Hmmm... Nawet się nie zorientowałam, że aż tyle czasu nie zaglądałam do swojej niedokończonej relacji Wypada mi tylko przeprosić wszystkich czytających moje wspomnienia z Namibii za zbyt długą przerwę Mam nadzieję, że teraz już dokończę ciągnącą się niemiłosiernie namibijską opowieść i będę mogła zacząć opisywać inne, równie fascynujące podróże
Pytaliście mnie co to takiego „little five”. Istnieją różne wersje „little five” - można powiedzieć, że jest „klasyczna” i... namibijaska, o której czytałam w opisach podróży do tego kraju (np. w relacji Miki czy Lordzia). Termin „little five” powstał w RPA, po sukcesie marketingowym określenia „big five”. Miał on na celu przyciągnięcie kolejnych turystów i zwrócenie ich uwagi również na małe stworzenia żyjące w Afryce, na sawannie. Zwierzaki wchodzące w skład „małej piątki” stanowią kontrast w stosunku do potężnych zwierząt „wielkiej piątki” ale jednocześnie mają ze sobą coś wspólnego jeśli chodzi o wygląd i nazwę. W skład „klasycznej” „little five” wchodzą:
1. Ryjówka słoniowa – maleńki ssak owadożerny, który ma wydłużony ryjek podobny do trąby i kępkę sierści na końcu ogona,
2. Tkacz (Buffalo weaver) – ptak, który buduje bardzo niechlujne gniazda z mieszanki traw i gałązek,
3. Żółw lamparci zwany tak z powodu cętkowanej skorupy,
4. Mrówka (Ant lion) waleczna jak lew,
5. Chrząszcz (Rhino beetle), którego nazwa pochodzi od dużych rogów samca podobnych do rogów nosorożca.
Namibijska „little five” to równiż pięć małych, afrykańskich stworzeń ale ukrytych głównie w wydmach pustyni Namib. Należą do nich: kolorowy gekon, jaszczurka, kameleon, skorpion/pająk i jadowita żmija. Ich poszukiwanie to prawdziwe show bo znaleźć miejsce gdzie zakopało się w piachu takie maleńkie zwierzątko i „na zamówienie” je stamtąd wygrzebać potrafią tylko nieliczni Dla kameleona tropiciele mają przygotowane robaczki więc dodatkowo jest pokaz karmienia... Można o tym więcej poczytać np. tutaj: http://northwestprimetime.com/news/2019/apr/01/hot-trail-namibias-little-five/
Niestety, ja tego nie widziałam na własne oczy... Może następnym razem się uda?
Jolencja, jak miło, że dałaś się namówić na dołączenie do tripkowej rodzinki Mam nadzieję, że nie tylko będziesz czytała nasze podróżnicze relacje (i oczywiście komentowała!!!) ale przeszukasz swoje „archiwa” i również coś opowiesz...
Kolejny punkt programu naszej wycieczki został zrealizowany więc znów ruszamy w drogę. Tym razem jedziemy już do hotelu Ufff, ależ dużo się działo od samego rana... Mimo sporego zmęczenia, obserwuję jak zwykle widoki za oknem. Po drodze mijamy pierwsze wydmy...
Obok nich usytuowane są ośrodki organizujące wspomniane wcześniej wycieczki w poszukiwaniu „little five” albo zwykłe przejażdżki quadami po górach piachu.
Podróż autokarem trwa krótko bo nasz hotel położony jest zaledwie 20 km od Swakopmund, w małej miejscowości Langstrand, cieszącej się dużą popularnością wśród miłośników turystyki rowerowej. Hotel Bay View Resort, bo o nim mowa, to nowoczesny, niedawno zbudowany ośrodek, położony tuż przy plaży.
Wszystkie apartamenty, obszerne i doskonale wyposażone oraz elegancko urządzone, mają widok na Ocean Atlantycki.
