Wylądowaliśmy planowo. Jest 14 czasu lokalnego, dla nas to 21 (7 godzin później ) trochę jesteśmy zmęczeni, bo wstaliśmy po 3 i te maseczki w samolocie... no nic damy radę . Z uśmiechami na twarzy, gotowi na nowe przygody wychodzimy z samolotu. Idziemy klimatyzowanym korytarzem, pełnym różnych obrazów pokazujących co nas czeka w Kostaryce . Ekscytacja rośnie . Już nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę tą zieleń o której tyle słyszałam. Na 15:30-16:00 umówieni jesteśmy z przedstwicielami wypożyczalni ( mają nas odebrać z lotniska, bo biuro firmy mieści się poza halą przylotów). Mamy sporo czasu.Wchodzimy na salę przed odprawą imigracyjną i ... zonk. Czegoś takiego nie spodziewaliśmy się . W niewielkiej sali kłębiący się tłum ludzi, jak w mrowisku , wziąż dochodzą nowi , kolejni pasażerowie. Działają wiatraczki, chyba klima też jest właczona ale jest duszno,gwarno i gorąco. Otwarte są 3 przejścia dla obcokrajowców, 1 dla niepełnosprawnych i rodzin z małymi dziećmi, 1 dla obywateli i rezydentów Kostaryki. Jesteśmy sprawni, dziecko ma lat 14, nie jesteśmy mieszkańcami Kostaryki więc stoimy w niekończącym się ogonku i czekamy, czekamy bite 3,5 godziny. Masakra
Na szczęscie działało Wi-fi i mogliśmy powiadomić wypożyczalnie, że będziemy później . ( nie byli zdziwieni )
Odbieramy nasze kufry, wymieniamy trochę dolarów na colony i pędzimy po odbiór samochodów. W planach był jeszcze zakup kart do telefonów,ale olbrzymia kolejka skutecznie nas odstraszyła - to był błąd, ale o tym w dalszej cześci relacji.
Wypożyczenie przebiega szybko, sprawnie i przyjemnie. Ruszamy. Bark karty= brak internetu, ale to nic- przygotowałam się, mamy wgraną trasę na GPS *i-m_so_happy*. Jedziemy do Villa San Ignatio w miejscowości Alajuela, gdzie mamy zarezerwowane 2 noclegi. Trasa niby 9 km . Jest grubo po 18, kompletnie ciemno i bardzo tłoczno. Jesteśmy na obrzeżach miasta, poruszamy się bardzo wolno, więcej stoimy niż jedziemy, mijamy Mc Donalda, Taco Bell , walmart i nagle robi się mroczno -jakieś warsztaty samochodowe, ciasna zabudowa, wszystkie domy są parterowe, mają kraty w oknach i drut kolczasty na płotach. Gdzie zieleń? Nie tak miało być! Czy tu jest bezpiecznie? Do pokoju hotelowego docieramy po 20. Obsługa przy wjeździe na posesję wręczyła nam klucze i pokazała gdzie mamy pokoje (nie mówili po angielsku). Dla nas to środek nocy.
Przyznaję, że tak zmęczona podróżą nigdy nie byłam.
Byłam tak pochłonięta tym co mnie otacza, że z drogi nie zrobiłam ani jednego zdjęcia.
W Kostaryce nigdy nie byłem, ale bardzo dużo moich znajomych tam jeździ na wypoczynek, jak też na specjalne zorganizowane wycieczki po tamtejszych tropikalnych lasach. Może kiedyś się wybiorę.
