Po śniadaniu wymeldowujemy się i jedziemy z hotelu taxi na lotnisko, tym razem na klia2
Ciężko jest to zdjęcie zrobić bo pełno skośnookich całymi rodzinami tam sobie pstrykają, czekałem i wyczekałem moment jest
Widoczki z tarasu na Air Asie
Terminal jest czysty, przejrzysty, łatwy do ogarnięcia.
No to lecim
Air Asia all inclusive
Po przylocie na Phukecie ludzi było dość dużo do kontroli paszportowej ale szło to dość sprawnie. Odbiór bagaży, wymiana kasy i ogarniamy przejazd na Kata Beach, wszędzie ceny jednakowe, takie podobne busiki. Wsiadamy, jedziemy tak z pół godziny, po czym kierowca parkuje pod takim naszym komunistycznym blaszanym "Społem" i ludzi z busików chyba czterech zapraszają do środka. Tam biurka, przy każdym siedzi kobitka, pyta dokąd jedziemy, kasuje dopiero nasz kwit z lotniska i zaczyna się wciskanie różnych wycieczek Wszystko mieli w ofercie, bardzo była zniesmaczona, że my się okazaliśmy mało wycieczkowi, podziękowaliśmy i poszliśmy obok ogladać tajskie meble hehe
Dopiero za gdzieś za 15 min zapakowali wszystkich w busiki, a nam oznajmili, że wysiadamy na końcu, w sumie zgodnie z kolejnością Patong, Karon a na końcu my.
W końcu dojeżdżamy pod nasz super hiper Chanalai Flora Resort a tu zonk ! W recepcji mówią nam, że nie ma dla nas na tą noc najbliższą pokoju, zakwaterują nas w hotelu obok, a resztę pobytu normalnie tutaj. Kurczę aż 3 noce mieliśmy klepnięte z wyprzedzeniem (30 października rezerwowałem na Bookingu), tacy młodzi byli w tej recepcji, cóż z nimi się nie pogada, prosimy managera - będzie za 10 min. OK siadamy, czekamy, mówię do drugiej połówki, że trzeba szybko dobrą ściemę wymyśleć bo nasz pokój pewnie w sezonie sprzedali komuś na tydzień czy dwa, a tacy jak my na trzy noce to im się średnio opłacają. Tutaj wyprodukowałem piękną ściemę, której nie zdradzę ale powiem tak, dobra jest. Przyjeżdża w końcu manager-kobieta, mówimy jaka nas zastała sytuacja, ta że faktycznie nie ma pokoju ale postara się pomóc. Dostaliśmy propozycję pobytu już całego w ich drugim hotelu Chanalai Garden Resort w cenie tego pierwszego. Zgodziliśmy się, przewieźli nas do drugiego hotelu, zameldowaliśmy się i otrzymaliśmy pokój z tarasem z widokiem na plażę, nie na ogród. Pokój duży, czysty, hotel też czysty, wiadomo jest to Phuket ale co do samego hotelu nie mogę złego słowa powiedzieć.
Rozpakowujemy się i ruszamy na plażę.
Ludzi bez liku, wszystkie języki, akurat u nas nie było za dużo ruskich ale tam dalej prawie sami. Trzy noce jakoś damy radę
Zachodu słońca nie zrobiłem bo się nie dało, ludź na ludziu przed ludziem za ludziem makabra każdy pstryka
Idziemy na kolację, zobaczymy co na tam Phukcie można zjeść
Tego dnia/wieczora zaczął się mój mały problem. Jak pisałem na początku we Fraser było bardzo zimno, a ja jestem na takie sprawy delikatny, weszliśmy tam wtedy w KL z upału i od razu czułem gardło i uszy ale myślałem...przejdzie...
