--------------------

____________________

 

 

 



42 kwadranse do raju, czyli Zanzibar z Siostrą

93 wpisów / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
perejra
Obrazek użytkownika perejra
Offline
Ostatnio: 3 lata 2 dni temu
Rejestracja: 10 lip 2016

To niebieskie na skorupach to farba, miały wymalowane numerki. Bez przewodnika jednak nie wiadomo co oznaczały.

Żeluś
Obrazek użytkownika Żeluś
Offline
Ostatnio: 3 dni 16 godzin temu
Rejestracja: 25 kwi 2016

hehe...no to z wyspy jestem wyleczona-jak dla mnie nic tam specjalnego-chyba będę wolala dłuzej w stolicy sie poszwędać Biggrin

Czekam nieciepliwie na ciąg dalszy.

umilka
Obrazek użytkownika umilka
Offline
Ostatnio: 3 lata 4 miesiące temu
Rejestracja: 23 lis 2014

Olbrzymie te żółwie, a malutki słodziak. 

Ośmiornica na talerzu wygląda baaadzo apetycznie. No i nadal nie udało Ci sie mnie zniechęcić Biggrin

Czekam na więcej

wiktor
Obrazek użytkownika wiktor
Offline
Ostatnio: 4 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 03 mar 2016

Pereira zniechecaj dalej

perejra
Obrazek użytkownika perejra
Offline
Ostatnio: 3 lata 2 dni temu
Rejestracja: 10 lip 2016

DZIEŃ 2

Poranne manewry tym razem poszły bardzo sprawnie. Na śniadanie pyszne omlety i okropna kawa (kawa była tylko jedna, rozpuszczalna, okropna, nawet 90% mleka w niej nie ratowało sytuacji, a filiżanki chyba wszystkie z odrzutów, bo jakby się człowiek nie starał to i tak się wylewało). Śniadaniowy program rozrywkowy obejmował plątającego się kota pod nogami i kelnerke z procą strzelającą do wron Katzen-smilies- 0002

Wyruszamy na północ.

Droga szeroka ale z zanikającym na naszych oczach asfaltem. Dobre 10 minut takiej radochy przy 10km/h.

Niezła reklamówka palmowa

Gdy droga się lekko poprawiła natrafiłyśmy na blokowisko, zamieszkałe.

Gdzieś przy drodze był kierunkowskaz na Fukuchani Ruins. Szybka decyzja, nawrotka, jedziemy tam. 

Dobra decyzja, więcej takich Fool. Wracamy na główny szlak.

Docierami do Nungwi. Asfalt kończy się na począku wioski rondem. Od ronda już po gruncie.

Pan niesie obiad.

I jest pierwszy punkt wycieczki. Znowu żółwie. Tym razem nie ogromne i nie lądowe. Baraka Natural Aquarium to naturalne jeziorko, połączone z oceanem podziemnymi tunelami, gdzie żółwie chore lub przypadkowo złowione przez rybaków dochodzą do siebie, a potem zostają wypuszczone na wolność.

Cena $5 od osoby, czas nieograniczony. Do jeziorka można wskakiwać i łaskotać żółwie. Trafiamy na odpływ, wody w jeziorku jest po cycki, można spokojnie brodzić na boso. Przy przypływie woda się podnosi równo z morzem i trzeba już pływać.

Moje pierwsze foto na miare national geographis. Nie jestem tylko pewna gdzie się głowa podziała...

Przy brzegu mały namorzynowy lasek. OKROPIEŃSTWO!!! Te korzenie wyglądają jak armia małych zgarbionych ludzi prosto z horroru.

Bardzo fajne doświadczenie. Żółwie są całkiem miękkie poza skorupą i zupełnie bezpretensjonalnie odpychają się od turystów przepływając obok. 

Jest tam też ubikacja, ale dla bardzo potrzebujących.

