--------------------

____________________

 

 

 



Wycieczka do Parków Prowincjonalnych oraz Pobyt na Tajemniczym jeziorze Matinenda Lake i na wyspie Manitoulin Island. 2013 rok

22 wpisów / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
Jacek_1000
Obrazek użytkownika Jacek_1000
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 3 tygodnie temu
Rejestracja: 24 paź 2022

Asia-A: Takie wyjazdy pamięta się całe życie!

*

Huragan: Trafiłeś w dziesiątkę! Zawsze twierdzę, że przyjechałem do właściwego kraju i z tego powodu nie bardzo mi się nawet chce podróżować poza Ameryką Północną, bowiem posiada wszystko, co lubię.

*

Papuas: Pobyt na tej małej wysepce do dzisiaj wspominamy, był świetny. Generalnie nie obawiam się żadnych „nadprzyrodzonych” mocy, często sam nocuję w lasach i nieraz po północy wybieram się w nich na samotną przechadzkę. Jeżeli czegokolwiek miałbym się lękać, to (1) głównie ludzi, (2) sił przyrody i na dalekim końcu (3) zwierząt. Ale muszę przyznać, że te zjawiska—szczególnie to drugie, gdy płynęliśmy na jeziorze—cały czas mnie intrygują i nie mogę znaleźć logicznego wyjaśnienia.

*

I jeszcze chciałbym dorzucić pewną rzecz, która w pewny sposób łączy się z jeziorem Matinenda Lake.

 

Otóż ontaryjski pisarz Brian Horeck napisał kilka książek science-fiction, których akcja ma miejsce w północnych częściach Ontario. Tytuły jego książek są stosunkowo znane—nie dlatego, żeby były masowo czytane lub stały się bestsellerami, ale z bardziej prozaicznego powodu—przy głównych autostradach w Ontario autor wykupił ogromne tablice reklamowe w celu lansowania swoich dzieł. Od razu zaznaczam, że ich nie czytałem.

*

Akcja jednej z jego książek, „Frozen Benath” (Zamarznięty pod Lodem), ma miejsce w okolicach miasta Blind River, właśnie na jeziorze Matinenda Lake, na którym wylądował statek kosmiczny przybyszów z kosmosu i został zamarznięty pod lodem jeziora. Statek wysyła sygnały o pomoc, które są destrukcyjne i niebezpieczne. Spod lodu wyłaniają się stworzenia podobne do rekinów, niszcząc sprzęt i zabijając młodego mężczyznę. Dwóch wojskowych wykorzystuje swój urlop na zbadanie sprawy i staje po stronie miejscowych mieszkańców przeciwko NORAD (North American Aerospace Defense Command, Dowództwo Obrony Północnoamerykańskiej Przestrzeni Powietrznej i Kosmicznej) i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, które zamierzają zrzucić ładunek nuklearny na statek kosmiczny. Wojskowi wraz z zaprzyjaźnionymi cywilami opracowują plan użycia materiałów wybuchowych, skutera śnieżnego i kamery do wykrywania ryb w celu zwabienia statku kosmicznego na otwarte wody, skąd będzie mógł odlecieć, zanim zostanie użyta broń nuklearna.

*

A więc może jednak jezioro Matinenda Lake ma w sobie coś nie z tej ziemi???

ssstu-6
Obrazek użytkownika ssstu-6
Offline
Ostatnio: 7 godzin 26 minut temu
Rejestracja: 31 maj 2016

...wspomniałeś w relacji "o wędkarzach".Stąd pytanie:"do wędkowania w kanadyjskich wodach (słodkich) potrzebna jest licencja czy może wędkowanie jest: "za free" !???

...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav

Jacek_1000
Obrazek użytkownika Jacek_1000
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 3 tygodnie temu
Rejestracja: 24 paź 2022

Radoslav: Świetne pytanie. Po pierwsze, każda prowincja ustala swoje przepisy wędkarskie-więc tylko powiem o prowincji Ontario.

 

W latach 80. XX wieku nie potrzeba było żadnej licencji, jedynie stosowanie się do przepisów, które można pobrać z wielu sklepów lub online—obecnie 152 strony! Od kilkudziesięciu lat trzeba wykupić licencję i (oczywiście) stosować się do przepisów.

*

Dla rezydentów Ontario są następujące opłaty:

*

  • Pełna licencja na 1 rok: $26.57
  • Pełna licencja na 3 lata: $79.71
  • Licencja „Conservation” na 1 rok: $15.01
  • Licencja „Conservation” na 3 lata: $$45.21

*

Licencja typu „Conservation” nie pozwala łowić pewnych ryb, jak też nakłada ograniczenia na ilość złapanych ryb w jednym dniu—na przykład pełna licencja pozwala na zatrzymanie 6 szczupaków dziennie, a „Conservation” tylko 2. Jest ona idealna dla osób, które wypuszczają ryby („catch and release”).

*

Nie potrzebują licencji następujące osoby:

*

  • Rezydenci Kanady poniżej 16 i powyżej 65 roku życia.
  • Indianie.
  • Osoby wymagające pomocy innej osoby przy wędkowaniu.
  • Osoby posiadające dokument pozwalający im parkować w miejscach dla „handicapped”.
  • Osoby niewidome.
  • Pewne grupy weteranów i członków Armii Kanadyjskiej.

*

Licencje dla nie-rezydentów Ontario i Kanady są droższe. Na przykład pełna licencja na jeden rok dla nie-rezydenta Ontario (będącego rezydentem Kanady) wynosi $55.81, a dla nie-Rezydenta Kanady (np. turysty z Polski) $83.19.

 

Życzę TAAAAAKIEJ ryby!!!

achernar51swiat
Obrazek użytkownika achernar51swiat
Offline
Ostatnio: 3 dni 7 godzin temu
Rejestracja: 01 cze 2020

Jak pisałeś o burzy i wietrze, to przypomniał mi się nasz nocleg w namiocie pod Deadwood w Południowej Dakocie. Burzy wprawdzie nie doświadczyliśmy, ale w nocy przyszła taka wichura, że myślelismy, że zwieje nas z namiote. Na szczęście - wytrzymał, a rano było już bardzo spokojnie...

