Melleczko ten bus za 150 bath stoi na lotnisku, jak wyjdziesz z lotniska na Krabi, z hali przylotów to zaraz na parkingu stoi ten bus i mnóstwo taksi. Bus faktycznie jechał długo chyba ok godzinki. Przy wejściu podajesz nazwę hotelu i kierowca kazdego pod hotel zawozi. Taksi jedzie krócej bo zawozi tylko Ciebie, a jak masz jakiś hotel na końcu to musisz czekać aż się porozwozi innych, trochę to czasu zajmuje
Pierwszego dnia obudził nas deszcz, a właściwie ulewa wtedy jeszcze miałam nadzieję, że to tylko chwilowa. Poszliśmy na śniadanko i do recepcji, zamówiliśmy przejażdżkę na słoniach na 11 bo liczyliśmy, że do tego czasu przestanie padać. Zbliżała się 10 a padać nie przestawało więc przełożyliśmy a 14.00. Niestety sytuacja się nie zmieniła więc znów przesunęliśmy słonie na następny dzień. Ok 17.00 przestało lać to znaczy delikatnie kropiło więc postanowiliśmy pojechać do Ao Nang. Z hotelu co godzinę aż do 22.00 jest darmowy transport. Poszwędaliśmy się po Ao Nang, zaliczyliśmy panacaka i wróciliśmy do hotelu.
Drugiego dnia sytuacja identyczna leje jak z cebra, znów przełożyliśmy słonie na 13.00. Zbliżała się 12.00 deszcz trochę mniej padał więc zdecydowaliśmy się pojechać bo według prognoz i wszelkich znaków na niebie nic nie zapowiadało dobrej pogody podczas naszego pobytu. Przejażdżka trwała chyba 40 minut, potem miała być jeszcze kąpiel w rzece ale przy takiej pogodzie nikt się nie skusił
Wieczorkiem znów pojechaliśmy do Ao Nang bo niestety jak deszcz pada to można się zanudzić w hotelu, całe szczęście, że było wifi i siłownia i kupiliśmy wycieczkę na 4 wyspy za 400 bth za 2 osoby. Na słońce nie liczyliśmy ale mieliśmy nadzieję, że będzie kropić a nie lać.
3 dnia mieliśmy zaplanowaną na 9 rano wycieczkę 4 wyspy, niestety całą noc oraz poranek lało tak, że żadna wycieczka nie wchodziła w rachubę więc znów przełożyliśmy na następny dzień. Po tych paru dniach jak tylko się zbliżaliśmy do recepcji z uśmiechem od razu wiedzieli, że przekładamy wycieczkę Postanowiliśmy skorzystać z sauny. Sauna już z wyglądu nie przypomina sauny dwa małe betonowe pomieszczenia, jedno dla kobiet drugie dla mężczyzn, jakoś tak mroczno i niezbyt przyjemnie. Wychodzimy z domku i po cały ogrodzie unosi się dym jakby z ogniska, mówię do męża w żartach, że to pewnie naszą saunę nagrzewają. Przychodzimy do sauny, a tam zimno jak na zewnątrz tylko siwo od dymu. Idziemy do recepcji, mówimy, że coś im chyba nie działa, a oni na to, że wszystko jest ok i mamy poczekać. No dobra wracamy do sauny, zamykamy drzwi, ale po minucie mnie już głowa boli i mówię, że to bez sensu bo sauny to to nie przypomina. Mąż znalazł gościa, który miał napalić, chodził tam i z powrotem, godzina minęła i sauna dalej zimna. Poszliśmy więc na siłownię. Ok 11 przestało padać i wyszło słonko. Na wycieczkę było już za późno więc zdecydowaliśmy się popłynąć na Pranang Cave. Szybko się zebraliśmy i pojechaliśmy do Ao Nang kupić bilety na longtaila - 200 bth za osobę. Niestety już podczas wsiadania na longtaila po słonku nie było śladu za to coraz groźniejsze chmury się pojawiały. Po jakiś 10 minutach po przypłynięciu lunęło jak z cebra, próbowaliśmy się schronić pod drzewami ale nic to nie pomagało. Po 30 minutach przestało, później znowu padało i znowu i chyba tak z 5 razy.
