jestem 4 noce w Chiang mam na razie zabukowaną szkołe gotowania ;-), marzą mi się też długie szyje ale wiem ze to daleko , oraz biała swiątynia nie wiesz czy jest czynna ?
Następny punkt programu to lunch- bardzo dobry zorganizowany przez Ding- Donga. Typowo ryż, warzywa, kurczak, omlet, jakieś owoce i napoje- w cenie wycieczki.
Po posiłku czas na wioskę lokalnego plemienia- dość smutny był to widok. W wiosce panowała raczej bieda i brud. Może to ostatnie wynika jedna z ich stylu życia i po prostu im to nie przeszkadza? Nie wiem... tak jednak żyją.
Mieliśmy punkt programu, w którym miejscowe kobiety pokazywały jak robią ręcznie szale. Wiadomo chodziło o to aby kupić coś od nich. Oczywiście kupiliśmy i nie dlatego, że było nam ich szkoda a dlatego, że naprawdę były ładne. Mój miał być na prezent dla mamy ale jest tak udany, że nie mogę się z nim rozstać i kosztowały całe 150 bth
Na zdjęciu niestety nie ma tych godnych uwagi.
a tu ich rzeczywistość....
To był smutny widok- te akurat chodowane były na bożonarodzeniowe swiętowanie- w tej wiosce mieszkali bowiem chrześcijanie
jestem 4 noce w Chiang mam na razie zabukowaną szkołe gotowania ;-), marzą mi się też długie szyje ale wiem ze to daleko , oraz biała swiątynia nie wiesz czy jest czynna ?
Algida my właśnie długie szyje musieliśmy opuścić- ale jak najbardziej te wycieczki są do zrobienia. Tylko, że one wchodzą własnie w te dwu dniowe- więc musiałabyś sobie trochę więcej czasu zarezerwować na nią.
Wiesz ja byłam w listopadzie 2013 wtedy pamiętam, że biała świątynia była w ofercie więc musiała być chyba otwarta.
Jesli nie przeszkadza Ci jeżdzenie z lokalnych biur podrózy to nie będzie problemu ofert jesy dużo. Nam tam pewien Taj powiedział, żeby zawsze wybierać biura, które mają nr licencji pokazany, gdzieś na szyldzie- wówczas jest pewnośc, że wycieczki są dobrej jakości.
Moim zdaniem warto pojechać i zobaczyć to o czym piszesz- zdecydowanie! Ja trochę żałuję, że nie byłam bo wątpię, żebym tylko po to wróciła- ale kto wie, kto wie
Szkoły gotowanie- tez dobry pomysł- tego w Chiang Mai jest pełno. My też o tym myśleliśmy ale wybraliśmy wersję super skróconą- opcja z zupą .
Puma z tych co mam to zdjęć bez cenzury jest niewiele- wszędzie nasze gemby na planie głównym;) no chyba jeszcze tylko jedna lub dwie świątynie przed nami :/ bo powoli, powoli wkraczamy w część leżakową wakacji- już prawie połowa za nami
Na koniec wycieczki wspomniany trekking po dzunglowatym lesie nie byliśmy przygotowani na wielkie wyzwania bo najlepsze buty jakie mieliśmy na tego typu wycieczki to sandały wszak lepsze od japonek
Na początku szliśmy wzgórzami z widokami na pola ludzi z odwiedzonego plemienia, dalej przez pola z roślinnością lekko nasz przewyższającą ;), kolejny etap to jakiś dziwny kanał po których wąskich krawędziach musieliśmy się przeciskać. Krawędzie ok- przecie to nic wielkiego, ale rosły tam takie dziwne rośliny, które oplatały Cię z każdej strony- tam, gdzie szczęsliwe mieliśmy materiał- tylko niszczyły ubrania lekko tam, gdzie gołe nogi, niszczyły już naszą skórę
Tutaj widać, że uroczo nie było ale nie widać, że naprawdę cięzko się szło z odkrytymi stopami i częsciowo nogami
ale warto było się przemęczyć bo w koncu dotarliśmy do takiego uroczyska
Najlepsze było to, że wracaliśmy w to samo miejsce, z którego ruszyliśmy ale... piękną wybetonowaną drogą Ding- dong nie chciał abyśmy mieli za łatwo
W drodze powrotnej spotkaliśmy jeszcze szczęsliwe słoniki To byli uczestnicy wycieczki, na której cały dzień zajmujesz się czyimiś słoniami- jeżdzisz na nich ale też karmisz, czyścić miejsce spania i myjesz a na dodatek płacisz za to właścicielowi ok 240 pln od osoby- tyle chcieli na mieście za takie wycieczki- złoty interes
I tak powoli nasza wycieczka dobiegła końca. Jeśli ktoś nie ma czasu/ chęci na dwu dniowy trekking polecam tą wycieczkę- najfajnieszy dzień w Chiang Mai.