Jacek_1000
Obrazek użytkownika Jacek_1000
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 3 tygodnie temu
Rejestracja: 24 paź 2022

Achernar51swiat: W 2010 r. wybraliśmy się naszym nowym kanu na 9 dni, opływając wyspę Philip Edward Island (PEI) na zatoce Georgian Bay. Dopływając do jednej w licznych wysepek, mieliśmy początkowo zamiar rozstawić namiot na piaszczystej mierzei pomiędzy tą wysepką i PEI, jednak pomimo wiatru, rozbiliśmy namiot na szczycie niedalekiej skały.

*

Nasz namiot dzielnie opierał się podmuchom wiatru, dochodzącym do 75 km/h

*

Obudziłem się około 3:30 rano, a raczej obudził mnie wiejący wiatr—nasz namiot wyginał się na wszystkie strony i obawiałem się, aby nie zaczęły pękać wiązania. Do tego jeszcze zaczęło podać oraz czasem błyskało, ale burza była chyba dość daleko od nas. Namiot ledwie wytrzymywał te silne podmuchy i jak tylko z niego wyszliśmy, postanowiliśmy go złożyć na płasko i położyć na nim kamienie, co było dobrą decyzją, bo inaczej długo nie wytrzymałby takich naprężeń.

*

Rano „spłaszczyliśmy” namiot, aby oszczędzić go od wiatru, a na następną noc

*

A żeby było śmieszniej, to woda przelewała się przez tą piaszczystą mierzeję, dzielącą przesmyk—wczoraj zastanawiałem się czy na tej mierzei nie rozbić naszego namiotu!

*

Na następną noc postanowiliśmy rozbić namiot trochę niżej, zaraz koło naszego wczorajszego ogniska—nie było to dobre miejsce, ale przynajmniej dawało jakąś protekcję od wiatru i nie było obawy, że porwie nam namiot

*

Nasz namiot też wytrzymał. Dlatego zawsze każdemu radzę, aby zainwestować w dobry, solidny namiot—są pewne rzeczy, na których nie warto oszczędzać. Zresztą od tamtego czasu kupiliśmy już nasz 3 (a nawet 4) ten sam namiot, „Eureka El Capitan 3”; moim zdaniem, trudno znaleźć lepszy.

*

Jacek_1000
Obrazek użytkownika Jacek_1000
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 3 tygodnie temu
Rejestracja: 24 paź 2022

Część III: Biwakowanie w parku Missisagi Provincial Park niedaleko legendarnego miasta Elliot Lake, swego czasu światowej stolicy wydobycia uranu.

 

 

 Nasze miejsce biwakowe nr 15 w parku Missisagi Provincial Park nieopodal miasteczka Elliot Lake.

*

Droga powrotna z wyspy Monument Island do parkingu (7 km) zajęła nam 1.5 godziny. Ponieważ była sobota, na parkingu panował duży ruch; spostrzegliśmy też sporo Amerykanów, posiadających domki letniskowe w okolicy. Szybko rozładowaliśmy kanu, zapakowaliśmy wszystko do samochodu i pojechaliśmy do Blind River, gdzie złożyliśmy wizytę w kilku sklepach, a następnie drogą nr. 17 dojechaliśmy do drogi nr. 118, prowadzącej na północ do miasta Elliot Lake, w ten sposób zakończając pierwszą część naszej wycieczki.

*

 

Pomnik w Elliot Lake, poświęcony górnikom pracującym w kopalniach uranu.

*

Miasto Elliot Lake powstało w 1955 r. na właściwie kompletnie dzikim, niezamieszkałym terenie, kiedy w okolicy odkryto ogromne złoża uranu i swego czasu było światową stolicą wydobycia rudy uranu, posiadało 26,000 mieszkańców, głównie zatrudnionych w przemyśle górniczym. W latach dziewięćdziesiątych XX w. zamknęła się ostatnia kopalnia uranu i niektórzy przypuszczali, że wkrótce stanie się ono niezamieszkałym ‘miastem-widmem’, jakich pełno jest w Ontario. Jednakże tak się nie stało głównie z powodu napływu fali emerytów, przyciągniętych niezmiernie niskimi cenami domów, dziką przyrodą i pięknymi krajobrazami. Obecnie miasto posiada szpital, centra handlowe, sklepy, hotele i nawet miejską linię autobusową. Nadal można zobaczyć hałdy odpadków kopalnianych (tailings)—góry kamieni, które nadal są radioaktywne.

*

 

Pomnik w Elliot Lake, poświęcony górnikom pracującym w kopalniach uranu. Na tablicy znajdują się też polskie nazwiska.

*

Po raz pierwszy odwiedziłem Elliot Lake w 1993 r. Sprzedawca domów bezinteresownie oprowadził nas po całym mieście, pokazując co ciekawsze obiekty i oczywiście domy na sprzedaż. Domki jednorodzinne w zabudowie szeregowej (towhouses) kosztowały od $20,000 do $30,000, a za $50,000 można było kupić całkiem przyzwoity wolno-stojący dom! Dlatego wiele emerytowanych ludzi, po sprzedaniu swoich domów w Toronto ze znacznym (i zazwyczaj bez-podatkowym) zyskiem, przeprowadziło się do Elliot Lake, gdzie z reguły mieszkają od maja do października, a potem wyjeżdżają na Florydę i do innych południowych stanów na zimę. A zimy w Elliot Lake są srogie! Natomiast na wiosnę można spotkać na ulicach pół-pijane czarne niedźwiadki, które właśnie obudziły się z zimowego snu.

