Trinka - każdy ma co innego co go woła dżungla, plaża,metropolia, itd. I Fajnie, że lubimy różne rzeczy, bo jakbyśmy lubili to samo, to by była nuuuuuda
Margerytka- teraz to smarczesz w chusteczkę,że Cię zostawiłam A nie będę pokazywać palcem kto sobie niedługo leci w świat beze mnie
No i niestety powoli kończy się nasz czas w Bako Jemy jeszcze póżny obiad w jadłodajni, chwila odpoczynku i butki w dłoń, trza zakasać nogawki, wleżć w morze i dostać się na łódkę. Co takie proste już nie było, bo przypływ i fala-wszyscy pozalewani po pachy ratujący sprzęt i inne torby Strat nie odnotowano A nie, jeden filtr z fotoaparatu spadł i się utopił, pozostając tam na zawsze, no chyba, że morze wyrzuci na brzeg i jakaś małpa będzie miała spolaryzowany świat Wszyscy upaprani, pomoczeni, zmęczeni ale szczęśliwi Wrażeń moc choć dla mnie zdecydowanie za krótko, wolałabym się bardziej zmasakrować w dżungli Póżnym popołudniem wracamy do hotelu.
Z lekka się odświeżywszy, MY3 pognałyśmy w miasto, odhaczyć kolejne kwartały na azymut bo to już ostatni wieczór w mieście, jutro przemieszczamy się na wybrzeże Damai. Kilka fotek ze spaceru. Nadrzeczna promenada:
za kilka orangutanów, można popływać rzecznym stateczkiem i pooglądać miasto
Gdzieś tam po drodze zaliczamy ceratkowe żarełko i szwędamy się po uliczkach:
tubylcze Panie przyjażnie nastawione
nie wiedziałam, że robiąc foty, mam taką zaciętą minę
I gdzieś tam, w zaułku odkrywamy galerię z cudeńkami Wszystko w sklepie to stare autentyki. Czujemy się jak w Sezamie Oczka wylazły z orbit i nastąpił pełen ślinotok Wszystko przepiękne, ale ceny.... Pan sprzedający pozwolił zrobić jedno foto, zrobiłam dwa ale łapki się trzęsły
Nabyłyśmy jednak: -Krycha- pudełko z przyrządami do tradycyjnego tatuażu, -Zocha- ręcznie tkany dywanik z przeznaczeniem na obrusik, -ja- drewniane kostki z wzorami, które służą do odbijania tradycyjnego tatuażu na skórze z przeznaczaniem powieszenia na ścianie, w formie obrazków Fajny był ten Sezam
W drodze powrotnej stanął nam na drodze inny Sezam- w postaci nowoczesnej Galerii z szyldami znanych światowych marek Dziewczynom oczka rozbłysły jak gwiazdy No to wchodzimy One biegają po stoiskach jak psy myśliwskie, które złapały ślad zwierzyny Ja człapię za nimi i zabezpieczam tyły Wyniuchały promocję na bluzeczki znanej marki- nabyłyśmy po kilka sztuk, w przeliczeniu po 10 zeta za sztukę bluzeczki Jak już raz poczuły trop, to nie odpuściły i latają dalej Po pół godzinie wymiękłam... zmęczyłam się bardziej niż przez trzy godziny w dżungli... ale ja taka skrzywiona jestem co do zakupów Zostawiłam je, niech tropią dalej Wróciłam do hotelu na kawkę Noc minęła za szybko ale za to rano mogliśmy pospać bo wyjazd z hotelu dopiero w południe. Do widzenia Kuching
Jedziemy do Damai, mamy ok. godziny jazdy, ale jeszcze po drodze wstępujemy do Muzeum Kotów, które znajduje się w budynku Urzędu Miasta na wzgórzu, skąd jest piękna panorama na Kuching:
Muzeum Kotów- hmmmm.... na pewno są miłośnicy Szału nie ma Gromadzi się w nim wszystko, co związane jest z kotami- figurki, obrazy, rzeżby, itd. Zobaczyć można, wstęp bezpłatny, 5 orangutanów za aparat Kilka fotek:
