Wylot mieliśmy w drugi dzień świąt o godzinie 8.10. Maszyna to Dreamliner LOT-u. Miałam lekkie obawy, czy wszysko pójdzie zgodnie z planem, po dzień wcześniej jeden z tych samolotów został uziemiony w USA z powodu jakiegoś błędnego oprogramowania. Na szczęście nasz narodowy przewoźnik ma 6 takich statków powietrznych i nie trafiło na nasz.
Lot trwał 12 godzin, na pokładzie był zapewnionu catering, wprawdzie dość podły i raczej nie zjadliwy, ale od czego jest własne zaopatrzenie. Napoje gazowane i alkoholowe były oczywiście dodatkowo płatne.
W Houlgin wylądowaliśmy około godziny 14 lokalnego czasu. Pogoda oczywiście rewelacyjna - bardzo cieło, ale nie dokuczliwie gorąco. Pierwsze widoki to oczywiście stare samochody, które całkowicie podbiły moje serce.
Zakwaterowaliśmy się w hotelu Pernik i ruszyliśmy "w miasto".
Na Wzgórzu Krzyża podziwialiśmy panoramę Houlgin ( czwarte co do wielkości miasto na Kubie):
Stare auta towarzyszły nam wszędzie:
Katedra San Isidoro na starówce w Holguin z pomnikiem naszego rodaka Jana Pawła II :
postój taxi na starówce:
—
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
Koszt taksówki to 3 CUC za 10 około minutową podróż.
Wieczór na starówce był bardzo klimatyczny - ławeczki i murki były zajete przez Kubańczyków - praktycznie wszyscy z komórkami, tabletami a rzekomo tu panuje taka bieda. W wielu lokalach grali trovadores i trudno był znależć wolny stolik. W końcu się udało. Koszt drinków stały - 3 CUC. Jako, że nawet kubańskie Mochito nie przypadło mi do gustu (może dlalego, że nie cierpię mięty) raczyłam się lokalną Cubą Libre.
Lokal taneczny coś w tylu naszych dyskotek, tylko muzyka trochę inna, choć tego, co grają w Europie także nie zabrakło, to główne rytmy to oczywiście salsa, regeton i merengue. Przy wejsciu byliśmy sprawdzani wykrywaczem metalu - widać, że i tu obawiają się zamachów terrorystycznych. 90% tańczących to oczywiście lokalsi, koszt drinka - czy to cuba libre czy mohito zawsze stały - 3 CUC.
Następnego dnia dalej szwędaliśmy się po urokliwym Holguin
Oczywiście na każdym kroku słychać muzykę z tego typu lokali:
Uliczne budki z jedzeniem:
i stare auta:
Kubanki, żeby zarobić parę groszy sprzedają na ulicach swoje niepotrzebne już przedmioty użytku codziennego:
Kącik piwno - drinkowy - wszystkie napitki były po 2 CUC:
—
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
Cudowne jest to, że te wszystkie samochody z zewnątrz (przynajmniej na zdjęciach) wyglądają prawie jak nówki. Tylko nie w tej epoce, co trzeba A jak jest w rzeczywistości? Faktycznie są takie zadbane, czy to tylko moje wrażenie?
joasiamac - te auta, które jeżdżą jako taksówki (większość) jest naprawdę zadbana, wypucowana i dopieszczona. Były też takie, na których widać zaprawki, szpachlę na karoseriach, ale wszystkie były czyściutkie. We wnętrzu często była zdjęta tapicerka z drzwi, niektóre miały siedzenia spękane, inne odnowione i .... zafoliowane.
Spytaliśmy jednego z kierowców o wartość takiego auta - odpowiedział, że 25 tys. CUC - to pewnie na kubański rynek. Ciekawe, ile takie auto z 1950 roku byłoby warte np. w USA?
Nelciu, pewnie, że skrobnę.
—
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
Lamia- dobrze pamiętasz Z każdą relacją coraz bardziej żałuję,że tam nie byłam, ale co się odwlecze- to nie uciecze Wcześniej czy póżniej, na pewno tam dotrę
6 palczasty towarzysz To dopiero będzie relacja...
Czekam oczywiście na cd... i będę na pewno śledziła relację do końca
"JEŚLI POTRAFISZ COŚ WYMARZYĆ,
POTRAFISZ TAKŻE TO OSIĄGNĄĆ..."
