fajnie, że zajrzałaś , ja też zawsze lubię wspominać miejsca w których byłam, czytając relacje innych... i z reguły odkrywam wtedy - gdzie nie dotarłam , to zapraszam dalej ...
####
Napojone i wysiedziane w kafejce opuszczamy powoli przeuroczą Alcudię...
przechodzimy obok ładnego, zabytkowego budynku Ratusza z uroczą wieżyczką; niestety tego dnia była w remoncie... więc nici z widoków detali
szkoda..., bo to piękny budynek
jak nie jest w remoncie wygląda tak:
(fota zapozyczona z sieci)
baaardzo historyczne okno ratusza
w stronę bram miasta...
idąc na przystanek powrotny, wpada nam w oko mały lokalny autobusik kursujacy tu na krótkiej trasie pomiędzy Alcudią a oddalonym o jakies 3 km Port de Alcudia;
kierowca macha do nas, czy wsiadamy czy nie ? ... (???......) - jest jeszcze dośc wcześnie ok. 15, wiec szybka decyzja - wsiadamy i podjeżdżamy tam, wszak nie będziemy przecież w tym skwarze popylać 3 kilosy!
kilka minut i wysiadamy....
Port de Alcudia - to niejako zupełnie inna część tego samego miasta; choć poza granicami miasta, bo 3 km dalej od staromiejskiej Alcudii;
leży nad samym morzem; w średniowieczu ta część miasta służyła mieszkańcom jako punkt obserwacyjny dla obrony Alcudii przed nękającymi miasto piratami. Dziś to bardzo popularny ośrodek turystyczny z dużą mariną jachtową, gdzie cumują niezliczone ilości wszelkich stateczków, łódek, jachcików i wielkich jachtów ; Port de Alcudia oczywiście pełen jest licznych hoteli, apartamentów, knajp i sklepików czyli jest tu wszystko czego potrzebuje przeciętny turysta, a zwłaszcza ładne, piaszczyste i szerokie plaże z bialutkim tutaj piaseczkiem, które ciągną się w zatoce blisko na 15 km! ;
idziemy w stronę plazy
marina jak marina....
niczym szczególnym się nie wyróżnia...
poszłysmy kawał wzdłuż zatoki, tam gdzie jest bardziej kameralnie, ale ani checi do plażowania (nawet nie miałyśmy na sobie kostiumów pod ciuchami) ani pogoda ku temu nie zbyt odpowienia (za duży gorąc!) , więc na łażeniu się skończyło....
znalazłyśmy miejscówkę - to znów klapen dupen
i kolejne
i około godz 16-17 wysiadłysmy pod Ratuszem w naszym Can Picafort....
trochę się umęczyłyśmy tego dnia, głównie tym słońcem; ale wróciłyśmy i po szybkim prysznicu, kumpela do basenu, ja do plazowego baru z widokiem... a u nas cisza, spokój, brak tłumków.... no sielanka!
jeszcze hotelowe jedzonko i mozna pożyć!
(hotel karmił dobrze (jak na hotel), mnóstwo ryb i innych rybowatych i masa wszelkiego innego mięsiwa i dodatków...
Piea zwiedzam razem z toba. Alcudia piekne miasteczko z "górskimi uliczkami. Pamiątki przyciągnęły moje oko. Ten niebieściutki "talerzyk" do powieszenia z wyspą, super -to ceramika??. A ten powyżej z jaszczurką - z identycznym motywem mamy talerzyk z Gran Canarii.
(nie, to nie była ceramika, jakieś takie blaszane podstawki pod szklanki podklejane od spodu korkiem, lub zawieszka do powieszenia; ja tylko patrzyłam i fociłam podczas gdy moja kumpela buszowała po półkach... )
***********
kolejny dzionek - postanawiamy odwiedzić jedno z najpopularniejszych miejsc na wyspie; dla wielu wręcz sztandarowe! chcemy wybrac się na słynny Półwysep Formentor, ale jak się tam dostać? droga tam kręta, wąska i górzysta ,zatem pokonanie tej trasy wynajętym autkiem w naszym przypadku nie wchodziło w grę; wśród naszej dwójki nie było chętnej za kierownicę…, obie jesteśmy "niedzielnymi kierowcami" ; zresztą ja na wyjazdach bez męża, nigdy auta nie wypożyczam, za dużo stresu
dowiadujemy się już dzień wcześniej, że lokalnym autobusem też można się tam dostać, ale ten z napisem „Formentor” na wyświetlaczu – ostatni przystanek ma 8 km przed tym, co chciałyśmy zobaczyć , więc totalna kiszka! , uznałyśmy zatem, że najwygodniej będzie zakupić po prostu jakąś wycieczkę ; tylko pytanie gdzie?
