Ze stacji Paya Thaj jedziemy tuk tukiem jakieś 20 minut, szybkim tempem:), poznaje po drodze juz znajome miejsca z fotek z forum:)
Gostek skręca w lewo, prawo, gdzieś sie tłucze po uliczkach, straszny gorąc, juz są tłumy ludzi, śmierdzi żarciem, kolorowo, hehe, istna torta z bortą.
Nagle stajemy i juz jest nasza miejscówka Rambutri Village, matko boska taka maniana, że sama bym nie znalazła, wyglada inaczej niż z folderów reklamowych, na których wiadomo wszystko sfotografowane ze znacznej odległości i na mega wypasie
Jestem z lekka zdegustowana, wiadomo, że sie nastawiałam mniej więcej na duzy szok, ale ten który tu zastałam był znacznie wiekszy
Zaznaczam, ze była godzina ok.20 więc ulica rambutri juz mocno żyła
UPAŁ niemiłosierny, wszędzie pełno żarcia, masaży, ludki wygladają na mocno już zlaszowanych, a my jeszcze tacy powiedzmy świerzutcy, turystyczni, nie znorani
Płacimy gostkowi tyle ile ustalono, bierzemy bagaż, szybko rozgladamy sie wkoło, przed naszym hotelem wielka knajpa, 7 eleven, i kantor. No to wymieniamy cała kasę, kurs bradzo korzystny. Na lotnisku wymienilismy tylko troche kasy, żeby mieć na kolejkę, i tuktuka, bo wiadomo tam najgorzej wychodzi.
Łukasz wymienia kase, ja stoje i sie rozgladam, myslę sobie matko jedyna gdzie ja tu przyjechałam, mega syf i maniana, nie czuję zadowolenia, jestem raczej rozczarowana...
Idziemy do hotelu, nagle patrze są nasi znajomi KAMIL Z AGĄ i ich kolega Łukasz. Kamil jest wam pewnie znany - na aszym forum jako BUC
TAK TAK, byliśmy umówieni na spotkanie, ponieważ bylismy tylko jeden dzień w Bkk, postanowilismy sie spotkać przed naszym hotelem.
szybkie przywitanko, (widzielismy sie żywo pierwszy raz:) Chłopaki juz mocno wyluzowani, wessani przez Bangkok, no to jest juz lepiej, jakoś tak raźniej, i wesoło.
Idziemy się zameldować. Wszystko, ok, rezerwacja przez booking nie zawiodła.Panie na recepcji bardzo miłe, obok stoi ichniejszy szef, a raczej ochroniarz, który wszystkich ustawia w szeregu i rozkazujacym tonem pyta, czy mamy rezerwacje. Ludki patrza na gościa z lekkim strachem, faktycznie psuje troche klimacik, ale przy takiej ilości ludzi, która sie tam przeiwja muszą pilnować żeby nie wlazł ktoś nie proszony.
Płatne za nocleg z góry, troche szkoda, że nie mozna obejżeć najpierw pokoju. Prosimy o pokój w spokojnym miejscu , nie od strony ulicy. No to dostajemy na parterze, w zasadzie bez widoku. Lekkie rozczarownie, ale bedziemy tu tylko 2 noce, więc bez cisnienia. Pokój czysty, klima działa, łazienka czysta, sa nawet kosmetyki do mycia, czyste reczniki. Jedyny minus to brak widoku, troche buro i ponuro, za oknem jakas ściana. Szybko bierzemy prysznic, przebieramy się i jestesmy gotowi na wyjście na miasto. Zmeczenie lekko daje w kość, ale jest nieźle.
no to teraz trzeba się zakonserwować, jetsesmy juz na RAMBUTRI ROAD, zdecydowanie ładniejsza od Kao san Road, klimacik bardziej przyjazny i chyba troche czyściej
Po przejściu sie po Kao San Road, zjedzeniu padthaja, wypiciu sheaka i drinków paru udajemy sie w strone hoteliku. Jestesmy juz zmeczeni, wkońcu za nami długa podróż i te wszystkie tutejsze atrakcje mocno nas skołowały. Juz po paru godzinach patrze na miasto troche inaczej, jakoś przyzwyczaja sie wzrok do okolicznego syfu- nie ma co ukrywać, wszedzie jest bardzo brudno, smierdzi miejscami tak, że czlowiekowi zbiera sie na wymioty, ludzi cała masa przeróznych, lepszych i gorszych, a w tym całym ambarascie szczury i karaluchy pomykaja miedzy smieciami, które wysypuja sie z worów...... byc tam na chwilę mozna i owsz, ale zyc, raczej nie dziekuje
No to jedziemy dalej
Ze stacji Paya Thaj jedziemy tuk tukiem jakieś 20 minut, szybkim tempem:), poznaje po drodze juz znajome miejsca z fotek z forum:)
Gostek skręca w lewo, prawo, gdzieś sie tłucze po uliczkach, straszny gorąc, juz są tłumy ludzi, śmierdzi żarciem, kolorowo, hehe, istna torta z bortą.
