--------------------

____________________

 

 

 



Kraj Basków (Północna Hiszpania) - dlaczego warto tam jechać ?

108 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 4 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Następnie przemierzamy całą trasę słynnych gonitw z bykami. Trasa jest oznaczona czerwonymi tablicami i szczegółowo opisana.

Oj, nieźle muszą się byki zmachać pod tę górkę....

Każdego roku fiesta zwana Encierro rozpoczyna się w południe wystrzałem rakiet na ratuszu miejskim, następnie trwa całonocna zabawa, odbywają się koncerty, występy, tańce, no i drinkowanie oczywiście....

Właśnie to jest ratusz, z którego strzelają.

Do Pampeluny zjeżdża mnóstwo turystów z całego świata, część z nich biegnie z bykami po ulicach, ale zdecydowana większość ogląda to dość niebezpieczne widowisko zza barierek, a najlepiej z balkonów kamienic stojących wzdłuż ulic, którymi biegną byki. Mieszkańcy tych domów mają w tych dniach niezły biznes, sprzedając wejściówki turystom po kilkadziesiąt Euro od osoby, nierzadko w tę cenę wliczony jest poczęstunek.

Trasa nie jest długa, bo ma tylko 850 metrów i kończy się na placu de Toros, gdzie następnie odbywa się korrida.

Tymi wąskimi, krętymi uliczkami biegną pod górę byki wraz z tłumem ludzi.

W porannych gonitwach bierze udział 6 byków, które niestety tego samego wieczoru - biorąc udział w korridzie – giną. Tak że jest to ich ostatni bieg przed śmiercią... Wiele organizacji mających na względzie humanitarne traktowanie zwierząt sprzeciwia się organizowaniu tej imprezy. Ale to jest wielowiekowa tradycja, zbyt zakorzeniona w mentalności Basków, którą trudno przełamać!!!

Zwyczajowo uczestnicy gonitwy ubrani są na biało, mają czerwone apaszki na szyi oraz czerwone szale w pasie.

Gonitwa trwa zaledwie parę minut, ale ile jest przy tym radości i podekscytowania!!!!

Rokrocznie kilkadziesiąt osób jest poturbowanych, zdarzają się także wypadki śmiertelne, choć rzadko.

I tak dzień w dzień przez 8 dni. Mnóstwo zabawy, dużo alkoholu i adrenaliny....

Jeśli ktoś chciałby się wybrać w czasie Fiesty San Fermin do Pampeluny, trzeba sobie zarezerwować lokum z dużym wyprzedzeniem, i najlepiej nie w samym mieście – gdzie ceny niemiłosiernie skaczą w górę – tylko gdzieś w okolicy.

Ponieważ my jesteśmy w Pampelunie zaledwie kilka tygodni przed słynną lipcową fiestą, nie pozostaje nam nic innego, a jedynie obejrzeć odlane z brązu scenki rodzajowe z tejże gonitwy....

No, ale tej fantastycznej atmosfery – niestety nie doświadczymy...

Mariola

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 2 godziny 8 minut temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Pampeluna jest pelna uroka Preved fajna , klimatyczna starówka

No trip no life

marinik
Obrazek użytkownika marinik
Offline
Ostatnio: 3 miesiące 3 tygodnie temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Szalenie podoba mi sie ten budynek w Bilbao z lustrzana fasada.

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 4 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Nelcia, mnie też zdecydowanie bardziej przypasiła Pampeluna.

Mariusz, dodatkowym plusem przy tej lustrzanej fasadzie był fakt, że naprzeciwko był ten kolorowy ukwiecony piesek, który się odbijał w szybach. Pewno zimą, gdy rosną na nim same zielone roślinki, jest gorszy efekt.

W końcu stromymi uliczkami docieramy do położonych na wzgórzu ruin starej cytadeli otoczonej parkiem. Te uliczki już mają zupełnie inny charakter, bardziej przypominają wiejskie niż miejskie.

Przekraczamy mury obronne i wchodzimy na obszerny dziedziniec 16-wiecznej twierdzy.

Większość budynków legła w gruzach, pozostało tylko kilka zbudowanych z nieregularnych kamieni, jest również trochę starych armat, ale najlepszy jest widok rozciągający się ze szczytu.

Miło usiąść sobie w cieniu rozłożystych drzew i popatrzyć na stare miasto, jego wąskie uliczki, z których co i rusz wystrzeliwują w niebo kościelne wieżyczki. A na drugim planie, w oddali bielą się skaliste zbocza Pirenejów.

