--------------------

____________________

 

 

 



Fotorelacja Seszele 06.2011 ( Mahe, Praslin, La Digue)

50 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
bepi
Obrazek użytkownika bepi
Offline
Ostatnio: 2 lata 11 miesięcy temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Po pół godzince odpoczynku  ruszamy dalej w kierunku Petite Anse , aby tam dość to trzeba przejść całą Grand Anse i przy końcu tej plaży z lewej strony w krzaków prowadzi ścieżka kamieniami w górę, po 5 minutach spinaczki juz jesteśmy na Petite Anse która jest bardzo podobna do Grand Anse , mnie się nawet bardziej spodobała, jest mniejsza , bardziej rorokliwa   i przede wszystkim na tej plaży są tylko ze 2-3 osoby ! Po bokach tej plaży też są urocze skałki, robimy parę fotek, ja idę powalczyć ..z falami schłodzić ciało, przed kolejna wędrówką Petit Anse

Od Seszele 2011 Od Seszele 2011 Od Seszele 2011 Od Seszele 2011
bepi
Obrazek użytkownika bepi
Offline
Ostatnio: 2 lata 11 miesięcy temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

ruszamy dalej w kierunku Anse Coco, ścieżka  tam prowadzi najpierw przez polanę, wysokie trawsko, potem wspinamy  ciągle idąc  lasem około 25 minut po skałach, kamieniach potem znowu polaną i tylko pochylona trawa czasem wskazuje nam kierunek drogi, strasznie się boję że w tych japonkach skręcę gdzieś nogę, ale co tam ..dla pięknych plaż zaciskam zęby i maszeruję, po drodze mijamy jeszcze taki punkt widokowy skąd widać urocze zatoczki Grand Anse i Petit Anse, , co za kolory , raj dla oczu , pod warunkiem że jest  pogoda idealna , słoneczna, jeszcze parę godzin temu z rana deszcz padał a teraz popołudniu jest tak pięknie !!! Droga na Anse Cocos

Od Seszele 2011 Od Seszele 2011  
bepi
Obrazek użytkownika bepi
Offline
Ostatnio: 2 lata 11 miesięcy temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Wreszcie docieramy do Anse Coco,  z prawej strony są urocze skałki a my kierujemy się na lewą stronę bo tam jest taka malutka urocza zatoczka otoczona skałami, jest tam cudownie rajsko  ! na plaży nie ma nikogo ! jesteśmy tam sami przez ponad pół godziny ! cudne miejsce, bardzo mi się tam podoba ! piaseczek jasny idealnie mięciutki ! żadnej rafy, kamieni itp. w tej zatoczce fale spokojniejsze , istny raj jak dla mnie , pusto, piękne kolory oceanu wyglądaja tak uroczo że az nieprawdziwie  i urocze skały z których wyrastają palemki! Oj szkoda że ta plaża jest tak daleko od naszego hotelu, bo tutaj najchętniej spędziłabym resztę dnia !!! Po godzinie czas ruszać spowrotem , nie będziemy przeszkadzać kolejnym nadchodzącym osobom w cieszeniu się tym miejscem. Anse Coco strona prawa

Od Seszele 2011 Od Seszele 2011 Od Seszele 2011

Urocza zatoczka przy końcu lewej strony  Anse Coco

Od Seszele 2011 Od Seszele 2011 Od Seszele 2011 Od Seszele 2011 Od Seszele 2011 Od Seszele 2011 Od Seszele 2011 Od Seszele 2011  
bepi
Obrazek użytkownika bepi
Offline
Ostatnio: 2 lata 11 miesięcy temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Wreszcie docieramy do Anse Coco,  z prawej strony są urocze skałki a my kierujemy się na lewą stronę bo tam jest taka malutka urocza zatoczka otoczona skałami, jest tam cudownie rajsko  ! na plaży nie ma nikogo ! jesteśmy tam sami przez ponad pół godziny ! cudne miejsce, bardzo mi się tam podoba ! piaseczek jasny idealnie mięciutki ! żadnej rafy, kamieni itp. w tej zatoczce fale spokojniejsze , istny raj jak dla mnie , pusto, piękne kolory oceanu wyglądaja tak uroczo że az nieprawdziwie  i urocze skały z których wyrastają palemki! Oj szkoda że ta plaża jest tak daleko od naszego hotelu, bo tutaj najchętniej spędziłabym resztę dnia !!! Po godzinie czas ruszać spowrotem , nie będziemy przeszkadzać kolejnym nadchodzącym osobom w cieszeniu się tym miejscem. Anse Coco strona prawa

