--------------------

____________________

 

 

 



Zanzibar czyli "zawsze i wszędzie"...polepole ; )

47 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
ssstu-6
Obrazek użytkownika ssstu-6
Offline
Ostatnio: 11 godzin 12 minut temu
Rejestracja: 31 maj 2016

...na tych wąskich uliczkach dozwolony jest ruch kołowy. Oczywiście nie ma samochodów ale co chwila słychać klakson i pochwili pojawia się skuter lub motocykl. Wszyscy "przyklejają się" do ścian aby po przejeździe pojazdu kontunuować swój marsz.

zasady postepowania w takich miejscach:

-idziemy pewnym krokiem,nie biegamy

-w przypadku "tłumu",fotki robimy z rozwagą

-nie spacerujemy po zmroku

trafiają się w sieci uliczek bardziej zadbane budynki.W wiekszości to hoteliki lub restauracje...

im bliżej wybrzeża tym uliczki szersze. częściej ogladamy błękit nieba...

niechęc do pozowania dotyczy także najmłodszych. Ten "młodzian" wygrażał Basi patykiem za uwiecznienie na zdjęciu ; )

na krańcu "ulicznej plataniny" kolejna miejscówka typu "must see". Tu ciekawostka,otóż w "Freddie Marcury House" piosenkarz NIGDY nie mieszkał !!! To taki "turystyczny trick".

Każdy chce przecież mieć TU fotkę a wielu turystów wynajmuje pokój. Cóż ,parafrazujac popularne powiedzenie "na wojnie i w turystyce ,wszystkie chwyty dozwolone" ; ))

w takich miejscach zawsze kręcą się handlarze...

nas nie zaczepiają tak namolnie ponieważ idziemy z przewodnikiem. Mam wrażenie,że wszyscy Go znaja i On zna wszystkich ; ))

zanim dojdziemy do strego arabskiego fortu w jednej z uliczek natrafiamy na kantor. Wymieniamy "pare groszy". Tak na wszelki wypadek ; )

dochodzimy do starych fortyfikacji strzegacych miasta przed ewentualnym atakiem. Pytałem "kto" był potencjalnym agresorem w tamtych czasach. O dziwo,najczęstszymi napastnikami byli...piraci !!!

wewnątrz fortu nie ma praktycznie niczego ciekawego...

tuż obok "scena na powietrzu". Tutaj odbywa sie coroczny festiwal teatralny. Jego termin jest "ruchomy" ze wzgledu na Ramadan...

oglądamy ,przysłoniety z naszej strony budynek gdzie,biedaczysko !!!,Sułtan musiał "użerac się" z 75-cioma konkubinami...

i wreszcie stajemy przy "Domu cudów". Wiele razy juz opisywano "skąd on taki cudowny" nie więc sensu powtarzać powszechnie znanych informacji. Od siebie,a własciwie od przewodnika dodam ,że pierwotnie miał cztery piętra. Najwyzsza kondygnacja została zniszczona poprzez ostrzał z angielskich okretów. Uszkodzonego piętra nie odbudowano.

W 2009 roku zarwała sie podloga w jednym z narożnych pomieszceń a w 2014 roku zdecydowano o zamknięciu budynku dla turystów i rozpoczęciu prac renowacyjnych. Pieniadze na ów remont dał...Sułtan Omanu !!! Tu wtręt,Ibrahim (przewodnik) mówił nam ,że więź z Omanem jest niezwykle silna. Wielu zanzibarczyków wyemigrowało własnie do Omanu w poszukiwaniu pracy. W tym siostra naszego przewodnika. W Omanie również można bez przeszkód porozumieć sie w jezyku Suahili...