Ze wzgórza roztaczają się bardzo różnorodne widoki. Na starówkę, o czym wspomniałam już wyżej, z drugiej strony – na szeroką panoramę nowoczesnego miasta, z trzeciej – na potężny kompleks klasztorny, a z czwartej na rzekę Argo oraz jej zielone nabrzeża.

I tu nas zastaje wieczór.

Jeszcze tylko kolacja. Jemy typowo hiszpańską paellę i spacerkiem idziemy w poszukiwaniu gdzieś tam zaparkowanego samochodu.

Mariola

KIWI
Obrazek użytkownika KIWI
Offline
Ostatnio: 8 lat 7 miesięcy temu
Rejestracja: 05 wrz 2013

marinik :

Szalenie podoba mi sie ten budynek w Bilbao z lustrzana fasada.

Marinik,mi też on wyjątkowo przypadł do gustu Biggrin plus pająk oczywiście Blush .

- Kocham ptaszki i podróże, te małe i duże ...

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 4 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Kiwi, mnie też się te efekty odbicia pieska spodobały

Nocujemy w niewielkim guest housie na obrzeżach miasta i tuż po śniadaniu wyruszamy w drogę.

Wyjeżdżając na północ mijamy nowoczesne dzielnice miasta oraz bardzo schludne i nowoczesne podmiejskie tereny przemysłowe.

Żegnamy to urokliwe miasto, naprawdę bardzo fajna ta Pampeluna!!!

O wiele bardziej przypadła mi do gustu niż Bilbao.

Jako, że jesteśmy zapalonymi miłośnikami gór, nie możemy sobie odmówić przyjemności choć krótkiego zahaczenia o Pireneje. A że góry te zajmują spory obszar dzielnicy Nawarrra, więc kierujemy się prościutko w ich kierunku...

Ponieważ przez te tereny wiedzie już od prawie tysiąca lat szlak pielgrzymkowy do Santago de Compostella mijamy po drodze liczne klasztory, karczmy i zajazdy, w których zatrzymywali się niegdyś i czynią to obecnie, strudzeni pielgrzymi wędrujący tym szlakiem. Nie za bardzo interesują mnie wnętrza tych klasztorów, ale lubię zerknąć w ich ukwiecone patia i przejść się krużgankami...

Jedziemy dolinami, mijając małe wioski usytuowane na szczytach wzgórz. Bardzo mi niektóre miejsca przypominają Toskanię, tym bardziej, że i w tych rejonach spotkać można winnice i drzewa oliwne, tak charakterystyczne dla Włoch, a znacznie mniej dla północnej Hiszpanii.

Z Pirenejów spływają liczne rzeki i strumienie, w których żyją pstrągi. W jednej z knajpek degustujemy takie pstragi przygotowane wg lokalnego przepisu, czyli grillowane nadziewane surową wędzoną szynką.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 4 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Wjeżdżamy w jakąś boczną drogę kierując się na chybił-trafił ku najwyższemu w okolicy szczytowi Pico de Orhy, mającemu przeszło dwa tysiące metrów. Dróżka jest wąska, ocieniona drzewami, wysadzana granitową kostką – rzadko tu można spotkać takie retro – drogi.

 Po obu stronach znowu te widoki na cudne zielone górki.

Wkrótce dojeżdżamy do małej wioski i zostawiamy tu samochód. Kupujemy owoce na straganie, oglądamy kompozycje kwiatowe na innym i jeszcze kawałek sera w lokalnym sklepiku. Bo my tacy raczej serowi, a nie wędlinowi jesteśmy. Ale trzeba przyznać, że i kiełbaski i szyneczki też wyglądały i pachniały apetycznie...

Za wsią  droga kończy się szlabanem, dalej można już iść tylko pieszo. Przed nami widok na skaliste szczyty.

Z moich notatek wynika, że gdzieś w pobliżu powinien być malowniczy wąwóz. I faktycznie po kilkunastominutowym spacerze zboczem góry docieramy do wejścia do skalistego wąwozu. Wchodzimy zaledwie z półtora kilometra w głąb, i choć trasa zapowiada się atrakcyjnie...wycofujemy się. No i znów ten brak czasu!!! A obiecywaliśmy sobie, że tym razem na luzie spędzimy dzionek na łonie przyrody.

Trzeba przyznać, że w tych przepięknych zakątkach w ogóle nie spotyka się turystów. Jest tu tak cicho i dziewiczo, że nie chce nam się stąd wyjeżdżać. A może to dlatego jest tu tak spokojnie, bo to dopiero połowa czerwca, a zatem przed pełnią sezonu???? Bo aż trudno mi sobie wyobrazić, żeby nie było chętnych do wedrówek w tak pięknych górach.

