Dzisiaj będzie nieco o…. bocianach, bo bocian, to oprócz wina - niezaprzeczalnie symbol Alzacji ; choć dla nas Polaków w kwestii bocianiej – to nic nowewgo i pewnie nas nie zaskoczą ich ilością, bo my mamy ich z całą pewnością więcej, ale w Alzacji panuje nieco ogólno-regionalny „fioł” na punkcie tego pięknego, biało-czerwonego ptaka!
Historycznie, czyli kiedyś - bocianów w Alzacji było naprawdę mnóstwo; przez wiele wieków były nieodłączną częścią alzackiego krajobrazu; co roku bardzo licznie powracały każdej wiosny z Afryki, obwieszczając swą obecnością koniec zimy, ale mniej więcej 50 lat temu, bociany zaczęły nagle znikać z krajobrazu Alzacji i ten stan trwał przez kilka kolejnych dekad. Przyczyną tego stanu rzeczy były susze a tym samym zanikanie łąk bogatych w bociani pokarm, również niestety zdarzały się tu liczne porażenia prądem na niezabezpieczonych słupach energetycznych, na których bociany traciły życie - efektem czego były liczby – pokazujące drastyczny spadek ich ilości – tylko w jednej przykładowej wiosce liczba bocianich par spadła ze 150 do 10
Bociany w Alzacji są wszędzie...., na wsiach to nic niezwykłego, ale one są tu też w miastach! na wieżach i dachach kościołów, na dzwonnicach, na zamkowych basztach, itd....; u nas raczej nie widuje się ich w miastach, a tam są i owszem! przy czym rzecz jasna skala alzackich miast to nie jest przykładowo coś jak wielkość Warszawy! , bo nawet największy Strassburg ma mniej mieszkańców niż np. w Bydgoszczy, ale jednak nawet w naszych mniejszych miasteczkach - widok bociana to raczej rzadkość.
W Strasburgu jest nawet uliczka(podobno nie jedna) , gdzie nieomal na każdym drzewie "zainstalowało się" bocianie gniazdo!
są oczywiście w gniazdach i łażą po łąkach, ale ..... występują też bardzo licznie jako pamiątki i liczne gadżety, ale i wszelkie dekoracje: zdobią okna, drzwi, szyldy, wystepują jako malunki na elewacjach , itd... wszędzie totalny bocianoland!
Obecnie Alzatczycy prowadzą na dość intensywną skalę reintrodukcję tego ptaka i to z bardzo dobrym skutkiem, bo bociany wciąż wracają do Alzacji i są tu coraz liczniejsze; połowa z nich migruje na zimę do Afryki, a druga leci tylko do Hiszpanii i i tam pozostaje do wiosny ale spora część alzackich bocianów w ogóle nie odlatuje pozostając na zimę w Alzacji pod bacznym okiem i opieką Stowarzyszenia Ochrony i reintrodukcji bocianów
Alzatczycy bardzo się cieszą z coraz liczniejszych bocianich rodzin, bo ten od wieków był tu uznawany za symbol szczęścia i wierności.
Tu, w Alzacji bociany również trudnią się swoim odwiecznym zadaniem i oczywiście,jakżeby inaczej - przynoszą dzieci a jeśli jakieś alzackie dziecko zechce mieć braciszka lub siostrzyczkę, muszą zostawić im na parapecie okna - kostkę cukru, który przyciągnie bociana, a ten w podziękowaniu za słodką ucztę, zostawi cenne zawiniątko z małym bobaskiem
Kolejnego dnia kręcimy się jeszcze po Strasbourgu (po raz ostatni) bo Alzacja to przecież nie tylko Strassbourg! i trzeba odkrywac dalej inne miejsca...
