Jak to??? Czyli Marylki i Marcela tym razem prawie nie zobaczymy na zdjęciach??? A ja tak lubię na Ciebie patrzeć, ty Modelko nasza forumowa... czyli same widoczki nas czekają... foch
A ja lubię z wakacji i takie i takie zdjęcia, zarówno widoczki (też u mnie takich więcej) ale i zdjęć ludzi tez dużo, bo chwila jest ulotna i po roku juz inaczej wyglądamy i jak się wraca do starszych zdjęć to ile zabawy czasem jest. Krajobraz się tak nie zmienia jak człowiek, to musicie przyznać jakbyśmy same widoczki z wyjazdów przywozili to też nudno by było... A dzieci to uważam, że bardzo, bardzo dużo trzeba fotografować, to to jest dopiero proces nieodwracalny, z każdym miesiącem czasem róznice widać...
Mika - jak sie ma dzieci to sprawa wyglada calkiem inaczej. Pewno gdybym miala swoje to by bylyby na kazdym zdjeciu na jakichs tam zdjeciach jestem ale nie duzo, bede szukac specjalnie dla ciebie
Mika - jak sie ma dzieci to sprawa wyglada calkiem inaczej. Pewno gdybym miala swoje to by bylyby na kazdym zdjeciu na jakichs tam zdjeciach jestem ale nie duzo, bede szukac specjalnie dla ciebie
O, już lepiej to brzmi, bo ja wiem, że nie jestem jedyną Twoją fanką tu na Forum, że wiele osób czeka własnie na fotki z Tobą, nie tylko Twojej produkcji, ale z Tobą na pierwszym planie... oj ja wiem, wiem swoje... i w imieniu ludu się wypowiadam więc mniej skromności, a daj nacieszyc oczy
Piękne fotki. To nie tylko miejsce jest fotogeniczne, ale i wykonawca musi mieć talent i oko...
Do cmentarza Kolumba w Hawanie pozwolę sobie coś dodać...
Czy zaprowadził Was tam, gdzie kończą pochowani na tym cmentarzu? Bo pochówek w grobowcu jest jedynie tymczasowy (poza najwybitniejszymi osobistościami z życia Kuby (partyjnymi i nie tylko...) Reszta po bodaj 3 latach w grobowcu ląduje w pojemniczkach na kości w specjalnym budynku a po pewnym czasie, co tam jeszcze pozostało ląduje we wspólnym dole na kości.
Mam nadzieję, że nie obrazisz się za dodane zdjęcie tego miejsca...
Panowie, którzy się tym miejscem opiekują nie są zbyt wrażliwi... Czasem jakieś pudełko pęka...
No a że mają też i swoje zwierzaki, to między tymi pudełkami biegają też i kotki, i pieski, które czasem miewają swoje potrzeby...
Mam nadzieję, że nie obrazisz się za to "wtrętactwo"...
No co ty Zajac nie ma problemu. Wklejaj smialo. Tak oczywiscie ze tam nas zaprowadzil, tylko jakby nie wchodzilismy do srodka, ogladalismy bardziej z gory, jakos nie wpadlam zeby zrobic zdjecia. Dzieki za uzupelnienie
Zaraz obok cmentarza była na rogu niewielka restauracja. Zamówiliśmy pizze, bo chyba tylko to wyglądało tam na zjadliwe. Kosztowała jakieś grosze, bo zapłaciliśmy w ichniejszej walucie czyli w kubańskich pesos. Pizza była beznadziejna, no ale głodni byliśmy, więc najważniejsze, że brzuchy pełne. Akurat uciekł nam autobus, więc wyglądało na to, że znowu będziemy czekać godzinę. Poszliśmy na przystanek w nadziei, że złapiemy jakaś taksówkę i siedząc na murku podszedł do nas Kubańczyk, który zaczął wypytywać skąd jesteśmy itd. Jak powiedzieliśmy że z Holandii, to zaczął nam pokazywać swój rower, który był nota bene holenderski, wymieniał wszystkie marki hamulców, przerzutek, opon, był przy tym tak zafascynowany, że nie mieliśmy sumienia tej ekscytacji mu przerywać. Potem z jeszcze większą ekscytacją w głosie stwierdził, że Marcel jest podobny do Che Gevary i że on ma coś fantastycznego dla nas. Wyjął z portfela 3 pesos kubańskie i dał nam w prezencie. Jak