Tak właśnie wygląda nasz apartament Aż żal, że spędzimy tu tylko jedną noc.
A to już widok z balkonu
Jeszcze parę fotek na nieco pustawą okolicę oglądaną z okien hotelu...
Zdjęcia na tripka zrobione, no to możemy iść na spacer po plaży Jest jeszcze słonecznie i w miarę ciepło bo dzisiaj dotarliśmy do hotelu przed zmrokiem (na naszej objazdówce to rzadkość) więc żal by było tego nie wykorzystać
Plaża w pobliżu hotelu nie jest zbyt atrakcyjna. Na brzegu pełno śmieci wyrzuconych przez Ocean ale wśród nich można wypatrzeć różne ciekawostki,
np. takie coś - galaretowate, wielkości talerza obiadowego i sporej grubości. Meduza?
Powoli zaczyna się malowniczy zachód słońca...
Robi się ciemno i chłodno. Wracamy.
Jeszcze tylko kolacja w restauracji obok hotelu i możemy wreszcie położyć się spać... Trzeba nabrać sił bo kolejny dzień to nowa, spora porcja atrakcji. Oj, będzie się działo! CDN
Noc mija szybko – zaczyna się dziewiąty dzień naszej przygody w Namibii. Niestety poranek wita nas kiepską pogodą. Po wczorajszym słońcu i cieple nie ma śladu... Jest buro, wilgotno, mgliście i zwyczajnie zimno, brrrr Zaraz po śniadaniu, ubrani solidnie „na cebulkę”, wyruszmy w kierunku Walvis Bay. Walvis Bay to nazwa zatoki, jak i miasta nad nią położonego. Miasto należy do największych w Namibii – jest drugim lub trzecim co do wielkości (różne źródła różnie podają) i głównym portem morskim w kraju. Ma skomplikowaną historię, pełną sporów o przynależność polityczną, bo ze względu na swoje dogodne położenie było, i jest nadal, ważnym punktem na szlaku morskim wokół Afryki. My jednak nie będziemy zwiedzać miasta a jedziemy prosto do przystani. Według programu mogliśmy dzisiaj mieć dużo czasu wolnego (głównie na zakupy) lub wykupić dodatkowo „rejs po lagunie w doborowym towarzystwie fok i ptaków, z poczęstunkiem na pokładzie katamaranu (przekąski i wino musujące) a przy odrobinie szczęścia, również z możliwością obserwowania delfinów, żółwi, a nawet wielorybów”. Ponieważ już wcześniej prawie wszyscy (chyba oprócz jednej osoby) zdecydowali się na rejs podjeżdżamy na parking w pobliżu portu.
Na nabrzeżu jest tłoczno i gwarno bo pełno tu knajpek i rozmaitych sklepików z pamiątkami. Mamy chwilę by do nich zajrzeć i zrobić zakupy.
Idziemy na pomost a tam... wita nas „oswojony” zwierzyniec
Aparaty idą w ruch – każdy chce mieć pamiątkową fotkę z uchatką
Uchatkowa sesja fotograficzna zakończona (tak nam się wtedy naiwnie wydawało, hi hi hi) więc idziemy zająć miejsca na katamaranie, który w całości jest tylko dla naszej grupy. Super
Najpierw powitanie przez kapitana – to ten w krótkich spodniach (prawdę mówiąc nie wiem jak on wytrzymał przez cały rejs w tym stroju). Pan opowiada, nasza Lucy tłumaczy, ale mała kto słucha uważnie no bo jak tu się skupić na pogadance skoro na pokład przydreptała za nami jedna z sympatycznych uchatek
Przychodzi ktoś z załogi katamaranu z wiaderkiem ryb dla niespodziewanego „gościa” i zaczyna się... show. Zwierzak pochłania ryby jedna za drugą i zabawnie domaga się następnych. Ależ te uchatki mają apetyt
Pogadanka skończona więc rozpoczynamy rejs. Zdjęcie z "szefem" przy sterach obowiązkowe
Załoga szykuje obiecany poczęstunek i... próbuje pozbyć się uchatki z katamaranu, która postanowiła wybrać się na wycieczkę razem z nami
Wreszcie udaje się nakłonić zwierzaka do opuszczenia pokładu. Trochę szkoda, że uchatka nie płynie z nami dalej ale z drugiej strony mogę skupić się na rejsie i poczęstunku. Niestety, nie posiadam zdjęć pięknie podanych ostryg bo zanim skończyłam fotografować uchatkę to na talerzach niewiele zostało do zjedzenia i pokazania Ale na wino musujące się załapałam
Wypływamy na rozległe wody Zatoki Wielorybiej, która jest jednym z najważniejszych ekosystemów w Afryce i rajem dla miłośników ptaków. Występuje tu prawie 80 gatunków, w tym około 80 % afrykańskich flamingów (tych ostatnich niestety nie widzieliśmy).
