normalnie jakieś Duchy!!! - było whisky.... i zniknęło...
(no ten kran nad umywalką- rewelacja; nigdy takiego jeszczde nie spotkałam) ; hotel bardzo klimatyczny , choć strata czasu na dotarcie tam... ale za to o jedna atrakcje więcej do wspominania...
normalnie jakieś Duchy!!! - było whisky.... i zniknęło...
(no ten kran nad umywalką- rewelacja; nigdy takiego jeszczde nie spotkałam) ; hotel bardzo klimatyczny , choć strata czasu na dotarcie tam... ale za to o jedna atrakcje więcej do wspominania...
Pobudka 4.00, odbiór w recepcji zestawów śniadaniowych i szybka kawa o 4.30. Potem przeprawa łodziami i przed 5 rano w autokarze.
Jedziemy do Tikal żeby zdążyć przed tłumami, ale także w perspektywie przekraczanie po południu granicy z Meksykiem.
Tikal - największy ocalały ośrodek Majów (lista UNESCO). Tikal to kompleks 16 świątyń oraz około 3 tys. budynków (m.in. pałaców, dworków, dziedzińców, tarasów, platform uroczystościowych), w którym mogło zamieszkiwać nawet do 45 tys. mieszkańców. Centralnym punktem miasta jest plac otoczony świątyniami i akropolem. Największa z nich Świątynia Dwugłowego Węża (Świątynia IV) ma prawie 65 m. wysokości.
Lokalny przewodnik uznał, że chodzenie głównymi drogami jest nudne i przeprowadził nas przez dżunglę. Dobry pomysł, choć węży i tarantul nie zobaczyliśmy.
he, he.. te "kamienne krzesełka" jak określiła je Nelcia, wyglądają mi na stele nagrobne (podobna pokazałam w Uxmal) , z tym że maya najczęściej pokrywali je "hieroglifami" - ichnim pismem obrazkowym, a te nie mają, albo nie widać;
położenie Tikal przewspaniałe; ruiny w dżungli robią największe wrażenie; te na "pustym" terenie, mimo piękna nie mają już tej nieokreslonej tajemnicy...
Jorguś nad rzeką złapałam tego samego ptaszka, Tylko ten mój był w zaroslach a na twoim ujeciu to jakby po po wodzie chodził, super
Ale masz piękne zbliżenie. Przy tej prędkości, co rozwijała łódź, to ja się cieszę, że go zobaczyłem
jaki cudny ten ptaszek! a jaką ma kapitalna, żółta czapeczkę!
(co to jest dokładnie za ptak? )
—
Piea
Pamietam te ptaszki z Belize, tez mi sie udalo zrobic pare zdjec.
To jest dlugoszpon zoltoczelny ( Jacana spinosa). Popularnie jest tez zwany "Jesus bird", a to dlatego, ze zazwyczaj spaceruje po lisciach wodnych roslin, takich jak lilie na przyklad i z daleka wyglada jakby chodzil po wodzie.
Około południa opuszczamy Tikal i jedziemy w stronę granicy z Meksykiem.. Jeszcze dla chętnych impreza fakultatywna „canopy”, czyli zjazd w uprzęży pod koronami drzew selwy. Chyba 5 czy 6 osób się skusiło (za 50 $).
Problem polega na tym, że wprowadzono opłatę za pobyt powyżej tygodnia. Można ją opłacić przy wylocie na lotnisku, ale celnicy na przejściu granicznym żądają natychmiast. A jedyny bank, który się tam znajduje jest czynny do 17.00. Nas to nie dotyczy, bo będziemy tylko 4 dni, ale ci co pozostają na pobyt mają problem.
Wg pilotki po zmianie przepisów i ekipy na granicy wszystko sie zepsuło. W poprzednich wycieczkach zdarzało się, że tak przeciągali odprawę, żeby zamknięto bank. Wtedy można czekać do rana lub im zapłacić (czyli dać w łapę, bo pokwitowania nie dają). Następny problem na lotnisku, żeby przy odprawie uwierzono w tą zapłatę, bo ściągną 2 razy. O ile pamiętam było to 11 800 peso.