Robiło się coraz później, plaża pustoszała więc postanowiliśmy wracać a to okazało się nie być takie proste. Jeden longtail stał i choć mieliśmy bilety, taj stwierdził, że nie płynie jak nie ma 6 osób! No pięknie! Czekaliśmy pół godzinki i nikt się więcej nie pojawił. Mąż poszedł szukać chętnych do powrotu. Po chwili przyprowadził 2 masażystów, którzy z nami przypłynęli. Przyszedł z nimi w ostatnim momencie bo taj z longtailu już podnosił kotwicę i chciał sam odpłynąć. Oczywiście 4 osoby to nie 6 i wciąż było mu za mało, chciał od nas dodatkowo 200 bth. Super, bilet masz kupiony a tu takie jaja, niestety to był ostatni longtail, ludzi w sumie nie było i było późno więc po negocjacjach dostał 100 bth i się zgodził. Ponieważ fale były duże, powrót przypominał ten z Koh Nang Yuan tylko torba była w trochę lepszym stanie. Zbliżamy się w okolice portu, a ponieważ odpływ był już konkretny wysadził nas na środku morza, było płytko, woda za kolana, ale dno strasznie muliste, cała stopa, aż po kostkę zapadała się. Ledwo co było widać brzeg, zła byłam jak nie wiem, ale co zrobić? mieliśmy dwie drogi by stamtąd wyjść: albo w pewnym momencie przejść przez kanał, gdzie wody było po pachy, albo iść prosto tylko, że tam cały brzeg był ogrodzony. Wybraliśmy tę drugą opcję bo wolałam przechodzić przez płot niż taplać się w błotnistym kanale. Udało nam się znaleźć dziurę w płocie więc uradowani znaleźliśmy się w jakiejś restauracji, na szczęście nikogo w niej nie było bo do kolan byliśmy cali w mule, całe szczęście obok była toaleta bo inaczej musielibyśmy iść w takim stanie do Ao Nang na busika do hotelu. Oczywiście busa, który dowiózł nas z miejsca gdzie kupiliśmy bilety do portu nie było więc wzięliśmy tuk tuka.
Na 4 dzień mieliśmy zamówioną wycieczkę 4 wyspy na 9 rano. Nawet jakby lało to nie moglibyśmy jej przełożyć bo następnego dnia opuszczaliśmy Ao Nang. Można było zrezygnować, ale za 400 bth za 2 osoby postanowiliśmy jechać nawet w deszczu. Rano pogoda nie była taka zła, nie padało i nawet się przejaśniało, niestety już w porcie po słonku nie było śladu.
Pierwsza wyspa to Tup Island. Dwie małe wysepki połączone przesmykiem, takie mini Koh Nang Yuan. Miejsce urokliwe, w słońcu zapewne dużo bardziej, tylko na tak małej powierzchni mnóstwo ludzi bo oczywiście wszystkie wycieczki mają postoje w tych samych miejscach o tym samym czasie jakby nie można było tego jakoś porozdzielać. No i czas jaki tam dostaliśmy to też śmiechu warte bo 30 minut, ale to norma na tego typu wycieczkach wszędzie niestety. Do dziś pamiętam jak w Kairze na piramidy mieliśmy 40 minut a po godzinie na jakieś śmieszne perfumy, które nam próbowano pocisnąć.
Następnie snurkowanie przy Chicken Island i wygłodniałe rybki
Kolejna wyspa to Poda Island. Wyspa ładna gdyby nie mnóstwo śmieci walających się wszędzie! Mieliśmy tam dłuższy pobyt bo musieliśmy przeczekać sztorm. Wszystkie wycieczki mają na Poda lunch, jedzenie w takim miejscu nie należy do przyjemnośi bo nie dość że nie ma gdzie usiąść to wyspa jest jednym wielkim śmietniskiem.
Ostatni dzień w Ao Nang spędziliśmy w hotelu bo o 14.00 przyjechał po nas busik i zawiózł nas do portu skąd mieliśmy prom na Phuket za 550 bth za osobę.