Mam nadzieję, że wynajęcie samochodu i sama jazda nie przedstawiała problemów w tym kraju. Nigdy nie wynająłem samochodu na wakacjach, zresztą generalnie nie było takiej potrzeby. Ale pewnie starałbym się tego nie robić, bo często turyści mieli spore problemy. Na przykład na Kubie sama jazda może być stresowa, drogi są okropne, często z powodu opadów nieprzejezdne, w miastach wiele wąskich uliczek jest jednokierunkowych—jedynym znakiem jest malutka strzałka, praktycznie niewidoczna (z pewnością pamięta czasy Batisty), trzeba bardzo uważać na przechodzących drogą ludzi, bryczki, dorożki, rowery, motory i inne tego typu pojazdy. Co najgorsze, w przypadku poważniejszego wypadku kierowca, niezależnie od winy, jest zatrzymywany do sprawy sądowej—co może zająć miesiące (oczywiście, na Kubie trzeba przebywać wtedy na własny koszt), ambasada kanadyjska na Kubie twierdzi, że są to najbardziej powszechne problemy dotyczące turystów kanadyjskich, z którymi ma do czynienia. Na szczęście wypożyczenie samochodu wraz z kierowcą jest jedynie trochę tylko droższe, a przy okazji odpada masa problemów—pilnowanie samochodu, znalezienie parkingu, wybranie dobrej drogi i oczywiście sama jazda. My wielokrotnie to robiliśmy i była ta najlepsza metoda, szczególnie, gdy kierowca znał język angielski i również stawał się naszym przewodnikiem—miał telefon komórkowy, pomagał nam znaleźć miejsce na noc i przez to zaoszczędził nam dużo czasu.
W każdym razie z przyjemnością dowiem się więcej o Waszej podróży!
Mnie to nie dotyczy ponieważ na wycieczki jeżdżę wyłącznie z biurem turystycznym, ale wiele turystów jeżdżących samopas po prostu na miejscu wynajmuje samochód; Dana także do przemieszczania się po Kanadzie wynajęła samochód. Ty patrzysz na to zbyt jednostronnie poprzez pryzmat Kuby, Jack. Kuba to bardzo specyficzny kraj; chociaż czasem i w innych krajach panują dziwne zasady drogowe, gdzie do skrętu nie migacz, a wystawiona przez okno ręka jest respektowana.
W Kanadzie czy USA (lub w Australi) nie miałbym żadnego problemu z wynajęciem samochodu-raczej bez samochodu byłoby samemu niemożliwe się przemieszczać. Sądzę, że Kostaryka jest też ogólnie bezpieczna. Ale np. w El Salvador, Nikaragui czy w Meksyku miałbym. Nawet mieszkający na Filipinach Polacy przyznają, że w razie wypadku zawsze będzie winny turysta. Znam osobiście ludzi, którzy mieli problemy, m. in. ze skorumpowaną policją (akurat na Kubie to się raczej nie zdarza). Po prostu wyjeżdżając na wakacje chcę odpocząć i nie mieć stresów, których w pracy mi nie brakuje!
Witam wszyskich bardzo serdecznie i zapraszam na dalszę część wycieczki.
Z wynajęciem samochodu nie było problemu ( problemem może być ograniczona ilość dostępnych aut w bardziej obleganym sezonie - święta, ferie) Rezerwację złożyliśmy więc przez internet na 4 miesiące przed przyjazdem. Płaciliśmy na miejscu przy oddawaniu auta.
Jeśli chodzi o drogi w Kostaryce, to jak wspomniałam poruszaliśmy się tylko po głównych i trasach szybkiego ruchu. Stan nawierzchni był zadawalający. Byliśmy w porze suchej więc ewentualne podtopienia czy usuwiska nie wchodziły w grę. Był spory ruch, mnóstwo olbrzymich ciężarówek wiozących banany, ananasy i inne towary. Wąskie drogi były po stronie karaibskiej i w górach. Wyprzedzić takiego trucka było trudno lub wręcz niemożliwe, dlatego jechało się bardzo wolno w sznurze ciągnących się pojazdów. Dodatkowo w terenach górskich były bardzo strome podjazdy i ostre zakręty. Częste były ograniczenia prędkości (napisne były na drodze) jechało się max 70-80 km/h. Przy każdej wiejskiej szkole były progi zwalniające, niestety często słabo widoczne. Dodatkowym utrudnieniem były zwierzaki wychodzą na drogę (o tym bedzie w dalszej części).Nie byliśmy świadkami żadnego wypadku.