otóż rezydenci naszej "Itaki" obsługują tu na północy po kilka hoteli na jednego rezydenta ; niestety spotkanie z takim rezydentem w naszym hotelu wyznaczono dopiero na wtorek w południe! (czyli dziś!) Jest to więc o tyle bez sensu, bo przecież nikt nie będzie siedział cały dzień w hotelu i czekał na rezydenta! , więc kupiłyśmy sobie interesującą nas wycieczkę w pobliskiej agencji turystycznej ; hiszpański organizator, który jest tu dość znany i popularny i ciekawie się nazywa: : „ No Frills Excursions” , z usług którego korzystają tu głownie Niemcy i Anglicy.
jedziemy więc z samego rana razem z Angolami i Helmutami (i my dwie jedyne Polki) i zgodnie z nazwą naszego biura - bez żadnych „fanaberii” ; bus podjeżdża za minutę przed czasem, no ładnie z ich strony ; są bardzo punktualni ; nasza międzynarodowa grupa jest średnio duża, 20 osób! idzie przezyć! , zresztą to żadne tam zwiedzanie tylko po prostu dojazd, bo reszta jest "widokowa" ; więc wsiadamy i wio! kierunek Formentor!
w drodze pomiędzy naszym Can Picafort a Alcudią mijamy Rondo z Leżakiem
tak bedzie zdecydowanie wygodniej i bez stresu, no i będzie można napić się pifffka wiecie jak jest: zawiozą, pokażą, odwiozą…. człek o nic nie musi się martwić ; jak baran w stadzie baranów
ale..., żeby nie było tak miło..., nasz anglo-niemiecko języczny pilot nam mówi, że poranek mamy podobno zamglony...????
( o co chodzi? jakie mgły? pogoda z rana jest jak drut!) ale gościu tłumaczy wszystkim o co biega? , żeby uwierzyć mu na słowo, że tam na Formentorze jest mgła! i trzeba by przeczekać z godzinkę, aż te mgły opadną...
zatem po drodze mamy Alkudię ! i tam mają zamiar nas zawieźć
ale Miły Pan pilot mówi, że dziś mamy wtorek, a to jest dzień targowy w tym mieście (odbywa się tu cotygodniowy duzy targ lokalnych produktów) , więc kto chce i ma ochotę może pobuszować sobie po straganach, reszta - nie zainteresowana targiem - może iśc pozwiedzać sobie Alcudię; mamy tu równą godzinkę czasu (he he, w godzinkę i tak nie pozwiedzają za wiele, a na pewno nie połażą na spokojnie po murach!, wiec nasza wczorajsza wycieczka była świetnym pomysłem! ) ;
My zatem niczego już dziś nie będziemy tu zwiedzać, bo wszystko obczaiłyśmy wczoraj, ale na ten bazar idziemy!
8 OJRO za 1/2 kg czereśni to podobno dobra cena! ; w Polsce w tym czasie były ponad stówkę za kg , ale obyłyśmy się bez czereśni ....
targ jak to targ!
targ ja
moje oczy przykuwa ta ciekawa kiełbasa z mięsa czarnych tutejszych Świń!
słynna majorkańska sobrasada! bardzo smaczna (próbowałyśmy) , a nawet zakupiłyśmy do domu!
tylko ma mało "wyględny" wizerunek zewnętrzny - mówią tu na nią" fallusowa kiełbasa"
kiełbas różnych jest tu masa, ale właśnie ta sobrasada to Hit!
zresztą (poza tym jak wygląda ) jest naprawdę smaczna i całkowicie eko!
w zasadzie ten Targ- to wszedzie to samo: masa warzyw, owoców, kiełbas i ciuchów; my idziemy na piwko i czekamy na resztę; godzinka zleciała ino mig!
no to w drogę....
trasa piękna..., malownicza..., pokręcona...., i zero mgły!
ale jak dojechalismy na miejsce, okazuje się, że jeszcze jakieś opary się tam unoszą; widocznośc była jednak zamglona....
na półwyspie jest kilka punktów widokowych rozsianych wokół w różnych miejscach, skąd turyści podziwiają widoki i cykają fotki; my wjechaliśmy na parking przy punkcie
Mirador es Colomer, skąd pieszo idzie się wytyczoną ścieżką aż do ostatniego „widokowego” tarasu; a dalej już tylko morzeeee..... i widoki…widoki…widoki…
żeby dojśc do celu trzeba pokonać pewien dystans po schodkowo rozciągniętym tarasie-chodniku widokowym...
no i są widoczki, choć nie do końca klarowne....
czasu mamy tu mnóstwo... więc się nie spieszymy, ogladamy dokładnie i idziemy powolutku dalej....
ale z każdą chwilą napływa coraz więcej luda
no cóz, sa takie miejsca na wyspie, gdzie kazdy chce dotrzec i zobaczyć; Formentor z pewnością do takich miejsc należy!
ale co tu się musi dziać w sezonie??? w środku wakacji?
spojrzenie 200 metrów w dół!
może juz wystarczy!
nam się Formentor bardzo podobał! urokliwe miejscee, a na żywo robi spore wrażenie! , bo zdjęcia to wiadomo....