No to nie przeszło. Wykupiliśmy dwie wycieczki od razu wieczorem, 1. dzień Phi Phi, 2. dzień Similiany. No rano się budzę, mam katar, wszystko pozatykane kurka wiewiórka co robić wypiłem chyba Febrisan i pojechaliśmy. Dobrze, że miałem zapas chusteczek to po drodze i na tej łodzi smarkałem, nie tak to miało wyglądać...w ciągu dnia czułem już gorączkę...
Robiłem te zdjęcia na Phi Phi ale powiem szczerze nie miałem wtedy dnia...nie cieszyło mnie to jakoś a dookoła tabuny skośnookich, naubieranych w upale w te rajstopy, legginsy, podomki, pareo czego one nie miały na sobie
Na plaży małp nie robiłem im zdjęć bo biegały, ludzie je karmili, co chwilę kogoś goniły, kradły butelki z wodą albo jedzenie.
Spędzili nas gdzieś z tyłu za hotelami na stołówkę, na której było chyba z 300 ludzi. Ani nie było za bardzo gdzie usiąść, a już co zjeść to masakra w ogóle. Robią tam turystów na szaro na Phi Phi nieźle
Plyniemy dalej
Na Maya Bay byliśmy gdy był już odpływ, trzeba było dojść.
Jakoś nie zrobiło to na mnie większego wrażenia ale to pewnie przez chorobę. Wieczorem poszliśmy na kolację, pytam kelnerki czy mówi po angielsku, ona na to że słabo, poszedłem w stronę kuchni zapytałem kto zna język i wyłumaczyłem co mi jest, czy mogą mi zrobić jakąś tajską zupe rozgrzewającą. Po chwili przyszedł kucharz i zapytał czy dam radę zjeść spicy
Ogień w ustach, w brzuchu czułem jak mi wszystko wypala
Przeszliśmy jeszcze przez pobliskie apteki wieczorem ale nie mieli tam nic poza tym co miałem ze sobą, a było mi zimno. Co tu robić, miałem ze sobą antybiotyk, łyknąłem wieczorem i poszedłem spać. Gdzieś około 4-5 nad ranem obudziła nas burza, lało, grzmoty waliły, ze mnie też lało się z tym, że pot :/ Kurczę co tu robić, Similiany wykupione, ja chory i jeszcze ta burza. Poszedłem do recepcji i poprosiłem aby zadzwonił na ich infolinię, czy można zrezygnować-nie można, kasy nie zwrócą. No to powiedziałem aby nie przyjeżdżali po nas, nie jedziemy trudno. Rano ledwo wstałem na śniadanie, coś tam podziubałem wziąłem drugi raz antybiotyk i poszliśmy z drugą połówką na plażę. Miałem w planie walnąć się pod parasol i tyle bo wielkiego pożytku tego dnia ze mnie nie było. Wstąpiłem do biura, które było w sumie prawie na wprost hotelu zapytać czy nam oddadzą kasę, nie chcieli oddać. Mieliśmy taki awaryjny plan, zapytałem czy może zatem przejść nasza wycieczka na znajomych, z ktorymi się rozdzieliliśmy w KL, a będą na Phuket za tydzień - zadzwoniła gdzieś tam i zgodziła się, także kasa nie przepadła. Ja na plaży wziąłem za 100 batów parasol, położyłem się pod ręcznikiem i przespałem w sumie cały dzień, takie miałem oto Similiany...życie...
Na kolację pytali jak się czuję, czy mi zupa pomogła Oczywiście przytaknąłem łykając kolejną dawkę antybiotyku...
Wieczorem coś tam kupiliśmy i się spakowaliśmy, rano kierunek Railay.
wiktor miałem szczęście akurat blisko był ten boat, wyglądał na nowy w miarę albo odnawiany więc na foto z pewnością robi lepsze wrażenie niż szary, wypalony słońcem
Odnośnie choroby, trudno raz się żyje. Całe szczęście, że podjąłem decyzję i ten antybiotyk wziąłem, a nie leczyłem się musującymi torebkami, syropami itd, 3-3,5 dnia i po chorobie było...