W takich okolicznościach o wypadek jednak czy stłuczkę nie jest trudno, więc wykupiliśmy pełne ubezpieczenie lokalne . Drogo, ale czuliśmy się bardziej komfortowo. Na szczęście nie mieliśmy okazji sprawdzić jak ono działa
Pierwsza nasza miejscówka to Villa San Ignacio w miejscowości Alajuela
Obiekt położony jest 9 km od lotniska na pagórkowatym terenie. My otrzymliśmy pokój na pierwszym piętrze w budynku na wzgórzu. Pokój a właściwie dwa pokoje połączone łazienką - bardzo duże i bardzo wysokie( jak dla naszej 3 trochę za duże, spokojne zmieścilibyśmy się w tym jednym pokoju z dwoma dużymi łóżkami). Mieliśmy do dyzpozycji olbrzymi taras, w pokoju działało Wi-Fi i była przgotwana woda butelkowana. Nasi przyjaciele mieli pokój bliżej basenu i restauracji- mniejszy i niski.
Wystrój surowy, oświetlenie słabe, ale klima działała, wiatraczki były, łóżka mega wygodne a otoczenie hotelu... poprostu raj.
Dnia poprzedniego byliśmy zestresowani, oszołomieni i przede wszystkim mega zmęczeni. Było ciemno, te zabudowania na przedmieściach trochę nas wystraszyły, w hotelu oświetlenie było skąpe więc wszystko wydawało się nam szare i ponure.
Wstajemy kolejnego dnia i świat wygląda zupełnie inaczej, lepiej radośniej. Jest słońce, dużo zieleni , sporo kwiatów, duże drzewa ale i bananowce i bambusy - pięknie. Miedzy gałęziami i liśćmi papugi, tangery, drozdy, kolibry i inne kolorowe ptaki. I tak bedzie już każdego dnia.
Wylądowaliśmy planowo. Jest 14 czasu lokalnego, dla nas to 21 (7 godzin później ) trochę jesteśmy zmęczeni, bo wstaliśmy po 3 i te maseczki w samolocie... no nic damy radę . Z uśmiechami na twarzy, gotowi na nowe przygody wychodzimy z samolotu. Idziemy klimatyzowanym korytarzem, pełnym różnych obrazów pokazujących co nas czeka w Kostaryce . Ekscytacja rośnie . Już nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę tą zieleń o której tyle słyszałam. Na 15:30-16:00 umówieni jesteśmy z przedstwicielami wypożyczalni ( mają nas odebrać z lotniska, bo biuro firmy mieści się poza halą przylotów). Mamy sporo czasu.Wchodzimy na salę przed odprawą imigracyjną i ... zonk. Czegoś takiego nie spodziewaliśmy się . W niewielkiej sali kłębiący się tłum ludzi, jak w mrowisku , wziąż dochodzą nowi , kolejni pasażerowie. Działają wiatraczki, chyba klima też jest właczona ale jest duszno,gwarno i gorąco. Otwarte są 3 przejścia dla obcokrajowców, 1 dla niepełnosprawnych i rodzin z małymi dziećmi, 1 dla obywateli i rezydentów Kostaryki. Jesteśmy sprawni, dziecko ma lat 14, nie jesteśmy mieszkańcami Kostaryki więc stoimy w niekończącym się ogonku i czekamy, czekamy bite 3,5 godziny. Masakra
Na szczęscie działało Wi-fi i mogliśmy powiadomić wypożyczalnie, że będziemy później . ( nie byli zdziwieni
)
Odbieramy nasze kufry, wymieniamy trochę dolarów na colony i pędzimy po odbiór samochodów. W planach był jeszcze zakup kart do telefonów,ale olbrzymia kolejka skutecznie nas odstraszyła - to był błąd, ale o tym w dalszej cześci relacji.