Witaj również Archernar , zajrzałeś tu do mnie, komentarz zostawiłeś, a ja zapomniałam Cię przywitać! zatem sorki i zapraszam dalej
z punktu widokowego, widać z Formentoru - nieodległy Port de pollentia- nadmorską częśc historycznego miasteczka Pollentia - schowanego kilka kilometów w głąb lądu (dokładnie tak ja z Alcudią- stare miasto wewnątrz lądu a częśc "Port" nad samym wybrzeżem)
Port de Pollentia jak na dłoni.....
łazimy tu jeszcze trochę (czasu wolnego mamy tu łacznie ok. 1,5 godzinki, więc mnóstwo na obejrzenie wszystkiego i cykanie fotek)
widok na drogę, którą tu przyjechaliśmy
wracamy na nasz hen hen w oddali widoczny tu parking (teraz dopiero widać ile luda przez ten czas przybyło....! zrobił się wręcz tłok , dobrze już mamy oglądanie Formentoru za sobą )
(apropos: dowiedziałyśmy się na miejscu, że droga na Cap de Formentor jest generalnie zamknięta dla pojazdów osobowych (??? dziwne?, bo osobówek tu całe mnóstwo! ) i faktycznie osobiście widziałam tam znaki zakazu wjazdu dla osobowych , ponoć chodzi o te niebezpieczne zakrętasy i dużą ilość kolarzy na trasie, ale osobówki oczywiście wjeżdżają tu bardzo licznie nic sobie nie robiąc z tych zakazów i mając je „w głębokim poważaniu” czyli w doo…. ;
podobno za kilka tygodni/miesięcy, jak już ludzie wrócą do domów i zapomną, że byli na Majorce - nagle przychodzą do nich mandaty za sprawką ukrytej tam kamery robiącej kierowcom fotki , ale nie wierzę, żeby namierzali tam wszystkich! bo sądząc po ilości wjeźdżąjących tu osobówek – ta kamera „rozkraczyłaby się” już pierwszego dnia od cykania tylu fotek na raz!
wsiadamy w naszego No Frills busa i jedziemy popatrzeć na skały z innego jeszcze miejsca
przez szybę :
i wysiadka tylko na momencik....
dalej organizaor wiezie nas do miejsca gdzie wsiadamy na statek i płyniom!
okazuje się, że teraz mamy czas na plazowanie i to AŻ 2 GODZINY!!!
Matko Boska! nie byłam ze 25 lat na plaży az przez 2 godziny!
no to sobie teraz poplażuję , tyle że zupełnie ta plaża do mnie nie "przemówiła"
dopłynęłiśmy do Playa de Formentor:
ludzi tu więcej jak wody!
poza tą główną i zatłoczoną plażą, owszem - miejsce dośc urokliwe, ale aż 2 godziny czasu wolnego, gdzie wokół nie ma nic to już lekka przesada! No cóż... to był mój najdłuższy pobyt na plaży od wielu wielu lat…. nie miałam gdzie uciec, więc ”se poplażowałam”, he he... na plus zasługuje fakt, że w tej zatoce, mimo, że to maj - woda była niespodziewanie ciepła
ale po 5 minutach poszłyśmy stąd dalej, do oddalonej i ZACIENIONEJ plażyczki; tam luda zupełnie nie było, bo zamiast piasku były skałki, ale nam wystarczyło to do połążenia; cisza, spokój i widoki....
mówią, że to jedno z najpiękniejszych miejsc na Majorce - słynna plaża w zatoce Cala Formentor na półwyspie Formentor (???) ; ja tam się na plażach nie znam ale widziałam ładniejsze..... , ale fakt, że jej bardziej naturalne oblicze i otoczonie sosnami - robiło przyjemne wrazenie; w cieniu można było trochę odpocząć.... i popatrzeć na kryształowo czystą wodę
w oddali majączą dwie małe wyspeki : Illa de Formentor i Illa del Gallet - zamieszkałe tylko przez ptaszki
po godzinie mamy jednak dość! jak czasu ma się gdzieś za dużo- to ten wlecze się niemiłosiernie....!
zabieramy się stąd i idziemy do jedynego tu punktu gdzie dają jakieś żarełko (woda wyciąga, więc żołądki nam się upomniały )
ale...