Podczas drogi rozpętała się wielka burza, fale były ogromne i ostro bujało promem. Na Phukecie czekał na nas inny bus, który miał nas zawieźć do hotelu, ale okazało się, że nasz hotel nie jest w zatoce, do której jest darmowy transport i wyrzucą nas w jakiejś obok. No dobra i tak nie mamy innego wyjścia więc jedziemy. Po jakiejś godzinie jazdy wyrzucili nas, parę jakiś dziwnych barów, żadne menu nie po angielsku, prawie nikt nie mówi po angielsku, jedzenie też jakieś dziwne. Podchodzimy do jednej, nikt nic nie rozumie, w drugiej nie wiedzieli ile co kosztuje,w końcu znaleźliśmy pancake, wsunęliśmy po 3 i ruszyliśmy na poszukiwane taksi bo oczywiście nikt nie wiedział gdzie są taksówki, a jak się okazało były za rogiem, za 400 bth zawieźli nas do hotelu Naithon Beach Mansion. Było już po 22.00 więc tylko prysznic i do wyrka bo o 5 rano mieliśmy taksi na lotnisko
O 5 rano pojechaliśmy taksówką za 400 bth na lotnisko. O 6.45 mieliśmy lot na Bali za 5.290 bth za 2 osoby. Wylądowaliśmy o 11.45. Na lotnisku kupiliśmy wizę za 25$ za osobę. Po wyjściu z lotniska szybko odnaleźliśmy gościa, który zawiózł nas do hotelu za 13$. Podróż trwała jakieś 15 minut. Szybko się rozpakowaliśmy i poszliśmy coś zjeść, później szukaliśmy kantoru i zwiedziliśmy Jimbaran - nic ciekawego ogólnie mówiąc, nie jest to miejscowość turystyczna jak Kuta, głównie sami miejscowi, później plaża, a wieczorem pojechaliśmy do Kuty. Pogoda była super, ale jakoś nie chciało nam się robić zdjęć i tak minął pierwszy dzień na Bali.
Drugiego dnia szybko poszliśmy na śniadanko na 8 rano bo o 8.30 byliśmy umówieni na całodniową wycieczkę po wyspie z kierowcą za 50$. Rano była super pogoda, słoneczko, bezchmurne niebo, ale w miarę zbliżania się do Ubud, naszego pierwszego przystanku słonko zaszło a całe niebo pokryło się chmurami.
Pierwszy przystanek Monkey Forest
dla mnie to zdecydowanie najlepsze miejsce na Bali!!! Wstęp jak dobrze pamiętam 20 000 rupii.
Witam w Azji nowe twarze, Shadi, Melleczka
Melleczko ten bus za 150 bath stoi na lotnisku, jak wyjdziesz z lotniska na Krabi, z hali przylotów to zaraz na parkingu stoi ten bus i mnóstwo taksi. Bus faktycznie jechał długo chyba ok godzinki. Przy wejściu podajesz nazwę hotelu i kierowca kazdego pod hotel zawozi. Taksi jedzie krócej bo zawozi tylko Ciebie, a jak masz jakiś hotel na końcu to musisz czekać aż się porozwozi innych, trochę to czasu zajmuje
http://www.followdreams.today/
https://www.facebook.com/followdreams.today/
Pierwszego dnia obudził nas deszcz, a właściwie ulewa wtedy jeszcze miałam nadzieję, że to tylko chwilowa. Poszliśmy na śniadanko i do recepcji, zamówiliśmy przejażdżkę na słoniach na 11 bo liczyliśmy, że do tego czasu przestanie padać. Zbliżała się 10 a padać nie przestawało więc przełożyliśmy a 14.00. Niestety sytuacja się nie zmieniła więc znów przesunęliśmy słonie na następny dzień. Ok 17.00 przestało lać to znaczy delikatnie kropiło więc postanowiliśmy pojechać do Ao Nang. Z hotelu co godzinę aż do 22.00 jest darmowy transport. Poszwędaliśmy się po Ao Nang, zaliczyliśmy panacaka i wróciliśmy do hotelu.
Drugiego dnia sytuacja identyczna leje jak z cebra, znów przełożyliśmy słonie na 13.00. Zbliżała się 12.00 deszcz trochę mniej padał więc zdecydowaliśmy się pojechać bo według prognoz i wszelkich znaków na niebie nic nie zapowiadało dobrej pogody podczas naszego pobytu.
Przejażdżka trwała chyba 40 minut, potem miała być jeszcze kąpiel w rzece ale przy takiej pogodzie nikt się nie skusił
Wieczorkiem znów pojechaliśmy do Ao Nang bo niestety jak deszcz pada to można się zanudzić w hotelu, całe szczęście, że było wifi i siłownia i kupiliśmy wycieczkę na 4 wyspy za 400 bth za 2 osoby. Na słońce nie liczyliśmy ale mieliśmy nadzieję, że będzie kropić a nie lać.