Gnamy więc ile autokar wyciągnie, robiąc jedna przerwę na lunch, zakup kawy i toaletę. W tym przybytku podobała mi się jedna ozdoba w środku sklepu z pamiątkami:
Jesteśmy na granicy po 14-ej. Jest dobrze, pełnia szczęścia. Nawet starszy pan robiący odprawę paszportową ładnie się uśmiecha. Podchodzimy do budynku, w którym jest tylko jeden Amerykanin, a celnik mówi, że nie może zrobić nic, bo ma awarię systemu i komputer się zawiesił. No to mamy to na co pewnie zasłużyliśmy. 40 osób w kolejce, 35 stopni ciepła i widok naszego autokaru za płotem.
Ale skończyło się dobrze. Po jakiś 40 minutach Pan i Władca ogłasza, że sprzęt działa i rozpoczyna odprawę. Nie wiem co wyczyniano w banku, ale kilka osób tam musiało pójść, wyszli przed samą 17-ą.
Po wbiciu pieczątki szło się do odprawy bagażu i wszystkie były otwierane (dwa stanowiska). Nie była zbyt drobiazgowa, generalnie pytanie o jedzenie (zakaz wwozu).
Wreszcie ruszamy dalej.
Tradycyjnie już w ciemnościach docieramy w okolice Palenque do hotelu.
normalnie jakieś Duchy!!! - było whisky.... i zniknęło...
(no ten kran nad umywalką- rewelacja; nigdy takiego jeszczde nie spotkałam) ; hotel bardzo klimatyczny , choć strata czasu na dotarcie tam... ale za to o jedna atrakcje więcej do wspominania...
Piea
Whisky było i jest, tylko na odliczance.
No i w wątrobie
Jorguś
ha ha ,a ja wieczorkiem winko przetrenuję
No trip no life
Czas na ciężki, ale atrakcyjny dzień.
Pobudka 4.00, odbiór w recepcji zestawów śniadaniowych i szybka kawa o 4.30. Potem przeprawa łodziami i przed 5 rano w autokarze.
Jedziemy do Tikal żeby zdążyć przed tłumami, ale także w perspektywie przekraczanie po południu granicy z Meksykiem.
Tikal - największy ocalały ośrodek Majów (lista UNESCO). Tikal to kompleks 16 świątyń oraz około 3 tys. budynków (m.in. pałaców, dworków, dziedzińców, tarasów, platform uroczystościowych), w którym mogło zamieszkiwać nawet do 45 tys. mieszkańców. Centralnym punktem miasta jest plac otoczony świątyniami i akropolem. Największa z nich Świątynia Dwugłowego Węża (Świątynia IV) ma prawie 65 m. wysokości.
Lokalny przewodnik uznał, że chodzenie głównymi drogami jest nudne i przeprowadził nas przez dżunglę. Dobry pomysł, choć węży i tarantul nie zobaczyliśmy.
Jorguś
Powiem ci, że robi Tikal wrażenie !
i ludzi bardzo mało,ale to pewnie ze względu na porę. Widzę,że można było wchodzić na góre, super .
A powiedz co to za kamienne "krzesełka " ??
No trip no life
Nel, nie pamiętam co mówił przewodnik, a w necie nie znalazłem. Być może grobowce wodzów, bo te się znajdują przy Akropolu.
Tak przy okazji, w Tikal kręcono sekwencje z planety Yavin w Gwiezdnych wojnach.
Jorguś
he, he.. te "kamienne krzesełka" jak określiła je Nelcia, wyglądają mi na stele nagrobne (podobna pokazałam w Uxmal) , z tym że maya najczęściej pokrywali je "hieroglifami" - ichnim pismem obrazkowym, a te nie mają, albo nie widać;
położenie Tikal przewspaniałe; ruiny w dżungli robią największe wrażenie; te na "pustym" terenie, mimo piękna nie mają już tej nieokreslonej tajemnicy...