Po Phukecie nasz kolejny przystanek to Railay. W sumie podczas wstępnego planowania klępneliśmy hotel bez opcji rezygnacji i był to już stały punkt programu, a chyba zdecydowalibyśmy się inaczej to poukładać i pominąć Railay. Dlaczego, ano z uwagi na nasz plan - z Phuketu już bardziej przez Phi Phi było nam po drodze na Ko Lipe, no ale chcieliśmy Railay, to było
Z rana po śniadaniu czekamy na busa, w końcu przyjeżdża jeden z gatunku tych max zdezelowanych, jedziemy około godziny na Rassada Pier, tam nas wysadzają i róbta co chceta, patrzymy po sobie i idziemy za tłumem. W końcu widzę, przy stoliku siedzi jakaś kobieta z kartkami, ona zajmowała się biletami i dawała naklejki. Z tego co pamiętam wpisywałem na stosowną listę nasze nazwiska. Przy nabrzeżu stały chyba cztery promy, sczepione ze sobą bokami, nasz był ten pierwszy czyli od strony brzegu ostatni. Trzeba było zejść i przejść po każdym z walizką 25 kg
Był to prom zbierający wszystkich z Phuket w kierunku Phi Phi, Krabi, Lanta, Ao Nang, na Railay było dosłownie kilka osób.
Przesiadka z promu na long tail'a
No to płyniemy
Wyrzucili nas przy plaży, meldujemy się i jedziemy melex'em do naszego domku.
Railay East
Podczas odpływu wygląda średnio...
Na zachód słońca wracamy na zachodnią stronę, mniej wietrzną.
W sumie czas na Railay upłynął nam na leniuchowaniu
resortowe śniadanko
O poranku woda jest z powrotem
hotelowy basen z widokiem... prawie jak w katalogu
Sorry za "małą przerwę" już lecę dalej z relacją. Nie powiem nasz plan, w fazie planowania na kartce wyglądał fajnie, przecież to jest blisko... na mapie... no to dobra po Railay wymyśliliśmy sobie biały piaseczek Ko Lipe
Sprawa pierwsza, transfer traktory mają przyczepy, którymi wiozą ludzi do wody, aż podpłynie long tail boat. Ruszamy z walizkami
nawet był facet o kulach...
odpływamy z Railay
nasz driver (chyba) wie co robi
Nasz transfer był z tigerlineferry, fakt dowieźli nas w jednym kawałku ale busik naładowany na maxa, walizki na dachu, nie mam akurat takiego zdjęcia aby wrzucić (tzn. mam jedno ale sam na nim jestem), tak więc jedziemy z 4-5h, przystanek był w połowie trasy aż dojeżdżamy do przystani gdzie czekamy na ferry
tak sobie z godzinkę, dwie poczekaliśmy ale pogadaliśmy przynajmniej z ludziskami z całego świata, pewne jest jedno - oprócz Ko Lipe warto też odwiedzić Ko Mook... wszyscy polecali
nasza jednostka
nasz kapitan
w drogę
oj ludziska uśmiechnięte były na początku a tu łup, łup, łup fala fala fala
kolory twarzy przybrały różne odcienie szarości, niebieskości a nawet zieleni
nie powiem, chyba połowa ludzi zwracała co tam wcześniej przyjmowali, my jakimś cudem daliśmy radę...
Przed zachodem słońca docieramy na Ko Lipe, tzn. na platformę przed wyspą precyzyjnie rzecz ujmując
nasz okręt sobie parkuje w kłębach dymu
a my czekamy w kolejeczce na long taila, który zabierze nas na plażę oczywiście płyniemy lekko na prawo i docieramy na plażę, mniej więcej przy posterunku straży granicznej, a tam w wodzie kamole, głazy, nie dopłynął do brzegu a walizki ciężkie oj ciężkie... coś tam wysupłałem driverowi z kieszeni i mi pomógł to wynieść na piasek, obieramy kierunek hotel, czyli dokładnie w lewo po piasku...w końcu jakoś doczłapaliśmy...