*

 

Pomnik górników w Elliot Lake

*

W 2003 roku wraz z kolegą przez tydzień biwakowałem w parku Missisagi Provincial Park, znajdującym się na północ od Elliot Lake. Około północy, gdy jeszcze siedzieliśmy przy ognisku, usłyszeliśmy odgłosy łamanych gałęzi dochodzące z lasu. Podejrzewałem, że kręcił się tam niedźwiadek. I rzeczywiście—następnego ranka kolega spostrzegł małego misia wałęsającego się koło naszego biwaku. Tak jak stałem, wyszedłem z namiotu, wsiadłem do samochodu i zaczęliśmy jechać za niedźwiadkiem. Przez te wszystkie emocje samochód znalazł się w rowie (a biedny wystraszony niedźwiadek zniknął w lesie). Krzysztof zatrzymał przejeżdżający samochód i poprosił prowadzącą go kobietę o podwiezienie go do biura parku; wkrótce przybył kierownik parku, szybko przymocował łańcuch do ramy samochodu i bez problemu wyciągnął samochód. Gdy po południu poszedłem podziękować kobiecie za udzieloną pomoc (biwakowała niedaleko od nas), okazało się, że się nazywa Helen i że się znamy: w grudniu 1995 r. oboje braliśmy udział w wycieczce na kanu w parku Everglades na Florydzie i nawet posiadałem z nią zdjęcie w restauracji, jak delektowaliśmy się… smażonym aligatorem! Z powodu problemów oddechowych potrzebowała świeżego powietrza i biwakowała w parku w namiocie od maja do października. Opowiedziała nam też, że nie tak dawno niedźwiadek zrobił duże spustoszenie na jej biwaku; ponieważ już raz go usunięto z parku i ponownie wrócił, musiano go zastrzelić.

*

 

Sądzę, że ta rzeźba górnika nie jest wykonana w skali 1:1—bo ja wyglądam niezmiernie mizernie przy tym olbrzymie... Chyba nie nadawałbym się na górnika!

*

Jako że Catherine nigdy nie była w tym parku, zadecydowaliśmy w nim się zatrzymać przynajmniej na jedną noc. Co ciekawe, Missisagi Park miał być właściwie zamknięty w 2013 r. i stać się tzw. parkiem dziennym (wraz z innymi 9 parkami), ale dzięki interwencji władz miasta Elliot Lake nadal był otwarty i częściowo finansowany przez Elliot Lake. Zdziwiłem się, zastając tak dużo turystów biwakujących w parku, który miał być zamknięty jakoby z powodu rzekomo niedostatecznej ilości biwakowiczów! Chociaż nie zamierzaliśmy w parku długo zabawić, szukaliśmy jednak dobrego miejsca i spędziliśmy ponad godzinę, jeżdżąc krętymi drogami zanim znaleźliśmy miejsce nr. 15. Po rozbiciu namiotu pogadaliśmy z parą turystów na przyległym miejscu, potem z facetem biwakującym naprzeciwko oraz z rodziną ze Szwajcarii, mieszkającą w wypożyczonym samochodzie turystycznym. Catherine poszła na przechadzkę i spotkała ponad osiemdziesięcioletniego faceta, który przeszedł operacje wymiany dwóch stawów biodrowych i niepochlebnie wyrażał się o swoim chirurgu, bo po operacji wynikło wiele bolesnych powikłań. Świat jest mały: osobiście znałem tego lekarza—na szczęście nie był moim chirurgiem!

*

 

Drzwi prowadzące do budynku, w którym znajduje się Muzeum Górnictwa. Kiedyś należały do jednej z czołowych kopalni w okolicy

*

Po południu oraz następnego dnia pojechaliśmy do miasta Elliot Lake, gdzie Catherine i ja wzięliśmy prysznic na polu biwakowym dla samochodów turystycznych (park nie posiadał pryszniców) i przez kilka godzin zwiedzaliśmy miasto. Od razu zauważyłem nowy pomnik nad jeziorem, poświęcony pracownikom pobliskich kopalni, którzy zmarli z powodu różnych chorób zawodowych — ich imiona i nazwiska były wyryte na marmurowej ścianie.

*

 

Tu była Algo Center Mall—świetnie ją pamiętam.

 *

Również udaliśmy się na miejsce centrum handlowego Algo Centre Mall: w czerwcu 2012 r. część dachu tego centrum zawaliła się, zabijając dwie osoby. Prawie każdego dnia w radiu słuchaliśmy wiadomości o toczącym się dochodzeniu w sprawie tej tragedii. Również wpadliśmy do Muzeum Górnictwa, które były rzeczywiście szalenie interesujące i bogate w informacje, posiadało wiele historycznych artefaktów, przedstawiało historię przemysłu górniczego i wydobycia uranu, jak też znajdował się w nim Kanadyjski Panteon Górnictwa, gdzie można było zobaczyć fotografie i biografie czołowych ludzi, którzy przyczynili się do rozwoju przemysłu górniczego w Kanadzie. Żałuję, że nie mieliśmy więcej czasu w muzeum spędzić.

*

 

W środku muzeum górnictwa w Elliot Lake. Namiot słynnego geologa Franc Joubin (1911-1997), który odkrył złoża uranu w Elliot Lake.

*

Jednym z czołowych inżynierów-górników odpowiedzialnych za rozwój okolicy Elliot Lake był Stephen Boleslav Roman, emigrant słowacki — którego nawet udało mi się osobiście spotkać. W latach osiemdziesiątych XX w. ufundował imponującą Katedrę Przemienienia w Markham (miasto przylegające do Toronto), a kamień węgielny był pobłogosławiony przez Papieża Jana Pawła II. Roman zmarł w 1988 r., zanim ukończono Katedrę, i w niej odbyły się po raz pierwszy uroczystości pogrzebowe — jej fundatora. Vaclaw Havel, pierwszy prezydent demokratycznej Czechosłowacji, złożył wizytę w katedrze w 1990 roku. Niestety, ze względu na wielorakie problemy, Katedra została zamknięta w 2006 r. i nie jest już uważana za Kościół Katolicki. Obecnie dookoła niej wybudowano osiedle domków i nawet nie wiem, czy jest ona wykorzystywana do jakiegokolwiek celu. Czasami trzeba dobrze zastanowić się nad lokacją budowanego obiektu, a szczególnie kościoła!

