Kolacja, pogaduszki przy napojach wszelakich i wracam do siebie. No ale jak tu spać po takich wrażeniach?
Więc siadam na tarasiku, światła przy alejkach przygasły. Wsłuchuję się chciwie w odgłosy nocy- cykady grają, nieśmiało zaszeleści jakiś listek na drzewie- to ptak się poruszył. Czasem cichutko parsknie śpiący oryks za płotem, ćma przeleciała. Odurzająco pachnie jakiś kwiat. Miliony gwiazd na atramentowym niebie tak blisko, że tylko sięgnąć po jedną... Chłonę tę chwilę całą sobą, otulona ciepłem pustynnego wiatru i myślę- to się nie dzieje… śnię…
Stoimy z Margerytką rano przy autokarze paplając radośnie W pewnym momencie mówi: -A to wszystko przez ciebie… -????????????????? – ja - Zdziwienie jak Wielki Kanion. - No bo ty jesteś wszystkiemu winna… -dodaje. -???????????? – ja. No,że zawsze i wszystkiemu ja jestem winna, to już się przyzwyczaiłam . No dobra, wszystko przyjmę dzielnie, na swą wątłą klatę: - Ale czemu jestem winna? – pytam, nieśmiało. - No bo to przez ciebie przylecieliśmy tu, do Namibii. Bo jak przeczytałam na forum,że lecisz, to na drugi dzień kupiliśmy wycieczkę.- mówi śmiejąc się Margerytka.
Szczęka mi opadła w piach, dech straciłam i nie wiedziałam co odpowiedzieć. No to teraz wiecie, jak wielką moc sprawczą ma forum. Forum łączy ludzi, nawet na końcu świata.
Odzyskałam ruchomość szczęki i głos: - Noooo ładnie to tak, śledzić zza węgła i się nie ujawniać??? I co, dwa dni sprawdzaliście, czy normalna jestem, zamiast od razu się przyznać na lotnisku??? Hahaha Chyba jestem normalna
………………………………………………………………………………………………………………………………………………. Wracamy z dziczy do lodgy.
Wcześniej już zauważyliśmy poruszenie wśród oryksów. Trwa pora godowa i bitwy samców o dominację w stadzie. To się ganiały, tłukły, porykiwały co jakiś czas Prym wiódł w tym, dorodny Pan Oryks o wielkich rogach. Generalnie oryksy tam były przyzwyczajone do ludzi i jak się ich nie zaczepia i nie podchodzi za blisko, to zajmują się swoimi sprawami. No więc idziemy w pewnym oddaleniu od ogrodzenia lodgy, w kierunku bramki. I raptem jak się nie zakurzy w oddali- Pan Oryks przepędzał innego, ze swego terenu. Zobaczył nas. Stanął. My stanęliśmy też. Niech sobie idzie. Poczekamy. Matko, Johny ma czerwone spodenki!!! A ja wszelkiej rogaciżnie nie ufam po tym, jak w dziecięctwie, u babci, byk mnie poszturchał rogami. A poza tym jak wiecie, ja z lasu, więc zachowania dzikich zwierząt nie są mi obce. Pan Oryks stoi i łypie na nas. Testosteron lata w powietrzu aż trzaska, jak z zepsutej stacji transformatorowej. Zaczynam się bać. - Nieee no co ty, nic nam nie zrobi- uspokaja Johny. - Jak nic, jak nic- on pilnuje swego terenu. Ja się boooję… - ja. Zaczynam mieć miękko w kolanach. Jak tu się dostać do bramki?!?!?!?!?!?!? Powoli ruszamy, Pan Oryks nie spuszcza z nas wzroku i łypie, idąc równolegle z nami, odcinając drogę do bramki. Idziemy powoli, on z nami i łypie złym okiem. Idziemy- on parska i tupie. Staneliśmy 100 m od bramki a on stoi między nami a bramką. Stoi... stoi... stoi... I łypie... Po jakimś czasie odpuścił nam, poszedł sobie dalej ganiać inne oryxy. Uffff…. Biegiem do bramki. Oryksy są wredne. I prześladują. Zjadłam steka z oryksa na kolację w odwecie. Smaczny był. CDN.
Dziś jest ten wyczekany dzień i to wymarzone miejsce, dla którego przyleciałam tu, do Namibii czyli pustynia Namib i czerwone wydmy Pobudka bardzo wcześnie, szybkie śniadanko, do autokaru i w drogę. Poziom adrenaliny dzisiejszego dnia sięgnął u mnie zenitu tak,że mało co, a potrzebna byłaby jakaś reanimacja albo insza ratunkowość Był prawie zawał, udar i załamanie nerwowe zakończone zużyciem tony chusteczek higienicznych
Nie mogę się doczekać, gapię się w okno i powoli wstaje dzień. Z drogi:
Radek- no czyste odludzie było A lodga u mnie druga pod względem fajności na liście
Kolacja, pogaduszki przy napojach wszelakich i wracam do siebie. No ale jak tu spać po takich wrażeniach?
Więc siadam na tarasiku, światła przy alejkach przygasły. Wsłuchuję się chciwie w odgłosy nocy- cykady grają, nieśmiało zaszeleści jakiś listek na drzewie- to ptak się poruszył. Czasem cichutko parsknie śpiący oryks za płotem, ćma przeleciała. Odurzająco pachnie jakiś kwiat. Miliony gwiazd na atramentowym niebie tak blisko, że tylko sięgnąć po jedną... Chłonę tę chwilę całą sobą, otulona ciepłem pustynnego wiatru i myślę- to się nie dzieje… śnię…
Z życia wycieczki:
Stoimy z Margerytką rano przy autokarze paplając radośnie
W pewnym momencie mówi:
-A to wszystko przez ciebie…
-????????????????? – ja - Zdziwienie jak Wielki Kanion.