Robi się coraz zimniej Zakładam na siebie wszystko, co mam pod ręką. Ubrana w długie spodnie, t-shirt, bluzkę z długim rękawem, sweter, ciepłą kamizelkę, gruby polar z kapturem i kurtkę przeciwdeszczową wcale nie czuję by było mi zbyt ciepło. Przydają się też polarowe rękawiczki bo ręce marzną mi od lodowatego wiatru
Mabro, no właśnie, jak w Afryce może być tak zimno. Skąd te rękawiczki. Czy jadąc na tą wycieczkę uprzedzona zostałaś, że masz zabrać ciepłe ciuchy? (ciepłe do Afryki – nie uwiężę )
mabro, no bo Cię chyba już uduszę! no jedziesz z tą Namibią, noooo! nie daj się dłużej prosić, pleaseeee !
Piea
Małgoniu, portrety zwierząt na tle suchej sawanny zachwyciły mnie kolorami!
Hmmm... Nawet się nie zorientowałam, że aż tyle czasu nie zaglądałam do swojej niedokończonej relacji Wypada mi tylko przeprosić wszystkich czytających moje wspomnienia z Namibii za zbyt długą przerwę Mam nadzieję, że teraz już dokończę ciągnącą się niemiłosiernie namibijską opowieść i będę mogła zacząć opisywać inne, równie fascynujące podróże
Pytaliście mnie co to takiego „little five”. Istnieją różne wersje „little five” - można powiedzieć, że jest „klasyczna” i... namibijaska, o której czytałam w opisach podróży do tego kraju (np. w relacji Miki czy Lordzia). Termin „little five” powstał w RPA, po sukcesie marketingowym określenia „big five”. Miał on na celu przyciągnięcie kolejnych turystów i zwrócenie ich uwagi również na małe stworzenia żyjące w Afryce, na sawannie. Zwierzaki wchodzące w skład „małej piątki” stanowią kontrast w stosunku do potężnych zwierząt „wielkiej piątki” ale jednocześnie mają ze sobą coś wspólnego jeśli chodzi o wygląd i nazwę. W skład „klasycznej” „little five” wchodzą:
