Z tego co szybki research pokazał, to te nieco bardziej górskie okolice wcale nie ucierpiały w walkach, jednak był to przystanek, dla uciekinierów, Niemców, ze wschodu kraju wgłąb. Populacja takich miasteczek jak Mirsk, czy Swieradów wzrosła 2-3 krotnie pod koniec wojny, zanim ziemie przeszły na stronę polską.
Jeśli zauważyliście, na naszych spacerach ulubioną ściężką dochodziliśmy do takiego punktu, z którego było widać już liny gondoli, ale nigdy nie udało nam się zobaczć wagonika. Okej, była to już pora, o której kolejka nie jeździła, ale pytanie nasze brzmi: gdzie te wagoniki nocują, że nigdy w lesie nie było ich widać?!
Dlatego ostatniego już dnia naszego pobytu na ten spacer wybieramy się po dziadka zabiegach, aby pokazać mu te jeżdżące gondole z innej strony - w końcu w środku już był. Dla niego to na pewno była atrakcja - we Wrocławiu, poza Polinką, tego nie ma.
I w końcu widzimy pierwszy wagonik
Robienie zdjęcia z wagonikami nie jest takie hop siup, trzeba trochę poczekać aby jakiś zjawił się w kadrze
Tym razem udaje też nam się kilka osób, głównie rowerzystów, spotkać na ścieżce - bo szlak to to nie jest
Ta droga idealnie nadawała się do spacerów, , szczególnie z dziadkiem. Równa, szeroka, lekko zacieniona bo wśród lasu, wygodnie się szło, ii co kawałek ławeczki - dla starszej osoby idealna. Lekko w dół robiło się dopiero w miejscu, skąd widoczne zaczynały być słupy od wagoników gondoli. Widać je na zdjęciu w oddali. Ale zejście, jak i wracając, podejście było w miarę łagodne. Dziadek był zadowolony, że zobaczył wagoniki kolejki z innej perspektywy. Dla mnie i dla Basi droga miała jeszcze tą zaletę, że prowadziła skrótem w stronę Czerniawy.
Po powrocie ze spaceru udajemy się już same do Świeradowa, załatwić parę rzeczy - ostatnie zakupy pamiątek i takie tam.
Wiemy, że jest ścieżka edukacyjna, idąca równolegle do ulicy, szlakiem. Jako, że ostatnia okazja, to decydujemy się tamtędy zejść.
Przy samym hotelu widzimy stacje meteorologiczną, która jest pierwszym przystankiem edukacyjnym:
Kolejne tablice mówią o lesie, glebie, roślinach, zwierzętach
Ale nie wszystkie są takie "nudne". Ścieżka prowadzi po starym torem bobslejowym więc i o tym, a także ogólnie o sportach zimowych były również tablice.
Jak widać, na cudzym zdjęciu, wciąż widać ten naturalny tor, po którym kiedyś jeździły saneczki (i nie tylko, patrząc na zdjęcie z przeszłości )
Obok naszego lokum – Górskiego Kompleksu Turystycznego Czeszka i Słowaczka , jak już Basia wcześniej pokazała, przed wojną była powyżej skocznia narciarska i poniżej tor bobslejowy – i powiedzie komu to przeszkadzało? Było mnóstwo klimatycznych pensjonatów – teraz Świeradów próbują zabudować hotelami – molochami – co próbują mieszkańcy oprotestować.
Tor saneczkowy w Świeradowie nie był jedynym, który nie przeżył próby czasu, bo przecież niewiele wcześniej przechodziłyśmy również w Karpaczu dawnym torem saneczkowym.
Czemu oba przestały istnieć trudno stwierdzić - może dlatego że były to po prostu dzikie, naturalne tory, którymi nikt szczególnie się nie interesował, a po zmianie granic Polacy nie byli zainteresowani? Trudno stwierdzić. Fajnie, że zarówno w Karpaczu, jak i Świeradowie pamięć o takich miejscach nie zginęła.
Kawałek za zaznaczonym torem bobslejowym moczna nieco zboczyć ze szlaku (i drogi do Świeradowa) aby zobaczyć pomnik Juliusza Pintscha.