Od Seszele 2011 Od Seszele 2011 Od Seszele 2011

Urocza zatoczka przy końcu lewej strony  Anse Coco

Od Seszele 2011 Od Seszele 2011 Od Seszele 2011 Od Seszele 2011 Od Seszele 2011 Od Seszele 2011 Od Seszele 2011 Od Seszele 2011  
bepi
Obrazek użytkownika bepi
Offline
Ostatnio: 2 lata 11 miesięcy temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Wracamy do hotelu, jesteśmy zmęczeni ale mega uradowani widokami jakie zobaczyliśmy tego pierwszego  dnia na tej rajskiej wyspie , po powrocie konsumujemy na tarasie nasz obiadek  take away zakupiony w południe, ja mam gulasz z ryby z ryżem i sałatką  i drugi take away to  udka  z kurczaka , Roberto sałatkę z ośmiornicy i gulasz z kurczaka, jedzenie bardzo smaczne. Pod wieczór spacerujemy w okolicach naszego hotelu obserwując życie mieszkańców La Digue, idziemy na spacer do sklepu po napoje i  na piwo  przy pensjonacie Zerof, pod drodze co chwilkę  mijają nas mieszkańcy wyspy którzy wieczorami jeżdżą gdzieś po wodę.. rowery mają obładowane karnistrami, bańkami, są bardzo mili, śpiewają sobie,  są serdeczni, wyluzowani ,pozdrawiają nas, uśmiechają się, jakbyśmy się znali od lat?bardzo fajna atmosfera panuje na tej wyspie . Po spacerku idziemy do naszego hotelu , siedzimy do północy sącząc rum na tarasie, wokoło totalna cisza , słychać tylko skrzeczenie dzikiego ptactwa gdzieś wysoko w górach, hotel Chateau St. Cloud jest w samym sercu wyspy , za naszym bungalowem już jest tylko las pokryty granitowymi skałami. Kolejnego dnia idziemy raniutko przywitać się z żółwiami które są w hotelu  w zagrodzie zaraz za restauracją, jest ich około 10 szt, są słodkie, jak tylko podchodzimy do zagrody momentalnie przychodzą i wyciągają swoje pysiulki aby je pogłaskać po głowie, karmimy żółwie i  idziemy na śniadanie na 7.30 , jesteśmy pierwsi , sami , restauracja bardzo ładna,  klimatyczna. Roberto idzie zrobić obchód.. co dobrego do jedzenia serwują , krąży wokół restauracji i krąży, przychodzi do stolika z pustym talerzem.. pytam go dlaczego nic nie ma na talerzu ..a on na to że to chyba jakiś żart ..z konkretów to on nic nie widział w tym bufecie  ..buhehe..
Nie wierzę mu..pewnie coś ominął .. idę tym razem ja , szwędam się dookoła restauracji i śmiać mi się chce..tez siadam z pustym talerzem.. przychodzi do nas kelnerka z zapytaniem czy wszystko wporządku..???
Roberto pyta się czy mają coś konkretnego.. do zjedzenia , bo on tylko widzi same słodkości w tym bufecie ..kelnerka pokazuje nam stoisko gdzie kucharka robi omlety i jajka sadzone -))) Idziemy zamówić omlety , dostajemy na talerzu ładnie podany omlecik do tego 2 plastry.. bekonu.. buhehe Zjadamy go w momencie  zwłaszcza bekon który uwielbiam i z reguły mam na talerzu 20 plastrów a nie 2 -) Idę zamówić kolejną porcję , kucharka  jakaś niekumata?, nie może się nadziwić że chcemy kolejny omlet ..jak już jeden zjedliśmy.. czekamy chyba z 10 minut i nadal nam nie przynosi, tym razem Robert idzie ponaglić kucharkę znowu jej tłumaczy że czekamy na te omlety, wreszcie zakumała ? jezuu? czy to takie dziwne że ktoś chce zjeść po dwa omlety ..?? gdyby stoły się uginały od innych konkretów  ..to nie musiałabym zamawiać kolejnego omleta, ale niestety w naszym bufecie są tylko:
racuchy , miód, trzy rodzaje dżemów, bagietka i chleb tostowy, ciastka waniliowe, rogaliki francuskie, kołaczyki z marmoladą , płatki, mleko, owoce: banany, papaja, ananas., dwa rodzaje soku ze świeżych owoców, kawa, herbata.