_Huragan_
Obrazek użytkownika _Huragan_
Offline
Ostatnio: 5 godzin 56 minut temu
Rejestracja: 13 cze 2015

"kota pod nogami i kelnerke z procą strzelającą do wron " Lol

Odstraszala je czy polowala na nie,zeby goscie cos na obiad mieli? Biggrin

Swoja droga-tak dlugo jak strzela do wron,a nie do gosci to nie ma co krytykwoac za bardzo chyba Wink

https://marzycielskapoczta.pl/

Napisz pocztowke ze swoich podrozy do chorych dzieci

perejra
Obrazek użytkownika perejra
Offline
Ostatnio: 3 lata 2 dni temu
Rejestracja: 10 lip 2016

Jedziemy do plaży. Przewodnik twierdzi, że na samym północnym cypelku jest stocznia. Trzeba stocznie zobaczyć. Droga jednak kończy się przed latarnią morską, zakaz wjazdu. Parkujemy w krzakach i idziemy na spacer.

W tym miejscu plaża jest bardziej skałą niż piaskiem, wszędzie wyschnięte glony, które trzeszczą pod stopami.

A oto stocznia. Jak wszystko na tej wyspie jest mniejsza niż bym się spodziewała. Ale coś się buduje.

Szkutnicy mają przerwe na lunch.

Upał jest niemiłosierny. Wracamy do auta, powoli, noga za nogą, nie da się szybciej, a słońce pali. Wskoczyć do wody też się nie da, bo dojście do niej zajełoby chyba trzy godziny w tych warunkach.

Asia-A
Obrazek użytkownika Asia-A
Offline
Ostatnio: 13 godzin 8 minut temu
Rejestracja: 01 wrz 2015

Przepiękne zdjecia. Proszę o wiecej.

Bye Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach! Yes 3

perejra
Obrazek użytkownika perejra
Offline
Ostatnio: 3 lata 2 dni temu
Rejestracja: 10 lip 2016

Kolejny punkt wycieczki: Kendwa. Z głównej drogi skręcamy przy bilbordzie Kendwa Rocks (choć tych rocks nigdzie nie widziałyśmy). Droga znowu gruntowa, przez pierwsze dwa skrzyżowania jedziemy za autobusem, potem już w wiosce trafiamy na parking, całkiem spory, i tam sie zatrzymujemy. Podchodzi do nas chłopak i mówi, że parking płatny, 1000tsh, pieniądze są przeznaczone na rozwój wioski, więc nawet nie było żal zapłacić. Wioska dość zwarcie zabudowana i oczywiście biedniutka. Ale przy plaży dużo barów i szop z pamiątkami. Zasiadamy w jednym z barów na mała pizze i napoje wyskokowe (pizza + dwa szoty + kawa mrożona + driniaś = 47000tsh). 

Ogromna plaża, brzeg szybko opadający, woda w sam raz do pływania, śladowe ilości glonów.

Guczi, gabany i inne szanele na wyciągnięcie ręki.

Pojedzone idziemy na zakupy drobne.

Niebezpieczeństwo w robieniu zakupów polega na tym, że jeśli w jednej szopie coś kupisz, to wszyscy pozostali sklepikarze rzucają się na ciebie i z minami zbitych psów i jęczą: plis support me, support my shop. Trzeba być bardzo asertywnym. W jednej szopie postanowiłyśmy jednak zakupić troche przypraw. I z 5 rzeczami w ręku zaczynamy negocjacje. Pan swoją cene podaje, my podajemy swoją, pan znowu swoją. Przechodzimy na wyższy poziom: zbijamy ceny poszczególnych sztuk, by kwoty wydawały się mniejsze co za tym idzie mniejsze rabaty. Pan ostro myśli, kreśli ceny patykiem na piachu, przelicza, widocznie się męczy. W końcu mówi, że musi poprosić kolege o pomoc, bo on nie chodził do szkoły i nie potrafi tego policzyć. Kolega pomaga, rabacik jak się patrzy. Ale za kare trzeba do jego szopy też wejść.

Jak już pieprz i wanilia zostały zakupione lecimy do wody. A woda jest cudowna.

Trwa już przypływ. Rzeczy zostawione na brzegu trzeba raz na 10 minut przenosić wyżej.