Ciekawsza była szkolna wycieczka, która postanowiła się ze mną zintegrować
No to jedziemy na wybrzeże Damai Będziemy tam trzy noce Teoretycznie ma być Resortowa nuuuuda A jak wyszło? Jak zwykle... Witam w Damai Beach Resort Mój widok z balkonu
Trinka - każdy ma co innego co go woła dżungla, plaża,metropolia, itd. I Fajnie, że lubimy różne rzeczy, bo jakbyśmy lubili to samo, to by była nuuuuuda
Margerytka- teraz to smarczesz w chusteczkę,że Cię zostawiłam A nie będę pokazywać palcem kto sobie niedługo leci w świat beze mnie
oj tam, oj tam... zaraz wielki świat ....w góry jadę
No to dziś kilka widoczków z hotelu, zdjęcia z różnych dni Mi wyjątkowo przypadł do gustu widoki wkoło obłędne, dzika dzicz, ogrom zieleni, cykady co nie dawały spać i ćwierkające wieczorami gekony Tym bardziej, że pokoje mieliśmy na wzgórzu Cały hotel był fajny, noooo i w końcu odkułam się na śniadaniach widoki z balkonu( te zielone dachy to poziom recepcji)
domki na poziomie plaży:
góry w chmurach(prawdziwy las deszczowy )
balkon
przed wejściem do recepcji
recepcja:
widok z poziomu recepcji na nasze pokoje
Na dół można było dojść piechotką w 10 min, albo podjechać hotelowym busem, które w kółko jeździły góra- dół Szybciej byłoby schodkami ale były nieczynne i pozabijane dechami- oczywiście polazłam sparawdzić Schodki były w złym stanie, widocznie paru tam poobijało co nieco więc zostały zamknięte. Sądząc po ilości mchu i tempa ich zarastania, nieprędko wrócą do użytku
Trinka - każdy ma co innego co go woła dżungla, plaża,metropolia, itd. I Fajnie, że lubimy różne rzeczy, bo jakbyśmy lubili to samo, to by była nuuuuuda
Margerytka- teraz to smarczesz w chusteczkę,że Cię zostawiłam A nie będę pokazywać palcem kto sobie niedługo leci w świat beze mnie
No i niestety powoli kończy się nasz czas w Bako Jemy jeszcze póżny obiad w jadłodajni, chwila odpoczynku i butki w dłoń, trza zakasać nogawki, wleżć w morze i dostać się na łódkę. Co takie proste już nie było, bo przypływ i fala-wszyscy pozalewani po pachy ratujący sprzęt i inne torby Strat nie odnotowano A nie, jeden filtr z fotoaparatu spadł i się utopił, pozostając tam na zawsze, no chyba, że morze wyrzuci na brzeg i jakaś małpa będzie miała spolaryzowany świat
Wszyscy upaprani, pomoczeni, zmęczeni ale szczęśliwi
Wrażeń moc choć dla mnie zdecydowanie za krótko, wolałabym się bardziej zmasakrować w dżungli
Póżnym popołudniem wracamy do hotelu.
Z lekka się odświeżywszy, MY3 pognałyśmy w miasto, odhaczyć kolejne kwartały na azymut bo to już ostatni wieczór w mieście, jutro przemieszczamy się na wybrzeże Damai.
Kilka fotek ze spaceru.
Nadrzeczna promenada:
za kilka orangutanów, można popływać rzecznym stateczkiem i pooglądać miasto
Gdzieś tam po drodze zaliczamy ceratkowe żarełko i szwędamy się po uliczkach:
tubylcze Panie przyjażnie nastawione
nie wiedziałam, że robiąc foty, mam taką zaciętą minę
I gdzieś tam, w zaułku odkrywamy galerię z cudeńkami Wszystko w sklepie to stare autentyki. Czujemy się jak w Sezamie Oczka wylazły z orbit i nastąpił pełen ślinotok Wszystko przepiękne, ale ceny....