miło pomyślałam, do tego faktycznie można było znaleźć podobieństwo pomiędzy Marcelem, a Che Po czym za chwilę mówi, że on kolekcjonuje monety i czy możemy mu dać w zamian jakieś euro. Mówię, że nie mamy, bo faktycznie nie miałam przy sobie żadnych drobnych. No to może być też CUC. Hmmm...po co mu kuki do kolekcji, przecież to ich waluta. No tak, przypomniałam sobie, że to przecież ich stary trik na robienie turystów w bambuko. Oddaliśmy mu grzecznie ten banknot z Che, bo co nam po tym. One są normalnie w obiegu więc duża szansa na to, ze i tak wpadnie w nasze ręce. Z dalszej rozmowy wybawił nas autobus więc szybko wsiadamy i jedziemy dalej. Jechaliśmy nim chyba z godzinę i jakoś nic nie przykuło naszej uwagi. Zresztą miałam wrażenie, że on zatrzymywał się tylko przy hotelach, więc generalnie nie polecam zwiedzania Hawany tym środkiem transportu. Na 15 przystanków na dwóch się warto zatrzymać, cała reszta to jakieś dziwne obiekty, do tego czekanie nawet 15 minut w pełnym słońcu do przyjemnych nie należy, tak więc odradzam. Lepiej dołożyć 15 CUC i zrobić sobie rundkę wypasionym samochodem, który zabierze nas w te same miejsca.
Po wyjściu z autobusu postanowiliśmy poszukać jakiegoś przyjemnego miejsca z ładnym widokiem na szklaneczkę mojito. Akurat napatoczyliśmy się na Hotel Ambos Mundos z widokiem na Hawanę, więc weszliśmy na górę. Windą bałam się jechać, aczkolwiek była przepiękna. Jak na jakichś starych filmach, takie kłute z metalu kraty, aż żałuje, że nie cyknęłam fotki, bo była naprawdę piękna. Z góry widok na starą Hawanę. Generalnie nic spektakularnego, ale wiał przyjemny wiaterek, grał zespół na żywo więc miejsce idealne do odpoczynku. Mojito natomiast było takie sobie, w domu robimy lepsze no ale czego się spodziewać, przemiał turystów był tam taki, że głowa mała, do tego o dziwo bardzo dużo Polaków, dosłownie co rusz jakaś niewielka grupka nam się napatoczyła.
Skoro już jesteśmy tutaj to postanowiliśmy zajrzeć do słynnego pokoju, w którym pisał swoje dzieła Ernest Hemingway, który spędził większość z ostatnich lat życia w Hawanie. Tutaj pisał, pił, czerpał inspiracje. To właśnie tutaj powstawały takie arcydzieła jak: „Stary człowiek i morze" i „Komu bije dzwon". Hemingway wynajmował tu pokój nr 511 na piątym piętrze, skąd roztaczał się widok na kolonialne kamienice, ruchliwe uliczki, mury obronne. I to ten właśnie pokój ponoć w stanie nienaruszonym można odwiedzić. Niestety pan poinformował nas oschle, że jest już zamknięte, że możemy przyjść jutro. Zamknięte, ale przecież jest zaledwie kilka minut po 16:00. No tak na Kubie wszystkie państwowe "atrakcje" zamykają bardzo wcześnie. Tak samo sprawa ma się z bankami, czy nawet z CADECA. To w Hawanie jest akurat chyba do 17:00 czynne, ale w innych miejscach, trzeba być o czasie, i absolutnie nie na pięć minut przed zamknięciem, bo na pewno pocałujemy klamkę. Poszliśmy zatem dalej zwiedzać, a właściwie włóczyć się po ulicach, bo zwiedzania to to za nic nie przypominało. Przyglądaliśmy się biegającym dzieciakom na bosaka, odrapanym murom, które wyglądały niczym blizny, ciasnym uliczkom na których toczyło się codzienne życie, zardzewiałym balkonom na którym suszyło się pranie, czasami z jakiegoś patio dobiegała nas kubańska muzyka, przeszłość idealnie mieszała się z teraźniejszością.
No świetne te zdjęcia!!!!
Nie mogę wyjść z zachwytu, chyba w nim zostanę :D!
Kuba to moje marzenie, mam nadzieję, że nie takie odeległe już!
