--------------------

____________________

 

 

 



Powsinoga w Tajlandii - od Bangkoku po Ko Lipe

151 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
Nel
Obrazek użytkownika Nel
Online
Ostatnio: 1 godzina 15 minut temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Asiu, wycielam z twojego zdjecia ta twarz którą ja widze ..

widze oczy, nos,usta..

No trip no life

joasiamac
Obrazek użytkownika joasiamac
Offline
Ostatnio: 3 lata 8 miesięcy temu
Rejestracja: 24 wrz 2015

Buu, nie widzę zdjęcia Sad Ech, sprawdzę wieczorem z innego kompa Biggrin

joasiamac
Obrazek użytkownika joasiamac
Offline
Ostatnio: 3 lata 8 miesięcy temu
Rejestracja: 24 wrz 2015

Płyniemy dalej. Poziom wody wciąż się obniżał, my dopiero na początku wycieczki, a przecież jeszcze jakoś trzeba wrócić. I to niekoniecznie piechotą, niosąc kajak w rękach Wink

Przed nami przesmyk, za którym znów się zatrzymujemy:

Początkowo "parkujemy" na wodzie i czekamy na resztę wycieczki. Ale że chwilę to trwa, to wysiadamy na tej łasze piachu:

Tu nasi przewodnicy opowiadają nam o okolicznej zwierzynie. Raczej tej dzikiej, groźnej, którą już ciężko tu spotkać, bo uciekła w dżunglę, gdy tereny te przejął człowiek.

Kraby jednak zostały Wink

joasiamac
Obrazek użytkownika joasiamac
Offline
Ostatnio: 3 lata 8 miesięcy temu
Rejestracja: 24 wrz 2015

Na tej łasze, jak się okazało, krabów było jednak mało. Maluteńko wręcz. Szczególnie w kontekście tego, co już za chwilę mieliśmy zobaczyć. Reszta wycieczki do nas dołączyła, więc ruszamy dalej:

Po chwili dopływamy do mikro plaży. Ot, kolejna łacha piachu, tylko tym razem bezpośrednio przyklejona do lądu, a nie na środku wody. Nie wysiadamy z kajaków, ale dobijamy najbliżej, jak tylko się da. Dobijamy do "plaży krabów". Są ich tu dziesiątki, jeśli nie setki. W różnych rozmiarach, różnych kolorach. Zaiwaniają tak szybko, że ledwo idzie je czasem zauważyć, gdy przemieszczają się z jednej dziury w ziemi do następnej.

Na zdjęciach nie widać ich ogromnej ilości. Ale wierzcie mi (lub nie ;)) było ich naprawdę sporo.

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Online
Ostatnio: 1 godzina 15 minut temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Joasiu, wierze ci , bo widziałam podobne "zjawisko" na Komodo albo Rinca..

Super jest ten rejsik kajakowy !

No trip no life

joasiamac
Obrazek użytkownika joasiamac
Offline
Ostatnio: 3 lata 8 miesięcy temu
Rejestracja: 24 wrz 2015

Płyniemy dalej. Przed nami jeszcze kawałek drogi. Tym razem nie kanionem między wysokimi skałamy, a przez lasy namorzynowe. Środek "wodostrady" był zbyt płytki, aby się nim poruszać. Więc lawirowaliśmy z lekka między zwisającymi do wody gałęziami. Miejscami płynęło się lekko i łatwo, a miejscami - witaj, przygodo, może nam się uda Biggrin Były kajaki, które nasi dzielni przewodnicy odplątywali z pływających i zwisających gałęzi bądź odpychali, aby z mielizny odpłynęły Wink

W pewnym momencie, nasza grupa znalazła się pod obserwacją mieszkańców lasu....

Którzy na końcu rzekli nam "You shall not pass". Nie ma, że boli, dalej was nie puścimy, zawracać i spadać z naszego terenu.