Pan sprzedający pozwolił zrobić jedno foto, zrobiłam dwa ale łapki się trzęsły
Nabyłyśmy jednak:
-Krycha- pudełko z przyrządami do tradycyjnego tatuażu,
-Zocha- ręcznie tkany dywanik z przeznaczeniem na obrusik,
-ja- drewniane kostki z wzorami, które służą do odbijania tradycyjnego tatuażu na skórze z przeznaczaniem powieszenia na ścianie, w formie obrazków
Fajny był ten Sezam
W drodze powrotnej stanął nam na drodze inny Sezam- w postaci nowoczesnej Galerii z szyldami znanych światowych marek Dziewczynom oczka rozbłysły jak gwiazdy No to wchodzimy One biegają po stoiskach jak psy myśliwskie, które złapały ślad zwierzyny Ja człapię za nimi i zabezpieczam tyły Wyniuchały promocję na bluzeczki znanej marki- nabyłyśmy po kilka sztuk, w przeliczeniu po 10 zeta za sztukę bluzeczki Jak już raz poczuły trop, to nie odpuściły i latają dalej Po pół godzinie wymiękłam... zmęczyłam się bardziej niż przez trzy godziny w dżungli... ale ja taka skrzywiona jestem co do zakupów Zostawiłam je, niech tropią dalej Wróciłam do hotelu na kawkę
Noc minęła za szybko ale za to rano mogliśmy pospać bo wyjazd z hotelu dopiero w południe.
Do widzenia Kuching
Jedziemy do Damai, mamy ok. godziny jazdy, ale jeszcze po drodze wstępujemy do Muzeum Kotów, które znajduje się w budynku Urzędu Miasta na wzgórzu, skąd jest piękna panorama na Kuching:
ciekawy kształt budynku:
Muzeum Kotów- hmmmm.... na pewno są miłośnicy Szału nie ma Gromadzi się w nim wszystko, co związane jest z kotami- figurki, obrazy, rzeżby, itd. Zobaczyć można, wstęp bezpłatny, 5 orangutanów za aparat
Kilka fotek:
Ciekawsza była szkolna wycieczka, która postanowiła się ze mną zintegrować
No to jedziemy na wybrzeże Damai Będziemy tam trzy noce
Teoretycznie ma być Resortowa nuuuuda A jak wyszło? Jak zwykle...
Witam w Damai Beach Resort
Mój widok z balkonu
CDN.
oj tam, oj tam... zaraz wielki świat ....w góry jadę
Margerytka
Oj tam Takie tam górki z lekka 7500 n.p.m. Na sanki jak znalazł
No to dziś kilka widoczków z hotelu, zdjęcia z różnych dni Mi wyjątkowo przypadł do gustu widoki wkoło obłędne, dzika dzicz, ogrom zieleni, cykady co nie dawały spać i ćwierkające wieczorami gekony Tym bardziej, że pokoje mieliśmy na wzgórzu Cały hotel był fajny, noooo i w końcu odkułam się na śniadaniach
widoki z balkonu( te zielone dachy to poziom recepcji)
domki na poziomie plaży:
góry w chmurach(prawdziwy las deszczowy )
balkon
przed wejściem do recepcji
recepcja:
widok z poziomu recepcji na nasze pokoje
Na dół można było dojść piechotką w 10 min, albo podjechać hotelowym busem, które w kółko jeździły góra- dół
Szybciej byłoby schodkami ale były nieczynne i pozabijane dechami- oczywiście polazłam sparawdzić Schodki były w złym stanie, widocznie paru tam poobijało co nieco więc zostały zamknięte. Sądząc po ilości mchu i tempa ich zarastania, nieprędko wrócą do użytku
Basen górny, przy naszych pokojach:
dróżka do recepcji na około
spacer po Resorcie
ptaszek
dolny basen
widoki z leżaka
domki przy plaży:
różowa plumeria czyli fringipani - jest plumeria są wakacje