Zaglądamy do ciekawej świątyni - zbudowanej jeszcze w czasach, gdy Alzacja była niemiecka; to kosciół Św. Tomasza- pierwotnie protestancki, ale po zajęciu Alzacji przez Francuzów w 1681 roku- Katedra ta została oddana katolikom i stała się główną światynią ewangelicką w całym regionie.
kościół zbudowany został z lokalnego, charakterystycznego dla regionu czerwonego piaskowca z Vosges, który mieni sie bardziej na różowo jak czerwono
widok na prezbiterium
koscioł ten odwiedził kiedys Mozart zachwycając się znajdującymi sie tu słynnymi organami o pięknym brzmieniu
memento mori...
piękna rozeta z oryginalnym, średniowiecznym witrażem z ołowianymi łączeniami
i wracamy ....
trochę buszujemy po sklepikach i żegnamy się ze Strassburgiem....
i jedziemy p/ alzacką wieś.... podziwiając pięknie kwitnące o tej porze roku pola rzepaku....
Dziś będzie o czymś baaaaardzo przyjemnym.... - dziś "porozmawiamy" o winie.... - i to nie byle jakim, bo Alzackim! - czyli winie doprawdy szczególnym...
Podróż po tym malutkim regionie - wzdłuż słynnego d’Alsace Route du Vin - alzackiego Szlaku Winnego to przygoda sama w sobie; dla mnie o tyle wspaniała , bo jestem "straszna winiara" - wprost uwielbiam i pijam namiętnie, szczególnie wina wytrawne! , choć w ilościach mocno przyzwoitych i gdziekolwiek jestem w jakimś "winnym" regionie - to zawsze szwędam się po jakichś winnicach, które uwielbiam odkrywać...
Alzacki szlak winny to ok. 150-kilometrowa trasa wiodąca pomiędzy pasmem pofałdowanych lekko Wogezów a Doliną Renu. To szlak niezwykle barwny i malowniczy z setkami raczej niewielkich choć bardzo licznych tu winnic i małych zameczków, różnych ruin i samotnych wieżyczek stojących gdzie niegdzie na wzgórzach Wogezów, niezliczona ilość urokliwych wiosek, z mnóstwem malutkich miasteczek z brukowanymi uliczkami, barwnymi ryneczkami i ciągnącymi się nieskończenie wzdłuż uliczek z "pokratkowanymi" szachulcem domkami - a to wszystko wśród wszechobecnie porastających winorośli....
Okazuje się, że początki alzackiego winiarstwa sięgają tu aż czasów rzymskich, a królują tu niezmiennie od lat szczepy win białych: głównie riesling, gewurztraminer, sylvaner, pinot gris, pinot blanc, muskat i jedyne produkowane tu czerwone wino: pinot noir.
Alzackie białe wina zaburzyły moją dotychczasową wiedzę o winach w ogóle; są nieprawdopodobnie aromatyczne, o bogatym bukiecie smakowo-zapachowym, wykwintne, delikatne, wyrafinowane... i mimo, że są bardzo wytrawne - to pijąc je czujemy wręcz słodycz na podniebieniu , a nie żaden cierpki posmak czy goryczkę!
Brakuje mi aż przymiotników żeby je opisać; ponadto w fantastyczny sposób Alzatczycy posiedli jakąś tajemną wiedzę z czym te wina należy łączyć i w jaki sposób, żeby smakowały jeszcze lepiej.
Nie mam bladego pojęcia skąd oni to wiedzą, ale faktycznie odpowiednie zestawienie posiłku i wina to koronna dyscyplina Alzacji, a Alzatczycy mają po prostu jakiegoś totalnego hyzia na punkcie dopasowania odpowiedniego trunku do tego co mają akurat na talerzu , co innego pija się tu do serów typu camembert, a co innego do serów pleśniowych, jeszcze co innego do kapusty, ryb, mięs wieprzowych, gęsiny, itd. ... jakieś istne szaleństwo! i to dosłownie... jak pójdziecie do knajpy na konkretne alzackie danie - przykładowo niech to będzie np.
choucroute (szukrut) i zmówicie sobie do tego winko, które pija się do jakiegos sera- to kelner Wam tego nie przyniesie! - powie, że to profanacja wina i posiłku! , i że do tego dania - to on Wam przyniesie "prawidłowe" wino!
