--------------------

____________________

 

 

 



Singapur - dlaczego warto tam jechać?

133 wpisów / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 2 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013
Singapur - dlaczego warto tam jechać?

SINGAPUR – dlaczego warto tam jechać?

To była niewątpliwie najdalsza nasza wyprawa. Przelecieliśmy przeszło 38 tysięcy kilometrów, a więc niemalże okrążyliśmy równik. I to wszystko w czasie trzech tygodni i w dodatku w dość zaawansowanym wieku, kiedy to siedem dyszek tuż...tuż...na karku.

Jakoś Australia nigdy nie była moim marzeniem. Wyspa gdzieś tam hen, na końcu świata, bezludne pustynie ewentualnie busz, owce i jadowite węże. Jakoś mnie nie ciągnęło...

No, ale w końcu dałam się przekonać. Mąż ma na Tasmanii konferencję, więc może to ostatnia w życiu szansa, żeby się tam wybrać??????

No i pojechaliśmy....

Podróż rozpoczęła się w Gdańsku, skąd pendolino zawiozło nas do stolicy. Z Warszawy polecieliśmy Emirates do Dubaju, gdzie mieliśmy dwugodzinną przerwę, a następnie czekał nas lot do Singapuru. Z Singapuru skok na Tasmanię z krótkim zwiedzaniem Melbourne.

Po Tasmanii kolej na Sydney, a na koniec jeszcze raz Dubaj.

W Mieście Lwa spędziliśmy 6 dni, co uważam za optymalny czas pobytu, by w miarę dobrze poznać to bardzo różnorodne i interesujące miejsce.

Dla mnie duże znaczenie miało to, że faktycznie okazało się, iż jest to miasto w ogrodzie, bowiem wspaniała tropikalna roślinność jest tu wszędzie!!!

Dodatkowym plusem jest fantastycznie zorganizowana i tania komunikacja miejska, czystość i porządek - znacznie odbiegający od standardów obowiązujących w tej części świata - oraz poczucie bezpieczeństwa zarówno w nocy, jak i w dzielnicach uchodzących za niby podejrzane.

Sprzyjała nam także pogoda, nie spadła w czasie naszego pobytu ani kropla deszczu w ciągu dnia, choć zdarzały się nocne burze i ulewy. I pewnie dlatego w dzień bywało bardzo parno, a temperatura dochodziła do 40 stopni. Przed wyjazdem bałam się, bo ze wszystkich prognoz i statystyk wynika, że grudzień to kulminacja pory deszczowej... a jednak mieliśmy szczęście.

Podejrzewam jednak, że taki SIN rzadko kto widział!!!!

Następnie z krótką przerwą w Melbourne polecieliśmy na Tasmanię, a konkretnie do Hobart, czyli stolicy wyspy na kolejne 6 dni..

Tu już było pod każdym względem inaczej niż w Sin. Temperatura całkiem umiarkowana, oscylująca w granicach 18 – 24 stopnie, zdarzały się silne wichury i przelotne deszcze.

Sama stolica ma charakter wybitnie prowincjonalny, choć bardzo sympatyczny...

W czasie dnia w centrum panuje jeszcze względny ruch, ale po opuszczeniu biur i urzędów przez pracowników, którzy rozjeżdżają się do swoich podmiejskich domów oraz zamknięciu sklepów o godzinie piątej – miasto się niemal wyludnia. Widać tylko turystów - i tak niezbyt licznych - spacerujących po nabrzeżu i zaglądających do klimatycznych knajpek, w których serwowany jest szeroki asortyment ryb oraz wszelakich innych żyjątek morskich.

Odpoczywamy od wielkomiejskiego singapurskiego gwaru na łonie wspaniałej przyrody.

Są tu bowiem góry, klify, skaliste wysepki, egzotyczne lasy z drzewiastymi trawami i takimiż paprociami, piaszczyste plaże w zacisznych zatoczkach. Jest dużo sielskich pagórków z winnicami, kilometry sadów, w których rosną jabłka, brzoskwinie i orzechy włoskie. No i przede wszystkim bezkresne zielone pastwiska, na których pasą się owce i nieco rzadziej krowy.

Odwiedzamy oczywiście także diabełka tasmańskiego...

Zrelaksowani na maxa, dotlenieni, zauroczeni widokami, ciszą i spokojem Tasmanii, wyruszyliśmy na kolejne 6 dni do Sydney.

Na pierwszy rzut oka Sydney może się wydawać podobne do Sin. Tu również w centrum przeważają wieżowce poprzecinane ruchliwymi ulicami, jest dużo zieleni, parków. Pogoda też była piękna – kompletnie bez deszczu, gorąco, lecz nie parno.