Na koniec poszliśmy jeszcze napełnić nasze brzuchy- pychota- kurcze jednak wrócę do Taj- choćby tylko dla jedzenia
I tak nastał ostatni dzień w Chiang Mai. Dwu dniowa wycieczka nie wypaliła więc tak naprawdę nie mieliśmy za bardzo planów na ten ostatni dzień. Postanowiliśmy wynająć kierowcę i poszwędać się jeszcze po okolicy.
Na początek ogrody botaniczne i motyle- powiem szczerze o ile ten pierwszy jeszcze ok to motyle nie były warte oglądania- takie same mamy u nas w Polsce
Jeśli ogród botaniczny to tylko orchidea- oni chyba mają tam fioła na tym punkcie.
Były też bambusowe laski i palmowe zarośla
a tu chodują małe orchidee
drzemka kierowcy
po drodze mijaliśmy też tygrysy- nie chcieliśmy do nich jechać ale trochę za słabo wyraziliśmy swój sprzeciw bo kierowca się zatrzymał. Twierdził, że te tygrysy są szczęsliwe- no tu się już nie zgodzę. Słonie jeszcze jestem w stanie zaakceptować- dobrze traktowane i zyjące na dużym terenie bez łańuchów- one nas woziły wykonując pracę, do której ewolucyjnie przywykły.
Te tygrysy natomiast są w typowej niewoli i jak widziałam ich zachowanie- muszą być pod wpływem narkotyków.
Wyszliśmy jednak z auta. Tuż przy samych kasach było ogrodzenie, z za którego wiele było widać bez płacenia za wstęp. Wiadomo nie można było zrobic sobie sweet foci z tygrysem- ale chyba sweet focia z tygrysem nie jest naturalną sprawą
Aha jeszcze tylko wsponę, że ceny były astronomiczne!
Czy ten tygrys może nie być naćpany? No może... jeśli zdechł ale widziałam, że się ruszał.... ja bym w życiu się koło niego nie położyła.
zwłaszcza, że dwa metry od nich była basen, gdzie już mniej naćpane tygrysy urzadzały niezłe harce. Raz nawet wybiegły z baseny, własnie w stronę leniwego modela i jedna z dziewczyn prawie dostała zawału serca :/
szkoda, że nie mogę Wam tu pokazać jak one przy tym ryczały.... brrrrr zza płotu przechodziły mnie dreszcze....
tyle tego kontrowersyjnego tematu
a tu wspomniane motyle- mam chyba ze dwa zdjęcia- bo przecież to jak polskie, prawda ?
Mozna też dla babci kupić pamiątkę- prawdziwe liście orchidei w biżuterii- nasz była zadowolona Robią je tam na miejscu.
Także widzicie dzień bez szału- spacerowy.
Wieczorem spacerowaliśmy dalej na walking market- na jednej z ulic zamyka się ruch aby chyba wszyscy turyści z Chiang Mai mogli przyjść w jedno miejsce- tłok niesamowity ale to po prostu trzeba w tym mieście zobaczyć. Jedzenie, towary reginalne & hand made.
Jest jeszcze jeden market w Chiang Mai- duża hala, otwarta co wieczór poza starym miastem i jego murami- podróbki z najnowszych kolekcji i czego tylko dusza zapragnie
Chiang Mai to jest must see na liście miejsc w Tajlandii.
Może nie widać tego na naszych zdjęciach- ja wiem, że nie wycisneliśmy z tego miasta wszystkiego co się da- ale byliśmy w końcu na wakacjach i nie chcieliśmy wycisnąć resztek sił z nas samych
Jest to miasto zupełnie inne niż Bkk- też pełne świątyń ale o mniejszym przepychu. Okolice Chiang Mai są przepiękne- wodospady, gorące źródła, egzotyczne plemiona, biała świątynia i wiele, wiele innych... Przy tym wszystkim krajobrazowo Chiang Mai jest zupełnie inne niż Bkk i jego okolice (Erawan, Ayutthaya) oraz obszary Krabi- jadąc tam poznajecie kolejną, w naszym wypadku trzecią- odsłonę różnorodnej Tajlandii.
jestem 4 noce w Chiang mam na razie zabukowaną szkołe gotowania ;-), marzą mi się też długie szyje ale wiem ze to daleko , oraz biała swiątynia nie wiesz czy jest czynna ?