Dla przeciętnego człowieka ze wschodniej Europy (nie znawcy win) to zupełne, niezrozumiałe wariactwo, my bowiem nie przywiązujemy do tego aż takiej uwagi jakie wino pijemy do jakiego dania (choc to się oczywiście zmienia) ; z reguły wybieramy do posiłków gorących oczywiście jakieś wytrawne, ale dzielimy je już tylko na czerwone do mięs, a białe do ryb i owoców morza i bez zbytnich ceregieli przystępujemy do naszej kolacji...! - bo już sam fakt że w ogóle pijemy wino do posiłku jest generalnie czymś świątecznym samym w sobie; u nas nie ma aż takiej tradycji pijania wina do KAŻDEGO obiadu czy kolacji (przynajmniej w moim środowisku) ... - ale nie dla Alzatczyków!
Dla nich wino to nie jest w naszym rozumieniu - alkohol, to absolutnie nieodzowny element posiłku! i to zawsze musi być ODPOWIEDNIE Wino, a nie jakieś tam przypadkowe - to w Alzacji rzecz niedopuszczalna!; mało tego!- w Alzacji wino pija się w odpowiednich kieliszkach... ; Alzatczycy wierzą, że ich wino jest niespotykane i jedyne w swoim rodzaju ( ja też już w to wierzę ) , dlatego z należnym mu szacunkiem należy pijać je w niepowtarzalnych kieliszkach - takim w kształcie tulipana i jest zawsze na zielonej nóżce! - zupełnie niczemu to nie służy, ale się wyróżnia i chyba właśnie o to Alzatyczykom chodzi!
o alzackich winach będzie jeszcze obszerniej w kolejnych odcinkach....
Pierwszym naszym przystankiem na szlaku alzackich win - było malutkie i przeurocze miasteńko Ribeauvillé, w języku alemańskim (alzackim) brzmiące po helmutowsku Rappschwihr
gdzie powyżej miasteczka nad wzgórzami pełnymi winnic - górują ruiny jakiegoś zamczyska
winnice wokół tej miejscowości są urzekająco malownicze - wzgórza pełne winorośli pną sie tu jakby pionowo, a naprawdę strome zbocza tych winnych poletek wyglądają jak pomalowana w paski ściana
tutaj dośc popularne są tzw. la vignoble tous, gdzie płacimy ustaloną kwotę, (juz dokładnie nie pamietam ile? ale nie była to jakaś droga impreza) i dość dokładnie poznajemy daną winnicę, jej historię, historię założycieli i obecną rodzinę, produkcję i oczywiście degustację)
Takie winne degustacje są tu popularne też za free- po prostu wchodzimy do jakiegoś winnego przybytku (winstub'y), jakich tu całe mnótwo i własciciele bardzo chętnie dają do popróbowania kilka rodzajów swoich win - kupił nie kupił popróbowac można , tylko nalezy pamietać, że umiar jest tu bardzo wskazany - nawet w tych poczęstunkach , same się przekonałyśmy, że po takich wizytach w kilku winstubach można z nich wyjść.... nieźle zachwianym
rzadkie i jedyne czerwone alzackie wino z nazwą jak nazwa szczepu, z którego produkuje sie tu głownie wina różowe
Nel, Dana, Darek cieszę się bardzo , że i Wam udzielił się winny błogostan , bo w kwestii wina trudno znaleźć kogoś kto nie lubi! (ponoć tak jak z lodami ) ; tylko lody dobre są świeże, a z winem jest odwrotnie.... jest jak kobieta... im starsze, tym .... starsze
Oczywiście w temacie winnym - będzie jeszcze dalsza kontynuacja, bo to nie koniec opowieści o tym wybornym trunku....
Dzisiaj będzie nieco o…. bocianach, bo bocian, to oprócz wina - niezaprzeczalnie symbol Alzacji ; choć dla nas Polaków w kwestii bocianiej – to nic nowewgo i pewnie nas nie zaskoczą ich ilością, bo my mamy ich z całą pewnością więcej, ale w Alzacji panuje nieco ogólno-regionalny „fioł” na punkcie tego pięknego, biało-czerwonego ptaka!