http://www.followdreams.today/
https://www.facebook.com/followdreams.today/
3 dnia mieliśmy zaplanowaną na 9 rano wycieczkę 4 wyspy, niestety całą noc oraz poranek lało tak, że żadna wycieczka nie wchodziła w rachubę więc znów przełożyliśmy na następny dzień. Po tych paru dniach jak tylko się zbliżaliśmy do recepcji z uśmiechem od razu wiedzieli, że przekładamy wycieczkę
Postanowiliśmy skorzystać z sauny. Sauna już z wyglądu nie przypomina sauny dwa małe betonowe pomieszczenia, jedno dla kobiet drugie dla mężczyzn, jakoś tak mroczno i niezbyt przyjemnie. Wychodzimy z domku i po cały ogrodzie unosi się dym jakby z ogniska, mówię do męża w żartach, że to pewnie naszą saunę nagrzewają. Przychodzimy do sauny, a tam zimno jak na zewnątrz tylko siwo od dymu. Idziemy do recepcji, mówimy, że coś im chyba nie działa, a oni na to, że wszystko jest ok i mamy poczekać. No dobra wracamy do sauny, zamykamy drzwi, ale po minucie mnie już głowa boli i mówię, że to bez sensu bo sauny to to nie przypomina. Mąż znalazł gościa, który miał napalić, chodził tam i z powrotem, godzina minęła i sauna dalej zimna. Poszliśmy więc na siłownię. Ok 11 przestało padać i wyszło słonko. Na wycieczkę było już za późno więc zdecydowaliśmy się popłynąć na Pranang Cave. Szybko się zebraliśmy i pojechaliśmy do Ao Nang kupić bilety na longtaila - 200 bth za osobę. Niestety już podczas wsiadania na longtaila po słonku nie było śladu za to coraz groźniejsze chmury się pojawiały. Po jakiś 10 minutach po przypłynięciu lunęło jak z cebra, próbowaliśmy się schronić pod drzewami ale nic to nie pomagało. Po 30 minutach przestało, później znowu padało i znowu i chyba tak z 5 razy.
Robiło się coraz później, plaża pustoszała więc postanowiliśmy wracać a to okazało się nie być takie proste. Jeden longtail stał i choć mieliśmy bilety, taj stwierdził, że nie płynie jak nie ma 6 osób! No pięknie! Czekaliśmy pół godzinki i nikt się więcej nie pojawił. Mąż poszedł szukać chętnych do powrotu. Po chwili przyprowadził 2 masażystów, którzy z nami przypłynęli. Przyszedł z nimi w ostatnim momencie bo taj z longtailu już podnosił kotwicę i chciał sam odpłynąć. Oczywiście 4 osoby to nie 6 i wciąż było mu za mało, chciał od nas dodatkowo 200 bth. Super, bilet masz kupiony a tu takie jaja, niestety to był ostatni longtail, ludzi w sumie nie było i było późno więc po negocjacjach dostał 100 bth i się zgodził. Ponieważ fale były duże, powrót przypominał ten z Koh Nang Yuan tylko torba była w trochę lepszym stanie. Zbliżamy się w okolice portu, a ponieważ odpływ był już konkretny wysadził nas na środku morza, było płytko, woda za kolana, ale dno strasznie muliste, cała stopa, aż po kostkę zapadała się. Ledwo co było widać brzeg, zła byłam jak nie wiem, ale co zrobić? mieliśmy dwie drogi by stamtąd wyjść: albo w pewnym momencie przejść przez kanał, gdzie wody było po pachy, albo iść prosto tylko, że tam cały brzeg był ogrodzony. Wybraliśmy tę drugą opcję bo wolałam przechodzić przez płot niż taplać się w błotnistym kanale. Udało nam się znaleźć dziurę w płocie więc uradowani znaleźliśmy się w jakiejś restauracji, na szczęście nikogo w niej nie było bo do kolan byliśmy cali w mule, całe szczęście obok była toaleta bo inaczej musielibyśmy iść w takim stanie do Ao Nang na busika do hotelu. Oczywiście busa, który dowiózł nas z miejsca gdzie kupiliśmy bilety do portu nie było więc wzięliśmy tuk tuka.
http://www.followdreams.today/
https://www.facebook.com/followdreams.today/
Na 4 dzień mieliśmy zamówioną wycieczkę 4 wyspy na 9 rano. Nawet jakby lało to nie moglibyśmy jej przełożyć bo następnego dnia opuszczaliśmy Ao Nang. Można było zrezygnować, ale za 400 bth za 2 osoby postanowiliśmy jechać nawet w deszczu. Rano pogoda nie była taka zła, nie padało i nawet się przejaśniało, niestety już w porcie po słonku nie było śladu.