Nawet najdalszą podróż zaczyna się od pierwszego kroku!
Tom - no już sobie nawet GoPro kupilismy, ale jakoś ciężko nam to idzie Musimy jeszcze troche potrenowac
http://www.addicted-to-passion.com
Jak to??? Czyli Marylki i Marcela tym razem prawie nie zobaczymy na zdjęciach??? A ja tak lubię na Ciebie patrzeć, ty Modelko nasza forumowa... czyli same widoczki nas czekają... foch
A ja lubię z wakacji i takie i takie zdjęcia, zarówno widoczki (też u mnie takich więcej) ale i zdjęć ludzi tez dużo, bo chwila jest ulotna i po roku juz inaczej wyglądamy i jak się wraca do starszych zdjęć to ile zabawy czasem jest. Krajobraz się tak nie zmienia jak człowiek, to musicie przyznać jakbyśmy same widoczki z wyjazdów przywozili to też nudno by było... A dzieci to uważam, że bardzo, bardzo dużo trzeba fotografować, to to jest dopiero proces nieodwracalny, z każdym miesiącem czasem róznice widać...
Mika - jak sie ma dzieci to sprawa wyglada calkiem inaczej. Pewno gdybym miala swoje to by bylyby na kazdym zdjeciu na jakichs tam zdjeciach jestem ale nie duzo, bede szukac specjalnie dla ciebie
http://www.addicted-to-passion.com
O, już lepiej to brzmi, bo ja wiem, że nie jestem jedyną Twoją fanką tu na Forum, że wiele osób czeka własnie na fotki z Tobą, nie tylko Twojej produkcji, ale z Tobą na pierwszym planie... oj ja wiem, wiem swoje... i w imieniu ludu się wypowiadam więc mniej skromności, a daj nacieszyc oczy
Piękne fotki. To nie tylko miejsce jest fotogeniczne, ale i wykonawca musi mieć talent i oko...
Do cmentarza Kolumba w Hawanie pozwolę sobie coś dodać...
Czy zaprowadził Was tam, gdzie kończą pochowani na tym cmentarzu? Bo pochówek w grobowcu jest jedynie tymczasowy (poza najwybitniejszymi osobistościami z życia Kuby (partyjnymi i nie tylko...) Reszta po bodaj 3 latach w grobowcu ląduje w pojemniczkach na kości w specjalnym budynku a po pewnym czasie, co tam jeszcze pozostało ląduje we wspólnym dole na kości.
Mam nadzieję, że nie obrazisz się za dodane zdjęcie tego miejsca...
Panowie, którzy się tym miejscem opiekują nie są zbyt wrażliwi... Czasem jakieś pudełko pęka...
No a że mają też i swoje zwierzaki, to między tymi pudełkami biegają też i kotki, i pieski, które czasem miewają swoje potrzeby...
Mam nadzieję, że nie obrazisz się za to "wtrętactwo"...
Duży Zając
No co ty Zajac nie ma problemu. Wklejaj smialo. Tak oczywiscie ze tam nas zaprowadzil, tylko jakby nie wchodzilismy do srodka, ogladalismy bardziej z gory, jakos nie wpadlam zeby zrobic zdjecia. Dzieki za uzupelnienie
http://www.addicted-to-passion.com
Zaraz obok cmentarza była na rogu niewielka restauracja. Zamówiliśmy pizze, bo chyba tylko to wyglądało tam na zjadliwe. Kosztowała jakieś grosze, bo zapłaciliśmy w ichniejszej walucie czyli w kubańskich pesos. Pizza była beznadziejna, no ale głodni byliśmy, więc najważniejsze, że brzuchy pełne. Akurat uciekł nam autobus, więc wyglądało na to, że znowu będziemy czekać godzinę. Poszliśmy na przystanek w nadziei, że złapiemy jakaś taksówkę i siedząc na murku podszedł do nas Kubańczyk, który zaczął wypytywać skąd jesteśmy itd. Jak powiedzieliśmy że z Holandii, to zaczął nam pokazywać swój rower, który był nota bene holenderski, wymieniał wszystkie marki hamulców, przerzutek, opon, był przy tym tak zafascynowany, że nie mieliśmy sumienia tej ekscytacji mu przerywać. Potem z jeszcze większą ekscytacją w głosie stwierdził, że Marcel jest podobny do Che Gevary i że on ma coś fantastycznego dla nas. Wyjął