ów jedyny sklepo-bar dostępny w tym miejscu miał monopol na wszystko bez żadnej konkurencji; niestety bez najmniejszej dbałości o turystę, który spragniony... przecież i tak kupi co musi...! zatem paella była tu i nieapetycznie wyglądająca i niesmaczna a piwo podawali w plastikowych kubkach! A fuj!
no i doczekałyśmy się wreszcie końca tej dłuuuużącej się przerwy, gdzie poplażowałam sobie tu chyba za wszystkie czasy! )
z Palaya de Formentor mamy bilety na statek powrotny ; pakujemy się więc na górny pokład i ok 45 minut płyniemy do Port de Pollentia, gdzie znów dostajemy ok.40 min wolnego czasu; stamtąd wyruszamy już późnym popołudniem do hoteli i wracamy do Can Picafort prosto na kolację
Widoki na klify i z dołu i z góry piękne a plaże faktycznie takie sobie chociaż ujęcia z kamieniami i iglakami przy tym kolorze wody ładne no i żeby jeszcze tego luda nie było to bym tam troszke mogła posiedzieć))
Widoki na klify i z dołu i z góry piękne a plaże faktycznie takie sobie chociaż ujęcia z kamieniami i iglakami przy tym kolorze wody ładne no i żeby jeszcze tego luda nie było to bym tam troszke mogła posiedzieć))
Kasia, ano na dwie rzeczy turysta nie ma wpływu na urlopie: na pogodę i ilość ludzi w odwiedzanych miejscach!
(no chyba, że sobie wypoczywamy na jakiejs prywatnej wyspie u znajomego milionera - wtedy będą z pewnością gwarantowane pustki! )
a tak w ogóle- to Playa de Formentor jest z reguły odwiedzana dość tłumnie (zwłaszcza przed sezonem, bo w maju, wiadomo- woda w morzu jest zimna ale ta zatoka jest płytka i słynie z ciepłych wód, stąd ludki szturmem się tam udają -zwłaszcza miłośnicy kąpieli morskich ....
no nie każdy lubi morsować większość woli jednak nieco cieplejsze wody...
dzień 4 - kolejny dzień to dylemat.... co robimy? na dziś miłayśmy zaplanowaną stolicę, wszak słynną Palmę zobaczyc trzeba! ale
chciałyśmy też koniecznie zobaczyć największą atrakcję wyspy: polecaną, zachwalaną i wysoko ocenianą atrakcję jaką jest przejazd serpentynami przez góry Sierra de Tramuntana i słynna zatoczka w Sa Colabra ; sposóbów dostania się tam jest kilka: oprócz własnego autka (no Chapeau Bas! dla kierowców udających się tam !!! ) masa wycieczek z przeróznymi organizatorami, ale róznią się bardzo tym co zawierają: najczęściej jest to sama jazda tą słynną drogą, wizyta w Sa Calobra i powrót statkiem do Soller a dalej autobusem do hoteli ; jakoś to nas nie "rajcowało" , chciałysmy jeszcze w pakiecie i tramwaj i pociąg i klasztor po drodze, (jak już jechać- to ze wszystkim w pakiecie! ) ale ni cholery nie mogłyśmy namierzyć tej "naszej" rezydentki ; a agencja No Frills Excursions, miała tą wycieczkę w ofercie właśnie w tej wersji uboższej (bez jazdy słynnym zabytkowym pociągiem) ; była tez oferta hotelowa, gdzie wypytałysmy w recepcji o szczegóły, ale tam mieli jakieś chore ceny za bilety na statek, tramwaj i pociąg, za copłaciło się pilotowi osobno a za samą wycieczkę tez osobno) , dziwne to jakieś.....; w końcu nasza rezydentka oddzwoniła do nas rano przy śniadanku (po chyba 20-próbach połączenia z nią! i udało się nam dogadać wszystko p/ telefon, ale warunek : dzisiaj za 15 minut zbiórka albo dopiero w sobotę!
Matko Jedyna!!! nie zdążyłam nawet wypić kawy i biegusiem się ogarnęłyśmy i czekałyśmy za chwilę pod hotelem! uff...
(i tak miałysmy podobno szczęście, że były jeszcze miejsca, bo wycieczka jest mocno oblegana, jak się okazało)
kolejny fart polegal na tym, że autokar Itaki przyjechał po nas pusty! , bo Can Picafort to pierwsza miejscowość od której zaczynali "zbierać" uczestników z autobusu wyskakuje chłopak (jak się okazało to fenomenalny przewodnik Rysio, zwany na wyspie "Ricky" ) , i voila , zaprasza nas do puściutkiego autokaru - więc zasiadamy sobie w najlepszym z możliwych miejsc (bez dopłaty) i wio !
z tego hotelu (Tonga Tower) zabraliśmy chyba ze 30 osób (najbardziej oblegany w tej częsci zatoki alkudyjskiej p/ klientów Itaki, i nie mam pojęcia dlaczego? ani on ładny , ani "zlokalizowany" bo kawał drogi od plaży! (ale ludzie mają różne gusta przecież... )
a czy wyspa fajna... ? to sie okaże ! , wiesz... nie każdy lubi "odpoczywać" tak jak ja - ale co tam widziałam - to Wam pokażę i szczerze opiszę wrażenia...
Cześć Mabro
fajnie, że zajrzałaś
, ja też zawsze lubię wspominać miejsca w których byłam, czytając relacje innych... i z reguły odkrywam wtedy - gdzie nie dotarłam
, to zapraszam dalej ...