Teraz nastąpi moment lazurkowy, kto nie może patrzeć - proszę zamknąć oczy
Ko Lipe nas nie rozczarowało, było tak jak być powinno, pięknie, słonecznie, ciepło, smacznie idealnie 10/10, oczywiście resorty są tam i droższe ale nasz był niczego sobie...
tak wyglądała nasza plaża po śniadaniu
i tak też
delikatny piaseczek, jak na zamówienie
w naszym hotelu byli włosi, francuzi i my, innych języków nie słyszałem
spacerek na drugą stronę wyspy
Sunrise Beach jest ładna ale bardziej wietrzna
gdzieś czytałem, że na Ko Lipe nie ma samochodów - są, widzieliśmy 3 lub 4
Przynajmniej słońce jest zawsze za darmo ...
http://pieczatki-w-paszporcie.blogspot.com/
https://www.youtube.com/channel/UCf99mvhfOem4kTfGH5qBOGQ?sub_confirmation=1/
Po śniadaniu wymeldowujemy się i jedziemy z hotelu taxi na lotnisko, tym razem na klia2
Ciężko jest to zdjęcie zrobić bo pełno skośnookich całymi rodzinami tam sobie pstrykają, czekałem i wyczekałem moment jest
Widoczki z tarasu na Air Asie
Terminal jest czysty, przejrzysty, łatwy do ogarnięcia.
No to lecim
Air Asia all inclusive
Po przylocie na Phukecie ludzi było dość dużo do kontroli paszportowej ale szło to dość sprawnie. Odbiór bagaży, wymiana kasy i ogarniamy przejazd na Kata Beach, wszędzie ceny jednakowe, takie podobne busiki. Wsiadamy, jedziemy tak z pół godziny, po czym kierowca parkuje pod takim naszym komunistycznym blaszanym "Społem" i ludzi z busików chyba czterech zapraszają do środka. Tam biurka, przy każdym siedzi kobitka, pyta dokąd jedziemy, kasuje dopiero nasz kwit z lotniska i zaczyna się wciskanie różnych wycieczek Wszystko mieli w ofercie, bardzo była zniesmaczona, że my się okazaliśmy mało wycieczkowi, podziękowaliśmy i poszliśmy obok ogladać tajskie meble hehe
Dopiero za gdzieś za 15 min zapakowali wszystkich w busiki, a nam oznajmili, że wysiadamy na końcu, w sumie zgodnie z kolejnością Patong, Karon a na końcu my.
W końcu dojeżdżamy pod nasz super hiper Chanalai Flora Resort a tu zonk ! W recepcji mówią nam, że nie ma dla nas na tą noc najbliższą pokoju, zakwaterują nas w hotelu obok, a resztę pobytu normalnie tutaj. Kurczę aż 3 noce mieliśmy klepnięte z wyprzedzeniem (30 października rezerwowałem na Bookingu), tacy młodzi byli w tej recepcji, cóż z nimi się nie pogada, prosimy managera - będzie za 10 min. OK siadamy, czekamy, mówię do drugiej połówki, że trzeba szybko dobrą ściemę wymyśleć bo nasz pokój pewnie w sezonie sprzedali komuś na tydzień czy dwa, a tacy jak my na trzy noce to im się średnio opłacają. Tutaj wyprodukowałem piękną ściemę, której nie zdradzę ale powiem tak, dobra jest. Przyjeżdża w końcu manager-kobieta, mówimy jaka nas zastała sytuacja, ta że faktycznie nie ma pokoju ale postara się pomóc. Dostaliśmy propozycję pobytu już całego w ich drugim hotelu Chanalai Garden Resort w cenie tego pierwszego. Zgodziliśmy się, przewieźli nas do drugiego hotelu, zameldowaliśmy się i otrzymaliśmy pokój z tarasem z widokiem na plażę, nie na ogród. Pokój duży, czysty, hotel też czysty, wiadomo jest to Phuket ale co do samego hotelu nie mogę złego słowa powiedzieć.