z portfela 3 pesos kubańskie i dał nam w prezencie. Jak miło pomyślałam, do tego faktycznie można było znaleźć podobieństwo pomiędzy Marcelem, a Che Po czym za chwilę mówi, że on kolekcjonuje monety i czy możemy mu dać w zamian jakieś euro. Mówię, że nie mamy, bo faktycznie nie miałam przy sobie żadnych drobnych. No to może być też CUC. Hmmm...po co mu kuki do kolekcji, przecież to ich waluta. No tak, przypomniałam sobie, że to przecież ich stary trik na robienie turystów w bambuko. Oddaliśmy mu grzecznie ten banknot z Che, bo co nam po tym. One są normalnie w obiegu więc duża szansa na to, ze i tak wpadnie w nasze ręce. Z dalszej rozmowy wybawił nas autobus więc szybko wsiadamy i jedziemy dalej. Jechaliśmy nim chyba z godzinę i jakoś nic nie przykuło naszej uwagi. Zresztą miałam wrażenie, że on zatrzymywał się tylko przy hotelach, więc generalnie nie polecam zwiedzania Hawany tym środkiem transportu. Na 15 przystanków na dwóch się warto zatrzymać, cała reszta to jakieś dziwne obiekty, do tego czekanie nawet 15 minut w pełnym słońcu do przyjemnych nie należy, tak więc odradzam. Lepiej dołożyć 15 CUC i zrobić sobie rundkę wypasionym samochodem, który zabierze nas w te same miejsca.
http://www.addicted-to-passion.com
Po wyjściu z autobusu postanowiliśmy poszukać jakiegoś przyjemnego miejsca z ładnym widokiem na szklaneczkę mojito. Akurat napatoczyliśmy się na Hotel Ambos Mundos z widokiem na Hawanę, więc weszliśmy na górę. Windą bałam się jechać, aczkolwiek była przepiękna. Jak na jakichś starych filmach, takie kłute z metalu kraty, aż żałuje, że nie cyknęłam fotki, bo była naprawdę piękna. Z góry widok na starą Hawanę. Generalnie nic spektakularnego, ale wiał przyjemny wiaterek, grał zespół na żywo więc miejsce idealne do odpoczynku. Mojito natomiast było takie sobie, w domu robimy lepsze no ale czego się spodziewać, przemiał turystów był tam taki, że głowa mała, do tego o dziwo bardzo dużo Polaków, dosłownie co rusz jakaś niewielka grupka nam się napatoczyła.
http://www.addicted-to-passion.com
Skoro już jesteśmy tutaj to postanowiliśmy zajrzeć do słynnego pokoju, w którym pisał swoje dzieła Ernest Hemingway, który spędził większość z ostatnich lat życia w Hawanie. Tutaj pisał, pił, czerpał inspiracje. To właśnie tutaj powstawały takie arcydzieła jak: „Stary człowiek i morze" i „Komu bije dzwon". Hemingway wynajmował tu pokój nr 511 na piątym piętrze, skąd roztaczał się widok na kolonialne kamienice, ruchliwe uliczki, mury obronne. I to ten właśnie pokój ponoć w stanie nienaruszonym można odwiedzić. Niestety pan poinformował nas oschle, że jest już zamknięte, że możemy przyjść jutro. Zamknięte, ale przecież jest zaledwie kilka minut po 16:00. No tak na Kubie wszystkie państwowe "atrakcje" zamykają bardzo wcześnie. Tak samo sprawa ma się z bankami, czy nawet z CADECA. To w Hawanie jest akurat chyba do 17:00 czynne, ale w innych miejscach, trzeba być o czasie, i absolutnie nie na pięć minut przed zamknięciem, bo na pewno pocałujemy klamkę. Poszliśmy zatem dalej zwiedzać, a właściwie włóczyć się po ulicach, bo zwiedzania to to za nic nie przypominało. Przyglądaliśmy się biegającym dzieciakom na bosaka, odrapanym murom, które wyglądały niczym blizny, ciasnym uliczkom na których toczyło się codzienne życie, zardzewiałym balkonom na którym suszyło się pranie, czasami z jakiegoś patio dobiegała nas kubańska muzyka, przeszłość idealnie mieszała się z teraźniejszością.
http://www.addicted-to-passion.com