*

 

Geolog Franc R. Joubin (1911-1997) zyskał sławę, odkrywając złoża uranu w Elliot Lake.

*

 

Lokacja parku Missisagi Provincial Park:

*

46°35'24.2"N 82°43'28.9"W / 46.590065, -82.724693

 

 

Lokacja miasta Elliot Lake:

*

46°22'42.4"N 82°39'10.2"W / 46.378451, -82.652831

*

Koniec części trzeciej. Ciąg dalszy nastąpi--część czwarta, biwakowanie na NAJWIĘKSZEJ NA ŚWIECIE WYSPIE jeziorowej!

 

Jacek_1000
Obrazek użytkownika Jacek_1000
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 3 tygodnie temu
Rejestracja: 24 paź 2022

Część IV: Wycieczka i biwakowanie na NAJWIĘKSZEJ NA ŚWIECIE WYSPIE jeziorowej Manitoulin Island oraz biwakowanie w ośrodku „Batmans” i „Kicking Mule Ranch”.

Powrót do domu-biwak w parku Oastler Lake Provincial Park.

*

Nasza trasa na wyspie Manitoulin Island

*

Następnego dnia spakowaliśmy się i pojechaliśmy w stronę wyspy Manitoulin Island. Wyspa ta, o powierzchni 2,766 km kwadratowych, jest największą jeziorową wyspą na świecie, jak też jedno ze 108 położonych na niej jezior, jezioro Lake Manitou, jest największym jeziorem na świecie na największej wyspie słodkowodnej na świecie! Na wyspę można się dostać przez obrotowy most prowadzący do miasteczka Little Current (dawno temu był to most kolejowy, ale już od dziesiątek lat nie przejechał po nim pociąg) lub też od strony południowej wyspy, używając promu MS Chi-Cheemaun (co znaczy w języku Ojibwe, „Wielkie Kanu”), kursującego kilka razy dziennie pomiędzy Tobermory na przylądku Bruce Peninsula i miasteczkiem South Baymouth na wyspie. Na początku sezonu w 2013 r. poziom wody był zbyt niski i prom nie był w stanie cumować, toteż przez pierwsze kilka tygodni nie kursował, co miało negatywny wpływ na lokalną ekonomię wyspy, tym bardziej, że podczas gdy środki masowego przekazu dużo mówiły o tym, że prom nie kursuje, praktycznie ledwie wspomniały, gdy zaczął kursować. W rezultacie wiele potencjalnych turystów błędnie uważało, że prom był nadal unieruchomiony i zmieniło swoje plany wakacyjne.

*

Prom MS Chi-Cheemaun

*

Promem płynąłem dwukrotnie—po raz pierwszy w 2005 roku. Wówczas na promie zauważyłem członka gangu motorowego „Bandidos Motocycle Club” i nawet chciałem z nim zamienić parę słów. Rok później w Ontario znaleziono ciała 8 członków tego gangu. Jako że ich liczba w Ontario nie była wysoka, zawsze zastanawiam się, czy ów facet był pośród tych ofiar—albo może sprawców?

*

 

Witajcie w Little Current!

*

Tablica pamiątkowa znajdująca się koło kanału Swift Current Channel zawiera ciekawe informacje na temat znaczenie tego kanału już niemalże czterysta lat temu, gdy wiele znanych ludzi używało tą trasę wodną:

 *

TRASA VOYAGEURS

 *

Przez ten kanał w Swift Current przemierzały kanu odkrywców, misjonarzy i handlarzy skór, którzy jako pierwsi otworzyli wewnętrzną część tego kontynentu. Ich trasa prowadziła rzeką Ottawa River do połączenia się z rzeką Mattawa i stamtąd przez jezioro Nipissing, rzekę French River, zatokę Georgian Bay i kanał North Channel do jezior Michigan lub Superior (Górnego). Tą drogą wodną przemierzali Jean Nicolet w 1634, Pierre Espirit Radisson i Médart Chouart des Groseilliers w 1659 r., ojciec Claude Allouez w 1665 r., Daniel Greysolon, Sieur Dulhut w 1678, Pierre de la Vérendrye w 1727 r., Alexander Henry w 1761 r., Simon McTavish and William McGillivray w 1784 r., David Thompson w 1812 r. i Sir George Simpson w 1841.

*

Nasze miejsce biwakowe # 142 w ośrodku Batman's

*

Po krótkim postoju w miasteczku Espanola, wjechaliśmy na obracany most w Little Current i znaleźliśmy się na wyspie Manitoulin Island,. Udaliśmy się do Visitors’ Center, gdzie pobraliśmy kilka broszur na temat lokalnych atrakcji i zakwaterowania. Ponieważ prawie 40% mieszkańców wyspy Manitoulin składa się z Indian, bardzo ucieszyliśmy się, gdy znaleźliśmy w jednej z broszur indiańskie pole biwakowe i od razu tam się skierowaliśmy.

*

 

W drodze na wyspę Manitoulin Island, w miasteczku Webbwood, 29 Main Street, przed sklepem „Tom Stewart & Wife General Store”, w którym znajduje się agencja LCBO (napoje alkoholowe) oraz poczta. Jadąc do lub z USA czasem wstępuję do tego sklepiku. Również Webbwood słynie z tego, że w 1936 roku jego mieszkańcy wybrali na burmistrzynię pierwszą w Kanadzie kobietę, Barbarę Hanely.