####
Napojone i wysiedziane w kafejce opuszczamy powoli przeuroczą Alcudię...
przechodzimy obok ładnego, zabytkowego budynku Ratusza z uroczą wieżyczką; niestety tego dnia była w remoncie... więc nici z widoków detali
szkoda..., bo to piękny budynek
jak nie jest w remoncie wygląda tak:
(fota zapozyczona z sieci)
baaardzo historyczne okno ratusza
w stronę bram miasta...
idąc na przystanek powrotny, wpada nam w oko mały lokalny autobusik kursujacy tu na krótkiej trasie pomiędzy Alcudią a oddalonym o jakies 3 km Port de Alcudia;
kierowca macha do nas, czy wsiadamy czy nie ? ... (???......) - jest jeszcze dośc wcześnie ok. 15, wiec szybka decyzja - wsiadamy i podjeżdżamy tam, wszak nie będziemy przecież w tym skwarze popylać 3 kilosy!
kilka minut i wysiadamy....
Port de Alcudia - to niejako zupełnie inna część tego samego miasta; choć poza granicami miasta, bo 3 km dalej od staromiejskiej Alcudii;
leży nad samym morzem; w średniowieczu ta część miasta służyła mieszkańcom jako punkt obserwacyjny dla obrony Alcudii przed nękającymi miasto piratami. Dziś to bardzo popularny ośrodek turystyczny z dużą mariną jachtową, gdzie cumują niezliczone ilości wszelkich stateczków, łódek, jachcików i wielkich jachtów ; Port de Alcudia oczywiście pełen jest licznych hoteli, apartamentów, knajp i sklepików czyli jest tu wszystko czego potrzebuje przeciętny turysta, a zwłaszcza ładne, piaszczyste i szerokie plaże z bialutkim tutaj piaseczkiem, które ciągną się w zatoce blisko na 15 km! ;
idziemy w stronę plazy
marina jak marina....
niczym szczególnym się nie wyróżnia...
poszłysmy kawał wzdłuż zatoki, tam gdzie jest bardziej kameralnie, ale ani checi do plażowania (nawet nie miałyśmy na sobie kostiumów pod ciuchami) ani pogoda ku temu nie zbyt odpowienia (za duży gorąc!) , więc na łażeniu się skończyło....
znalazłyśmy miejscówkę - to znów klapen dupen
i kolejne
i około godz 16-17 wysiadłysmy pod Ratuszem w naszym Can Picafort....
trochę się umęczyłyśmy tego dnia, głównie tym słońcem; ale wróciłyśmy i po szybkim prysznicu, kumpela do basenu, ja do plazowego baru z widokiem... a u nas cisza, spokój, brak tłumków.... no sielanka!
jeszcze hotelowe jedzonko i mozna pożyć!
(hotel karmił dobrze (jak na hotel), mnóstwo ryb i innych rybowatych i masa wszelkiego innego mięsiwa i dodatków...
i dzień się skończył ..... i Dobranoc!
Piea
Piea zwiedzam razem z toba. Alcudia piekne miasteczko z "górskimi uliczkami. Pamiątki przyciągnęły moje oko. Ten niebieściutki "talerzyk" do powieszenia z wyspą, super -to ceramika??. A ten powyżej z jaszczurką - z identycznym motywem mamy talerzyk z Gran Canarii.
Hej Asia, zapraszam, zapraszam...
(nie, to nie była ceramika, jakieś takie blaszane podstawki pod szklanki podklejane od spodu korkiem, lub zawieszka do powieszenia; ja tylko patrzyłam i fociłam podczas gdy moja kumpela buszowała po półkach... )
***********
kolejny dzionek - postanawiamy odwiedzić jedno z najpopularniejszych miejsc na wyspie; dla wielu wręcz sztandarowe! chcemy wybrac się na słynny Półwysep Formentor, ale jak się tam dostać? droga tam kręta, wąska i górzysta ,zatem pokonanie tej trasy wynajętym autkiem w naszym przypadku nie wchodziło w grę; wśród naszej dwójki nie było chętnej za kierownicę…, obie jesteśmy "niedzielnymi kierowcami" ; zresztą ja na wyjazdach bez męża, nigdy auta nie wypożyczam, za dużo stresu
dowiadujemy się już dzień wcześniej, że lokalnym autobusem też można się tam dostać, ale ten z napisem „Formentor” na wyświetlaczu – ostatni przystanek ma 8 km przed tym, co chciałyśmy zobaczyć
, więc totalna kiszka! , uznałyśmy zatem, że najwygodniej będzie zakupić po prostu jakąś wycieczkę ; tylko pytanie gdzie?
otóż rezydenci naszej "Itaki" obsługują tu na północy po kilka hoteli na jednego rezydenta
; niestety spotkanie z takim rezydentem w naszym hotelu wyznaczono dopiero na wtorek w południe! (czyli dziś!) Jest to więc o tyle bez sensu, bo przecież nikt nie będzie siedział cały dzień w hotelu i czekał na rezydenta!