Wypożyczenie przebiega szybko, sprawnie i przyjemnie. Ruszamy. Bark karty= brak internetu, ale to nic- przygotowałam się, mamy wgraną trasę na GPS *i-m_so_happy*. Jedziemy do Villa San Ignatio w miejscowości Alajuela, gdzie mamy zarezerwowane 2 noclegi. Trasa niby 9 km . Jest grubo po 18, kompletnie ciemno i bardzo tłoczno. Jesteśmy na obrzeżach miasta, poruszamy się bardzo wolno, więcej stoimy niż jedziemy, mijamy Mc Donalda, Taco Bell , walmart i nagle robi się mroczno -jakieś warsztaty samochodowe, ciasna zabudowa, wszystkie domy są parterowe, mają kraty w oknach i drut kolczasty na płotach. Gdzie zieleń? Nie tak miało być! Czy tu jest bezpiecznie? Do pokoju hotelowego docieramy po 20. Obsługa przy wjeździe na posesję wręczyła nam klucze i pokazała gdzie mamy pokoje (nie mówili po angielsku). Dla nas to środek nocy.
Przyznaję, że tak zmęczona podróżą nigdy nie byłam.
Byłam tak pochłonięta tym co mnie otacza, że z drogi nie zrobiłam ani jednego zdjęcia.
Na szczęście potem było już tylko lepiej.
PURA VIDA
Ale ciekawie się zapowiada! Siadam w pierwszym rzędzie
W Kostaryce nigdy nie byłem, ale bardzo dużo moich znajomych tam jeździ na wypoczynek, jak też na specjalne zorganizowane wycieczki po tamtejszych tropikalnych lasach. Może kiedyś się wybiorę.
Mam nadzieję, że wynajęcie samochodu i sama jazda nie przedstawiała problemów w tym kraju. Nigdy nie wynająłem samochodu na wakacjach, zresztą generalnie nie było takiej potrzeby. Ale pewnie starałbym się tego nie robić, bo często turyści mieli spore problemy. Na przykład na Kubie sama jazda może być stresowa, drogi są okropne, często z powodu opadów nieprzejezdne, w miastach wiele wąskich uliczek jest jednokierunkowych—jedynym znakiem jest malutka strzałka, praktycznie niewidoczna (z pewnością pamięta czasy Batisty), trzeba bardzo uważać na przechodzących drogą ludzi, bryczki, dorożki, rowery, motory i inne tego typu pojazdy. Co najgorsze, w przypadku poważniejszego wypadku kierowca, niezależnie od winy, jest zatrzymywany do sprawy sądowej—co może zająć miesiące (oczywiście, na Kubie trzeba przebywać wtedy na własny koszt), ambasada kanadyjska na Kubie twierdzi, że są to najbardziej powszechne problemy dotyczące turystów kanadyjskich, z którymi ma do czynienia. Na szczęście wypożyczenie samochodu wraz z kierowcą jest jedynie trochę tylko droższe, a przy okazji odpada masa problemów—pilnowanie samochodu, znalezienie parkingu, wybranie dobrej drogi i oczywiście sama jazda. My wielokrotnie to robiliśmy i była ta najlepsza metoda, szczególnie, gdy kierowca znał język angielski i również stawał się naszym przewodnikiem—miał telefon komórkowy, pomagał nam znaleźć miejsce na noc i przez to zaoszczędził nam dużo czasu.
W każdym razie z przyjemnością dowiem się więcej o Waszej podróży!
Blog po polsku: www.ontario-nature-polish.blogspot.com
Blog po angielsku: www.ontario-nature.blogspot.com
Mnie to nie dotyczy ponieważ na wycieczki jeżdżę wyłącznie z biurem turystycznym, ale wiele turystów jeżdżących samopas po prostu na miejscu wynajmuje samochód; Dana także do przemieszczania się po Kanadzie wynajęła samochód. Ty patrzysz na to zbyt jednostronnie poprzez pryzmat Kuby, Jack. Kuba to bardzo specyficzny kraj; chociaż czasem i w innych krajach panują dziwne zasady drogowe, gdzie do skrętu nie migacz, a wystawiona przez okno ręka jest respektowana.
papuas
W Kanadzie czy USA (lub w Australi) nie miałbym żadnego problemu z wynajęciem samochodu-raczej bez samochodu byłoby samemu niemożliwe się przemieszczać. Sądzę, że Kostaryka jest też ogólnie bezpieczna. Ale np. w El Salvador, Nikaragui czy w Meksyku miałbym. Nawet mieszkający na Filipinach Polacy przyznają, że w razie wypadku zawsze będzie winny turysta. Znam osobiście ludzi, którzy mieli problemy, m. in. ze skorumpowaną policją (akurat na Kubie to się raczej nie zdarza). Po prostu wyjeżdżając na wakacje chcę odpocząć i nie mieć stresów, których w pracy mi nie brakuje!