*

Gdy przybyliśmy, zastaliśmy kilku biwakujących Indian, tereny służące do obrzędów i ceremonii, otwartą przestrzeń oraz puste biuro… nie bardzo wiedzieliśmy, gdzie właściwie możemy rozbić namiot, nie okazując braku respektu dla tych świętych gruntów. Postanowiliśmy więc pojechać do innego miejsca o nazwie Batman’s. Wprowadziłem do mojego GPS jego dane i nierozsądnie pojechaliśmy według jego wskazówek. Ale mieliśmy przejażdżkę! Wodziliśmy po pustych, polnych, wyboistych i wyżłobionych drogach, mijając ogrodzone pastwiska i pola, prawie-że nie widząc żadnych zabudowań. Dwukrotnie musieliśmy zawrócić, bo po prostu dalej się nie dało jechać (przynajmniej naszym samochodem). W pewnym momencie droga stała się niezmiernie stroma i powoli zjeżdżaliśmy w dół — na szczęście kanu było dobrze przymocowane do dachu, inaczej z pewnością ześlizgnęło by się z samochodu!
*

(Prawdopodobnie) opuszczony kościółek

*

Zauważyliśmy też sporo turbin wiatrowych wyłaniających się na horyzoncie. Owszem, zdawałem sobie sprawę, że urządzenia GPS nie są idealne, ale nie mogłem uwierzyć, że potrafią być tak beznadziejnie bezsensowne! Wreszcie wjechaliśmy na główną drogę (którą powinniśmy jechać do początku) i dotarliśmy do ośrodka „Batman’s Cottages and Campground”.

*

 

10 Mile Point, Manitoulin Island, Ontario. Sklep z pamiątkami indiańskimi. Niektóre koszulki były niezmiernie oryginalne, z różnymi motywami indiańskimi, ale ich koszt, $80, był absolutnie za wysoki (3 do 4 razy wyższy niż koszt podobnych koszulek).

*

 

10 Mile Point, Manitoulin Island, Ontario. Sklep z pamiątkami indiańskimi.

*

Znajdowało się na nim dużo permanentnych i usuwalnych zabudowań (tzn. samochody/przyczepy turystyczne do spania oraz duże przyczepy kempingowe), które tworzyły małe, dynamiczne miasteczko, jak też było kilka miejsc biwakowych. Wybraliśmy miejsce nr. 142, z widokiem na jezioro. Cóż, mając za sobą biwakowanie na dziewiczych wysepkach, odległych i niedostępnych dla łodzi jeziorach lub też dzikich, zalesionych i skalistych brzegach, to miejsce z pewnością nie przemawiało do nas za bardzo.

*

 

Manitowaning, wyspa Manitoulin Island, Ontario. Cmentarz St. Paul Cemetery.

Wm (William) Turnbull, zmarł 13 września 1882 roku w wieku 24 lat, 7 miesięcy i 29 dni. Nota bene, zmarł na „consumption”, tzn. na suchoty.

Fascynujące .... prawie dokładnie co do dnia 100 lat później przybyłem do Kanady...

 

*

 

Manitowaning, wyspa Manitoulin Island, Ontario. Cmentarz St. Paul Cemetery.

Nagrobek: Ku pamięci Mary Ann, ukochanej żony William'a Sproat'a, która zmarła 1 listopada 1869 roku w wieku 37 lat.

 

Inskrypcja:

 

I leave the world without a tear,
Save for the friends I held so dear;
To heal their sorrows, Lord, descend,
And to the friendless prove a friend!

 

...i jej bardzo amatorskie tłumaczenie:

 

Opuszczam świat ten bez łezki w oku,

Prócz może jednej dla przyjaciół;

Zstąp, o Panie Boże i ulecz ich smutki,

A dla samotnych, zostań przyjacielem!

*

W Ontario można napotkać bardzo dużo starych, pionierskich cmentarzy (Pioneer Cemetery). Wiele z nagrobków się ukruszyło, a niektóre napisy są zatarte, pewnie m.in. z powodu „kwaśnego deszczu” i zanieczyszczeń atmosferycznych. Niektóre nadal stoją pionowo, inne zostały wkopane poziomo w ziemię (jak ten na zdjęciu), a często po prostu zebrano istniejące płyty nagrobkowe wkopano w ziemię w jednym miejscu, poziomo albo pionowo. Bardzo często nagrobki posiadają te same motywy i te same inskrypcje—pewnie kamieniarze mieli listę kilkunastu różnych wersetów i można było z nich wybrać najbardziej trafny.

*

Wiele ludzi zmarło w młodym wieku; niejednokrotnie mężczyźni mieli po kilka żon—dużo kobiet umierało podczas porodu. Jest też dużo grobów dzieci—albo zmarłych w ciągu kilku dni/tygodni po porodzie, albo też w wieku kilku/kilkunastu lat. Może jednak szczepionki i dzisiejsza medycyna są lepsze od tych 100 lat temu? Niekiedy powód zgonu jest podany jako „utopienie się”--mało kto potrafił pływać.

Co ciekawe, często w okolicy można spotkać wiele ludzi o tych samych nazwiskach—ich potomkowie nadal tam mieszkają.

*

Ponieważ na wyspie Manitoulin nie było żadnych parków prowincjonalnych, nie mieliśmy wyjścia i musieliśmy się tu zatrzymać na noc. Szybko rozpaliłem ognisko i z przyjemnością przy nim siedzieliśmy do północy. Około godziny 4:00 nad ranem obudziły nas jakieś szmery; Catherine wyszła z namiotu i szybko do niego wróciła, mówiąc, że koło namiotu chodzi nie niedźwiadek, ale jeszcze gorsze zwierzę: skunks (śmierdziel), który właśnie delektował się naszymi śmieciami! Leżeliśmy cichutko w namiocie, bo nieprowokowane skunksy nie wytryskują tej śmierdzącej cieczy nie szukają zaczepki z ludźmi. Gdy rano wstaliśmy, skunksa oczywiście dawno nie było i jedynym śladem po jego bytności były rozrzucone śmiecie dookoła ogniska i samochodu.

*

Przed sklepem/biurem ośrodka „Batman’s Cottages and Campground”. Catherine w ręku trzyma torbę na śmieci, której inspekcję nad ranem zrobił skunks!