Odprowadzeni wzrokiem strażnika numer 1, zawracamy i powoli udajemy się do portu, z którego wypływaliśmy.

joasiamac
Obrazek użytkownika joasiamac
Offline
Ostatnio: 3 lata 8 miesięcy temu
Rejestracja: 24 wrz 2015

Nelciu, pod względem ilości zobaczonej zwierzyny, wyjazd zaliczam do bardzo udanych. Gorzej ze złapaniem tej zwierzyny na zdjęciach i oddaniem jej piękna. Ale fotograf ze mnie żaden, a wspomnienia i tak zostaną. A kto nie wierzy, niech sam jedzie i sprawdzi. A co przy okazji przeżyje, to jego Biggrin

joasiamac
Obrazek użytkownika joasiamac
Offline
Ostatnio: 3 lata 8 miesięcy temu
Rejestracja: 24 wrz 2015

Wypływamy z kanionu, czy jakkolwiek by tego nie nazwać, a naszym oczom ukazuje się... wielka plaża. Wszędzie piach, trzeba go mocno opływać. Po wodzie, którą jeszcze chwilę temu płynęliśmy, teraz biegają małpy zapatrzone w swoją przyszłość Wink

Płynęliśmy tu przy samych skałach:

Na ryby Wink

joasiamac
Obrazek użytkownika joasiamac
Offline
Ostatnio: 3 lata 8 miesięcy temu
Rejestracja: 24 wrz 2015

I dopływamy do przystani. Tu czeka na nas owocowa przekąska, czyli arbuzy i ananasy. Chwila odpoczynku, odebranie własnych plecaków z przechowalni, zapakowanie się na odpowiedni samochód i powrót do Ao Nang (czy gdziekolwiek się nocuje).

Ostatnie popołudnie i wieczór w Ao Nang spędziliśmy łażąc bez celu, przesiadując przy plaży, na pierwszym w Tajlandii masażu (w końcu i wow! 200 bht/godz przy szumie fal ;)). Zakupiliśmy jeszcze prowiant na następny dzień, bo o 7 rano następnego dnia odbierał nas busik, którym dotarliśmy do Pak Bara, a następnie na długo przez nas wyczekiwaną Ko Lipe.

joasiamac
Obrazek użytkownika joasiamac
Offline
Ostatnio: 3 lata 8 miesięcy temu
Rejestracja: 24 wrz 2015

Kierowca busika przyjeżdża jakieś pół godziny spóźniony. My na luzie, byle na prom zdążyć. On za to bardzo przerasza. Wyruszamy ku nowej przygodzie. Droga mija stosunkowo szybko. Myślałam, że będzie gorzej. Docieramy do Pak Bara. Tam wymieniamy potwierdzenie rezerwacji na kwitki na prom (w obie strony) i bus (z którego skorzystamy po powrocie z wyspy), a potem hop siup i wiśta wio, biegiem na prom. Ale nie tak szybko, co to, to nie. Najpierw trzeba zapłacić za wejście na do budynku "dworca morskiego". Bo tak. Nie pamiętam ile, pewnie koło 20 bht od osoby. Potem wymieniamy kwitek na prom na plastikowy bilecik na prom. Ten ma numerek. Jest to istotne, gdyż na prom się wsiada po kolei, zgodnie z numerkiem na tym bileciku. Bagaże się zostawia w miejscu zbiórki bagażu. O niego "zatroszczą się", czyli wrzucą na prom, panowie z obsługi.

Nasze numerki są powyżej 100. Więc czekamy. Najpierw na to, aż spóźniony prom podpłynie i będzie łaskaw przyjąć pasażerów. Potem na swoją kolej przy wsiadaniu. Prom jest duży, dla wszystkich miejsca siedzące. Klima daje czadu. Był moment, że chciałam się czymś przykryć (o ile tego ostatecznie nie zrobiłam ;)). Miejsca siedzące znajdujemy pod pokładem. Tak więc nici z widoków. Za to, gdy tylko ruszamy, na ekranie zaczyna lecieć trzecia część "Hobbita". Po tajsku, Bez napisów angielskich. To tak, żeby było łatwiej. Może ktoś nie zna, nie widział i chciał się zapoznać Biggrin

Atrakcji dodatkowych na promie nawet nie chcę opisywać. Jeśli ktoś ma wrażliwy żołądek i węch, proponuję uciekać Wink Chociaż ja cierpię na chorobę morską i zniosłam cały przejazd bardzo dobrze. Mimo "atrakcji" w wykonaniu dzieci tuż obok.