Piea
Pozostajemy w Tikal.
W dżungli zawsze znajdzie się coś ciekawego z flory i fauny.
Największe przeżycie zaraz po wejściu na Akropol. Zerwały sie do lotu dwa tukany.
Nawet nie zdążyłem podnieść aparatu. Na szczęście dwóm osobom udało sie je uchwycić ze smartfona. To i sobie przegrałem.
Na drzewach siedziały różne ładne ptaszki, których nie znam i jakieś zielone papugi.
A nad mega drzewem jeszcze coś latało.
W koronach drzew grasowały małpy, ale były za szybkie, by je ładnie sfocić.
Jorguś
jaki cudny ten ptaszek! a jaką ma kapitalna, żółta czapeczkę!
(co to jest dokładnie za ptak? )
—Piea
Pamietam te ptaszki z Belize, tez mi sie udalo zrobic pare zdjec.
To jest dlugoszpon zoltoczelny ( Jacana spinosa). Popularnie jest tez zwany "Jesus bird", a to dlatego, ze zazwyczaj spaceruje po lisciach wodnych roslin, takich jak lilie na przyklad i z daleka wyglada jakby chodzil po wodzie.
Około południa opuszczamy Tikal i jedziemy w stronę granicy z Meksykiem.. Jeszcze dla chętnych impreza fakultatywna „canopy”, czyli zjazd w uprzęży pod koronami drzew selwy. Chyba 5 czy 6 osób się skusiło (za 50 $).
Problem polega na tym, że wprowadzono opłatę za pobyt powyżej tygodnia. Można ją opłacić przy wylocie na lotnisku, ale celnicy na przejściu granicznym żądają natychmiast. A jedyny bank, który się tam znajduje jest czynny do 17.00. Nas to nie dotyczy, bo będziemy tylko 4 dni, ale ci co pozostają na pobyt mają problem.
Wg pilotki po zmianie przepisów i ekipy na granicy wszystko sie zepsuło. W poprzednich wycieczkach zdarzało się, że tak przeciągali odprawę, żeby zamknięto bank. Wtedy można czekać do rana lub im zapłacić (czyli dać w łapę, bo pokwitowania nie dają). Następny problem na lotnisku, żeby przy odprawie uwierzono w tą zapłatę, bo ściągną 2 razy. O ile pamiętam było to 11 800 peso.
Gnamy więc ile autokar wyciągnie, robiąc jedna przerwę na lunch, zakup kawy i toaletę. W tym przybytku podobała mi się jedna ozdoba w środku sklepu z pamiątkami:
Jesteśmy na granicy po 14-ej. Jest dobrze, pełnia szczęścia. Nawet starszy pan robiący odprawę paszportową ładnie się uśmiecha. Podchodzimy do budynku, w którym jest tylko jeden Amerykanin, a celnik mówi, że nie może zrobić nic, bo ma awarię systemu i komputer się zawiesił. No to mamy to na co pewnie zasłużyliśmy. 40 osób w kolejce, 35 stopni ciepła i widok naszego autokaru za płotem.
Ale skończyło się dobrze. Po jakiś 40 minutach Pan i Władca ogłasza, że sprzęt działa i rozpoczyna odprawę. Nie wiem co wyczyniano w banku, ale kilka osób tam musiało pójść, wyszli przed samą 17-ą.
Po wbiciu pieczątki szło się do odprawy bagażu i wszystkie były otwierane (dwa stanowiska). Nie była zbyt drobiazgowa, generalnie pytanie o jedzenie (zakaz wwozu).
Wreszcie ruszamy dalej.
Tradycyjnie już w ciemnościach docieramy w okolice Palenque do hotelu.
Jorguś