Ale jest jednak wiele różnic!!!! Już pierwszy kontakt z metrem był dla nas szokiem – stacje są tradycyjne, w stylu londyńskich , prowadzą do nich wąskie korytarze. Już nie jest tak nowocześnie, przestronnie i sterylnie czysto, bywa że nie ma ruchomych schodów, a o ruchomych chodnikach komunikacyjnych można zapomnieć!!!

Nie sposób nie wspomnieć o symbolach miasta, takich jak słynna opera oraz most Harbour Bridge.

Australijczycy są także o niebo sympatyczniejsi niż mieszkańcy Sin.

No i niestety jest tu o wiele drożej - co dotyczy także Tasmanii – niż w Sin, szczególnie szokują ceny biletów komunikacji miejskiej, wycieczek fakultatywnych oraz restauracji. Jedynie winko jest tu tańsze niż w Sin.

Nie byłabym sobą, gdyby mnie nie ciągnęło na łono przyrody....

Odwiedziliśmy bardzo malownicze góry Blue Mountains, przewędrowaliśmy kilka okolicznych plaż, a także wygospodarowaliśmy trochę czasu, by zobaczyć typowe widoczki prawdziwego australijskiego outbacku....

Po 6-dniowym pobycie w Sydney wyruszamy w drogę powrotną, będącą jednocześnie moją najdłuższą w życiu podróżą samolotową bez przerwy. Lot na trasie Sydney – Dubaj trwał prawie 15 godzin, na szczęście wielki dwupokładowy Airbus 380 nie był pełny i bez problemu udało mi się zdobyć dla siebie trzy siedzonka, a więc prawie cały rejs spędziłam w pozycji horyzontalnej.

No i na koniec jednodniowy pobyt w Dubaju. Emirates są takie miłe, że oferują dla pasażerów z przerwą w podróży większą niż 8 godzin bezpłatny nocleg w całkiem przyzwoitym hotelu, shuttle bus tam i z powrotem oraz vouchery na jedzonko.

Nie powiem, że ten ostatni przystanek był wisienką na torcie. Dubaj odwiedziliśmy już drugi raz, przy czym ta pierwsza wizyta była w środku gorącego lata i myślałam, że teraz w czasie zimy bardziej mi się spodoba. Ale nieeeee.... Dubaj i tym razem zupełnie mnie nie podbił mojego serca.

A może to dlatego, że miałam już przesyt tych wszystkich wielkich metropolii ????

W sumie podróż była naprawdę wspaniała!!!! Każde z odwiedzonych miejsc (z wyjątkiem ostatniego) bardzo mi się spodobało i choć tempo zwiedzania było spore i nierzadko nogi wchodziły nam w przysłowiową d...pę, to jednak z perspektywy czasu stwierdzam, że WARTO BYŁO się trochę pomęczyć, by to wszystko zobaczyć!!!!!

Mariola

kienia
Obrazek użytkownika kienia
Offline
Ostatnio: 5 lat 5 miesięcy temu
Rejestracja: 22 lis 2013

Na Singapore nie trzeba mnie namawiać Biggrin , a na Australię i Tasmanię dałabym się namówić Biggrin

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 2 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Witaj kienia,

Wy też byłaście inspiracją!!!!

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 2 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

A teraz po kolei...

Samej podróży nie będę opisywać, bo nie wydarzyło się nic szczególnego. Wszystko o czasie, bez nieprzewidzianych niespodzianek. Lot zarówno na trasie Warszawa – Dubaj, jak i dalej do Singapuru obsługiwany przez Emirates. Jak zwykle bez zastrzeżeń. Trafiła nam się rodaczka-stewardesa, która dbała o wyszynk alkoholowy aż do przesady...

Oba samoloty jednak zapchane na maxa, nie ma mowy o wygodnym wylegiwaniu się. A ja w samolocie i tak nigdy nie śpię...

Bardzo jestem ciekawa tego Singapuru!!!! Tyle naczytałam się o nim zachwytów ( między innymi i twoją rekację Kienia). Dotychczas z wielkich metropolii azjatyckich, które odwiedziłam zdecydowanie najbardziej podobał mi się Hongkong, a najmniej Kuala Lumpur, gdzieś pomiędzy nimi uplasował się Bangkok.

Teraz czeka kolejne miasto....

Po 8-godzinnym locie schodzimy do lądowania.

Lotnisko Changi w SIN rzeczywiście robi niesamowite wrażenie. Jego rozmach, nowoczesność, doskonała organizacja i oznakowanie, a nawet „zazielenienie” mogą oszołomić!!!!

Jest kilka ogródków ze stawkami i wspaniałą roślinnością, jest nawet motylarnia...

I rosyjska cerkiewka!!!

I w dodatku nie czuje się tłumów, pomimo że każdego roku przewija się tu ponad 12 milionów pasażerów..