Blog po polsku: www.ontario-nature-polish.blogspot.com
Blog po angielsku: www.ontario-nature.blogspot.com
Witam wszyskich bardzo serdecznie i zapraszam na dalszę część wycieczki.
Z wynajęciem samochodu nie było problemu ( problemem może być ograniczona ilość dostępnych aut w bardziej obleganym sezonie - święta, ferie) Rezerwację złożyliśmy więc przez internet na 4 miesiące przed przyjazdem. Płaciliśmy na miejscu przy oddawaniu auta.
Jeśli chodzi o drogi w Kostaryce, to jak wspomniałam poruszaliśmy się tylko po głównych i trasach szybkiego ruchu. Stan nawierzchni był zadawalający. Byliśmy w porze suchej więc ewentualne podtopienia czy usuwiska nie wchodziły w grę. Był spory ruch, mnóstwo olbrzymich ciężarówek wiozących banany, ananasy i inne towary. Wąskie drogi były po stronie karaibskiej i w górach. Wyprzedzić takiego trucka było trudno lub wręcz niemożliwe, dlatego jechało się bardzo wolno w sznurze ciągnących się pojazdów. Dodatkowo w terenach górskich były bardzo strome podjazdy i ostre zakręty. Częste były ograniczenia prędkości (napisne były na drodze) jechało się max 70-80 km/h. Przy każdej wiejskiej szkole były progi zwalniające, niestety często słabo widoczne. Dodatkowym utrudnieniem były zwierzaki wychodzą na drogę (o tym bedzie w dalszej części).Nie byliśmy świadkami żadnego wypadku.
W takich okolicznościach o wypadek jednak czy stłuczkę nie jest trudno, więc wykupiliśmy pełne ubezpieczenie lokalne . Drogo, ale czuliśmy się bardziej komfortowo. Na szczęście nie mieliśmy okazji sprawdzić jak ono działa
Pierwsza nasza miejscówka to Villa San Ignacio w miejscowości Alajuela
Obiekt położony jest 9 km od lotniska na pagórkowatym terenie. My otrzymliśmy pokój na pierwszym piętrze w budynku na wzgórzu. Pokój a właściwie dwa pokoje połączone łazienką - bardzo duże i bardzo wysokie( jak dla naszej 3 trochę za duże, spokojne zmieścilibyśmy się w tym jednym pokoju z dwoma dużymi łóżkami). Mieliśmy do dyzpozycji olbrzymi taras, w pokoju działało Wi-Fi i była przgotwana woda butelkowana. Nasi przyjaciele mieli pokój bliżej basenu i restauracji- mniejszy i niski.
Poniżej nasz pokój i nasz bałagan
Tu pokój naszych przyjaciół
Wystrój surowy, oświetlenie słabe, ale klima działała, wiatraczki były, łóżka mega wygodne a otoczenie hotelu... poprostu raj.
Dnia poprzedniego byliśmy zestresowani, oszołomieni i przede wszystkim mega zmęczeni. Było ciemno, te zabudowania na przedmieściach trochę nas wystraszyły, w hotelu oświetlenie było skąpe więc wszystko wydawało się nam szare i ponure.
Wstajemy kolejnego dnia i świat wygląda zupełnie inaczej, lepiej radośniej. Jest słońce, dużo zieleni , sporo kwiatów, duże drzewa ale i bananowce i bambusy - pięknie. Miedzy gałęziami i liśćmi papugi, tangery, drozdy, kolibry i inne kolorowe ptaki. I tak bedzie już każdego dnia.
Zapraszam na hotelowy teren
Parking wśród bambusów i Monstera