Historycznie, czyli kiedyś - bocianów w Alzacji było naprawdę mnóstwo; przez wiele wieków były nieodłączną częścią alzackiego krajobrazu; co roku bardzo licznie powracały każdej wiosny z Afryki, obwieszczając swą obecnością koniec zimy, ale mniej więcej 50 lat temu, bociany zaczęły nagle znikać z krajobrazu Alzacji i ten stan trwał przez kilka kolejnych dekad. Przyczyną tego stanu rzeczy były susze a tym samym zanikanie łąk bogatych w bociani pokarm, również niestety zdarzały się tu liczne porażenia prądem na niezabezpieczonych słupach energetycznych, na których bociany traciły życie - efektem czego były liczby – pokazujące drastyczny spadek ich ilości – tylko w jednej przykładowej wiosce liczba bocianich par spadła ze 150 do 10
Bociany w Alzacji są wszędzie...., na wsiach to nic niezwykłego, ale one są tu też w miastach! na wieżach i dachach kościołów, na dzwonnicach, na zamkowych basztach, itd....; u nas raczej nie widuje się ich w miastach, a tam są i owszem! przy czym rzecz jasna skala alzackich miast to nie jest przykładowo coś jak wielkość Warszawy! , bo nawet największy Strassburg ma mniej mieszkańców niż np. w Bydgoszczy, ale jednak nawet w naszych mniejszych miasteczkach - widok bociana to raczej rzadkość.
W Strasburgu jest nawet uliczka(podobno nie jedna) , gdzie nieomal na każdym drzewie "zainstalowało się" bocianie gniazdo!
są oczywiście w gniazdach i łażą po łąkach, ale ..... występują też bardzo licznie jako pamiątki i liczne gadżety, ale i wszelkie dekoracje: zdobią okna, drzwi, szyldy, wystepują jako malunki na elewacjach , itd... wszędzie totalny bocianoland!
Obecnie Alzatczycy prowadzą na dość intensywną skalę reintrodukcję tego ptaka i to z bardzo dobrym skutkiem, bo bociany wciąż wracają do Alzacji i są tu coraz liczniejsze; połowa z nich migruje na zimę do Afryki, a druga leci tylko do Hiszpanii i i tam pozostaje do wiosny ale spora część alzackich bocianów w ogóle nie odlatuje pozostając na zimę w Alzacji pod bacznym okiem i opieką Stowarzyszenia Ochrony i reintrodukcji bocianów
Alzatczycy bardzo się cieszą z coraz liczniejszych bocianich rodzin, bo ten od wieków był tu uznawany za symbol szczęścia i wierności.
Tu, w Alzacji bociany również trudnią się swoim odwiecznym zadaniem i oczywiście,jakżeby inaczej - przynoszą dzieci a jeśli jakieś alzackie dziecko zechce mieć braciszka lub siostrzyczkę, muszą zostawić im na parapecie okna - kostkę cukru, który przyciągnie bociana, a ten w podziękowaniu za słodką ucztę, zostawi cenne zawiniątko z małym bobaskiem
Piea
Czytam dalej.
No tak, u nas tez bocian ma coś wspólnego z kolejnym potomstwem he he
Chyba mają trochę "fjoła" na ich tle , na szczęscie to bardzo przyjemny "fioł"
No trip no life
Dana, Nel
Kolejnego dnia kręcimy się jeszcze po Strasbourgu (po raz ostatni) bo Alzacja to przecież nie tylko Strassbourg! i trzeba odkrywac dalej inne miejsca...