Woda szybko się podnosi i jest mocny prąd. Oto dowód: ja stoje w miejscu z nieruchomym aparatem, a przede mną jak kłoda przepływa Siostra niesiona prądem morskim

Wracamy do domu. Zlokalizowałyśmy nawet przystanek autobusy Biggrin

I dojeżdżamy do kotroli policyjnej. Już kilka mijałyśmy bez większych przygód, ale tym razem dramat. Policjant nas zatrzymuje, podchodzi z suszarką i pokazuje 48km/h. EEE, to nieźle, bez stresu. Ale nie. Okazuje się, że tylko 40 tu można. Można czy nie można, tego się nigdy nie dowiem, znaku nie było. Policjant ma srogą minę i podaje mi książeczke z przepisami i każe czytać, całe szczęście po angielsku. No i czytam: przekroczenie prędkości mandat 75$, płatny po wizycie w sądzie. Aż mi się słabo zrobiło. Policjant kazał wysiąść, stanąć z boku i zaczyna tłumaczyć, że te mandaty to rząd bierze dla siebie, a policja taka biedna, nie ma funduszy, i lepiej żebym teraz wspomogła policje niż rząd. Ale oczywiście on jest uczciwym człowiekiem, ma rodzine i jest honorowy, więc tu nie ma mowy o łapówce, to jest jedynie wspieranie policji. Po raz drugi podał mi książeczke z przepisami i grzecznie poprosił by wsadzić tam 50000tsh. No cóż, lepiej się nie kłócić, bo nie wiadomo jak to z tymi sądami tam jest. Nie-łapówke wcisnełam za okładkę, policjant od razu jeden banknot wcisnął sobie do kieszeni, oddał dokumenty i kazał jechać.

No, emocje opadały przez 5 minut. 

A po kelejnych 5 minutach kolejna kontrola. I kolejny mandat!!!!! Tym razem ewidentnie naciągany, bo za jazde w okularach przeciwsłonecznych, jedyne 10000tsh. No ale weź nie zapłać i ucieknij jak koleś trzyma moje prawko w ręce. Ech, tym razem przez 5 minut opadał wkurw Ireful 3

Reszta drogi jak i urlopu mineła bez kolejnych mandatów.

A dojeżdżając do hotelu skręciłyśmy jeszcze do jaskiń, bo drogowskaz już kilka razy mijałyśmy, a że było koło 18 i jeszcze jasno, więc w sam raz na zakończenie dnia. Niestety okazało się, że przybytek czynny do 17. Chwila zawahania, czy może włamujemy się, ale jednak nie. W drodze powrotnej do głównej drogi pędzi nam na czołówke rowerzysta. To przewodnik od jaskini, jeśli chcemy on nam pokaże. No pewnie, że chcemy. Mamy swoje latarki i całe szczęście, bo przewodnik to ma latarenke co świeci na 30cm. No to idziemy.

   

  

  

Jaskinia jest koralowa, kiedyś był tu ocean. Część stalagmitów jest pusta w środku i można na nich grać. 

Niech nikogo nie zmylą te całkiem jasne zdjęcia, na filmiku widać jak zupelnie ciemno tam jest. Zwiedzanie zajęło jakies 25 minut. Dużo nietoperków, latały i świergotały. W środku upalnie i duszno. Koniecznie trzeba mieć latarke ze sobą. W klapkach spokojnie można spacerować. Cena 10000tsh za osobę. Na powierzchni jest również jakiś ogród botaniczny, bo była tabliczka, ale jak skończyłyśmy z jaskinią to było już zupelnie ciemno. Więc to był najwyższy czas by wracać na obiad.

Wieczór był piwny

  

Zdecydowanie lepsze było Safari, Kilimanjaro jakieś straszne siki.

Antenka
Obrazek użytkownika Antenka
Offline
Ostatnio: 5 lat 1 tydzień temu
Rejestracja: 23 paź 2013

Perejra- nawet ,,niemandaty" nie zniechęciły Wink Fajne fotki okołookoliczne Good Żółwiki -super Smile

Strony

Wyszukaj w trip4cheap