Pierwsza wyspa to Tup Island. Dwie małe wysepki połączone przesmykiem, takie mini Koh Nang Yuan. Miejsce urokliwe, w słońcu zapewne dużo bardziej, tylko na tak małej powierzchni mnóstwo ludzi bo oczywiście wszystkie wycieczki mają postoje w tych samych miejscach o tym samym czasie jakby nie można było tego jakoś porozdzielać. No i czas jaki tam dostaliśmy to też śmiechu warte bo 30 minut, ale to norma na tego typu wycieczkach wszędzie niestety. Do dziś pamiętam jak w Kairze na piramidy mieliśmy 40 minut a po godzinie na jakieś śmieszne perfumy, które nam próbowano pocisnąć.
Następnie snurkowanie przy Chicken Island i wygłodniałe rybki
Kolejna wyspa to Poda Island. Wyspa ładna gdyby nie mnóstwo śmieci walających się wszędzie! Mieliśmy tam dłuższy pobyt bo musieliśmy przeczekać sztorm. Wszystkie wycieczki mają na Poda lunch, jedzenie w takim miejscu nie należy do przyjemnośi bo nie dość że nie ma gdzie usiąść to wyspa jest jednym wielkim śmietniskiem.
i na koniec Pranang Cave
http://www.followdreams.today/
https://www.facebook.com/followdreams.today/
Ostatni dzień w Ao Nang spędziliśmy w hotelu bo o 14.00 przyjechał po nas busik i zawiózł nas do portu skąd mieliśmy prom na Phuket za 550 bth za osobę.
Podczas drogi rozpętała się wielka burza, fale były ogromne i ostro bujało promem. Na Phukecie czekał na nas inny bus, który miał nas zawieźć do hotelu, ale okazało się, że nasz hotel nie jest w zatoce, do której jest darmowy transport i wyrzucą nas w jakiejś obok. No dobra i tak nie mamy innego wyjścia więc jedziemy. Po jakiejś godzinie jazdy wyrzucili nas, parę jakiś dziwnych barów, żadne menu nie po angielsku, prawie nikt nie mówi po angielsku, jedzenie też jakieś dziwne. Podchodzimy do jednej, nikt nic nie rozumie, w drugiej nie wiedzieli ile co kosztuje,w końcu znaleźliśmy pancake, wsunęliśmy po 3 i ruszyliśmy na poszukiwane taksi bo oczywiście nikt nie wiedział gdzie są taksówki, a jak się okazało były za rogiem, za 400 bth zawieźli nas do hotelu Naithon Beach Mansion. Było już po 22.00 więc tylko prysznic i do wyrka bo o 5 rano mieliśmy taksi na lotnisko
http://www.followdreams.today/
https://www.facebook.com/followdreams.today/
O 5 rano pojechaliśmy taksówką za 400 bth na lotnisko. O 6.45 mieliśmy lot na Bali za 5.290 bth za 2 osoby. Wylądowaliśmy o 11.45. Na lotnisku kupiliśmy wizę za 25$ za osobę. Po wyjściu z lotniska szybko odnaleźliśmy gościa, który zawiózł nas do hotelu za 13$. Podróż trwała jakieś 15 minut. Szybko się rozpakowaliśmy i poszliśmy coś zjeść, później szukaliśmy kantoru i zwiedziliśmy Jimbaran - nic ciekawego ogólnie mówiąc, nie jest to miejscowość turystyczna jak Kuta, głównie sami miejscowi, później plaża, a wieczorem pojechaliśmy do Kuty. Pogoda była super, ale jakoś nie chciało nam się robić zdjęć i tak minął pierwszy dzień na Bali.
http://www.followdreams.today/
https://www.facebook.com/followdreams.today/
Drugiego dnia szybko poszliśmy na śniadanko na 8 rano bo o 8.30 byliśmy umówieni na całodniową wycieczkę po wyspie z kierowcą za 50$. Rano była super pogoda, słoneczko, bezchmurne niebo, ale w miarę zbliżania się do Ubud, naszego pierwszego przystanku słonko zaszło a całe niebo pokryło się chmurami.
Pierwszy przystanek Monkey Forest
dla mnie to zdecydowanie najlepsze miejsce na Bali!!! Wstęp jak dobrze pamiętam 20 000 rupii.
http://www.followdreams.today/
https://www.facebook.com/followdreams.today/
Anusia, ale słodziaki
...nieważne gdzie, ważne z kim...
fakt Asia zwłaszcza te maleństwa słodziutkie
http://www.followdreams.today/
https://www.facebook.com/followdreams.today/
Anusia z wielka przyjemnoscia,wrocilam do Twojej relacji, podziwiam Twoja odpornosc psychiczna, ten nieszczesny deszcz naprawde Was przesladowal