Rozpakowujemy się i ruszamy na plażę.
Ludzi bez liku, wszystkie języki, akurat u nas nie było za dużo ruskich ale tam dalej prawie sami. Trzy noce jakoś damy radę
Zachodu słońca nie zrobiłem bo się nie dało, ludź na ludziu przed ludziem za ludziem makabra każdy pstryka
Idziemy na kolację, zobaczymy co na tam Phukcie można zjeść
Tego dnia/wieczora zaczął się mój mały problem. Jak pisałem na początku we Fraser było bardzo zimno, a ja jestem na takie sprawy delikatny, weszliśmy tam wtedy w KL z upału i od razu czułem gardło i uszy ale myślałem...przejdzie...
No to nie przeszło. Wykupiliśmy dwie wycieczki od razu wieczorem, 1. dzień Phi Phi, 2. dzień Similiany. No rano się budzę, mam katar, wszystko pozatykane kurka wiewiórka co robić wypiłem chyba Febrisan i pojechaliśmy. Dobrze, że miałem zapas chusteczek to po drodze i na tej łodzi smarkałem, nie tak to miało wyglądać...w ciągu dnia czułem już gorączkę...
Robiłem te zdjęcia na Phi Phi ale powiem szczerze nie miałem wtedy dnia...nie cieszyło mnie to jakoś a dookoła tabuny skośnookich, naubieranych w upale w te rajstopy, legginsy, podomki, pareo czego one nie miały na sobie
Na plaży małp nie robiłem im zdjęć bo biegały, ludzie je karmili, co chwilę kogoś goniły, kradły butelki z wodą albo jedzenie.
Spędzili nas gdzieś z tyłu za hotelami na stołówkę, na której było chyba z 300 ludzi. Ani nie było za bardzo gdzie usiąść, a już co zjeść to masakra w ogóle. Robią tam turystów na szaro na Phi Phi nieźle
Plyniemy dalej
Na Maya Bay byliśmy gdy był już odpływ, trzeba było dojść.
Jakoś nie zrobiło to na mnie większego wrażenia ale to pewnie przez chorobę. Wieczorem poszliśmy na kolację, pytam kelnerki czy mówi po angielsku, ona na to że słabo, poszedłem w stronę kuchni zapytałem kto zna język i wyłumaczyłem co mi jest, czy mogą mi zrobić jakąś tajską zupe rozgrzewającą. Po chwili przyszedł kucharz i zapytał czy dam radę zjeść spicy
Ogień w ustach, w brzuchu czułem jak mi wszystko wypala
Przeszliśmy jeszcze przez pobliskie apteki wieczorem ale nie mieli tam nic poza tym co miałem ze sobą, a było mi zimno. Co tu robić, miałem ze sobą antybiotyk, łyknąłem wieczorem i poszedłem spać. Gdzieś około 4-5 nad ranem obudziła nas burza, lało, grzmoty waliły, ze mnie też lało się z tym, że pot :/ Kurczę co tu robić, Similiany wykupione, ja chory i jeszcze ta burza. Poszedłem do recepcji i poprosiłem aby zadzwonił na ich infolinię, czy można zrezygnować-nie można, kasy nie zwrócą. No to powiedziałem aby nie przyjeżdżali po nas, nie jedziemy trudno. Rano ledwo wstałem na śniadanie, coś tam podziubałem wziąłem drugi raz antybiotyk i poszliśmy z drugą połówką na plażę. Miałem w planie walnąć się pod parasol i tyle bo wielkiego pożytku tego dnia ze mnie nie było. Wstąpiłem do biura, które było w sumie prawie na wprost hotelu zapytać czy nam oddadzą kasę, nie chcieli oddać. Mieliśmy taki awaryjny plan, zapytałem czy może zatem przejść nasza wycieczka na znajomych, z ktorymi się rozdzieliliśmy w KL, a będą na Phuket za tydzień - zadzwoniła gdzieś tam i zgodziła się, także kasa nie przepadła. Ja na plaży wziąłem za 100 batów parasol, położyłem się pod ręcznikiem i przespałem w sumie cały dzień, takie miałem oto Similiany...życie...