Przed zamnkniętą bramą stoi armata. Jedyna "prawdziwa' z której strzelano w czasie konfliktu z Koroną Brytyjską. Armaty stojace na nabrzeżu to...atrapy ; )

Kilka fotek "cudownego domu"

na nabrzeżu wspomniane "armaty",widoczek na łodzie i...ekstremalny skwar który zmusza nas do jak najszybszego powrotu w zacienione uliczki "kamiennego miasta"...

czujemy sie jak..."z krzyża zdjęci" i powrót w miejski cień jest zbawieniem...

ostatnią lokacją był barek na dachu hotelu "Swahili House" Miejsce fajne. Zregenerowalismy się w pełni przed podróżą powrotną ...

 zanim dosiadziemy sie do kawki,ogladamy panoramę miasta...

obowiązkowo "poza przy zielu" ; )))

i wreszcie "zasiadamy się" w cieniu. Kelner nie każe nam długo czekać. Przynosi "kawe i ciastko". Podajac mówi: "dobre-dobre". Śmiejemy sie,"nie mówi sie dobre-dobre,tylko bardzo dobre". Jest lekko zdziwiony." A ona,pokazuje głową na kelnerkę,powiedziała że mówi sie "dobre-dobre" !??? Powtarza jednak za nami "bardzo dobre". Gdy odchodzi od stolika,"rzuca przez ramię" z całkiem dobrym akcentem "smacznego" : )))

wracamy pod targowisko gdzie czekać ma na nas kierowca. Przewodnik szuka go w gąszczu zaparkowanych busików a my pstrykame ostatnie fotki...

normalnie "żar z nieba". Rozgladamy się z niecierpliwością...

wreszcie jest przewodnik. Znalazł kierowce i wybawił nas od namolnego sprzedawcy przypraw,który łazil za nami powtarzajac "jak katarynka"..."trzy za pięć,trzy za pięć". Rzecz jasna mówiąc językiem Reja ; )

To i tyle z wypadu do Stone Town ktorego nie powinno zabraknąć na szlaku każdego odwiedzajacego Zanzibar turysty...

jutro trochę o jedzeniu i...nie tylko ; )))

...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav

perejra
Obrazek użytkownika perejra
Offline
Ostatnio: 3 lata 3 tygodnie temu
Rejestracja: 10 lip 2016

Świetne to zwiedzanie z przewodnikiem. Dużo ciekawych informacji.

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Online
Ostatnio: 30 minut 41 sekund temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Bardzo fajna wycieczka i rzeczywiście wyjazd z przewodnikiem lokalesem to strzał w 10 . Dla mnie lochy są najbardziej przemawiającym świadectwem historii wyspy

Czy fort nie był wybudowany przez Omańczyków ? bo takie podobne widziałam w Omanie, tylko oczywiscie w duzo lepszym stanie

Ciekawe że ta więż z Omanem jest wciąż tak silna..

No trip no life

ssstu-6
Obrazek użytkownika ssstu-6
Offline
Ostatnio: 11 godzin 12 minut temu
Rejestracja: 31 maj 2016

...wspominałem,że przewodnika "dostaliśmy ze free" wraz z kupnem wycieczki od "plażowego  naganiacza"

Ibrahim okazał sie "fanem swej roboty" a do tego byliśmy jedynymi których oprowadzał...

...ja byłem "ciekawski" a on wyraźnie zadowolony z mojego "wścibstwa" i stąd zapewne lawina info i ciekawostek jakie nam przekazał

najmniej kontenta ze sprawy była Basia mająca czasem szczerze dosyć "męskiego pytlowania' ; )))

fort rzeczywiście wybudowany na polecenie Sułtana Omanu. Więź faktycznie wciąż bardzo silna ale to nic dziwnego gdyż przez kilka wieków Zanzibar i Oman były jednym państwem. Wspominałem tez,że był okres gdy to Zanzibar zostal stolicą imperium Omanu. Podział nastapił później ale zażyłości pozostały do dziś. Zanzibar w wolnym tłumaczeniu z arabskiego to-"piękna wyspa",natomiast nazwę w jezyku Suahili-"Unguja" należy tłumaczyć jako: "przewodzi,dominuje,sprawuje władzę"...

było "coś dla ducha" czas więc na "cos dla ciala" znaczy,ze tematem dominujacym bedzie dziś

JEDZENIE...i jego "otoczka" ; )

Hotelowe posiłki mieliśmy wykupione w opcji "śniadania i kolacje". O obiady należało "zadbać samemu". Podobnie jak i o napitki maści wszelakiej. Opcja nie najtańsza ale...nam pasowała.