Nagle stajemy i juz jest nasza miejscówka Rambutri Village, matko boska taka maniana, że sama bym nie znalazła, wyglada inaczej niż z folderów reklamowych, na których wiadomo wszystko sfotografowane ze znacznej odległości i na mega wypasie
Jestem z lekka zdegustowana, wiadomo, że sie nastawiałam mniej więcej na duzy szok, ale ten który tu zastałam był znacznie wiekszy
Zaznaczam, ze była godzina ok.20 więc ulica rambutri juz mocno żyła
UPAŁ niemiłosierny, wszędzie pełno żarcia, masaży, ludki wygladają na mocno już zlaszowanych, a my jeszcze tacy powiedzmy świerzutcy, turystyczni, nie znorani
Płacimy gostkowi tyle ile ustalono, bierzemy bagaż, szybko rozgladamy sie wkoło, przed naszym hotelem wielka knajpa, 7 eleven, i kantor. No to wymieniamy cała kasę, kurs bradzo korzystny. Na lotnisku wymienilismy tylko troche kasy, żeby mieć na kolejkę, i tuktuka, bo wiadomo tam najgorzej wychodzi.
Łukasz wymienia kase, ja stoje i sie rozgladam, myslę sobie matko jedyna gdzie ja tu przyjechałam, mega syf i maniana, nie czuję zadowolenia, jestem raczej rozczarowana...
Idziemy do hotelu, nagle patrze są nasi znajomi KAMIL Z AGĄ i ich kolega Łukasz. Kamil jest wam pewnie znany - na aszym forum jako BUC
TAK TAK, byliśmy umówieni na spotkanie, ponieważ bylismy tylko jeden dzień w Bkk, postanowilismy sie spotkać przed naszym hotelem.
szybkie przywitanko, (widzielismy sie żywo pierwszy raz:) Chłopaki juz mocno wyluzowani, wessani przez Bangkok, no to jest juz lepiej, jakoś tak raźniej, i wesoło.
Idziemy się zameldować. Wszystko, ok, rezerwacja przez booking nie zawiodła.Panie na recepcji bardzo miłe, obok stoi ichniejszy szef, a raczej ochroniarz, który wszystkich ustawia w szeregu i rozkazujacym tonem pyta, czy mamy rezerwacje. Ludki patrza na gościa z lekkim strachem, faktycznie psuje troche klimacik, ale przy takiej ilości ludzi, która sie tam przeiwja muszą pilnować żeby nie wlazł ktoś nie proszony.
Płatne za nocleg z góry, troche szkoda, że nie mozna obejżeć najpierw pokoju. Prosimy o pokój w spokojnym miejscu , nie od strony ulicy. No to dostajemy na parterze, w zasadzie bez widoku. Lekkie rozczarownie, ale bedziemy tu tylko 2 noce, więc bez cisnienia. Pokój czysty, klima działa, łazienka czysta, sa nawet kosmetyki do mycia, czyste reczniki. Jedyny minus to brak widoku, troche buro i ponuro, za oknem jakas ściana. Szybko bierzemy prysznic, przebieramy się i jestesmy gotowi na wyjście na miasto. Zmeczenie lekko daje w kość, ale jest nieźle.
życie to nieustająca podróż
Aga,a na lotnisku w jaki sposób szukaliście kantoru ? Ciężko jest znaleźć ? Są jakieś oznaczenia ?
Płatnośc z góry? To jakas zmiana.
karisss po przejsciu kontroli paszportowej na lotnisku jest spory hall a w nim kilka kantorow - widoczne z daleka.
Moje Pstrykanie i nie tylko
dziękuję Marinik , ostatnio miałam 1000thb w kieszeni,więc nie zwracałam uwagi i na ten moment wydaje mi się,że zadnego"nie było",ale wierzę ;)))
Karisku tak jak pisze Marinik, na tym sporym holu są kantory i to nie jeden
życie to nieustająca podróż
No to na pierwszy rzut idziemy na Kao san Road, 2 minutki drogi no i oczywiście chłopaki juz maja dla nas niespodziankę :
JA DZIEKUJE, NIE JADAM TEGO, HEHEHEHE, ale mój łukasz i owszem, poplynął chłapak odrazu:)
CHYBA LEDWO PRZEŁKNIĘTE :):):)
życie to nieustająca podróż
No jak to? Nie rozgryzł? Nie delektował sie?
Moje Pstrykanie i nie tylko
WELCOME TO KAO SAN ROAD
soczek pyszny:)
no to teraz trzeba się zakonserwować, jetsesmy juz na RAMBUTRI ROAD, zdecydowanie ładniejsza od Kao san Road, klimacik bardziej przyjazny i chyba troche czyściej
mozna tez skorzystać z fish spa:):):)
życie to nieustająca podróż
ech.... jakby tak mozna było wyciagnąć jedzonko z fotki
Po przejściu sie po Kao San Road, zjedzeniu padthaja, wypiciu sheaka i drinków paru udajemy sie w strone hoteliku. Jestesmy juz zmeczeni, wkońcu za nami długa podróż i te wszystkie tutejsze atrakcje mocno nas skołowały. Juz po paru godzinach patrze na miasto troche inaczej, jakoś przyzwyczaja sie wzrok do okolicznego syfu- nie ma co ukrywać, wszedzie jest bardzo brudno, smierdzi miejscami tak, że czlowiekowi zbiera sie na wymioty, ludzi cała masa przeróznych, lepszych i gorszych, a w tym całym ambarascie szczury i karaluchy pomykaja miedzy smieciami, które wysypuja sie z worów...... byc tam na chwilę mozna i owsz, ale zyc, raczej nie dziekuje
życie to nieustająca podróż