Na kolację pytali jak się czuję, czy mi zupa pomogła Oczywiście przytaknąłem łykając kolejną dawkę antybiotyku...
Wieczorem coś tam kupiliśmy i się spakowaliśmy, rano kierunek Railay.
WAW-FRA-BKK-SIN-USM-URT-BKK-FRA-KTW
Współczuje choroby. Wiem,że to na urlopie podwójnie boli
Niemniej zdjęcia wyszly bardzo fajne !!
wiktor miałem szczęście akurat blisko był ten boat, wyglądał na nowy w miarę albo odnawiany więc na foto z pewnością robi lepsze wrażenie niż szary, wypalony słońcem
Odnośnie choroby, trudno raz się żyje. Całe szczęście, że podjąłem decyzję i ten antybiotyk wziąłem, a nie leczyłem się musującymi torebkami, syropami itd, 3-3,5 dnia i po chorobie było...
WAW-FRA-BKK-SIN-USM-URT-BKK-FRA-KTW
Po Phukecie nasz kolejny przystanek to Railay. W sumie podczas wstępnego planowania klępneliśmy hotel bez opcji rezygnacji i był to już stały punkt programu, a chyba zdecydowalibyśmy się inaczej to poukładać i pominąć Railay. Dlaczego, ano z uwagi na nasz plan - z Phuketu już bardziej przez Phi Phi było nam po drodze na Ko Lipe, no ale chcieliśmy Railay, to było
Z rana po śniadaniu czekamy na busa, w końcu przyjeżdża jeden z gatunku tych max zdezelowanych, jedziemy około godziny na Rassada Pier, tam nas wysadzają i róbta co chceta, patrzymy po sobie i idziemy za tłumem. W końcu widzę, przy stoliku siedzi jakaś kobieta z kartkami, ona zajmowała się biletami i dawała naklejki. Z tego co pamiętam wpisywałem na stosowną listę nasze nazwiska. Przy nabrzeżu stały chyba cztery promy, sczepione ze sobą bokami, nasz był ten pierwszy czyli od strony brzegu ostatni. Trzeba było zejść i przejść po każdym z walizką 25 kg
Był to prom zbierający wszystkich z Phuket w kierunku Phi Phi, Krabi, Lanta, Ao Nang, na Railay było dosłownie kilka osób.
Przesiadka z promu na long tail'a
No to płyniemy
Wyrzucili nas przy plaży, meldujemy się i jedziemy melex'em do naszego domku.
Railay East
Podczas odpływu wygląda średnio...
Na zachód słońca wracamy na zachodnią stronę, mniej wietrzną.
W sumie czas na Railay upłynął nam na leniuchowaniu
resortowe śniadanko
O poranku woda jest z powrotem
hotelowy basen z widokiem... prawie jak w katalogu
WAW-FRA-BKK-SIN-USM-URT-BKK-FRA-KTW
Pyszne żarełko pokazujesz ,mniam
ale pięknie to wygląda..fajne ujęcie
No trip no life
Sorry za "małą przerwę" już lecę dalej z relacją. Nie powiem nasz plan, w fazie planowania na kartce wyglądał fajnie, przecież to jest blisko... na mapie... no to dobra po Railay wymyśliliśmy sobie biały piaseczek Ko Lipe
Sprawa pierwsza, transfer traktory mają przyczepy, którymi wiozą ludzi do wody, aż podpłynie long tail boat. Ruszamy z walizkami
nawet był facet o kulach...