Julius Karl Pintsch to niemiecki przedsiębiorca, który zajmował się piecami gazowymi, oświetleniem kolejnowym a także był zaangażowany w budowę kolei Śląsko-Marchijskiej na trasie Wrocław-Berlin. Skąd jednak wspomnienie o nim w Świeradowie? Ponieważ był fundatorem Rezydencji Marzenie, nazywanej wcześniej Willą Pintscha, a także dobrodziejem miasta Świeradowa.
Wracając na trasę następnym przystankiem jest tablica o skoczni narciarskiej wspomnianej już wcześniej
Następna tablica i budowla poświęcona jest Izerskiemu Parkowi Ciemnego Nieba, położonemu zarówno po polskiej i czeskiej stronie. Jak tłumaczy to Wikipedia: Jest to pierwszy w Polsce park ciemnego nieba oraz pierwszy na świecie transgraniczny park tego typu. Celem istnienia parku jest przede wszystkim zachowanie nocnego nieba wolnego od nadmiaru światła, dzięki czemu możliwe jest obserwowanie gwiazd, a co jest obecnie w miastach i wokół nich mocno ograniczone. Ponadto celem jest również zwrócenie uwagi na sam problem nadmiernego „zanieczyszczania” nocnego nieba sztucznym światłem oraz propagowanie ochrony środowiska nocnego.
Sama kopuła chyba niespecjalnie spełniała swoje zadanie, bo nic nam nie mówiła. Jednak podejrzewam, że wywiercone dziury w kopule mają symbolizować gwiazdy widoczne na nocnym niebie.
Następne tablice znowu wracają do nieco nudniejszych tematów:
I klęski ekologicznej z lat 90:
Gołe zbocza pełne połamanych drzew były widoczne nie tylko w Świeradowie, ale i w okolicach Szklarskiej Poręby, były częstym widokiem w latach 90. Obecnie jest to już niemal nie widoczne, a żeby to zauważyć trzeba naprawdę się przyjrzeć obecnie zalesionym zboczom.
Z tego co szybki research pokazał, to te nieco bardziej górskie okolice wcale nie ucierpiały w walkach, jednak był to przystanek, dla uciekinierów, Niemców, ze wschodu kraju wgłąb. Populacja takich miasteczek jak Mirsk, czy Swieradów wzrosła 2-3 krotnie pod koniec wojny, zanim ziemie przeszły na stronę polską.
Jeśli zauważyliście, na naszych spacerach ulubioną ściężką dochodziliśmy do takiego punktu, z którego było widać już liny gondoli, ale nigdy nie udało nam się zobaczć wagonika. Okej, była to już pora, o której kolejka nie jeździła, ale pytanie nasze brzmi: gdzie te wagoniki nocują, że nigdy w lesie nie było ich widać?!
Dlatego ostatniego już dnia naszego pobytu na ten spacer wybieramy się po dziadka zabiegach, aby pokazać mu te jeżdżące gondole z innej strony - w końcu w środku już był. Dla niego to na pewno była atrakcja - we Wrocławiu, poza Polinką, tego nie ma.
I w końcu widzimy pierwszy wagonik
Robienie zdjęcia z wagonikami nie jest takie hop siup, trzeba trochę poczekać aby jakiś zjawił się w kadrze
Tym razem udaje też nam się kilka osób, głównie rowerzystów, spotkać na ścieżce - bo szlak to to nie jest
Super,że sie udało
To ile czasu czekaliscie ?
No trip no life
To nie było długie oczekiwanie, te wagoniki jeżdżą dość gęsto, ale to też nie tak, że każde zdjęcie udało się z jakimś wagonikiem zrobić
Ta droga idealnie nadawała się do spacerów, , szczególnie z dziadkiem. Równa, szeroka, lekko zacieniona bo wśród lasu, wygodnie się szło, ii co kawałek ławeczki - dla starszej osoby idealna. Lekko w dół robiło się dopiero w miejscu, skąd widoczne zaczynały być słupy od wagoników gondoli. Widać je na zdjęciu w oddali. Ale zejście, jak i wracając, podejście było w miarę łagodne. Dziadek był zadowolony, że zobaczył wagoniki kolejki z innej perspektywy. Dla mnie i dla Basi droga miała jeszcze tą zaletę, że prowadziła skrótem w stronę Czerniawy.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Po powrocie ze spaceru udajemy się już same do Świeradowa, załatwić parę rzeczy - ostatnie zakupy pamiątek i takie tam.
