę pomaga wietrzenie i kupiony potem odświeżacz powietrza. Spędzimy tu tydzień, widać, że Itaka chciała przyoszczędzić na hotelach, bo zgodnie z programem powinniśmy po paru dniach przenieść się do Sudaka, by stamtąd zwiedzać wschodnią część Krymu, nie tracąc czasu na przejazdy, no ale zostajemy tutaj. I tym sposobem ominie mnie Kercz i plaże nad Morzem Azowskim, w zamian pojedziemy do bliższej Teodozji.
Czekają na nas w nocy z kolacją, ta pierwsza kolacja jeszcze była zjadliwa, następne coraz gorsze, że nie wspomnę o śniadaniach – resztki z obiadów dnia poprzedniego (czyli na przykład kurczak albo wątróbka - jecie takie rzeczy na śniadanie?), jakieś słodkie wypieki, naleśniki, brak jajek, sera, wędliny, na szczęście herbata i kawa tutaj do woli, bo w poprzednich hotelach były wydzielane. Do naleśników jest gęsta śmietana, więc używam jej jak homogenizowanego serka na kanapki, potem na śniadania przynoszę rzeczy kupione w sklepie. Wieczorami chodzimy małą grupką dożywiać się w knajpkach, których wybór duży, kuchnia od włoskiej po japońską, aczkolwiek ukraińskiej tu praktycznie się nie uświadczy, za to dania tatarskie tak (nawet w hotelu). Jest tanio i smacznie, wina dobre, ale trzeba uważać przy płaceniu, bo lubią oszukiwać, dopisują niezamawiane rzeczy albo zawyżają ceny (nadal jest tanio, ale chodzi o zasadę). I jest 20% dodatek za muzykę – wcale nie na żywo, o tym oczywiście dowiadujemy się dopiero z rachunku.
Sama Ałuszta kompletnie nieciekawa, to taki typowy kurort, z brzydką promenadą, przy której knajpy, stragany z „pamiątkami”, dyskoteki, z każdego miejsca huczy inna muzyka. Jest mały port, plaże – kamienie i beton, brudne i zatłoczone. Nasz hotel daleko od promenady, można się przespacerować z pół godziny, albo dojechać taxi lub zdezelowanym starym trolejbusem, z jeszcze starszą panią konduktorką z mocno przerzedzonym uzębieniem.