Dopływaamy na platformę i wysiadamy z promu. Czekamy na bagaże. W międzyczasie rozglądam się po okolicy. Ko Lipe prawie nie widać. Ko Adang w ogóle. Jesteśmy w porze deszczowej, więc wysiadamy na platformie przy Sunrise Beach. To tak, gdyby ktoś się dziwił, czemu przy Pattaya Beach Ko Adang szukam Wink Jestem załamana. Nie tego się spodziewałam. Z platformy trzeba się dostać na wyspę. Longtail taxi 50 bht/osoba. Plus 200 bht/osoba trzeba uiścić za wstęp do parku narodowego. Słodko. Tego o parku nie wiedzieliśmy wyjeżdżając, więc to pewnie jakaś nowość. Albo tylko poza sezonem Wink Wszystkiego jestem w stanie się spodziewać.

W końcu docieramy na wyspę. Tak, jak już kiedyś o Ko Lipe czytałam, suchą nogą się nie da. Wysiadamy do wody, takiej po kostki, ale do wody Wink Zabieramy nasze plecaki i spacerem idziemy do naszej noclegowni. Nie chcemy żadnej podwózki, chcemy się po prostu przejść. Zobaczyć, jak wyspa wygląda. Plecaki nam nie przeszkadzają. Zbytnio Wink

Nocujemy w The Box przy Walking Street. Nocleg zarezerwowaliśmy na jedną noc, z góry nastawiając się na to, że po tej pierwszej nocy poszukamy sobie innego noclegu. A przynajmniej po dotarciu na wyspę. Check in, klucz do pokoju i ruszamy na lunch. Przy okazji spacerujemy po wyspie, szukając sobie noclegu na pozostałe noce.

Sam The Box niby ok, w fajnym miejscu położony, obsługa bardzo sympatyczna, klima śmiga, niby wszystko ok, ale... Między pokojem a toaletą nie ma nawet zasłonki, o drzwiach nie wspominając. Nie muszę chyba tłumaczyć, z jakimi cudnymi wrażeniami to się wiąże Wink Pod naszym pokojem znajdowała się kuchnia. Bar otwarty do późnej nocy, ok. I potem od wczesnego rana śniadanie. Odgłosy niosły się rurami niesamowicie. Więc pobudka była dość wczesna. I nawet lejący przez całą noc deszcz (z burzą) nie były w stanie tego zakłócić. Więc rano wstaliśmy dość wcześnie. Wyjrzałam przez okno. Słońce! Widzę słońce! Pospieszam małża, bo chcę biec na plażę, zobaczyć wodę i okolicę, póki jeszcze słońce świeci. Bo patrząc na nasze doświadczenie z Tajlandii, słońcem to ona za długo nie stoi Wink Poszliśmy na Pattaya Beach, bo najbliżej (swoją drogą, cudnie wyglądają wieczorem knajpki przy plaży, z pozapalanymi pochodniami, powystawianymi leżaczkami, rewelacja) i naszym oczom ukazało się to, czego tak bardzo chcieliśmy:

Kolor nieba to wciąż jeszcze nie to. Widać delikatną mgiełkę z chmur na niebie. Ale woda już ma ten kolor! Do tego biały piaseczek, bajka!

Wracamy do The Box na śniadanie. To akurat było dobre. Mało słone, ale dobre. Duże. Kilka zestawów do wyboru. Idziemy pozbierać do końca nasze graty i przenosimy się do Gecko Lipe. Do bambusowej chatki. Bez klimy, ale z wiatrakiem. Obawiałam się, czy damy radę przy tym spać, czy nie będzie za gorąco, ale moje obawy okazały się zbędne. Robactwo też nam nie dokuczało. Tu zdecydowanie było nam lepiej. Ale to już kwestia indywidualnych preferencji. Aaaa, mimo tego, że kawalątek w bok od Walking Street, to wciąż przy niej. Ale w zacienionym, zadrzewionym otoczeniu. Więc było tam nawet trochę chłodniej. A przynajmniej wciąż w to wierzę Biggrin

Strony

Wyszukaj w trip4cheap