*

Tu pragnę dodać, że nasze obawy co do skunksa były raczej bezpodstawne, bo one atakują zazwyczaj, gdy są nagle przestraszone lub rzeczywiście znajdują się w niebezpieczeństwie, tym bardziej, że po takim ataku musi minąć kilka dni, zanim będą mogły ponownie to zrobić. Kilka lat później jesienią biwakowaliśmy w pustym parku Sleeping Giant Provincial Park w Ontario, gdy nagle na naszym miejscu pojawiły się 3 skunksy. Byliśmy przerażeni i nawet weszliśmy na stół—ale okazało się, że stworzonka nic sobie z nas nie robiły, szukały jedzenia i towarzyszyły nam przez dobre pół godziny. Parę razy nawet się pokłóciły pomiędzy sobą i warczały na siebie, obwąchiwały też nas i nasze buty i udało się im znaleźć tu i tam resztki jedzenia. Zresztą to potwierdził mój znajomy, mieszkający w domku koło lasku—zaprzyjaźnił się bardzo szybko ze skunksem, który regularnie do niego przychodził i nigdy nie wykazywał żadnych złych zamiarów wobec niego. W USA niektórzy ludzie kupują skunksy jako zwierzątka domowe—po usunięciu gruczołów zawierających tą śmierdzącą ciecz. Były przypadki, że złodzieje, sądząc że to dzikie skunksy, porzucili swój łup i szybko uciekli. Skunksy są zwierzętami nocnymi i czasem je widzę koło swojego domu lub na ulicach. W lato często są rozjechane przez samochody; nieraz ich zapach jest tak mocny i nieprzyjemny, że potrafi mnie obudzić w środku nocy. Raz skunks był przejechany na ulicy vis-a-vis mojego domu i pomimo wietrzenia, jeszcze po 3 dniach unosił się w domu wyczuwalny jego wyczuwalny fetor.

*

 

Biwakujemy w ośrodku "Kicking Mule Ranch".

*

Spakowawszy się, pojechaliśmy do niezwykle ciekawego miejsca „Gordon’s Park”, koło miasteczka Tehkummahk. Ośrodek oferował biwakowanie, namioty indiańskie ‘tipi’ (które od razu zwróciły uwagę Catherine), domki kempingowe pozwalające na obserwację nocną nieba, edukacyjne szlaki piesze, podgrzewany bateriami słonecznymi basen, park ciemnego nieba i wiele innych atrakcji. Sympatyczni pracownicy oprowadzili nas dookoła, a nawet zawieźli paręset metrów dalej, gdzie znajdował się park ciemnego nieba (gdzie można obserwować w nocy niebo, jako że w okolicy nie ma żadnych świateł) i kilka domków.

*

 

W ośrodku "Kicking Mule Ranch". Catherine uwielbia koty i od razu zaczęła się bawić z dwoma małymi kociakami

*

Miejsce się nam podobało i chętnie powrócilibyśmy do niego, zatrzymując się z innymi znajomymi w jednym z domków kempingowych — ale tym razem postanowiliśmy szukać czegoś innego: okazało się, że lada moment miała przybyć spora grupa 75 młodych ludzi i obawialiśmy się, że miejsce to będzie za głośne i ruchliwe. Zgodnie z rekomendacją pracownika Gordon’s Park, pojechaliśmy kilka kilometrów na północ do ośrodka o nazwie „Kicking Mule Ranch” (Ranczo Kopiącego/Wierzgającego Muła).

*

 

W ośrodku Kicking Mule Ranch, kucyki

*

Zastaliśmy rancho posiadające 4 małe pola biwakowe i 2 skromne domki do spania, jak też kilkanaście koni i mułów, malutkie ‘petting zoo’ (gdzie były króliki, kury, kozy i zwierzęta podobne do lam), kucyki, bardzo przyjacielskiego psa Rottweiler który, jak to głosił napis, ‘może zalizać was na śmierć’, oraz cztery małe kociaki!

*

Diesel, rottweiler który, jak to głosił napis, ‘może zalizać was na śmierć’. Rzeczywiście, kochane to było psisko!

*

Wybraliśmy miejsce biwakowe koło tipi i starego Cadillaca; poza sporadycznymi jeźdźcami na koniach, nie było tam nikogo innego i byliśmy jedynymi osobami przebywającymi na noc. Miejsce to okazało się niezmiernie przyjazne! Ośmioletni wnuczek właścicielki parę razy przyszedł do nas pogadać i później widzieliśmy go, jak jechał na kucyku. Pojechaliśmy na pocztę w Tehkummahk i szukaliśmy budki telefonicznej, ale bezskutecznie; wreszcie ktoś pozwolił Catherine użyć swojego telefonu komórkowego, aby mogła zadzwonić do córki w USA (wtedy nie posiadaliśmy telefonów komórkowych i korzystaliśmy z budek telefonicznych—stare, piękne czasy!).

*

 

W ośrodku Kicking Mule Ranch -- wnuczek właścicielki. Gdy ponownie odwiedziliśmy ośrodek w 2017 roku, pokazałem mu wydrukowany blog, w którym było to zdjęcie.

*

Powróciliśmy do rancho około godziny 18:00 i ośrodek był kompletnie pusty. Przeszliśmy się do zagrody ze zwierzątkami, zrobiłem sporo zdjęć, jak też bawiliśmy się z kociakami! Kotki również przyszły do naszego miejsca i starały się wejść do namiotu. Catherine pozwoliła jednemu z nich spać z nami w namiocie, ale w połowie nocy zaniosła go do jego domku w zagrodzie. Potężny pies Rottweiler wabiący się Diesel był zazdrosny, widząc jak się bawimy z kotkami, i złożył nam wizytę w namiocie przypominając, że on też lubi być głaskany! Oczywiście, wieczorem przez kilka godzin siedzieliśmy przy ognisku.