Zaglądamy do ciekawej świątyni - zbudowanej jeszcze w czasach, gdy Alzacja była niemiecka; to kosciół Św. Tomasza- pierwotnie protestancki, ale po zajęciu Alzacji przez Francuzów w 1681 roku- Katedra ta została oddana katolikom i stała się główną światynią ewangelicką w całym regionie.
kościół zbudowany został z lokalnego, charakterystycznego dla regionu czerwonego piaskowca z Vosges, który mieni sie bardziej na różowo jak czerwono
widok na prezbiterium
koscioł ten odwiedził kiedys Mozart zachwycając się znajdującymi sie tu słynnymi organami o pięknym brzmieniu
memento mori...
piękna rozeta z oryginalnym, średniowiecznym witrażem z ołowianymi łączeniami
i wracamy ....
trochę buszujemy po sklepikach i żegnamy się ze Strassburgiem....
i jedziemy p/ alzacką wieś.... podziwiając pięknie kwitnące o tej porze roku pola rzepaku....
Piea
Dziś będzie o czymś baaaaardzo przyjemnym.... - dziś "porozmawiamy" o winie.... - i to nie byle jakim, bo Alzackim! - czyli winie doprawdy szczególnym...
Podróż po tym malutkim regionie - wzdłuż słynnego d’Alsace Route du Vin - alzackiego Szlaku Winnego to przygoda sama w sobie; dla mnie o tyle wspaniała , bo jestem "straszna winiara" - wprost uwielbiam i pijam namiętnie, szczególnie wina wytrawne! , choć w ilościach mocno przyzwoitych i gdziekolwiek jestem w jakimś "winnym" regionie - to zawsze szwędam się po jakichś winnicach, które uwielbiam odkrywać...
Alzacki szlak winny to ok. 150-kilometrowa trasa wiodąca pomiędzy pasmem pofałdowanych lekko Wogezów a Doliną Renu. To szlak niezwykle barwny i malowniczy z setkami raczej niewielkich choć bardzo licznych tu winnic i małych zameczków, różnych ruin i samotnych wieżyczek stojących gdzie niegdzie na wzgórzach Wogezów, niezliczona ilość urokliwych wiosek, z mnóstwem malutkich miasteczek z brukowanymi uliczkami, barwnymi ryneczkami i ciągnącymi się nieskończenie wzdłuż uliczek z "pokratkowanymi" szachulcem domkami - a to wszystko wśród wszechobecnie porastających winorośli....
Okazuje się, że początki alzackiego winiarstwa sięgają tu aż czasów rzymskich, a królują tu niezmiennie od lat szczepy win białych: głównie riesling, gewurztraminer, sylvaner, pinot gris, pinot blanc, muskat i jedyne produkowane tu czerwone wino: pinot noir.
Alzackie białe wina zaburzyły moją dotychczasową wiedzę o winach w ogóle; są nieprawdopodobnie aromatyczne, o bogatym bukiecie smakowo-zapachowym, wykwintne, delikatne, wyrafinowane... i mimo, że są bardzo wytrawne - to pijąc je czujemy wręcz słodycz na podniebieniu , a nie żaden cierpki posmak czy goryczkę!
Brakuje mi aż przymiotników żeby je opisać; ponadto w fantastyczny sposób Alzatczycy posiedli jakąś tajemną wiedzę z czym te wina należy łączyć i w jaki sposób, żeby smakowały jeszcze lepiej.
Nie mam bladego pojęcia skąd oni to wiedzą, ale faktycznie odpowiednie zestawienie posiłku i wina to koronna dyscyplina Alzacji, a Alzatczycy mają po prostu jakiegoś totalnego hyzia na punkcie dopasowania odpowiedniego trunku do tego co mają akurat na talerzu , co innego pija się tu do serów typu camembert, a co innego do serów pleśniowych, jeszcze co innego do kapusty, ryb, mięs wieprzowych, gęsiny, itd. ... jakieś istne szaleństwo! i to dosłownie... jak pójdziecie do knajpy na konkretne alzackie danie - przykładowo niech to będzie np.
choucroute (szukrut) i zmówicie sobie do tego winko, które pija się do jakiegos sera- to kelner Wam tego nie przyniesie! - powie, że to profanacja wina i posiłku! , i że do tego dania - to on Wam przyniesie "prawidłowe" wino!