1. Ryjówka słoniowa – maleńki ssak owadożerny, który ma wydłużony ryjek podobny do trąby i kępkę sierści na końcu ogona,
2. Tkacz (Buffalo weaver) – ptak, który buduje bardzo niechlujne gniazda z mieszanki traw i gałązek,
3. Żółw lamparci zwany tak z powodu cętkowanej skorupy,
4. Mrówka (Ant lion) waleczna jak lew,
5. Chrząszcz (Rhino beetle), którego nazwa pochodzi od dużych rogów samca podobnych do rogów nosorożca.
Więcej o tych stworzeniach można poczytać i zobaczyć jak wyglądają np. tutaj: https://www.lionworldtravel.com/news/meet-africas-little-five
Namibijska „little five” to równiż pięć małych, afrykańskich stworzeń ale ukrytych głównie w wydmach pustyni Namib. Należą do nich: kolorowy gekon, jaszczurka, kameleon, skorpion/pająk i jadowita żmija. Ich poszukiwanie to prawdziwe show bo znaleźć miejsce gdzie zakopało się w piachu takie maleńkie zwierzątko i „na zamówienie” je stamtąd wygrzebać potrafią tylko nieliczni Dla kameleona tropiciele mają przygotowane robaczki więc dodatkowo jest pokaz karmienia... Można o tym więcej poczytać np. tutaj: http://northwestprimetime.com/news/2019/apr/01/hot-trail-namibias-little-five/
Niestety, ja tego nie widziałam na własne oczy... Może następnym razem się uda?
Jolencja, jak miło, że dałaś się namówić na dołączenie do tripkowej rodzinki Mam nadzieję, że nie tylko będziesz czytała nasze podróżnicze relacje (i oczywiście komentowała!!!) ale przeszukasz swoje „archiwa” i również coś opowiesz...
Kolejny punkt programu naszej wycieczki został zrealizowany więc znów ruszamy w drogę. Tym razem jedziemy już do hotelu Ufff, ależ dużo się działo od samego rana... Mimo sporego zmęczenia, obserwuję jak zwykle widoki za oknem. Po drodze mijamy pierwsze wydmy...
Obok nich usytuowane są ośrodki organizujące wspomniane wcześniej wycieczki w poszukiwaniu „little five” albo zwykłe przejażdżki quadami po górach piachu.
Podróż autokarem trwa krótko bo nasz hotel położony jest zaledwie 20 km od Swakopmund, w małej miejscowości Langstrand, cieszącej się dużą popularnością wśród miłośników turystyki rowerowej. Hotel Bay View Resort, bo o nim mowa, to nowoczesny, niedawno zbudowany ośrodek, położony tuż przy plaży.
Wszystkie apartamenty, obszerne i doskonale wyposażone oraz elegancko urządzone, mają widok na Ocean Atlantycki.
Tak właśnie wygląda nasz apartament Aż żal, że spędzimy tu tylko jedną noc.
A to już widok z balkonu
Jeszcze parę fotek na nieco pustawą okolicę oglądaną z okien hotelu...
Zdjęcia na tripka zrobione, no to możemy iść na spacer po plaży Jest jeszcze słonecznie i w miarę ciepło bo dzisiaj dotarliśmy do hotelu przed zmrokiem (na naszej objazdówce to rzadkość) więc żal by było tego nie wykorzystać
Plaża w pobliżu hotelu nie jest zbyt atrakcyjna. Na brzegu pełno śmieci wyrzuconych przez Ocean ale wśród nich można wypatrzeć różne ciekawostki,
np. takie coś - galaretowate, wielkości talerza obiadowego i sporej grubości. Meduza?
Powoli zaczyna się malowniczy zachód słońca...
Robi się ciemno i chłodno. Wracamy.
Jeszcze tylko kolacja w restauracji obok hotelu i możemy wreszcie położyć się spać... Trzeba nabrać sił bo kolejny dzień to nowa, spora porcja atrakcji. Oj, będzie się działo! CDN
Noc mija szybko – zaczyna się dziewiąty dzień naszej przygody w Namibii. Niestety poranek wita nas kiepską pogodą. Po wczorajszym słońcu i cieple nie ma śladu... Jest buro, wilgotno, mgliście i zwyczajnie zimno, brrrr Zaraz po śniadaniu, ubrani solidnie „na cebulkę”, wyruszmy w kierunku Walvis Bay. Walvis Bay to nazwa zatoki, jak i miasta nad nią położonego. Miasto należy do największych w Namibii – jest drugim lub trzecim co do wielkości (różne źródła różnie podają) i głównym portem morskim w kraju. Ma skomplikowaną historię, pełną sporów o przynależność polityczną, bo ze względu na swoje dogodne położenie było, i jest nadal, ważnym punktem na szlaku morskim wokół Afryki. My jednak nie będziemy zwiedzać miasta a jedziemy prosto do przystani. Według programu mogliśmy dzisiaj mieć dużo czasu wolnego (głównie na zakupy) lub wykupić dodatkowo „rejs po lagunie w doborowym towarzystwie fok i ptaków, z poczęstunkiem na pokładzie katamaranu (przekąski i wino musujące) a przy odrobinie szczęścia, również z możliwością obserwowania delfinów, żółwi, a nawet wielorybów”. Ponieważ już wcześniej prawie wszyscy (chyba oprócz jednej osoby) zdecydowali się na rejs podjeżdżamy na parking w pobliżu portu.