Widziałam wiele lotnisk, ale żadne nie może się z nim równać. Nic dziwnego, że we wszystkich rankingach już od kilku lat plasuje się na pierwszym miejscu na świecie.

Sprawna odprawa celno-paszportowa, do Sin nie musimy wyrabiać w kraju wizy, dostajemy ją automatycznie po przekroczeniu granicy, jednak pobyt nie może być dłuższy niż 90 dni.

Z lotniska do centrum można łatwo dojechać metrem. Najlepiej kupić od razu na lotnisku kartę EZ Link która uprawnia do przejazdu wszystkimi liniami metra oraz autobusami. Karta taka kosztuje 12 dolarów singapurskich (1 SGD = 2,9 PLN), przy czym 5 SGD to cena samej karty, a pozostałe 7 SGD można wykorzystać na przejazdy. Ta kwota wystarczy oczywiście tylko na kilka przejazdów, ale kartę w prosty sposób się doładowuje na każdej stacji metra. Minimalna kwota doładowania to 10 SGD.

My jednak jesteśmy zbyt zmęczeni podróżą, więc bierzemy taxi. Taksówki są tu dość tanie, nas przejazd do dzielnicy Bugis w centrum wyniósł 27 SGD.

Mariola

ssstu-6
Obrazek użytkownika ssstu-6
Offline
Ostatnio: 9 godzin 52 sekundy temu
Rejestracja: 31 maj 2016

...z przyjemnoscią czytam i ogladam !!! : )

zaszokowałaś mnie info o cenach w Australii i Singaporze !!! Irlandczycy twierdza ,ze jest...dokładnie na odwrót: Australia to taka cenowo irlandzka jest a Singapor-cenowy koszmarek. Jak głosi dowcip : "kazdy irlandczyk ma połowę rodziny w USA a drugą w...Perth",stąd każdy z nich był w krainie kangurów wielokrotnie ; )

...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav

kienia
Obrazek użytkownika kienia
Offline
Ostatnio: 5 lat 5 miesięcy temu
Rejestracja: 22 lis 2013

Blush z niecierpliwością oczekuję kolejnych postów Biggrin

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 2 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Radek, Singapur jest niewątpliwiedroższy niż inne kraje Azji płd-wsch.

Mnie jednak o wiele droższy niż SIN wydała się zarówno Tasmania, jak i Sydney. Być może są to bardzo powierzchowne obserwacje....

A może to spojrzenie z punktu widzenia turysty.

My korzystaliśmy w komunikacji publicznej, a lokalsi prawdopodobnie jeżdżą swoimi autami, a benzyna kosztuje w granicach 1,4-1, 6 AUD, więc tanio...

My jeździliśmy na całodniowe wycieczki, które kosztują  w granicach 100-150 AUD od osoby. A miejscowi zapakują rodzinkę do swojego auta i pewnie wyjdzie im 4 x taniej....

Ma chodziliśmy do restauracji, wtedy kiedy poczuliśmy się głodni, nie zważając na cenę.

A miejscowi pewnie wiedzą gdzie dobrze zjeść, za przyzwoite pieniądze....

Kienia, zaraz będzie cd.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 2 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Droga z lotniska do miasta wiedzie autostradą obsadzoną po obu stronach bujną, egzotyczną zielenią. Można się od razu poczuć jak w wielkim ogrodzie botanicznym, szczególnie jak przyjeżdża się tu w czasie naszej zimy, kontrast jest ogromny...

Po wnikliwych poszukiwaniach optymalnego hotelu zabukowałam Bugis Village Hotel oczywiście sugerując się opiniami z Tripadvisora.

Dużo przemawiało na jego korzyść...

W pobliżu hotelu jest przystanek metra, a poza tym nawet piechotką dojść można do wielu atrakcyjnych miejsc.

Pokoje są dość duże, jak na warunki singapurskie i bardzo dobrze wyposażone. W pobliżu brak ruchliwych arterii więc w nocy nie ma hałasu.

Dla mnie ważne jest jeszcze to, że w sporym ogrodzie położonym na piątym piętrze jest fajny basen, kąpielą w nim rozpoczynałam każdy dzień.

No i cena w miarę przystępna....

Pomimo, że jest dopiero godzina 11, możemy zrobić hotelowy check in – miło z ich strony!

Po dotarciu do pokoju wyciągamy z walizy letnie ciuchy, szybki prysznic i idziemy w kurs....

A oto jak przedstawiają się nasze włości...

Hotel...

I widok z okna....

Pokój...

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 2 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Kupujemy od razu karty na przejazdy EZ LINK, żeby mieć to z głowy, ale po wielogodzinnym siedzeniu w samolocie mamy ochotę się przejść.

Ponieważ mąż był już w SIN kikakrotnie- robi teraz za przewodnika.