Dla przeciętnego człowieka ze wschodniej Europy (nie znawcy win) to zupełne, niezrozumiałe wariactwo, my bowiem nie przywiązujemy do tego aż takiej uwagi jakie wino pijemy do jakiego dania (choc to się oczywiście zmienia) ; z reguły wybieramy do posiłków gorących oczywiście jakieś wytrawne, ale dzielimy je już tylko na czerwone do mięs, a białe do ryb i owoców morza i bez zbytnich ceregieli przystępujemy do naszej kolacji...! - bo już sam fakt że w ogóle pijemy wino do posiłku jest generalnie czymś świątecznym samym w sobie; u nas nie ma aż takiej tradycji pijania wina do KAŻDEGO obiadu czy kolacji (przynajmniej w moim środowisku) ... - ale nie dla Alzatczyków!
Dla nich wino to nie jest w naszym rozumieniu - alkohol, to absolutnie nieodzowny element posiłku! i to zawsze musi być ODPOWIEDNIE Wino, a nie jakieś tam przypadkowe - to w Alzacji rzecz niedopuszczalna!; mało tego!- w Alzacji wino pija się w odpowiednich kieliszkach... ; Alzatczycy wierzą, że ich wino jest niespotykane i jedyne w swoim rodzaju ( ja też już w to wierzę ) , dlatego z należnym mu szacunkiem należy pijać je w niepowtarzalnych kieliszkach - takim w kształcie tulipana i jest zawsze na zielonej nóżce! - zupełnie niczemu to nie służy, ale się wyróżnia i chyba właśnie o to Alzatyczykom chodzi!
o alzackich winach będzie jeszcze obszerniej w kolejnych odcinkach....
Piea
no to jedziemy dalej w temacie winnym
Pierwszym naszym przystankiem na szlaku alzackich win - było malutkie i przeurocze miasteńko Ribeauvillé, w języku alemańskim (alzackim) brzmiące po helmutowsku Rappschwihr
gdzie powyżej miasteczka nad wzgórzami pełnymi winnic - górują ruiny jakiegoś zamczyska
winnice wokół tej miejscowości są urzekająco malownicze - wzgórza pełne winorośli pną sie tu jakby pionowo, a naprawdę strome zbocza tych winnych poletek wyglądają jak pomalowana w paski ściana
tutaj dośc popularne są tzw. la vignoble tous, gdzie płacimy ustaloną kwotę, (juz dokładnie nie pamietam ile? ale nie była to jakaś droga impreza) i dość dokładnie poznajemy daną winnicę, jej historię, historię założycieli i obecną rodzinę, produkcję i oczywiście degustację)
Takie winne degustacje są tu popularne też za free- po prostu wchodzimy do jakiegoś winnego przybytku (winstub'y), jakich tu całe mnótwo i własciciele bardzo chętnie dają do popróbowania kilka rodzajów swoich win - kupił nie kupił popróbowac można , tylko nalezy pamietać, że umiar jest tu bardzo wskazany - nawet w tych poczęstunkach , same się przekonałyśmy, że po takich wizytach w kilku winstubach można z nich wyjść.... nieźle zachwianym
rzadkie i jedyne czerwone alzackie wino z nazwą jak nazwa szczepu, z którego produkuje sie tu głownie wina różowe
Piea
Winny akcent wyjazdu rewelacja to inny wymiar. Oj chętnie bym sobie popodróżowała po takim150 km szlaku winnym..
Ciekawostka z tymi kieliszkami
No trip no life
Wytrawne winko, bardzo proszę Wina i pacierza nie odmawiam
W głowie mi się zakręciło i zaszumiało od oglądania fotek.
Nel, Dana, Darek cieszę się bardzo , że i Wam udzielił się winny błogostan , bo w kwestii wina trudno znaleźć kogoś kto nie lubi! (ponoć tak jak z lodami ) ; tylko lody dobre są świeże, a z winem jest odwrotnie.... jest jak kobieta... im starsze, tym .... starsze
Oczywiście w temacie winnym - będzie jeszcze dalsza kontynuacja, bo to nie koniec opowieści o tym wybornym trunku....
Piea