odpływamy z Railay
nasz driver (chyba) wie co robi
Nasz transfer był z tigerlineferry, fakt dowieźli nas w jednym kawałku ale busik naładowany na maxa, walizki na dachu, nie mam akurat takiego zdjęcia aby wrzucić (tzn. mam jedno ale sam na nim jestem), tak więc jedziemy z 4-5h, przystanek był w połowie trasy aż dojeżdżamy do przystani gdzie czekamy na ferry
tak sobie z godzinkę, dwie poczekaliśmy ale pogadaliśmy przynajmniej z ludziskami z całego świata, pewne jest jedno - oprócz Ko Lipe warto też odwiedzić Ko Mook... wszyscy polecali
nasza jednostka
nasz kapitan
w drogę
oj ludziska uśmiechnięte były na początku a tu łup, łup, łup fala fala fala
kolory twarzy przybrały różne odcienie szarości, niebieskości a nawet zieleni
nie powiem, chyba połowa ludzi zwracała co tam wcześniej przyjmowali, my jakimś cudem daliśmy radę...
Przed zachodem słońca docieramy na Ko Lipe, tzn. na platformę przed wyspą precyzyjnie rzecz ujmując
nasz okręt sobie parkuje w kłębach dymu
a my czekamy w kolejeczce na long taila, który zabierze nas na plażę oczywiście płyniemy lekko na prawo i docieramy na plażę, mniej więcej przy posterunku straży granicznej, a tam w wodzie kamole, głazy, nie dopłynął do brzegu a walizki ciężkie oj ciężkie... coś tam wysupłałem driverowi z kieszeni i mi pomógł to wynieść na piasek, obieramy kierunek hotel, czyli dokładnie w lewo po piasku...w końcu jakoś doczłapaliśmy...
na szczęście w hotelu wszystko na nas czekało
i mogliśmy udać się spokojnie na kolację i Changa
WAW-FRA-BKK-SIN-USM-URT-BKK-FRA-KTW
Teraz nastąpi moment lazurkowy, kto nie może patrzeć - proszę zamknąć oczy
Ko Lipe nas nie rozczarowało, było tak jak być powinno, pięknie, słonecznie, ciepło, smacznie idealnie 10/10, oczywiście resorty są tam i droższe ale nasz był niczego sobie...
tak wyglądała nasza plaża po śniadaniu
i tak też
delikatny piaseczek, jak na zamówienie
w naszym hotelu byli włosi, francuzi i my, innych języków nie słyszałem
spacerek na drugą stronę wyspy
Sunrise Beach jest ładna ale bardziej wietrzna
gdzieś czytałem, że na Ko Lipe nie ma samochodów - są, widzieliśmy 3 lub 4
"tajska" przekąska
piesek pilnuje biznesu
WAW-FRA-BKK-SIN-USM-URT-BKK-FRA-KTW
Fajnie, ze piszesz dalej !! gdzie byłeś kiedy cie nie nie było ??
Widoczki rzeczywiście lazurkowe .
No trip no life
Stosunek jakości do ceny w tym resorcie jest ok
wieczorami próbowaliśmy wszystkiego
troszkę tu, troszkę tam
Klinika wygląda profesjonalnie, na szczęście nie było konieczności aby do niej zaglądać
souveniry - jak wszędzie
leżning & plażing
wędka, kołowrotek, proszę bardzo... na walking street różne towary mają dostępne
wycieczki, transfery
księżyc telefonem
śniadania były lekkie ale głodni nie byliśmy
mnie osobiście wystarczał ten widok w czasie śniadania...
bywały też i malownicze zachody słońca
WAW-FRA-BKK-SIN-USM-URT-BKK-FRA-KTW