Nelcia, Jorguś, długo trwało opisywanie, bo człowiek jest taki wielowątkowy... Jedną nogą jeszcze w Izraelu, a drugą już gdzieindziej...
Co do kontroli, to nie wiem co gorsze. Kilka lat temu byłem w Ziemi Świętej z pewną damą. Podczas kontroli na lotnisku Ben Gurion w Yafie równie piękna przedstawicielka Mosadu doczepiła się do bagażu mojej damy. W walizce mieliśmy sól z Morza Martwego. Problem polegał na tym, że nazbieraliśmy ją w jakiejś kopalni na brzegu. Zapakowaliśmy ją do worków foliowych, takich śniadaniowych. Można by rzec, że ją "ukradliśmy", bo nie zapłaciliśmy ani szekla. Agentka Mosadu przyczepiła się do tej soli, że niby skąd moja dama ma tę sól?
Że niby ją kupiła? No nie, bo worek był taki zwykły, śniadaniowy.
Że niby ją dostała? No nie, bo niby od kogo i kim był ten ktoś?
Że niby ją sobie sama nazbierała? No nie, bo to zabronione...
Nakłamaliśmy wtedy, że kupiliśmy tę sól i rozsypaliśmy sobie po połowie...
Dzięki Andrew za dokończenie relacji, już za tydzień się przekonam, czy trudniej wjechać tam czy wyjechać
Już kiedyś czytałam na blogu pewnego krakowskiego wojażera, ktory wymyślił sobie ślub w Izraelu, jak go przepytywali wiele godzin, bo miał wizę irańską w paszporcie.
Mam nadzieję, że w żadną stronę nie będzie w moim przypadku aż takich przesłuchań, chociaż nie jadę z mężem ani nie jestem w podeszłym wieku. Ale nie mam w paszporcie stempli z arabskich krajów, no i będę z wycieczką, więc to chyba jakieś "okoliczności łagodzące"
Ja sól z Morza Martwego wiozlam za kazdym razem i się nie czepiali na granicy. Za pierwszymm razem (wycieczka jedno dniowa z Sharm) wyciągnęłam z wody takie fajne kuleczki solne. Za drugim razem (7 dniowa objazdówka) kuleczek (w ty samym miejscu) nie bylo - to zabralam sól "luzem". Ale kuleczki były atrakcyjniejsze.
Nelcia, Jorguś, długo trwało opisywanie, bo człowiek jest taki wielowątkowy... Jedną nogą jeszcze w Izraelu, a drugą już gdzieindziej...
Co do kontroli, to nie wiem co gorsze. Kilka lat temu byłem w Ziemi Świętej z pewną damą. Podczas kontroli na lotnisku Ben Gurion w Yafie równie piękna przedstawicielka Mosadu doczepiła się do bagażu mojej damy. W walizce mieliśmy sól z Morza Martwego. Problem polegał na tym, że nazbieraliśmy ją w jakiejś kopalni na brzegu. Zapakowaliśmy ją do worków foliowych, takich śniadaniowych. Można by rzec, że ją "ukradliśmy", bo nie zapłaciliśmy ani szekla. Agentka Mosadu przyczepiła się do tej soli, że niby skąd moja dama ma tę sól?
Że niby ją kupiła? No nie, bo worek był taki zwykły, śniadaniowy.
Że niby ją dostała? No nie, bo niby od kogo i kim był ten ktoś?
Że niby ją sobie sama nazbierała? No nie, bo to zabronione...
Nakłamaliśmy wtedy, że kupiliśmy tę sól i rozsypaliśmy sobie po połowie...
Dzięki Andrew za dokończenie relacji, już za tydzień się przekonam, czy trudniej wjechać tam czy wyjechać
Już kiedyś czytałam na blogu pewnego krakowskiego wojażera, ktory wymyślił sobie ślub w Izraelu, jak go przepytywali wiele godzin, bo miał wizę irańską w paszporcie.
Mam nadzieję, że w żadną stronę nie będzie w moim przypadku aż takich przesłuchań, chociaż nie jadę z mężem ani nie jestem w podeszłym wieku. Ale nie mam w paszporcie stempli z arabskich krajów, no i będę z wycieczką, więc to chyba jakieś "okoliczności łagodzące"
Andrew wielowątkowy , podoba mi sie samoocena
Trina,ciekaw jestem jak ci sie poszczęści na granicy . Może w grupie faktycznie bedzie lepiej ? życzę ci tego
Trina - dasz radę. W razie czego gadaj, że Ty nic nie fersztejen i niech Ci szukają tłumacza.
Tak przy okazji, w Ovdzie mieli pytanie wydrukowane w jęz. polskim, więc ciężko by się wyłgać, że nie zna się języka... ojczystego
Ja sól z Morza Martwego wiozlam za kazdym razem i się nie czepiali na granicy. Za pierwszymm razem (wycieczka jedno dniowa z Sharm) wyciągnęłam z wody takie fajne kuleczki solne. Za drugim razem (7 dniowa objazdówka) kuleczek (w ty samym miejscu) nie bylo - to zabralam sól "luzem". Ale kuleczki były atrakcyjniejsze.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!