No to zaczynamy schodzić powoli w dół. Schodzenie w dół wydaje się prostsze niż wchodzenie pod górę Nic bardziej mylnego Upał się wzmógł, na dnie lasu jest ze 40 stopni, wilgotność już nie 500 a ze tysiąc% , leje się zewsząd,z drzew, z czoła, z tyłka W pewnym momencie kończy się to poślizgnięciem Zochy na kamieniu, porwaniem spodni i obiciem kolana. Całe szczęście nic się nie stało, wystarczyło odkażenie i plaster Niestety spodnie poszły do śmieci i został siniak na dwa tygodnie Upadek wyglądał bardziej grożnie. Zeszła do końca o własnych siłach W drodze powrotnej co chwila podziwiałam motyle Tak pięknych jeszcze nie widziałam. Co chwila jakiś przelatywał jak duch dżungli. Niektóre tak duże jak talerzyki deserowe, mieniące się aksamitną czernią z błyskiem granatowo- błękitnym w prześwitującym słońcu. Pojawiały się się też pomarańczowe i żółte. Niestety, nawet na chwilę nie przysiadały, tylko leciały bezszelestnie. Nie udało mi się sfocić Natura w czystej postaci. Do tego cykady, które jakby się zmówiły i robiły zawody, która głośniej cyka. Gdzieś w koronach drzew odezwie się jakiś ptak. Powietrze zamarło. Ziemia paruje, las paruje...
Znalazłam jeszcze mapkę z trasami. Z opisu wynika, że to taki sobie lajtowy spacerek ale w tamtejszych warunkach klimatycznych wcale nie jest tak łatwo Choć dla mnie to była czysta przyjemność- zmasakrowałam się na maxa w dżungli
tak właśnie wyglądały otabliczkowane drzewa:
natura wymyśliła rynny przed epoką ludzką liść krzaczora:
No to doszliśmy cało, szczęśliwie i w jednym kawałku do biura Parku. Jakiś czas wcześniej skończyła nam się woda( a mieliśmy jej ze sobą naprawdę dużo ) i wpadamy do Panów Strażników by kupić trochę wody- bo czujemy się wysuszeni od środka, choć cali mokrzy na zewnątrz... Panowie sobie odpoczywają na leżankach w kanciapce Wyjrzał jeden, popatrzył na nas i wyniósł karton butelek Ufffff.... jaka ulga... człowiek nie wielbłąd, pić musi Odpczywamy sobie pod daszkiem, Pan Strażnik patrzy z politowaniem na nas i mówi: - w taką pogodę jak dziś, to w taką trasę się nie idzie. Za gorąco. To tu bywa chłodniej???? -No całkiem fajnie było - my. - I hornbile były, i małpy. Pan strażnik rozdziawił buzię... -Jakie hornbile???Gdzie widzieliście??? Ich tu normalnie nie ma- mówi zdziwiony. -No na punkcie widokowym. Cztery były- my -Eeee!!! -krzyknął Pan w kierunku kanciapy -oni widzieli hornbile!!! W kanciapie się zakotłowało, Panowie wyskoczyli z leżanek - To niemożliwe! Dawno ich tu nikt nie widział!- przecierają zaspane oczka. -Oooo..., macie foty- my, i podsuwamy im pod nosy aparaty Może myślą, że łżemy??????? W zamarłym powietrzu, Panowie zastygli na bezdechu... Jeden się ocknął, wziął wdech i wyszeptał: -lucky WY No, ba.... Znaczy szczęście nam dopisało
Póżnym popołudniem jeszcze chwilka relaksu na plaży, aż przyszła chmura z deszczem
Jest tęcza, znaczy wakacje zaliczone Wieczorem uskuteczniamy życie towarzyskie w Resorcie Na kolejny dzień umawiamy się, że pójdziemy do Sarawak Cultural Village, które mamy tuż przy hotelu, ale jak to bywa plan musiał zostać zmodyfikowany Od rana byczymy się a to przy basenie, a to na plaży, uskuteczniając błogie lenistwo czyli Resortową nudę Aż jak mamy się zbierać do wyjścia, przyszło takie oberwanie chmury, jak to w tropikach bywa , że odwiedziny przełożyliśmy na jutro rano. No to nudzimy się dalej
nuuuuda
Po deszczu
No to mały spacerk po kwartałach, ostatnie zakupy, ostatni rzut oka na zachodzące słońce... Jutro po południu już wyjeżdżamy.