Dostajemy wreszcie drugiego omleta, podchodzi również kelnerka niosąc z kuchni talerz i daje mojemu Roberto dwa plastry szynki i 1 plaster sera? buheheh , śmieję się z niego widząc jego minę ..no dobra liczy się gest.. nie ilość?Ogólnie jedzenie bardzo smaczne , omlety były pyszne, ciastka też dobre wilgotne aromatyczne, soki pyszota , w porównaniu do poprzednich hoteli Berjaya, gdzie było mniej smacznie ale był wybór zdecydowanie większy !!!! Roberto mówi dobrze ze jesteśmy tu tylko 2 noce to jakoś przeżyje te 2 liche śniadania-)Dlatego my  nie lubimy  małych pensjonatów bo to często tak wygląda wybór jedzenia, albo co gorsze jak podają do pokoju wyliczone na talerzu..Wolimy hotele molochy ?gdzie stoły się uginają od jedzenia , i można dostać zawrotu głowy od ilości potraw..W hotelu większość ludzi to francuzi , więc śniadanko jest pod nich bo jak ich obserwowałam? to ich śniadanie to był rogalik + kawa i owoce, dla mnie jakaś masakra, ale to oni  tak nauczyli  ..że potem podają takie liche śniadania, a francuski szczupłe jak patyki ..i im nie wiele potrzeba do szczęścia ale gdyby tu wypoczywali amerykanie?hehe.. to śniadanka wyglądały by zapewne zupełnie  inaczej? buhehe, kolejny raz tęsknimy za głośnymi amerykańskimi turystami z wymaganiami , wtedy było by tu inaczej ..i nikt by się nie dziwił że można zjeść dwa omlety buhehe..
Ja wychodzę pełna ze śniadania bo docisłam kołoczykami ale Robert hehe.. ehh.. dobrze mu to zrobi , nie spasie.. się tak  po wakacjach jak to zwykle bywa..
Zaraz po śniadaniu ubieramy stroje kąpielowe , wybieramy rowery z parkingu  i ruszamy na podbój najpiękniejszej plaży świata, po drodze kupujemy rum i cole i w drogę, po 10 minutach
docieramy do parku L Union Estate , płacimy wstęp po 100 rupi od osoby, można też płacić w $ lub euro . Jedziemy rowerami i mijamy przy oceanie jakiś stary cmentarz piratów , docieramy do miejsca, w którym widzimy jak wół spaceruje dookoła młyna i porusza w ten sposób  młyn mieląc kawałki kokosów, z których następnie otrzymuje sie olej kokosowy, a obok młyna leży ogromna  sterta łupin z kokosów, można tam zakupić olejek kokosowy oraz wanilię . Mijamy  też stary drewniany kolonialny dom,  w którym ponoć nakręcono film ?Emmanuelle?, bardzo podoba mi się ten dom,  dookoła domu ma tarasy, krzesła wiklinowe bujaki , a z nich widok na ocean. Jedziemy dalej  w kierunku plantacji przeróżnych  warzyw pomidorów, ogórków, bakłażanów ,  nie ma w tych okolicach  turystów , następnie mijamy  hodowle kur, świń , no i zawracamy i jedziemy  w kierunku plaży Anse Source d'Argent, po drodze słyszymy nagle dziwne odłosy ..a to z zagrody żółwi dochodzą te głosy , tam olbrzymie żółwie mają akurat bzykanko ?hehe , zatrzymujemy się na chwilkę aby pogłaskać żółwiki po główkach , Robert dokarmia żółwiki jakimiś  liściastymi bluszczami, ja w tym czasie zauważam czarną papugę która siedzi na drzewie w zagrodzie, ale mam farta? ta czarna  papuga to rzadki okaz , spotykany tylko na Seszelach.
Dalej jedziemy ścieżką pośród wysokich palm która prowadzi nas do
plantacji wanilii. Na przeciwko plantacji podziwiamy ogromną skałę granitową która  na tle tej zieleni i wysokich  palm kokosowych wygląda imponująco !!! tuż obok ogromnej skały jest zagroda gdzie biegają piękne białe konie . Jedziemy dalej i wreszcie docieramy do
Anse Source d'Argent.  Zostawiamy rowery w krzakach i dalej idziemy już  pieszo. Idziemy alejką po mięciutkim jasnym  piasku wśród palm kokosowych  mijamy wzdłuz tej alejki olbrzymie granitowe skały .Wszystko to dookoła  czyni rajską scenerie  , dojście do tej plaży jest naprawdę piękne i rajskie !!! Mijamy miejsce gdzie wczesniej chyba ktoś zawarł ślub bo ta skała jest pięknie przystrojona kwiatami, co za szczęscie w takiej rajskiej okolicy mieć ślub, ehh . Docieramy do plaży  Anse Source d'Argent która  jest najczęściej fotografowana plażą !