, więc kupiłyśmy sobie interesującą nas wycieczkę w pobliskiej agencji turystycznej ; hiszpański organizator, który jest tu dość znany i popularny i ciekawie się nazywa: : „ No Frills Excursions”
, z usług którego korzystają tu głownie Niemcy i Anglicy.
jedziemy więc z samego rana razem z Angolami i Helmutami (i my dwie jedyne Polki)
i zgodnie z nazwą naszego biura - bez żadnych „fanaberii” ; bus podjeżdża za minutę przed czasem, no ładnie z ich strony ; są bardzo punktualni
; nasza międzynarodowa grupa jest średnio duża, 20 osób! idzie przezyć! , zresztą to żadne tam zwiedzanie tylko po prostu dojazd, bo reszta jest "widokowa" ; więc wsiadamy i wio! kierunek Formentor!
w drodze pomiędzy naszym Can Picafort a Alcudią mijamy Rondo z Leżakiem
tak bedzie zdecydowanie wygodniej i bez stresu, no i będzie można napić się pifffka
wiecie jak jest: zawiozą, pokażą, odwiozą…. człek o nic nie musi się martwić ; jak baran w stadzie baranów
ale..., żeby nie było tak miło..., nasz anglo-niemiecko języczny pilot nam mówi, że poranek mamy podobno zamglony...????
( o co chodzi? jakie mgły? pogoda z rana jest jak drut!) ale gościu tłumaczy wszystkim o co biega? , żeby uwierzyć mu na słowo, że tam na Formentorze jest mgła!
i trzeba by przeczekać z godzinkę, aż te mgły opadną...
zatem po drodze mamy Alkudię ! i tam mają zamiar nas zawieźć
ale Miły Pan pilot mówi, że dziś mamy wtorek, a to jest dzień targowy w tym mieście (odbywa się tu cotygodniowy duzy targ lokalnych produktów) , więc kto chce i ma ochotę może pobuszować sobie po straganach, reszta - nie zainteresowana targiem - może iśc pozwiedzać sobie Alcudię; mamy tu równą godzinkę czasu (he he, w godzinkę i tak nie pozwiedzają za wiele, a na pewno nie połażą na spokojnie po murach!, wiec nasza wczorajsza wycieczka była świetnym pomysłem!
) ;
My zatem niczego już dziś nie będziemy tu zwiedzać, bo wszystko obczaiłyśmy wczoraj, ale na ten bazar idziemy!
8 OJRO za 1/2 kg czereśni to podobno dobra cena!
; w Polsce w tym czasie były ponad stówkę za kg
, ale obyłyśmy się bez czereśni .... 
targ jak to targ!
targ ja
moje oczy przykuwa ta ciekawa kiełbasa z mięsa czarnych tutejszych Świń!
słynna majorkańska sobrasada! bardzo smaczna (próbowałyśmy) , a nawet zakupiłyśmy do domu!
tylko ma mało "wyględny" wizerunek zewnętrzny
- mówią tu na nią" fallusowa kiełbasa" 
kiełbas różnych jest tu masa, ale właśnie ta sobrasada to Hit!
zresztą (poza tym jak wygląda
) jest naprawdę smaczna i całkowicie eko!
w zasadzie ten Targ- to wszedzie to samo: masa warzyw, owoców, kiełbas i ciuchów; my idziemy na piwko i czekamy na resztę; godzinka zleciała ino mig!
no to w drogę....
trasa piękna..., malownicza..., pokręcona...., i zero mgły!
ale jak dojechalismy na miejsce, okazuje się, że jeszcze jakieś opary się tam unoszą; widocznośc była jednak zamglona....
na półwyspie jest kilka punktów widokowych rozsianych wokół w różnych miejscach, skąd turyści podziwiają widoki i cykają fotki; my wjechaliśmy na parking przy punkcie
Mirador es Colomer, skąd pieszo idzie się wytyczoną ścieżką aż do ostatniego „widokowego” tarasu; a dalej już tylko morzeeee..... i widoki…widoki…widoki…
żeby dojśc do celu trzeba pokonać pewien dystans po schodkowo rozciągniętym tarasie-chodniku widokowym...
no i są widoczki, choć nie do końca klarowne....
czasu mamy tu mnóstwo... więc się nie spieszymy, ogladamy dokładnie i idziemy powolutku dalej....
ale z każdą chwilą napływa coraz więcej luda
no cóz, sa takie miejsca na wyspie, gdzie kazdy chce dotrzec i zobaczyć; Formentor z pewnością do takich miejsc należy!
ale co tu się musi dziać w sezonie??? w środku wakacji?
spojrzenie 200 metrów w dół!
może juz wystarczy!
nam się Formentor bardzo podobał! urokliwe miejscee, a na żywo robi spore wrażenie! , bo zdjęcia to wiadomo....
jutro ciag dalszy...