Śniadania podawane były w innej niż obiady czy kolacje restauracji. Mogę o nich powiedziec tyle że...były ; )

Forma bufetu z typowym dla hoteli wyborem. Na szczęście,również wzorem innych hoteli,dyżurny kucharz przyrządzał wybrane wedle życzenia dania typu:omlet (skład do wyboru),jajka sadzone,gofry czy naleśniki...

Niestety kiepski wybór wędlin i serów. Na "sniadaniowym mięsie" nam nie zależało ale sery lubimy na porannym toście,więc lipa : ( Na plus zasługuje kawa. W Wiekszości stołówek typu "bufet" serwowany napój bywał..."kawopodobny" ale tym razem smak i zapach,bez zarzutu ; ). Owoce i "coś słodkiego" w "opcji zadowalającej". Dla nie najważniesze ,że były..."fasolka i pieczarki" ; )))

Obiady wystepowały jedynie w formie "menu". Tak dla opcji "all" jak i pozostałych. Wybór dań nie najwiekszy. Codziennie ten sam zestaw starterów,dań głównych i dodatków. Zmieniały sie jedynie...zupy i te zamawialismy jako przystawki.Pamietac nalezy,iz to kraj muzułmański więc brak potraw z wieprzowiny. Dominacja baraniny i dań z "owoców morza". Podawane estetycznie. Smak niezły. Zwłaszcza gdy towarzyszyło im zimne piwencjo...

od "Serengeti" bardziej smakowało mi "Kilimanjaro" ale chciałem spróbować obu smaków ...

Zdecydowanie najlepiej wypadły dania "morskie" a zwłaszcza mix z owoców morza. Ilośc "dla dwojga" wystarczała z nawiązkom...

ja wyjadałem kalmary i osmiorniczki,Basia gustowała w skorupiakach. Dwa obiady "wypadły" nam ze wzgledu na wycieczki i...nie żałowaliśmy ; ))

Najlepiej w całokształcie wypadły kolacje. Forma bufetu ale codziennie inny "motyw przewodni". Raz kuchnia i ndyjska,innym razem włoska,owoce morza" lub kuchnia lokalna. "Baza" zawsze była identyczna (ryż,ziemniaki,warzywa,sosy itp.) ale wspomniana odmienność motywu przewodniego sprawiała,że jedzenie "nie nudziło się"...

Fajna sprawą był grill na którym pieczono rózności. A to szaszłyki,a to drób,innym razem skorupiaki. Chętnych nigdy nie brakowało...

były równiez żeliwne paleniska gdzie w misach podgrzewały się przerózne smakowitości.Ważne ,że potraw nigdy nie brakowało a w przypadku gdy "wyszły",szybko uzupełniano braki...

przy wejściu czekały na wchodzących przerózne dodatki które,wedle zyczenia,"obowiazku nie było" donoszono do stolika...

wydawać by sie mogło,że to właśnie kolacje zdobyły nasze największe uznanie. Tu ,może !???,Was zaskoczę. Najbardziel "ulubilismy",popołudniowy "tea time". Od godziny 16.30-tej do 17.30 w maleńkiej restauracyjce,dla mnie to "bar pod strzechą",przy plaży serwowano "coś słodkiego". Oprócz kawy i herbaty były owoce,ciasta i "lokalne smakołyki". Raz kawałki banana obtoczone ciastem i upieczone "na oleju". Wygladały jak...nasze racuszki ; ) Smakowały pysznie !!!

innym razem podobnie upieczone,trójkatne placuszki "niewiadomego składu". Równie fantastyczne !!!