Wiemy, że jest ścieżka edukacyjna, idąca równolegle do ulicy, szlakiem. Jako, że ostatnia okazja, to decydujemy się tamtędy zejść.
Przy samym hotelu widzimy stacje meteorologiczną, która jest pierwszym przystankiem edukacyjnym:
Kolejne tablice mówią o lesie, glebie, roślinach, zwierzętach
Ale nie wszystkie są takie "nudne". Ścieżka prowadzi po starym torem bobslejowym więc i o tym, a także ogólnie o sportach zimowych były również tablice.
Jak widać, na cudzym zdjęciu, wciąż widać ten naturalny tor, po którym kiedyś jeździły saneczki (i nie tylko, patrząc na zdjęcie z przeszłości )
Ciekawe ,że wszystkie napisy sa też po niemiecku..rozumiem,że chodzi o turystów z D
No trip no life
Obok naszego lokum – Górskiego Kompleksu Turystycznego Czeszka i Słowaczka , jak już Basia wcześniej pokazała, przed wojną była powyżej skocznia narciarska i poniżej tor bobslejowy – i powiedzie komu to przeszkadzało? Było mnóstwo klimatycznych pensjonatów – teraz Świeradów próbują zabudować hotelami – molochami – co próbują mieszkańcy oprotestować.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Tor saneczkowy w Świeradowie nie był jedynym, który nie przeżył próby czasu, bo przecież niewiele wcześniej przechodziłyśmy również w Karpaczu dawnym torem saneczkowym.
Czemu oba przestały istnieć trudno stwierdzić - może dlatego że były to po prostu dzikie, naturalne tory, którymi nikt szczególnie się nie interesował, a po zmianie granic Polacy nie byli zainteresowani? Trudno stwierdzić. Fajnie, że zarówno w Karpaczu, jak i Świeradowie pamięć o takich miejscach nie zginęła.
Kawałek za zaznaczonym torem bobslejowym moczna nieco zboczyć ze szlaku (i drogi do Świeradowa) aby zobaczyć pomnik Juliusza Pintscha.
Julius Karl Pintsch to niemiecki przedsiębiorca, który zajmował się piecami gazowymi, oświetleniem kolejnowym a także był zaangażowany w budowę kolei Śląsko-Marchijskiej na trasie Wrocław-Berlin. Skąd jednak wspomnienie o nim w Świeradowie? Ponieważ był fundatorem Rezydencji Marzenie, nazywanej wcześniej Willą Pintscha, a także dobrodziejem miasta Świeradowa.
Wracając na trasę następnym przystankiem jest tablica o skoczni narciarskiej wspomnianej już wcześniej
Następna tablica i budowla poświęcona jest Izerskiemu Parkowi Ciemnego Nieba, położonemu zarówno po polskiej i czeskiej stronie. Jak tłumaczy to Wikipedia: Jest to pierwszy w Polsce park ciemnego nieba oraz pierwszy na świecie transgraniczny park tego typu. Celem istnienia parku jest przede wszystkim zachowanie nocnego nieba wolnego od nadmiaru światła, dzięki czemu możliwe jest obserwowanie gwiazd, a co jest obecnie w miastach i wokół nich mocno ograniczone. Ponadto celem jest również zwrócenie uwagi na sam problem nadmiernego „zanieczyszczania” nocnego nieba sztucznym światłem oraz propagowanie ochrony środowiska nocnego.
Sama kopuła chyba niespecjalnie spełniała swoje zadanie, bo nic nam nie mówiła. Jednak podejrzewam, że wywiercone dziury w kopule mają symbolizować gwiazdy widoczne na nocnym niebie.
Następne tablice znowu wracają do nieco nudniejszych tematów:
I klęski ekologicznej z lat 90:
Gołe zbocza pełne połamanych drzew były widoczne nie tylko w Świeradowie, ale i w okolicach Szklarskiej Poręby, były częstym widokiem w latach 90. Obecnie jest to już niemal nie widoczne, a żeby to zauważyć trzeba naprawdę się przyjrzeć obecnie zalesionym zboczom.
Ostatnia tablica opowiada o budowlach:
Tyle razy bylismy w Swieradowie i okolicach a jak bym tam tylu miejsc nie widziała