Piea
Fakt, przepiękne miejsce i cudne widoki .Nie dotarłam tam i widzę,że jest czego żałować
No trip no life
hej Nel, fajnie że zaglądasz
Witaj również Archernar
, zajrzałeś tu do mnie, komentarz zostawiłeś, a ja zapomniałam Cię przywitać! zatem sorki i zapraszam dalej 
z punktu widokowego, widać z Formentoru - nieodległy Port de pollentia- nadmorską częśc historycznego miasteczka Pollentia - schowanego kilka kilometów w głąb lądu (dokładnie tak ja z Alcudią- stare miasto wewnątrz lądu a częśc "Port" nad samym wybrzeżem)
Port de Pollentia jak na dłoni.....
łazimy tu jeszcze trochę (czasu wolnego mamy tu łacznie ok. 1,5 godzinki, więc mnóstwo na obejrzenie wszystkiego i cykanie fotek)
widok na drogę, którą tu przyjechaliśmy
wracamy na nasz hen hen w oddali widoczny tu parking (teraz dopiero widać ile luda przez ten czas przybyło....!
zrobił się wręcz tłok , dobrze już mamy oglądanie Formentoru za sobą
)
(apropos: dowiedziałyśmy się na miejscu, że droga na Cap de Formentor jest generalnie zamknięta dla pojazdów osobowych (??? dziwne?, bo osobówek tu całe mnóstwo!
) i faktycznie osobiście widziałam tam znaki zakazu wjazdu dla osobowych
, ponoć chodzi o te niebezpieczne zakrętasy i dużą ilość kolarzy na trasie, ale osobówki oczywiście wjeżdżają tu bardzo licznie nic sobie nie robiąc z tych zakazów i mając je „w głębokim poważaniu” czyli w doo….
;
podobno za kilka tygodni/miesięcy, jak już ludzie wrócą do domów i zapomną, że byli na Majorce - nagle przychodzą do nich mandaty za sprawką ukrytej tam kamery robiącej kierowcom fotki
, ale nie wierzę, żeby namierzali tam wszystkich! bo sądząc po ilości wjeźdżąjących tu osobówek – ta kamera „rozkraczyłaby się” już pierwszego dnia od cykania tylu fotek na raz! 
wsiadamy w naszego No Frills busa i jedziemy popatrzeć na skały z innego jeszcze miejsca
przez szybę :
i wysiadka tylko na momencik....
dalej organizaor wiezie nas do miejsca gdzie wsiadamy na statek i płyniom!
okazuje się, że teraz mamy czas na plazowanie i to AŻ 2 GODZINY!!!
Matko Boska! nie byłam ze 25 lat na plaży az przez 2 godziny!
no to sobie teraz poplażuję , tyle że zupełnie ta plaża do mnie nie "przemówiła"
dopłynęłiśmy do Playa de Formentor:
ludzi tu więcej jak wody!
poza tą główną i zatłoczoną plażą, owszem - miejsce dośc urokliwe, ale aż 2 godziny czasu wolnego, gdzie wokół nie ma nic to już lekka przesada!
No cóż... to był mój najdłuższy pobyt na plaży od wielu wielu lat…. nie miałam gdzie uciec, więc ”se poplażowałam”, he he...
na plus zasługuje fakt, że w tej zatoce, mimo, że to maj - woda była niespodziewanie ciepła 
ale po 5 minutach poszłyśmy stąd dalej, do oddalonej i ZACIENIONEJ plażyczki; tam luda zupełnie nie było, bo zamiast piasku były skałki, ale nam wystarczyło to do połążenia; cisza, spokój i widoki....
mówią, że to jedno z najpiękniejszych miejsc na Majorce - słynna plaża w zatoce Cala Formentor na półwyspie Formentor (???) ; ja tam się na plażach nie znam
ale widziałam ładniejsze.....
, ale fakt, że jej bardziej naturalne oblicze i otoczonie sosnami - robiło przyjemne wrazenie; w cieniu można było trochę odpocząć.... i popatrzeć na kryształowo czystą wodę
w oddali majączą dwie małe wyspeki : Illa de Formentor i Illa del Gallet - zamieszkałe tylko przez ptaszki
po godzinie mamy jednak dość! jak czasu ma się gdzieś za dużo- to ten wlecze się niemiłosiernie....!
zabieramy się stąd i idziemy do jedynego tu punktu gdzie dają jakieś żarełko (woda wyciąga, więc żołądki nam się upomniały )
ale...
ów jedyny sklepo-bar dostępny w tym miejscu miał monopol na wszystko bez żadnej konkurencji; niestety bez najmniejszej dbałości o turystę, który spragniony... przecież i tak kupi co musi...! zatem paella była tu i nieapetycznie wyglądająca i niesmaczna a piwo podawali w plastikowych kubkach! A fuj!
no i doczekałyśmy się wreszcie końca tej dłuuuużącej się przerwy, gdzie poplażowałam sobie tu chyba za wszystkie czasy!