Późnym popołudniem kierujemy się na północ w stronę Zatoki Biskajskiej. Z prawej strony cały czas towarzyszą nam większe i mniejsze wzniesienia podgórza Pirenejów. Wkrótce opuszczamy prowincję Nawarro by znów znaleźć się w Kraju Basków.

Już niedługo dotrzemy nad Atlantyk do kurortu San Sebastian słynnego z odbywającego się tu we wrześniu każdego roku festiwalu filmowego.

Spędzimy tutaj siedem nocy i mam nadzieję, że pogoda w dalszym ciągu bedzie nam przychylna.

Bo z tą pogodą może być różnie. Lato jest na pewno chłodniejsze niż nad Morzem Śródziemnym, nie mówiąc już o wodzie w oceanie. Opady, nawet w lecie , też nie są tu rzadkością. No, ale dzięki temu jest tutaj na okrąglo taka bujna zieleń – coś za coś.

Najważniejsze, żeby nie padało w czasie naszego pobytu...

Mariola

bepi
Obrazek użytkownika bepi
Offline
Ostatnio: 3 lata 1 tydzień temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

ale mam nadrabiania  tych relacji na forum ,  może do zimy wyrobię wszystkich poczytać,  a tu Apisek nową zapodaje  widzę ,dzisiaj ujrzałam to cudo na picasie i Biggrin i od razu mnie tutaj przywiało, eh ja bym chciała takie cudo w swoim ogrodzie heheh Yahoo

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 4 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Bepi, ojjj, raczej trudno by to było mieć w ogrodzie!!!! Same przeszkody – cholernie skomplikowany system nawadniania i 70 tysięcy kwiatów zmienianych cztery razy w roku.

Po trwającej cały dzień podróży oraz włóczeniu się po górach i wioskach ukazuje się nam San Sebastian w całej swej okazałości.

Miasto położone jest amfiteatralnie na zboczach gór, zjeżdżamy ku morzu w poszukiwaniu naszego lokum.

Nasz pensjonat - Domini - znajdujemy w centrum starego miasta Parte Vieja przy ulicy San Juan. Jest fantastycznie zlokalizowany, wszędzie stąd blisko. Ma tylko kilka pokoi, nie są zbyt duże, ale czyste i z fajnym widokiem. Nie wszystkie mają łazienkę w pokoju, nasz na szczęście - ma.

Jak się później okaże w sobotnią noc, gdy turyści i mieszkańcy bawią się do świtu, jest tu głośno i raczej spać się nie da....no ja w każdym razie nie zmrużyłam oka do 4.30, ale na mężu hałasy nie zrobiły raczej wrażenia...

Po załatwieniu formalności meldunkowych idziemy na spacer, by się z grubsza zorientować, co też nas tutaj czeka.

Nie jest to mały spokojny kurorcik, raczej miasto o charakterze wypoczynkowym wyjątkowo pięknie położone. Od wschodu, południa i zachodu osłonięte dość wysokimi górami, a na północy ograniczają je piaszczyste plaże i Atlantyk z niewielką wysepką Santa Clara.

Według różnych rankingów tu właśnie są podobno jedne z najpiękniejszych plaż miejskich w całej Europie.

Jego baskijska nazwa to Donostia, kompletnie inna niż hiszpańska – San Sebastian!!!!

Tuż nad morzem biegnie bulwar spacerowy, do którego się właśnie zbliżamy. Schodzimy po schodkach na plażę i kładziemy się na nadal jeszcze rozgrzanym piasku. Błoga chwila relaksu.

O zmroku uliczny grajek daje nam koncert tuż nad głową. Ale trzeba przyznać, że tej spokojnej, rzewnej muzyki miło się słucha...

Na plaży jest jeszcze trochę ludzi, morze spokojne, prawie bez fali. Pewnie dlatego, że plaża ta znajduje się w rozległej zatoce ograniczonej półwyspami. Niestety szybko nadchodzący przypływ przegania nas. Jeszcze nigdy, w żadnym miejscu nie widziałam w takim tempie nadchodzącej wielkiej wody. Wygladało to dość groźnie!!! Takie mini tsunami....

Wieczorem wyszukujemy sobie bar z przekąskami, których tu również jest zatrzęsienie.

Tak mi te ichnie pintxos przypadły do gustu, że mogłabym się wyłącznie nimi żywić.