- No bo ty jesteś wszystkiemu winna… -dodaje.
-???????????? – ja. No,że zawsze i wszystkiemu ja jestem winna, to już się przyzwyczaiłam . No dobra, wszystko przyjmę dzielnie, na swą wątłą klatę:
- Ale czemu jestem winna? – pytam, nieśmiało.
- No bo to przez ciebie przylecieliśmy tu, do Namibii. Bo jak przeczytałam na forum,że lecisz, to na drugi dzień kupiliśmy wycieczkę.- mówi śmiejąc się Margerytka.
Szczęka mi opadła w piach, dech straciłam i nie wiedziałam co odpowiedzieć.
No to teraz wiecie, jak wielką moc sprawczą ma forum.
Forum łączy ludzi, nawet na końcu świata.
Odzyskałam ruchomość szczęki i głos:
- Noooo ładnie to tak, śledzić zza węgła i się nie ujawniać??? I co, dwa dni sprawdzaliście, czy normalna jestem, zamiast od razu się przyznać na lotnisku??? Hahaha
Chyba jestem normalna
……………………………………………………………………………………………………………………………………………….
Wracamy z dziczy do lodgy.
Wcześniej już zauważyliśmy poruszenie wśród oryksów. Trwa pora godowa i bitwy samców o dominację w stadzie. To się ganiały, tłukły, porykiwały co jakiś czas
Prym wiódł w tym, dorodny Pan Oryks o wielkich rogach.
Generalnie oryksy tam były przyzwyczajone do ludzi i jak się ich nie zaczepia i nie podchodzi za blisko, to zajmują się swoimi sprawami.
No więc idziemy w pewnym oddaleniu od ogrodzenia lodgy, w kierunku bramki.
I raptem jak się nie zakurzy w oddali- Pan Oryks przepędzał innego, ze swego terenu.
Zobaczył nas. Stanął. My stanęliśmy też. Niech sobie idzie. Poczekamy.
Matko, Johny ma czerwone spodenki!!! A ja wszelkiej rogaciżnie nie ufam po tym, jak w dziecięctwie, u babci, byk mnie poszturchał rogami.
A poza tym jak wiecie, ja z lasu, więc zachowania dzikich zwierząt nie są mi obce.
Pan Oryks stoi i łypie na nas. Testosteron lata w powietrzu aż trzaska, jak z zepsutej stacji transformatorowej.
Zaczynam się bać.
- Nieee no co ty, nic nam nie zrobi- uspokaja Johny.
- Jak nic, jak nic- on pilnuje swego terenu. Ja się boooję… - ja. Zaczynam mieć miękko w kolanach.
Jak tu się dostać do bramki?!?!?!?!?!?!?
Powoli ruszamy, Pan Oryks nie spuszcza z nas wzroku i łypie, idąc równolegle z nami, odcinając drogę do bramki.
Idziemy powoli, on z nami i łypie złym okiem. Idziemy- on parska i tupie. Staneliśmy 100 m od bramki a on stoi między nami a bramką. Stoi... stoi... stoi... I łypie... Po jakimś czasie odpuścił nam, poszedł sobie dalej ganiać inne oryxy.
Uffff…. Biegiem do bramki.
Oryksy są wredne. I prześladują.
Zjadłam steka z oryksa na kolację w odwecie.
Smaczny był.
CDN.
czyta się się, jak fajny dziennik z podróży
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Oj czyta się, czyta
Jorguś
Dziękuję Wam Chłopaki
Antenko, świetnie opisujesz tę podróż. Zazdroszczę Ci zobaczonego tego właśnie kawałka Afryki, niestety moja Namibia ciągle odkładana na kiedyś...
Witaj Trinka Dziękuję Nie odkładaj na póżniej - leć
DZIEŃ TRZECI- POT, KREW i ŁZY
Dziś jest ten wyczekany dzień i to wymarzone miejsce, dla którego przyleciałam tu, do Namibii czyli pustynia Namib i czerwone wydmy
Pobudka bardzo wcześnie, szybkie śniadanko, do autokaru i w drogę.
Poziom adrenaliny dzisiejszego dnia sięgnął u mnie zenitu tak,że mało co, a potrzebna byłaby jakaś reanimacja albo insza ratunkowość Był prawie zawał, udar i załamanie nerwowe zakończone zużyciem tony chusteczek higienicznych
Nie mogę się doczekać, gapię się w okno i powoli wstaje dzień.
Z drogi:
słonko coraz wyżej i robi się jaśniej:
Dojeżdżamy do bramy wjazdowej Parku , celem zakupu biletów wjazdu, ale jeszcze praca się nie rozpoczęła, więc chwilę czekamy.
tam jedziemy do Sossusvlei
Po drodze:
mijamy strusie a w oddali widać góry Naukluft, gdzie też zawitamy
i wredne oryksy
no i w końcu jeeeest!!!! Pierwsza czerwona wydma!!! Mam zawał
słonko pięknie rozjaśniło szczyt wydmy
jestem baaardzo zadowolona i jak zwykle robię głupie miny