)
z Palaya de Formentor mamy bilety na statek powrotny ; pakujemy się więc na górny pokład i ok 45 minut płyniemy do Port de Pollentia, gdzie znów dostajemy ok.40 min wolnego czasu; stamtąd wyruszamy już późnym popołudniem do hoteli i wracamy do Can Picafort prosto na kolację
i dopływamy do Port de Pollentia...
i dopływamy do Mariny w Port de Pollentia
jeszcze kolacja na koniec dnia...
Piea
Widoki na klify i z dołu i z góry piękne
a plaże faktycznie takie sobie chociaż ujęcia z kamieniami i iglakami przy tym kolorze wody ładne
no i żeby jeszcze tego luda nie było to bym tam troszke mogła posiedzieć))
Żeby nie było, że ja nie zaglądam...
A tak w ogóle, to bardzo fajna wyspa (nie byłem)
Jorguś
Kasia, ano na dwie rzeczy turysta nie ma wpływu na urlopie: na pogodę i ilość ludzi w odwiedzanych miejscach!
(no chyba, że sobie wypoczywamy na jakiejs prywatnej wyspie u znajomego milionera
- wtedy będą z pewnością gwarantowane pustki!
)
a tak w ogóle- to Playa de Formentor jest z reguły odwiedzana dość tłumnie (zwłaszcza przed sezonem, bo w maju, wiadomo- woda w morzu jest zimna ale ta zatoka jest płytka i słynie z ciepłych wód, stąd ludki szturmem się tam udają -zwłaszcza miłośnicy kąpieli morskich ....
no nie każdy lubi morsować
większość woli jednak nieco cieplejsze wody... 
Piea
dzień 4 - kolejny dzień to dylemat.... co robimy? na dziś miłayśmy zaplanowaną stolicę, wszak słynną Palmę zobaczyc trzeba! ale
chciałyśmy też koniecznie zobaczyć największą atrakcję wyspy: polecaną, zachwalaną i wysoko ocenianą atrakcję jaką jest przejazd serpentynami przez góry Sierra de Tramuntana i słynna zatoczka w Sa Colabra ; sposóbów dostania się tam jest kilka: oprócz własnego autka (no Chapeau Bas! dla kierowców udających się tam
!!! ) masa wycieczek z przeróznymi organizatorami, ale róznią się bardzo tym co zawierają: najczęściej jest to sama jazda tą słynną drogą, wizyta w Sa Calobra i powrót statkiem do Soller a dalej autobusem do hoteli ; jakoś to nas nie "rajcowało"
, chciałysmy jeszcze w pakiecie i tramwaj i pociąg i klasztor po drodze, (jak już jechać- to ze wszystkim w pakiecie!
) ale ni cholery nie mogłyśmy namierzyć tej "naszej" rezydentki ; a agencja No Frills Excursions, miała tą wycieczkę w ofercie właśnie w tej wersji uboższej (bez jazdy słynnym zabytkowym pociągiem) ; była tez oferta hotelowa, gdzie wypytałysmy w recepcji o szczegóły, ale tam mieli jakieś chore ceny za bilety na statek, tramwaj i pociąg, za copłaciło się pilotowi osobno a za samą wycieczkę tez osobno) , dziwne to jakieś.....; w końcu nasza rezydentka oddzwoniła do nas rano przy śniadanku (po chyba 20-próbach połączenia z nią!
i udało się nam dogadać wszystko p/ telefon, ale warunek : dzisiaj za 15 minut zbiórka albo dopiero w sobotę!
Matko Jedyna!!! nie zdążyłam nawet wypić kawy i biegusiem się ogarnęłyśmy i czekałyśmy za chwilę pod hotelem! uff...
(i tak miałysmy podobno szczęście, że były jeszcze miejsca, bo wycieczka jest mocno oblegana, jak się okazało)
kolejny fart polegal na tym, że autokar Itaki przyjechał po nas pusty!
, bo Can Picafort to pierwsza miejscowość od której zaczynali "zbierać" uczestników
z autobusu wyskakuje chłopak (jak się okazało to fenomenalny przewodnik Rysio, zwany na wyspie "Ricky"
) , i voila
, zaprasza nas do puściutkiego autokaru - więc zasiadamy sobie w najlepszym z możliwych miejsc (bez dopłaty) i wio ! 
z tego hotelu (Tonga Tower) zabraliśmy chyba ze 30 osób (najbardziej oblegany w tej częsci zatoki alkudyjskiej p/ klientów Itaki, i nie mam pojęcia dlaczego? ani on ładny , ani "zlokalizowany" bo kawał drogi od plaży! (ale ludzie mają różne gusta przecież... )
przed nami Selva
Piea
Witaj Jorguś
, super, że i Ty zaglądasz 
a czy wyspa fajna... ? to sie okaże ! , wiesz... nie każdy lubi "odpoczywać" tak jak ja
- ale co tam widziałam - to Wam pokażę i szczerze opiszę wrażenia...
Piea