Chiang Mai mnie zawsze lapie za serducho...jak dla mnie jedno z fajniejszych miejsc w Taj i znajome miejsca sa
Następny punkt programu to lunch- bardzo dobry zorganizowany przez Ding- Donga. Typowo ryż, warzywa, kurczak, omlet, jakieś owoce i napoje- w cenie wycieczki.
Po posiłku czas na wioskę lokalnego plemienia- dość smutny był to widok. W wiosce panowała raczej bieda i brud. Może to ostatnie wynika jedna z ich stylu życia i po prostu im to nie przeszkadza? Nie wiem... tak jednak żyją.
Mieliśmy punkt programu, w którym miejscowe kobiety pokazywały jak robią ręcznie szale. Wiadomo chodziło o to aby kupić coś od nich. Oczywiście kupiliśmy i nie dlatego, że było nam ich szkoda a dlatego, że naprawdę były ładne. Mój miał być na prezent dla mamy ale jest tak udany, że nie mogę się z nim rozstać i kosztowały całe 150 bth
Na zdjęciu niestety nie ma tych godnych uwagi.
a tu ich rzeczywistość....
To był smutny widok- te akurat chodowane były na bożonarodzeniowe swiętowanie- w tej wiosce mieszkali bowiem chrześcijanie
ale antyna satelitarna też była
ich pola uprawne
Witaj Pumcia- czyli jednak tam dotarłać Nie wiem, czy pamiętasz ale bardzo mi pomogłaś przed moim wyjazdem do Taj- za co jeszcze raz dziękuję
Miałam tu później opisać to Chiang Mai ale wiadomo jak to jest- zniknęłam stąd na ponad rok zawalona polską rzeczywistością- mea kulpa
Algida my właśnie długie szyje musieliśmy opuścić- ale jak najbardziej te wycieczki są do zrobienia. Tylko, że one wchodzą własnie w te dwu dniowe- więc musiałabyś sobie trochę więcej czasu zarezerwować na nią.
Wiesz ja byłam w listopadzie 2013 wtedy pamiętam, że biała świątynia była w ofercie więc musiała być chyba otwarta.
Jesli nie przeszkadza Ci jeżdzenie z lokalnych biur podrózy to nie będzie problemu ofert jesy dużo. Nam tam pewien Taj powiedział, żeby zawsze wybierać biura, które mają nr licencji pokazany, gdzieś na szyldzie- wówczas jest pewnośc, że wycieczki są dobrej jakości.
Moim zdaniem warto pojechać i zobaczyć to o czym piszesz- zdecydowanie! Ja trochę żałuję, że nie byłam bo wątpię, żebym tylko po to wróciła- ale kto wie, kto wie
Szkoły gotowanie- tez dobry pomysł- tego w Chiang Mai jest pełno. My też o tym myśleliśmy ale wybraliśmy wersję super skróconą- opcja z zupą .
Bylam, bylam..... to pisz zebys teraz nie zginela super sie podrozuje z Toba i wspimina a masz wiecej swiatyn....
Puma z tych co mam to zdjęć bez cenzury jest niewiele- wszędzie nasze gemby na planie głównym;) no chyba jeszcze tylko jedna lub dwie świątynie przed nami :/ bo powoli, powoli wkraczamy w część leżakową wakacji- już prawie połowa za nami
Na koniec wycieczki wspomniany trekking po dzunglowatym lesie nie byliśmy przygotowani na wielkie wyzwania bo najlepsze buty jakie mieliśmy na tego typu wycieczki to sandały wszak lepsze od japonek
Na początku szliśmy wzgórzami z widokami na pola ludzi z odwiedzonego plemienia, dalej przez pola z roślinnością lekko nasz przewyższającą ;), kolejny etap to jakiś dziwny kanał po których wąskich krawędziach musieliśmy się przeciskać. Krawędzie ok- przecie to nic wielkiego, ale rosły tam takie dziwne rośliny, które oplatały Cię z każdej strony- tam, gdzie szczęsliwe mieliśmy materiał- tylko niszczyły ubrania lekko tam, gdzie gołe nogi, niszczyły już naszą skórę
Tutaj widać, że uroczo nie było ale nie widać, że naprawdę cięzko się szło z odkrytymi stopami i częsciowo nogami
ale warto było się przemęczyć bo w koncu dotarliśmy do takiego uroczyska
Najlepsze było to, że wracaliśmy w to samo miejsce, z którego ruszyliśmy ale... piękną wybetonowaną drogą Ding- dong nie chciał abyśmy mieli za łatwo
W drodze powrotnej spotkaliśmy jeszcze szczęsliwe słoniki To byli uczestnicy wycieczki, na której cały dzień zajmujesz się czyimiś słoniami- jeżdzisz na nich ale też karmisz, czyścić miejsce spania i myjesz a na dodatek płacisz za to właścicielowi ok 240 pln od osoby- tyle chcieli na mieście za takie wycieczki- złoty interes
I tak powoli nasza wycieczka dobiegła końca. Jeśli ktoś nie ma czasu/ chęci na dwu dniowy trekking polecam tą wycieczkę- najfajnieszy dzień w Chiang Mai.