Tu właśnie na ladzie leżą półmiski z pintxos

Ale o jedzeniu będzie jeszcze mowa, bo podobno San Sebastian to kulinarna stolica Hiszpanii.....

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 4 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Następnęgo dnia po śniadaniu idziemy nad morze, by się trochę zrelaksować i na własne oczy doświadczyć, czy te położone w centrum miasta plaże są rzeczywiście takie rewelacyjne.

Do plaży mamy 5-minutowy spacerek..

San Sebastian leży nad rozległą zatoką La Concha, czyli Muszla, znajdują się tu dwie plaże jedna o tej samej nazwie, czyli La Concha i druga Ondaretta.

Obie są piaszczyste, szerokie, bardzo czyste, jest łagodne zejście do morza. Nie ma tu dużych fal, gdyż plaże leżą w zatoce, są natomiast bardzo duże różnice poziomu wody w czasie przypływu i odpływu dochodzące do 4 metrów.

Żeby to unaocznić poniżej wstawiam dwie fotki: jedna z przypływu, a druga - odpływu

Tak więc jeżeli chcemy rozłożyć się na plaży na dłużej, musimy to wziąć pod uwagę. Pierwszego dnia jesteśmy wręcz zaskoczeni, że ludzie sadowią się tak daleko od wody. Dopiero wieczorem okaże się, że pomimo, że plaża jest bardzo szeroka, w czasie przypływu woda dochodzi nieomal do bulwaru i prawie cała plaża jest zalana.

Widoczki z brzegu są bardzo fajne. Na jednym końcu znajduje się skalisty półwysep Monte Urgull z ruinami średniowiecznego zamku oraz wysoką statuą Chrystusa na samym szczycie.

Z drugiej strony jest zalesiony półwysep z górą Monte Igueldo, na którą można się dostać kolejką.

Niedaleko od brzegu wznosi się niewielka zielona wysepka Santa Clara z białą latarnią morską.

A za nami miasto wspina się na łagodne pagórki.

Nie przywykłam do plaż miejskich i faktycznie trochę to dziwne leżeć półnago na plaży w cieniu starych kościołów i kasyn gry...Całe szczęście, że jeszcze nad głową nie jeżdżą auta, jak to ma na przykład często miejsce na Lazurowym Wybrzeżu - jako że tutejszy nadmorski bulwar udostępniony jest tylko dla pieszych...

Aż dziw bierze, że w połowie czerwca przy ładnej pogodzie plaża jest tak pusta. No, ale na szczęście!!! Nienawidzę zatłoczonych plaż, z rżnącą muzyczką, ze skuterami wodnymi głośnymi i smrodliwymi....

I to jest właśnie ogromny plus – dla mnie oczywiście – wybrzeża nad Zatoką Biskajską nad wybrzeżem śródziemnomorskim.

Ponieważ my zbyt długo nie wytrzymujemy w jednym miejscu, po niedługim czasie zwijamy manatki i ewakuujemy się z plaży. Wchodzimy schodkami na szeroki bulwar i ruszamy na zwiedzanie miasta.

Wzdłuż 12-kilometrowej nadmorskiej promenady ciągną się reprezentacyjne budynki, wytworne hotele, parki z ławeczkami, place zabaw dla dzieci, knajpki, bary itp.

Dla leniwców jest wygodniejsza opcja zwiedzania – mała kolejka, która objeżdża miasto wokół.

Mijamy byłą letnią rezydencję króla Hiszpanii, z której rodzina królewska wyniosła się w obawie przed atakami terrorystycznej organizacji ETA, gdy ta uaktywniła się w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku.

Rezydencja stoi na wzgórzu w wielkim ogrodzie tuż nad oceanem i wcale nie jest aż taka okazała, jak na królewskie lokum przystało. Fakt, że widok i ogrody ma przepiękne. Dla mnie najpiekniejsze są hortensje w pełnym kwieciu – moje ulubione kwiaty od czasu pobytu na Maderze, gdzie rosną w ogromnych ilościach dziko. Tylko że tam są niebieskie...

W tym właśnie miejscu kończy sie plaża La Concha, a rozpoczyna równie ładna piaszczysta plaża Ondaretta. Jest ona najszerszą w okolicy plażą, w czasie odłpływu jej szerokość dochodzi do 100 metrów. Przechodzimy tunelem przebitym pod królewskimi ogrodami i wchodzimy na plażę.

Jest jednak trochę krótsza od poprzedniej i po półgodzinnym spacerze dochodzimy do stóp góry Igueldo.

Mariola

Strony

Wyszukaj w trip4cheap