Pogoda jak drut, słonko przypieka, umawiamy się na 10-tą pod recepcją, by pójść do Sarawak Cultural Village. Można rzec, że jest to swego rodzaju skansen lub inaczej teren, na którym znajdują się 7 klasycznych zabudowań, domów, z których każdy należy do jednego z ludów zamieszkujących Sarawak:Malajów, Chińczyków, Bidayuh, Iban,Penan, Orang Ulu, Melanau. Chcemy też obejrzeć Show, które jest codziennie o 11:30 i 16:00. Jak wynika z opisu, jest od wielu lat nagradzane na całym świecie, więc zobaczymy Kupujemy bilety w recepcji( jest zniżka 10 orabgutanów) bo wstęp przy wejściu kosztuje 60 orangutanów os/dorosła i 30 orangutanów dzieci 6-12 lat i seniorzy po 60-tce (wymagany dokument z datą urodzenia). Mapka
Do wszystkich domów można wchodzić, oglądać do woli, można podpatrywać tradycyjne zwyczaje, lub kupić lokalne wyroby. Spacer był bardzo przyjemny.
No to zaczynamy schodzić powoli w dół. Schodzenie w dół wydaje się prostsze niż wchodzenie pod górę Nic bardziej mylnego Upał się wzmógł, na dnie lasu jest ze 40 stopni, wilgotność już nie 500 a ze tysiąc% , leje się zewsząd,z drzew, z czoła, z tyłka
W pewnym momencie kończy się to poślizgnięciem Zochy na kamieniu, porwaniem spodni i obiciem kolana. Całe szczęście nic się nie stało, wystarczyło odkażenie i plaster Niestety spodnie poszły do śmieci i został siniak na dwa tygodnie Upadek wyglądał bardziej grożnie. Zeszła do końca o własnych siłach
W drodze powrotnej co chwila podziwiałam motyle Tak pięknych jeszcze nie widziałam. Co chwila jakiś przelatywał jak duch dżungli. Niektóre tak duże jak talerzyki deserowe, mieniące się aksamitną czernią z błyskiem granatowo- błękitnym w prześwitującym słońcu. Pojawiały się się też pomarańczowe i żółte. Niestety, nawet na chwilę nie przysiadały, tylko leciały bezszelestnie. Nie udało mi się sfocić Natura w czystej postaci. Do tego cykady, które jakby się zmówiły i robiły zawody, która głośniej cyka. Gdzieś w koronach drzew odezwie się jakiś ptak. Powietrze zamarło. Ziemia paruje, las paruje...
Uchetana z lekka ja
CDN.
...heee,znaczy..."Droga przez...miękkie" ; )))
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Antenka, te grzybki to pewnie "halucynogenki" ... nie spróbowałyście? Dzioborożce przepiękne.
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
Radek- nooo ale całkiem fajna ta ,, mięka"
Lamia- wystarczająco już szumiało w głowie z braku tlenu to grzybki sobie odpuściliśmy
Znalazłam jeszcze mapkę z trasami. Z opisu wynika, że to taki sobie lajtowy spacerek ale w tamtejszych warunkach klimatycznych wcale nie jest tak łatwo Choć dla mnie to była czysta przyjemność- zmasakrowałam się na maxa w dżungli
tak właśnie wyglądały otabliczkowane drzewa:
natura wymyśliła rynny przed epoką ludzką liść krzaczora:
No to doszliśmy cało, szczęśliwie i w jednym kawałku do biura Parku. Jakiś czas wcześniej skończyła nam się woda( a mieliśmy jej ze sobą naprawdę dużo ) i wpadamy do Panów Strażników by kupić trochę wody- bo czujemy się wysuszeni od środka, choć cali mokrzy na zewnątrz...