Ja też sroce spod ogona nie wypadłam! Sporo łyknęłam informacji o mieście zarówno z forumowych relacji, jak i z blogów expatów oraz wspomnień innych podróżników.

A co najważniejsze wiem już co MNIE zainteresuje!!!! Bo ja taka trochę dziwna jestem i mam swoje preferencje, często zupełnie inne niż większość....

Dlatego to co napiszę, to będą tylko moje subiektywne wrażenia, pewnie czasem kontrowersyjne... Ale chyba o to właśnie chodzi w relacjach, by każdy pisał, to co faktycznie czuje!!!!

Mój SIN będzie też trochę bardziej "uprzyrodowiony", bo takie miejsca bardziej lubię niż szklano-betonowe gwarne metropolie.

I już wiem, gdzie mi się najbardziej spodoba!!!!

Tfu, tfu, żeby tylko pogoda nie spłatała psikusa. Bo to będzie taki prawdziwy rarytasik!!!!

Ponieważ moje fotki w znaczny sposób odbiegają jakością od zamieszczonych w innych relacjach na naszym forum, postaram się ten fakt zrekompensować bogatszym wodolejstwem.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 2 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

A zatem ruszamy w miasto....

I żeby było chronologicznie, to idziemy najpierw złożyć hołd wielkiemu założycielowi, którym był Tomas Stamford Raffles.

Historia Singapuru jest dość krótka w porównaniu w miastami europejskimi, choć jakieś tam wzmianki o istniejącym tu porcie pochodzą już z 13 wieku.

Ale tak naprawdę wszystko zaczęło się w 1819 roku w chwili przybycia Brytyjczyka T.S. Rafflesa przedstawiciela Kompanii Wschodnioindyjskiej.

Łebski facet – sir Raffles w małej wówczas wiosce rybackiej ogłosił, że kupcy handlujący tu swoimi towarami będą zwolnieni z podatków. Spowodowało to bardzo szybki napływ emigrantów z Chin, Indii i Malezji.

Sir Raffles zaplanował szczegółowo przyszły rozwój zarówno miasta, jak i portu w SIN, włącznie ze sporządzeniem szczegółowego projektu, z siatką przyszłych ulic, dzielnic handlowych i mieszkalnych. Wiele z jego wizji zostało później wprowadzonych w życie.

Od tego momentu rozpoczął się szybki rozwój SIN – dość nietypowego państwa-miasta .

Jak każde miasto miał on swoje wzloty i upadki, trudne chwile w historii i zwycięskie momenty – nie będą tu jednak wchodzić w szczegóły historyczne...

Kolejną ważną datą jest rok 1965, kiedy to SIN stał się niepodległym miastem po wieloletnim uzależnieniu od Wielkiej Brytanii.

Obecnie jest to przodujący „ Azjatycki Tygrys”, jedno z najzamożniejszych i najszybciej rozwijających się miast tego rejonu.

Wszyscy tu do dziś pamiętają zasługi Rafflesa, którego pomnik właśnie mijamy...

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 2 dni temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Teraz kierujemy się nad rzekę i już po kilku minutach docieramy do nabrzeża Clarke Quay. Jest to jedna z najstarszych dzielnic miasta. To właśnie tu postawił swe pierwsze kroki po zejściu ze statku założyciel miasta S Raffles.

W dawnych czasach znajdowały się tu niewielkie fabryczki i magazyny portowe. Na szczęście nie wszystkie stare budynki zniszczono w trakcie modernizacji miasta.

W tej chwili jest to udany mix domów zbudowanych w stylu kolonialnym i super nowoczesnych wieżowców.

Stare jednopiętrowe kamieniczki pomalowane na pastelowe kolory stoją wzdłuż rzeki.

Teraz jest tu cicho i niezbyt tłoczno, ale wieczorami tętni życie w eleganckich, lecz drogich knajpach. Miejsce to odwiedzają zarówno turyści, jak i expaci, czyli dobrze płatni cudzoziemcy zatrudnieni na wysokich stanowiskach. Można tu spróbować kuchni różnych krajów, albo po prostu wypić drinka i posłuchać muzyki na żywo.

Znajdują się tu także przystanie stateczków w starym stylu, którymi można popłynąć w rejs aż do Marina Bay za 25 SGD.

Z licznych knajpek, barów i kawiarni podziwiać można widoki zarówno na starą, jak i nowoczesną część miasta.

Pewnie ze względu na panującą tu praktycznie przez cały rok niepewną pogodę w wielu miejscach są zadaszone pasaże chroniące zarówno przed tropikalną ulewą, jak i palącym słońcem.

Na nieprzewidywalną pogodę wpływ ma przebiegający zaledwie 130 km stąd równik....

Mariola

Strony

Wyszukaj w trip4cheap