Walt Disney
Piękna zajawka, chętnie dowiem się więcej. Te kierunki jeszcze daleko przede mną
Wylot mieliśmy w drugi dzień świąt o godzinie 8.10. Maszyna to Dreamliner LOT-u. Miałam lekkie obawy, czy wszysko pójdzie zgodnie z planem, po dzień wcześniej jeden z tych samolotów został uziemiony w USA z powodu jakiegoś błędnego oprogramowania. Na szczęście nasz narodowy przewoźnik ma 6 takich statków powietrznych i nie trafiło na nasz.
Lot trwał 12 godzin, na pokładzie był zapewnionu catering, wprawdzie dość podły i raczej nie zjadliwy, ale od czego jest własne zaopatrzenie. Napoje gazowane i alkoholowe były oczywiście dodatkowo płatne.
W Houlgin wylądowaliśmy około godziny 14 lokalnego czasu. Pogoda oczywiście rewelacyjna - bardzo cieło, ale nie dokuczliwie gorąco. Pierwsze widoki to oczywiście stare samochody, które całkowicie podbiły moje serce.
Zakwaterowaliśmy się w hotelu Pernik i ruszyliśmy "w miasto".
Na Wzgórzu Krzyża podziwialiśmy panoramę Houlgin ( czwarte co do wielkości miasto na Kubie):
Stare auta towarzyszły nam wszędzie:
Katedra San Isidoro na starówce w Holguin z pomnikiem naszego rodaka Jana Pawła II :
postój taxi na starówce:
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
Wieczorem landarą z 1950 roku:
udaliśmy się do Casa de la Musica na imprezkę:
Koszt taksówki to 3 CUC za 10 około minutową podróż.
Wieczór na starówce był bardzo klimatyczny - ławeczki i murki były zajete przez Kubańczyków - praktycznie wszyscy z komórkami, tabletami a rzekomo tu panuje taka bieda. W wielu lokalach grali trovadores i trudno był znależć wolny stolik. W końcu się udało. Koszt drinków stały - 3 CUC. Jako, że nawet kubańskie Mochito nie przypadło mi do gustu (może dlalego, że nie cierpię mięty) raczyłam się lokalną Cubą Libre.
Lokal taneczny coś w tylu naszych dyskotek, tylko muzyka trochę inna, choć tego, co grają w Europie także nie zabrakło, to główne rytmy to oczywiście salsa, regeton i merengue. Przy wejsciu byliśmy sprawdzani wykrywaczem metalu - widać, że i tu obawiają się zamachów terrorystycznych. 90% tańczących to oczywiście lokalsi, koszt drinka - czy to cuba libre czy mohito zawsze stały - 3 CUC.
Następnego dnia dalej szwędaliśmy się po urokliwym Holguin
Oczywiście na każdym kroku słychać muzykę z tego typu lokali:
Uliczne budki z jedzeniem:
i stare auta:
Kubanki, żeby zarobić parę groszy sprzedają na ulicach swoje niepotrzebne już przedmioty użytku codziennego:
Kącik piwno - drinkowy - wszystkie napitki były po 2 CUC:
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
Cudowne jest to, że te wszystkie samochody z zewnątrz (przynajmniej na zdjęciach) wyglądają prawie jak nówki. Tylko nie w tej epoce, co trzeba A jak jest w rzeczywistości? Faktycznie są takie zadbane, czy to tylko moje wrażenie?
Lamia, zaintrygowałąs mnie z tymi palcami i... szok mam nadziejeże potem cos skrobniesz wiecej ?
No trip no life
kasiakrotiszyn, joasiamac - witajcie i zapraszam;
joasiamac - te auta, które jeżdżą jako taksówki (większość) jest naprawdę zadbana, wypucowana i dopieszczona. Były też takie, na których widać zaprawki, szpachlę na karoseriach, ale wszystkie były czyściutkie. We wnętrzu często była zdjęta tapicerka z drzwi, niektóre miały siedzenia spękane, inne odnowione i .... zafoliowane.
Spytaliśmy jednego z kierowców o wartość takiego auta - odpowiedział, że 25 tys. CUC - to pewnie na kubański rynek. Ciekawe, ile takie auto z 1950 roku byłoby warte np. w USA?
Nelciu, pewnie, że skrobnę.
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
Ojej, takie piękne autka w takim stanie w środku aż żal patrzeć..
No trip no life
Lamia- dobrze pamiętasz Z każdą relacją coraz bardziej żałuję,że tam nie byłam, ale co się odwlecze- to nie uciecze Wcześniej czy póżniej, na pewno tam dotrę
Super się zaczyna
Lamia, jak ja się cieszę, nareszcie miejsca nowe dla mnie. Z tego, co opisujesz tylko w Santiago byłam, reszta to nowość
pisz pisz i pokazuj nowości
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/