tu dygresja. Jako dodatki do "kolejnej kawy" można było wybrać owoce, np.przepyszny arbuz !!! lub kawałki ciasta. Pewnego razu chciałem byc "szarmancki" i zapytałem Basi czy przynieść Jej jakiś wybrany i ULUBIONY dodatek. Odparła ,że chetnie zje "kawałek babki". Poszedłem,szukam,nie widzę.Nigdzie nie ma "babki",jedynie kawałki pokrojonego ciasta. Nagle...JEST. Wciśnięta w róg patery,zastawiona innymi słodyczami stoi mała babeczka. Niestety,jest tylko jedna. Zabieram,ciesząc się ,że znalazłem choć "te jedyną". Dla siebie wziałem owoce.

Niosę z dumą,stawiam na stoliku i słyszę: "Co ty przyniosłeś,babeczkę" !??? Zeszło ze mnie powietrze..."Przecież...chciałaś babeczkę ?!!! "Chciałam kawałek ciasta o smaku babki a nie mufinkę". "A swoja droga to gdzies ty ja znalazł"!??? Nic nie mówie,pije kawe i mam dość "babeczek"...

O drinkach powiem tyle,że wybór był od klasyków po te "do fotek". Ceny,cóż...nie można mieć wszystkiego ; )))

na hotelowej plazy często pojawiali się "zbieracze kokosów". Wchodzili na palmy aby zebrać orzechy na potrzeby kuchni. Ale,jeśli mięliśmy akurat ochote na "kokosowa wodę" ,nie było sprawy.Szybko oprawiano orzeszek i moglismy gasic pragnienie...

a resztkami zajmowały sie..."ptaszory" ; )

Nadmieniałem,że dwukrotnie opuściliśmy hotel aby odwiedzic polecane miejscówki. Za drugim razem byliśmy w Stone Town a pierwszy wyjazd to odwiedziny..."Rock Restaurant"...

Jechalismy tam ponad godzine i był to "test" tak dla samochodu jak i dla kierowcy. Egzamin zdali ; ))

Na miejscu okazało sie ,że oprócz "szopki na skale",niczego więcej nie ma w pobliżu i po posiłku będziemy wracać do naszej hotelowej bazy. Zostawiamy busika na parkingu i zmierzamy do wejścia. Jest czas odpływu więc nie ma obaw typu "jak sie tam dostać"...

jesteśmy prz wejściu. Towarzyszył nam kierowca który wyjasnił "ochronie",że mamy rezerwację stolika. To jeszcze jeden plus ,korzystania z usług naszegi plazowego naganiacza. "Zabukowany stolik" był w cenie przejazdu. Bez wcześniejszej rezerwacji może być kłopot z miejscem wewnątrz knajpy. Pozostanie miejsce "na tarasie" lub...czekanie aż "coś" sie zwolni...

pamiatkowe fotki na schodkach i platformie...

jest czas maksymalnego odpływu a mimo to jest ładnie. Gdy Ocean zacznie wracać...musi być pięknie !!!!!!

ciemnoskóry chłopak prowadzi nas do stolika. Pyta czy mamy "preferencje" co do miejsca. Wybieramy..."przy oknie"...

wnętrze jest "stylowo ubogie". Drewniane stoły,krzesła "nie od kompletu",podłogi wytarte. Ale swiadomość "gdzie jestesmy" wynagradza spartańskoć miejsca. Ma swój styl,choc wiadomo że "zaniedbanie" jest celowe ; ) Właściciel to anglik,który kupił "skałe" za przsłowiowe grosze. Miejscowi śmiali się z "białasa" wydajacego kasę na "bezuzyteczny" kawałek ziemi...

Dziś "Rock Restaurant" jest w dziesiątce knajp w ktorych "wypada być"...

Zamawiamy na przystawkę "sałatke z wołowiny". Uchodzi za "wartą swej ceny"...

jest naprawde dobra,zwłaszcza marynata mięsa "robi robote"...