*

Wyspa Manitoulin Island—Widok na miasto i zatokę Gore Bay

*

Następnego dnia wybraliśmy się na wycieczkę po wyspie. Co chwila widzieliśmy jeziora i rezerwaty Indiańskie. Znajduje się tam też Wikwemikong Unceded Indian Reserve— terytorium indiańskie, które nigdy nie zostało scedowane. Nota bene, dziesięć lat temu odwiedziłem osadę Wikwemikong, gdzie mieści się kościół katolicki i ruiny starego, spalonego kościoła. Ponieważ znałem proboszcza tego kościoła, Jezuitę Doug'a McCarthy S. J., (1944-2019), miałem nadzieję, że będę mógł złożyć mu krótką wizytę, ale akurat go nie było. W 2019 r. zapisałem się na jesienne rekolekcje, które on miał prowadzić; będąc na wycieczce w USA dla miesiące przed rekolekcjami, dowiedziałem się, że nieoczekiwanie zmarł w sierpniu 2019 r. W czasie naszej wycieczki niestety nie udało się nam dotrzeć do Wikwemikong.

*

 

Latarnia Morska (a raczej jeziorowa) koło Gore Bay

*

Jechaliśmy drogą nr. 542 i dotarliśmy do Gore Bay, dość sporego miasta. Na wzgórzu znajdował się doskonały punkt obserwacyjny, z którego mogliśmy podziwiać zatokę i miasto oraz przyglądać się powoli wpływającym do zatoki łodziom oraz startującym i lądującym na wodzie samolotom. Zrobiło się wietrznie, zimno i zaczęło padać, ale udało się nam pojechać do Latarni Morskiej Janet Head Lighthouse i następnie drogą nr. 540 z powrotem do Kicking Mule Ranch. Na szczęście u nas nie padało i burza przeszła bokiem. Następnego ranka spakowaliśmy się (towarzyszył nam cały czas jeden z ciekawskich kociaków, który chodził po samochodzie i pod kanu na dachu). Zanim odjechaliśmy, porozmawialiśmy z właścicielką rancha, która zaprowadziła nas do zagrody i wyjaśniła różnice pomiędzy koniem i mułem. Nie jest to chyba takie proste: pamiętacie musical „Skrzypek na Dachu”? Jeżeli nie, to przytaczam tutaj fragment:

*

„Oczywiście zdarzyło się, że ten sprzedał tamtemu konia, a dostarczył mu muła ale teraz jest już wszystko w porządku. Teraz to my żyjemy w pokoju i w harmonii i ... Abram: To był koń. Mikolasz: To był muł. Abram: To był koń. Mikolasz: Mówię, że to był muł! Koń! Muł! Koń! Muł!”

*

 

Przed opuszczeniem „Kicking Mule Ranch” kociak dokonał finałowej inspekcji samochodu.

*

Pojechaliśmy z powrotem do Little Current, gdzie odwiedziliśmy indiańskie miejsce ceremonii ‘Pow Wow’ i przepiękny drewniany kościołek. Również zatrzymaliśmy się w ’10 Mile Point’, skąd rozciągał się rozległy widok na zatokę Georgian Bay ku miasteczku Killarney i być może udało mi się dojrzeć wyspy Fox Islands, na których biwakowaliśmy w 2011 r. i 2012 r.

*

 

Wyspa Manitoulin Island—miasteczko Little Current

*

Znajdował się też tam ciekawy sklep (Trading Post), posiadający wiele unikalnych i interesujących książek, wyrobów sztuki indiańskiej, obrazów, rzeźb i oryginalnych koszulek. Następująca inskrypcja widniała na stojącej tam tablicy pamiątkowej:

 

MISJA JEZUICKA W MANITOULIN

1648-50

 

W roku 1648 ojciec Joseph Poncet, wówczas służący w St. Marie w Huronii, został uczyniony przez swojego przełożonego ojca Paul Raguenau odpowiedzialnym za misję jezuicką St. Pierre. Ów nowo utworzona misja była powołana dla mówiących językiem Algonkian Indian z wyspy Manitoulin Island i z północnych brzegów jeziora Huron. Poncet, będąc pierwszym Europejczykiem mieszkającym na wyspie Manitoulin (zwanej wtedy przez misjonarzy Ile de Ste. Marie, a przez Indian Huronów Ekaentoton), służył na tej wyspie od października 1648 r. do maja 1649 r. Powrócił na Manitoulin przed końcem 1648 r., ale został zmuszony porzucić misję w 1650 r., po pokonaniu i rozproszeniu Huronów przez Irokezów.

*

 

Łodzie na przystani w Little Current na Manitoulin Island

*

Po zaparkowaniu samochodu w Little Current, przeszliśmy się wzdłuż brzegu, obserwując przeróżne łódki, ogromne łodzie motorowe i żaglówki. Nawiązaliśmy rozmowę z facetem z Detroit, którego imponująca łódź motorowa z kabiną była niedaleko przycumowana. Entuzjastycznie zaczął nam opowiadać o swojej olbrzymiej łajbie (która była całkiem nowa, jako że poprzednia spaliła się w pożarze przystani) i chętnie odpowiadał na nasze pytania.

*

Mural w miasteczku Little Current

*

Okazało się, iż jego łódź może pomieścić 12 osób, posiada dwa silniki, każdy z nich 400 koni, używa ogromne ilości benzyny, kosztującej zapewne ponad $1 na kilometr, jest wyposażona w najnowszy system radarowy, sprzęt elektroniczny i urządzenia GPS które można tak zaprogramować, że właściwie łódź sama się prowadzi — a poza tym mówił o kosztach ubezpieczenia, utrzymania i różnych niebezpieczeństwach związanych z najechaniem na skałę (od których się na zatoce Georgian Bay roi). Czym więcej informacji dowiadywałem się, tym bardziej byłem szczęśliwy, że posiadaliśmy proste, lekkie, tanie, bezsilnikowe z napędem wiosłowym, nie wymagające konserwacji kanu! Następnie poszliśmy na kawę i trafiliśmy na niezwykle ciekawy sklep, posiadający ogromną ilość ciekawych rzeczy po rewelacyjnych cenach.