bepi
Obrazek użytkownika bepi
Offline
Ostatnio: 2 lata 11 miesięcy temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

kilka widoczków z parku L Union Estate :

Od Seszele 2011 Od Seszele 2011 Od Seszele 2011 Od Seszele 2011 Od Seszele 2011 Od Seszele 2011 <!-- REPLY --><!--/vb:if--><!-- /REPLY -->
bepi
Obrazek użytkownika bepi
Offline
Ostatnio: 2 lata 11 miesięcy temu
Rejestracja: 04 wrz 2013
bepi
Obrazek użytkownika bepi
Offline
Ostatnio: 2 lata 11 miesięcy temu
Rejestracja: 04 wrz 2013
bepi
Obrazek użytkownika bepi
Offline
Ostatnio: 2 lata 11 miesięcy temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

 

 

 

Kilka widoczków poniżej Anse Severe

 

 i bzykanko żółwi><(

 
bepi
Obrazek użytkownika bepi
Offline
Ostatnio: 2 lata 11 miesięcy temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Ostatni wieczór w  raju ..spędzamy na wieczornych spacerach po okolicy, a potem jak zwykle na drinkowaniu do północy rumu takamaka z sokiem z mango na tarasie naszego domku , a między czasie jeszcze się pakujemy.
Rano śniadanie, ( jest dokładnie wszystko to samo , co poprzedniego dnia) tyle tylko że kucharka już się nie dziwi że chcemy omlety i jednocześnie jajka sadzone -))  potem idziemy pożegnać się z żółwikami i kotkami  hotelowymi, zdajemy pokój o godzinie 10.00 , płacimy na recepcji 400 rupi za rowery za 2 osoby za dwa dni. Walizki oddajemy na recepcji na przechowanie ( za free) do godziny 12.00, także czas do tej godziny spędzamy na basenie, korzystając na maxa ze słoneczka. Po godz 12.00 idziemy się umyć i przebrać w toalecie przy basenie, zabieramy walizki i ciągniemy je do portu. Po 20 minutkach jesteśmy w la passe, po drodze kupujemy take away aby na lotnisku nie głodować.. , bo czeka nas kilka godzin oczekiwania na samolot . W sumie mogliśmy znacznie później wypłynąć tj . ostatnim promem z La Digue , ale Roberto nie lubi robic w życiu nic na ostatnią chwilę , więc woli zawsze mieć zapasy czasowe , aby się nie stresować jakby coś było nie tak..  .Już z daleka w porcie w tym dniu słychać wesołe klimaty bo mają w tym dniu 18 czerwca jakieś święto narodowe, słychać  w porcie super regae klimaty, ehh chcę tu zostać !!!!! nie chcę wracać do domu !!!siedzę na walizce w porcie i łzy mi same się pojawiają!!!ta muzyka, te widoki !!!! ehh ? Roberto już wie jak mi pomóc ..przetrwać ten ciężki i długi powrót do domu, idzie do sklepu  po małą butelczynę 