Na koniec poszliśmy jeszcze napełnić nasze brzuchy- pychota- kurcze jednak wrócę do Taj- choćby tylko dla jedzenia
I tak nastał ostatni dzień w Chiang Mai. Dwu dniowa wycieczka nie wypaliła więc tak naprawdę nie mieliśmy za bardzo planów na ten ostatni dzień. Postanowiliśmy wynająć kierowcę i poszwędać się jeszcze po okolicy.
Na początek ogrody botaniczne i motyle- powiem szczerze o ile ten pierwszy jeszcze ok to motyle nie były warte oglądania- takie same mamy u nas w Polsce
Jeśli ogród botaniczny to tylko orchidea- oni chyba mają tam fioła na tym punkcie.
Były też bambusowe laski i palmowe zarośla
a tu chodują małe orchidee
drzemka kierowcy
po drodze mijaliśmy też tygrysy- nie chcieliśmy do nich jechać ale trochę za słabo wyraziliśmy swój sprzeciw bo kierowca się zatrzymał. Twierdził, że te tygrysy są szczęsliwe- no tu się już nie zgodzę. Słonie jeszcze jestem w stanie zaakceptować- dobrze traktowane i zyjące na dużym terenie bez łańuchów- one nas woziły wykonując pracę, do której ewolucyjnie przywykły.
Te tygrysy natomiast są w typowej niewoli i jak widziałam ich zachowanie- muszą być pod wpływem narkotyków.
Wyszliśmy jednak z auta. Tuż przy samych kasach było ogrodzenie, z za którego wiele było widać bez płacenia za wstęp. Wiadomo nie można było zrobic sobie sweet foci z tygrysem- ale chyba sweet focia z tygrysem nie jest naturalną sprawą
Aha jeszcze tylko wsponę, że ceny były astronomiczne!
Czy ten tygrys może nie być naćpany? No może... jeśli zdechł ale widziałam, że się ruszał.... ja bym w życiu się koło niego nie położyła.
zwłaszcza, że dwa metry od nich była basen, gdzie już mniej naćpane tygrysy urzadzały niezłe harce. Raz nawet wybiegły z baseny, własnie w stronę leniwego modela i jedna z dziewczyn prawie dostała zawału serca :/
szkoda, że nie mogę Wam tu pokazać jak one przy tym ryczały.... brrrrr zza płotu przechodziły mnie dreszcze....
tyle tego kontrowersyjnego tematu
a tu wspomniane motyle- mam chyba ze dwa zdjęcia- bo przecież to jak polskie, prawda ?
Mozna też dla babci kupić pamiątkę- prawdziwe liście orchidei w biżuterii- nasz była zadowolona Robią je tam na miejscu.
Także widzicie dzień bez szału- spacerowy.
Wieczorem spacerowaliśmy dalej na walking market- na jednej z ulic zamyka się ruch aby chyba wszyscy turyści z Chiang Mai mogli przyjść w jedno miejsce- tłok niesamowity ale to po prostu trzeba w tym mieście zobaczyć. Jedzenie, towary reginalne & hand made.
Jest jeszcze jeden market w Chiang Mai- duża hala, otwarta co wieczór poza starym miastem i jego murami- podróbki z najnowszych kolekcji i czego tylko dusza zapragnie
Niewielka frekwencja na walking markecie
Humory dopisują nie tylko nam
i urok został rzucony pech
Chiang Mai to jest must see na liście miejsc w Tajlandii.
Może nie widać tego na naszych zdjęciach- ja wiem, że nie wycisneliśmy z tego miasta wszystkiego co się da- ale byliśmy w końcu na wakacjach i nie chcieliśmy wycisnąć resztek sił z nas samych
Jest to miasto zupełnie inne niż Bkk- też pełne świątyń ale o mniejszym przepychu. Okolice Chiang Mai są przepiękne- wodospady, gorące źródła, egzotyczne plemiona, biała świątynia i wiele, wiele innych... Przy tym wszystkim krajobrazowo Chiang Mai jest zupełnie inne niż Bkk i jego okolice (Erawan, Ayutthaya) oraz obszary Krabi- jadąc tam poznajecie kolejną, w naszym wypadku trzecią- odsłonę różnorodnej Tajlandii.
NAPRAWDĘ WARTO!!!