*

 

Nowo poszerzona autostrada nr 400

*

Godzinę później przejechaliśmy po byłym moście kolejowym, oficjalnie opuszczając wyspę Maniotoulin Island i zatrzymaliśmy się w centrum handlowym w Espanola, gdzie uzupełniliśmy zaopatrzenie, kupiliśmy zimne piwo i pojechaliśmy do miasta Parry Sound, koło którego znajdował się park Oastler Lake Provincial Park.

*

 

Manitowaning, wyspa Manitoulin Island, Ontario. Latarnia Morska.

*

Jest to całkiem niezły park, w którym kilka razy się zatrzymywaliśmy, zazwyczaj na jedną noc, w drodze na północ lub z powrotem do Toronto. Jego zaletą jest bliskość do miasta Parry Sound i autostrady nr 400, ciekawe formacje skalne i jeziora. Natomiast posiada ogromną wadę, która jakoś nam do tej pory nie przeszkadzała: mianowicie niezmiernie blisko parku przebiegają dwie główne kanadyjskie linie kolejowe. Gdy przejeżdża pociąg—albo nawet jednocześnie dwa pociągi, szczególnie w nocy—hałas jest tak kolosalny, że trudno się nie obudzić! A do tego z powodu licznych przejazdów drogowych przez tory kolejowe, na których nie ma szlabanów, pociągi zapowiadają swoje przyjazdy niesamowicie głośnymi gwizdami. Będąc w tym parku kilka lat później, spędziłem w nim jedną noc—gdy przejeżdżał w nocy pociąg, miałem wrażenie, że przejedzie przez mój namiot! Była to nieciekawa noc i wreszcie obudziwszy się z powodu przejazdu pociągu o 6 rano, spakowałem się i niewyspany, opuściłem park.

*

 

Ostatni biwak na miejscu nr. 132 w parku Oastler Lake Provincial Park

*

Wybraliśmy miejsce nr. 132, nawet niezłe, z widokiem na jezioro i zachodzące słońce. W rekordowym czasie rozbiłem namiot, rozstawiliśmy krzesełka, otworzyliśmy puszki z zimnym piwem i jeszcze mogliśmy jakiś czas delektować się zachodem słońca, a potem rozpaliłem ognisko, przy którym siedzieliśmy do północy. Następnego dnia przez kilka godzin pływaliśmy na kanue na jeziorze Oastler Lake i wieczorem przybyliśmy do domu do Toronto.

*

Lokacja biwaku w ośrodku Batmans:

45°52'43.7"N 81°53'56.2"W / 45.878806, -81.898936

*

Lokacja biwaku w „Kicking Mule Ranch”:

45°40'02.7"N 81°56'48.4"W / 45.667424, -81.946770

*

Lokacja parku Oastler Lake Provincial Park:

45°18'39.9"N 79°57'50.5"W / 45.311095, -79.964040

*

KONIEC

papuas
Obrazek użytkownika papuas
Offline
Ostatnio: 2 godziny 16 minut temu
Rejestracja: 22 maj 2021

Biggrin   jak już wcześniej sam napisałeś - zwierzęta rzadko "atakują" ludzi, a raczej szukają czegoś do zjedzenia    zresztą ucieczka na stół niewiele chyba w przypadku skunksa by dała,  gdyby poczuł się zagrożony    i już uśmiecham się wyobrażając sobie ten  obrazek:  ludzie na stole i biwakujące skunksy    ta miniaturka lamy to z pewnością udomowione przez przodków Inków zwierzę o polskiej nazwie - alpaka     Z moich wiadomości wynika, że najbardziej ciekawskim zwierzęciem Ameryki jest szop. Spotkałeś się kiedyś z nim podczas biwakowania??

papuas

Dana_N
Obrazek użytkownika Dana_N
Offline
Ostatnio: 1 miesiąc 4 tygodnie temu
Rejestracja: 07 paź 2013

Bardzo ciekawą formę oglądania Kanady wybrałeś Smile Ja bym sie nie nadawała, brakłoby mi odwagi. Może te nadprzyrodzone moce bym przeżyła, ale spotkań z karaluchami bym wolała uniknąć Biggrin

Jacek_1000
Obrazek użytkownika Jacek_1000
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 3 tygodnie temu
Rejestracja: 24 paź 2022

Papuas: „Spotkałeś się kiedyś z nim podczas biwakowania???”

 

Twoje pytanie powinno brzmieć czy NIE spotkałeś się kiedyś z nim podczas biwakowania. Bardzo rzadko biwakowaliśmy w parkach, gdzie NIE było szopów. Zazwyczaj pojawiają się około godziny 9-11 wieczorem, robiąc obchody całego biwaku i kradną, co się da. W 1991 roku, podczas mojego pierwszego wyjazdu na biwak do parku, już pierwszej nocy straciliśmy prawie całe nasze jedzenie—bułki, masło, cukier, hot-dogi, mięso, musztardę—gdy siedzieliśmy przy ognisku, na stole, oddalonym o parę metrów, zostawiliśmy parę z tych rzeczy, jak też przenośną lodówkę. Szopy były tak ciche, że dopiero po fakcie się zorientowaliśmy o tej kradzieży. Mojemu koledze szop niespostrzeżenie wszedł od otwartego bagażnika i też powynosił jedzenie. A w jednym z parków to naliczyliśmy kilkadziesiąt szopów, istny nalot—m. in. przyszła raz mama z dwoma małymi, które się wspinały po naszych nogach (!) na stół—a my siedzieliśmy niczym słupy soli, obawiając się reakcji mamy, która non-stop się w nas wpatrywała. Poza tym szopy są bardzo powszechne w Toronto i nieraz je widzę w swoim ogródku, szczególnie w nocy w lato.

 

Poniżej zamieszczam zdjęcie tego szkodnika:

*

*

Dana_N: Na pewno nadawałabyś się! W wielu miejscach występują „karaluchy drzewne” (wood cockroaches), różniące się od „karaluchów domowych” chociażby tym, że nie zamieszkują domów. Na szczęście nieczęsto je spotykamy i ich ilość na tej wyspie była raczej ewenementem.

Strony

Wyszukaj w trip4cheap