0.375 l rumu ciemnego, rozcieńczamy z sokiem i w ciągu godziny oczekiwania na prom  opróźniam ten boski napój. O godzinie 14.30 wchodzimy na pokład promu i płyniemy na Praslin, potem odbieramy bagaże i przekazujemy walizki na kolejny prom z Praslin na Mahe którym odpływamy o godzinie 15.00 . Tym razem fale są mniejsze , i raczej każdy turysta znosi podróż bez jakiś sensacji żołądkowych.. a ja tym bardziej , bo jeszcze mam mega luz w sobie po spożyciu butelki takamaki..-) o godzinie 16.00 jesteśmy na Mahe , i tam w porcie mamy zarezerwowany transport za free na lotnisko. Trzeba tylko wcześniej taką opcję zarezerwować przy zakupie biletów na prom cat cocos. Bierzemy walizki z promu idziemy do busika skąd jedziemy na lotnisko około 6 km. Mijamy po drodze stadion gdzie w tym dniu są obchody tego święta narodowego , mnóstwo ludzi po drodze spotykamy którzy idą właśnie świętować tego dnia na stadion. Nam się już nic nie chce, tym bardziej że mamy walizki ze sobą, więc od godziny 16.30 czekamy na lotnisku do godziny 23.05 na wylot z Mahe  do Frankfurtu. Samolot ma opoźnienie ok. 45 minut i zamiast wystartować o godzinie 23.05 starujemy około północy. Samolot jest pełny tym razem, tylko za mną jest ostatnia dwójeczka przy oknie wolna z numerem siedzeń 42 . Więc od razu się przesiadam , aby mój Roberto miał w miarę wygodnie i  przespał noc i mógł z rana zaraz po wylądowaniu o godzinie 7.00 siąść do samochodu i zaraz ruszyć z FRA do Katowic ok. 900 km. Lot spokojny , pilot nadrobił opóźnienie związane z wylotem samolotu z Mahe, jesteśmy nawet przed czasem, więc musimy 15 minut krążyć nad Frankfurtem , lądujemy punktualnie o godzinie 7.00. ! Temp. 12 stopni !!!!! buuu ,  jedziemy busikiem ( free) na holiday parking gdzie mamy samochód , płacimy 89 euro za 16 dni parkowania i w drogę do domu! Jak tylko wjechaliśmy do Polski to od razu kierujemy się do Boleslawca do Tesco i kupuję piweczkooooo kochanego żuberka -D-D-D-D o pojemności 0,66 l jupiiiiiii((((><><><>< jak dobrze  mieć takie duże piwo !!!( Potem jeszcze jedziemy  do ?Opałkowej? w Bolesławcu na porządny obiad , żur + chleb z smalcem + placki po węgiersku, no i potem w drodze do domu  Algida pisze sms że mam nie spać.. tylko zasiadać do kompa i pisać wspomnienia na forum ..hehe? do domu przyjezdzamy ok. 16.00. Następnego dnia o godzinie 7 .00 juz w pracy. KONIEC LABY..(
KONIEC -)

Strony

Wyszukaj w trip4cheap