Panowie sobie odpoczywają na leżankach w kanciapce
Wyjrzał jeden, popatrzył na nas i wyniósł karton butelek
Ufffff.... jaka ulga... człowiek nie wielbłąd, pić musi
Odpczywamy sobie pod daszkiem, Pan Strażnik patrzy z politowaniem na nas i mówi:
- w taką pogodę jak dziś, to w taką trasę się nie idzie. Za gorąco.
To tu bywa chłodniej????
-No całkiem fajnie było - my. - I hornbile były, i małpy.
Pan strażnik rozdziawił buzię...
-Jakie hornbile???Gdzie widzieliście??? Ich tu normalnie nie ma- mówi zdziwiony.
-No na punkcie widokowym. Cztery były- my
-Eeee!!! -krzyknął Pan w kierunku kanciapy -oni widzieli hornbile!!!
W kanciapie się zakotłowało, Panowie wyskoczyli z leżanek
- To niemożliwe! Dawno ich tu nikt nie widział!- przecierają zaspane oczka.
-Oooo..., macie foty- my, i podsuwamy im pod nosy aparaty Może myślą, że łżemy???????
W zamarłym powietrzu, Panowie zastygli na bezdechu...
Jeden się ocknął, wziął wdech i wyszeptał:
-lucky WY
No, ba.... Znaczy szczęście nam dopisało
Póżnym popołudniem jeszcze chwilka relaksu na plaży, aż przyszła chmura z deszczem
Jest tęcza, znaczy wakacje zaliczone
Wieczorem uskuteczniamy życie towarzyskie w Resorcie
Na kolejny dzień umawiamy się, że pójdziemy do Sarawak Cultural Village, które mamy tuż przy hotelu, ale jak to bywa plan musiał zostać zmodyfikowany
Od rana byczymy się a to przy basenie, a to na plaży, uskuteczniając błogie lenistwo czyli Resortową nudę
Aż jak mamy się zbierać do wyjścia, przyszło takie oberwanie chmury, jak to w tropikach bywa , że odwiedziny przełożyliśmy na jutro rano.
No to nudzimy się dalej
nuuuuda
Po deszczu
No to mały spacerk po kwartałach, ostatnie zakupy, ostatni rzut oka na zachodzące słońce... Jutro po południu już wyjeżdżamy.
ptaszyska cudowne, pewnie one w taką pogodę tylko przylatują, żeby ich nikt niewidział
One wiedziały kiedy przylecieć Umówione były już z PL
Wstaje dzień- ostatni
Na śniadanko lecę po zamkniętych schodkach
Pogoda jak drut, słonko przypieka, umawiamy się na 10-tą pod recepcją, by pójść do Sarawak Cultural Village.
Można rzec, że jest to swego rodzaju skansen lub inaczej teren, na którym znajdują się 7 klasycznych zabudowań, domów, z których każdy należy do jednego z ludów zamieszkujących Sarawak:Malajów, Chińczyków, Bidayuh, Iban,Penan, Orang Ulu, Melanau. Chcemy też obejrzeć Show, które jest codziennie o 11:30 i 16:00. Jak wynika z opisu, jest od wielu lat nagradzane na całym świecie, więc zobaczymy Kupujemy bilety w recepcji( jest zniżka 10 orabgutanów) bo wstęp przy wejściu kosztuje 60 orangutanów os/dorosła i 30 orangutanów dzieci 6-12 lat i seniorzy po 60-tce (wymagany dokument z datą urodzenia).
Mapka
Do wszystkich domów można wchodzić, oglądać do woli, można podpatrywać tradycyjne zwyczaje, lub kupić lokalne wyroby.
Spacer był bardzo przyjemny.