Jako danie główne bierzemy "catch of the day". I...nie był to najlepszy wybór. Tu dygresja. Na Zanzibarze spectrum poławianych gatunków ryb jest niezwykle ubogie. Może to dziwić w realiach wyspy ale gatunkami dominujacymi jest tuńczyk i...tuńczyk i...tuńczyk Jeśli więc wybierzecie "rybę dnia" to z pewnością zjecie tuńczyka. Pierwszy raz jest OK ale za kazdym razem "to samo" może sie przejeść...Znacznie lepsza opcją jest plater z owocami morza,widzielismy u sasiadów ze stolika obok ; )))

nasza "ryba dnia"...

na koniec wychodzimy na taras. Widoczki naprawde ciesza oczy.Warto było przyjechać...

czas wracać. Szkoda,ze nie ma niczego "obok". Pozostaje tylko spacer po plaży i widoczek nietuzinkowej knajpy...

czy warto ??? Naszym zdaniem zdecydowanie TAK !!! TYm bardziej,że na Zanzibarze nie ma zbyt wielu lokacji "tego kalibru". Jesli więc wytargujecie odpowiednią cenę powinniście być zadowoleni. Nam hotel zaproponował 140 USD a "przewoźnik plazowy" zrobił to za...80 USD. Jestem pewien ,że można by "coś' jeszcze urwac z ceny ; )

p,s, sprawdzajcie czas przypływu przy planowaniu ; )))

to i tyle o jedzeniu,ostatnia odsłona to "różności' i podsumowanie pobytu...

...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav

basia35
Obrazek użytkownika basia35
Offline
Ostatnio: 2 lata 6 miesięcy temu
Rejestracja: 24 gru 2013

A mnie się podoba sukienka Basi  Biggrin i oczywiście knajpka też.

basia35

Asia-A
Obrazek użytkownika Asia-A
Online
Ostatnio: 20 minut 3 sekundy temu
Rejestracja: 01 wrz 2015

Zdjęcia i relacja jak zawsze super. Jak zawsze uwielbiam temat "jedzeniowy". Piękne fotki zrobiłeś Basi.

Bye Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach! Yes 3

Turkus
Obrazek użytkownika Turkus
Offline
Ostatnio: 5 lat 4 miesiące temu
Rejestracja: 11 cze 2016

Super fotki i super miejscówka.Z tego co zaobserwowałem bo mieliśmy tam rzut beretem to chyba przypływ i odpływ oceanu, oraz pora dnia ma duży wpływ na widoki i rajskość tego miejsca.

Dla porównnania zrobię mały off topic i wrzucę dwie fotki z lutego kilka lat wstecz.

Tadzik
Obrazek użytkownika Tadzik
Offline
Ostatnio: 2 lata 11 miesięcy temu
Rejestracja: 26 gru 2015

ssstu-6 :

... inna sprawa że nie widziałem na Zanzibarze wielkich obiektów hotelowych typu np.RIU. Nie należy także do maleństw w hotelowej branży.

He, he ... a ja właśnie zamieniłem hotel w Stone Town na RIU Crazy Biggrin  Oczywiście pod wpływem opinii na tutejszym forum Wink

A w ogóle witaj Radosław i dziękuję za jak zwykle cenne wskazówki - relację przeczytałem od dechy do dechy Yes 3

Będę musiał w końcu nauczyć się zachwycać plażami, bo szału innych atrakcji raczej nie mam co się spodziewać  ... ale faktycznie w stolicy zanudziłbym się chyba jeszcze bardziej Wink

basia35
Obrazek użytkownika basia35
Offline
Ostatnio: 2 lata 6 miesięcy temu
Rejestracja: 24 gru 2013

Tadzik dobra decyzjaBiggrin tylko gdzie na Zanzibarze jest RIU.

basia35

Tadzik
Obrazek użytkownika Tadzik
Offline
Ostatnio: 2 lata 11 miesięcy temu
Rejestracja: 26 gru 2015

@Basia,

RIU Palace Zanzibar w Nungwi podobnież Wink ... chociaż to z TUI, to cholera wie czy jest Crazy

Strony

Wyszukaj w trip4cheap