Na nabrzeżu jest tłoczno i gwarno bo pełno tu knajpek i rozmaitych sklepików z pamiątkami. Mamy chwilę by do nich zajrzeć i zrobić zakupy.
Idziemy na pomost a tam... wita nas „oswojony” zwierzyniec
Aparaty idą w ruch – każdy chce mieć pamiątkową fotkę z uchatką
Co tam pogoda.. uchatki przepiękne
jakie ma piękne spojrzenie
No trip no life
ha,ha,ha ma uchatka ciepliwość do ludzi ; ))))
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Uchatkowa sesja fotograficzna zakończona (tak nam się wtedy naiwnie wydawało, hi hi hi) więc idziemy zająć miejsca na katamaranie, który w całości jest tylko dla naszej grupy. Super
Najpierw powitanie przez kapitana – to ten w krótkich spodniach (prawdę mówiąc nie wiem jak on wytrzymał przez cały rejs w tym stroju). Pan opowiada, nasza Lucy tłumaczy, ale mała kto słucha uważnie no bo jak tu się skupić na pogadance skoro na pokład przydreptała za nami jedna z sympatycznych uchatek
Przychodzi ktoś z załogi katamaranu z wiaderkiem ryb dla niespodziewanego „gościa” i zaczyna się... show. Zwierzak pochłania ryby jedna za drugą i zabawnie domaga się następnych. Ależ te uchatki mają apetyt
Pogadanka skończona więc rozpoczynamy rejs. Zdjęcie z "szefem" przy sterach obowiązkowe
Załoga szykuje obiecany poczęstunek i... próbuje pozbyć się uchatki z katamaranu, która postanowiła wybrać się na wycieczkę razem z nami
Wreszcie udaje się nakłonić zwierzaka do opuszczenia pokładu. Trochę szkoda, że uchatka nie płynie z nami dalej ale z drugiej strony mogę skupić się na rejsie i poczęstunku. Niestety, nie posiadam zdjęć pięknie podanych ostryg bo zanim skończyłam fotografować uchatkę to na talerzach niewiele zostało do zjedzenia i pokazania Ale na wino musujące się załapałam
Wypływamy na rozległe wody Zatoki Wielorybiej, która jest jednym z najważniejszych ekosystemów w Afryce i rajem dla miłośników ptaków. Występuje tu prawie 80 gatunków, w tym około 80 % afrykańskich flamingów (tych ostatnich niestety nie widzieliśmy).
Robi się coraz zimniej Zakładam na siebie wszystko, co mam pod ręką. Ubrana w długie spodnie, t-shirt, bluzkę z długim rękawem, sweter, ciepłą kamizelkę, gruby polar z kapturem i kurtkę przeciwdeszczową wcale nie czuję by było mi zbyt ciepło. Przydają się też polarowe rękawiczki bo ręce marzną mi od lodowatego wiatru
Czy my na pewno jesteśmy w Afryce???
Mabro, no właśnie, jak w Afryce może być tak zimno. Skąd te rękawiczki. Czy jadąc na tą wycieczkę uprzedzona zostałaś, że masz zabrać ciepłe ciuchy? (ciepłe do Afryki – nie uwiężę )
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!