Nadszedł nasz ostatni wieczór na przepięknej La Digue... Idziemy do portu na piwo - jesteśmy umówione z Robertem i Nevisem. Wieczorami w porcie bardzo często zbieraja się miejscowi, rozmawiają, piją piwo. Każdy siedzi gdzie popadnie, my zajmujemy miejscówkę najpierw na ławce przy okienku sprzedaży biletów, potem na murku przy plaży. Oczywiście do ichniego piwa SeyBrew z browaru w Mahe dochodzi Takamaka Dziś dyskoteka w La noche Discotheque. Ja nie jestem do końca przekonana czy chcę tam być... Jednak ulegam namowom Justyny i chłopaków i decydujemy że idziemy. Disco zaczyna się koło 21-szej jak mówi Robert. Nie chce nam się iść do naszego guest house by się przebrać więc postanawiamy iść tak jak jesteśmy (no cóż... w Polsce nad morzem nie poszłabym tak ubrana na disco, haha). Zbliża się 21-sza, niepokoimy się że jeszcze się nie zbieramy. Chłopacy na luzie, przenosimy się do stolika z ławkami w malutkim parku obok kasyna. Godz. 23-cia... - na pytanie czemu jeszcze nie idziemy tańczyć chłopacy zapewniają - jeszcze za wcześnie, za wcześnie... W końcu na krótko przed północą wchodzimy! Oczywiście bilety obowiązkowe. Wchodzimy... i jesteśmy pierwsi! Oprócz DJ i barmana nie ma nikogo... Lecz przecież to żaden problem Bawimy się świetnie. Z alkoholi króluje Tequila z solą i cytryną. Ludzi przybywa znacząco. Jeszcze 2 lata temu na La Digue nie było żadnego lokalu nocnego - wszyscy jeździli na dyskoteki na Praslin.
Następnego dnia rano odjeżdzamy więc koło 2-giej kończymy zabawę i na rowerach pędzimy w ciemnościach do domu.
Niestety przyszedł dzień wyjazdu do Polski... Połączenie oczywiście z przesiadką w Abu Dhabi gdzie będziemy czekać 1,5 godz. O wyznaczonej godzinie do naszego guest housu przejeżdza taxi by zabrać nas i bagaże do portu. Żegnamy się z Robertem i PRZEPIĘKNĄ La Digue Do dziś jesteśmy szczęsliwe że tam byłyśmy
Wszystkim forumowiczom dziękujemy za czytanie i oglądanie
P.S. Gdybym miała jeszcze dodatkowe 2 dni na La Digue to wróciłabym na cały dzień na Anse Source d'Argent a drugi dzień przeznaczyłabym na popływanie kajakiem po wodach Oceanu Indyjskiego (gdyby ktoś był chętny to trzeba skontaktować się z naszym przewodnikiem Robertem - on podpowie gdzie i jak). Została jeszcze Anse Cocos... Przydałyby się jeszcze 3 dni!
To się nazywa czyste i piękne KIBICOWANIE a nie stadionowa burda jak u nas ....Pozytywnie zazdroszczę emocji i takiej radości .Chętnie sama bym pokibicowała przygrywając na bębenku albo trąbce .
Kiwi nie wiem o czym piszesz... ale na Legię chodzę ponad 25 lat, mało jaki mecz opuściłem... a burdy z 5 razy widziałem.. ostatni raz jakieś 12 lat temu...
Gosia... taki meczyk w takim klimacie...
Lordziu ....daleko nie szukać .Jestem bydgoszczanką a jak Bydgoszcz to i Zawisza ,dalej chyba nie muszę wyjaśniać bo o burdach stadionowych kiboli w Bydgoszczy i latających po meczach płytach chodnikowych ,zdemolowanych ulicach ,sklepach było niedawno głośno w całym kraju i niestety nie tylko ....
Dziewczyny ,Gosiasz to była wyjątkowo rajska wycieczka .Widoki zapierające dech w piersiach zatrzymuję w pamięci do momentu, kiedy będzie mi dane na własne oczy je zobaczyć .Dziękuję za te bezkresne lazury i nie tylko .
I prom:
Gosia, ja też podczytuję, super relacja
http://corazdalej.pl/
Nadszedł nasz ostatni wieczór na przepięknej La Digue... Idziemy do portu na piwo - jesteśmy umówione z Robertem i Nevisem. Wieczorami w porcie bardzo często zbieraja się miejscowi, rozmawiają, piją piwo. Każdy siedzi gdzie popadnie, my zajmujemy miejscówkę najpierw na ławce przy okienku sprzedaży biletów, potem na murku przy plaży. Oczywiście do ichniego piwa SeyBrew z browaru w Mahe dochodzi Takamaka Dziś dyskoteka w La noche Discotheque. Ja nie jestem do końca przekonana czy chcę tam być... Jednak ulegam namowom Justyny i chłopaków i decydujemy że idziemy. Disco zaczyna się koło 21-szej jak mówi Robert. Nie chce nam się iść do naszego guest house by się przebrać więc postanawiamy iść tak jak jesteśmy (no cóż... w Polsce nad morzem nie poszłabym tak ubrana na disco, haha). Zbliża się 21-sza, niepokoimy się że jeszcze się nie zbieramy. Chłopacy na luzie, przenosimy się do stolika z ławkami w malutkim parku obok kasyna. Godz. 23-cia... - na pytanie czemu jeszcze nie idziemy tańczyć chłopacy zapewniają - jeszcze za wcześnie, za wcześnie... W końcu na krótko przed północą wchodzimy! Oczywiście bilety obowiązkowe. Wchodzimy... i jesteśmy pierwsi! Oprócz DJ i barmana nie ma nikogo... Lecz przecież to żaden problem Bawimy się świetnie. Z alkoholi króluje Tequila z solą i cytryną. Ludzi przybywa znacząco. Jeszcze 2 lata temu na La Digue nie było żadnego lokalu nocnego - wszyscy jeździli na dyskoteki na Praslin.
Następnego dnia rano odjeżdzamy więc koło 2-giej kończymy zabawę i na rowerach pędzimy w ciemnościach do domu.
Nasza najbliższa plaża:
I hotel "Le Domaine de L'Orangeraie" obok niej:
Jeszcze nie pokazywałam żółwii w La Union Estate:
Niestety przyszedł dzień wyjazdu do Polski... Połączenie oczywiście z przesiadką w Abu Dhabi gdzie będziemy czekać 1,5 godz. O wyznaczonej godzinie do naszego guest housu przejeżdza taxi by zabrać nas i bagaże do portu. Żegnamy się z Robertem i PRZEPIĘKNĄ La Digue Do dziś jesteśmy szczęsliwe że tam byłyśmy
Wszystkim forumowiczom dziękujemy za czytanie i oglądanie
KONIEC.
P.S. Gdybym miała jeszcze dodatkowe 2 dni na La Digue to wróciłabym na cały dzień na Anse Source d'Argent a drugi dzień przeznaczyłabym na popływanie kajakiem po wodach Oceanu Indyjskiego (gdyby ktoś był chętny to trzeba skontaktować się z naszym przewodnikiem Robertem - on podpowie gdzie i jak). Została jeszcze Anse Cocos... Przydałyby się jeszcze 3 dni!
- Kocham ptaszki i podróże, te małe i duże ...
- Kocham ptaszki i podróże, te małe i duże ...