Wróciliśmy wieczorem i czekała na nas kolacja w miejscowej restauracji, niedaleko hotelu.
Przywitano nas śpiewem Było ognisko, tańce, ze specjałów rumuńskich - tradycyjne mici - są to jakby kiełbaski z mielonego mięsa przypieczone na ruszcie
Potem odprowadzono nas juz na właściwą kolację
I tak zakończył sie nasz drugi dzień Jutro jedziemy juz na off road!
Kolejnego dnia miał się rozpocząć nasz off road! Wszyscy czekali właśnie na tą cześć wycieczki. Pod hotel zaczęły podjeżdżać samochody terenowe - każdy był inny: jedne były małe, inne wieksze, ale 14 samochdów terenowych robiło wrażenie! Organizatorzy i tym razem bez konsultacji z nami podzielili nas i każdy przynależał do swojego samochodu. Mi się trafił Land Rover i siedzieliśmy tam w czwórkę
I jedziemy! Najpierw porządnie, delikatnie...po szutrowych, ale zawsze drogach...i skręcamy w las!
W lesie nie było już tak delikatnie...wytrzęsło nas niemiłosiernie, ale było super! Uwielbiam taka jazdę Co jakiś czas któryś z samochodów zakopywał się, ślizgał...w dodatku zaczął padać deszcz. Oczywiście mój - czytaj MÓJ land rover wszystkie te samochodziki wyciągał Dobre autko...
Tymi fajnymi autkami dojechaliśmy do zamku Rasnov. W przeciwieństwie do większości znanych nam zamków nie był on siedzibą władzy, ale tak zwanym zamkiem chłopskim, służącym do obrony ludności cywilnej w przypadku najazdu wroga. Zamek położony jest na skalistym wzgórzu i dawał schronienie okolicznej ludności podczas tureckich i tatarskich najazdów Do zamku można wejść na nogach, a można też dojechać taką ciuchcią
Co do samodzielnej jazdy - ja teraz żałuję, że nie jechałam To moje MEGA autko miało kierownicę po prawej stronie, ale inne nie. Tak jakoś...za szybko się poddalam No ale zeszliśmy z zamku, oświadczenia podpisane, pytam: to my zostajemy, a Ci co podpisali jadą? O nie! Wszyscy jedziemy No nie wiem...aż tak ryzykować - warto? Pewnie, ze warto! Wszyscy dawali spokojnie radę, a zawodowy kierowca siedział obok i trzymał rękę...a raczej nogę na pulsie
Dojechaliśmy na obiadek. Tym razem będziemy jeść w gospodarstwie agroturystycznym Gospodarze pięknie przygotowali dla nas ławy na dworze, na których naszykowane były tradycyjne, lokalne wyroby. Na siedzeniach leżały skóry baranie...tylko co z tego skoro były całe mokre? Lało Tak się rozpadało, ze ten deszcz popsuł nam całą wycieczkę
Przed obiadem były różne przystawki. Tak się objadłam serami owczymi, kozimi, kiełbasą i słoniną! że nie bylo miejsca na konkrety
W jednym baniaczku gotowały się młode ziemniaczki, a w drugim gulasz cielęcy
Wróciliśmy wieczorem i czekała na nas kolacja w miejscowej restauracji, niedaleko hotelu.
Przywitano nas śpiewem Było ognisko, tańce, ze specjałów rumuńskich - tradycyjne mici - są to jakby kiełbaski z mielonego mięsa przypieczone na ruszcie
Potem odprowadzono nas juz na właściwą kolację
I tak zakończył sie nasz drugi dzień Jutro jedziemy juz na off road!
Każdy ma swój kawałek świata, który go woła...
Kolejnego dnia miał się rozpocząć nasz off road! Wszyscy czekali właśnie na tą cześć wycieczki. Pod hotel zaczęły podjeżdżać samochody terenowe - każdy był inny: jedne były małe, inne wieksze, ale 14 samochdów terenowych robiło wrażenie! Organizatorzy i tym razem bez konsultacji z nami podzielili nas i każdy przynależał do swojego samochodu. Mi się trafił Land Rover i siedzieliśmy tam w czwórkę
I wyruszyliśmy na podbój gór Na cały dzień!
Każdy ma swój kawałek świata, który go woła...
I jedziemy! Najpierw porządnie, delikatnie...po szutrowych, ale zawsze drogach...i skręcamy w las!
W lesie nie było już tak delikatnie...wytrzęsło nas niemiłosiernie, ale było super! Uwielbiam taka jazdę
Co jakiś czas któryś z samochodów zakopywał się, ślizgał...w dodatku zaczął padać deszcz. Oczywiście mój - czytaj MÓJ land rover wszystkie te samochodziki wyciągał Dobre autko...
Każdy ma swój kawałek świata, który go woła...
Tymi fajnymi autkami dojechaliśmy do zamku Rasnov. W przeciwieństwie do większości znanych nam zamków nie był on siedzibą władzy, ale tak zwanym zamkiem chłopskim, służącym do obrony ludności cywilnej w przypadku najazdu wroga.
Zamek położony jest na skalistym wzgórzu i dawał schronienie okolicznej ludności podczas tureckich i tatarskich najazdów
Do zamku można wejść na nogach, a można też dojechać taką ciuchcią
No i te widoki z zamku...CUDOWNE!
Każdy ma swój kawałek świata, który go woła...
Zwiedzamy dalej zamek
Opuszczamy już zamek i schodzimy na nogach..jest z górki Ostatni raz się odwracam...
Mija nas ciuchcia z tymi bardziej leniwymi
Zeszliśmy do naszych samochodzików - czekały na nas odpowiednio ustawione i chętni podpisywali oświadczenia na self drive
Każdy ma swój kawałek świata, który go woła...
Co do samodzielnej jazdy - ja teraz żałuję, że nie jechałam To moje MEGA autko miało kierownicę po prawej stronie, ale inne nie. Tak jakoś...za szybko się poddalam
No ale zeszliśmy z zamku, oświadczenia podpisane, pytam: to my zostajemy, a Ci co podpisali jadą? O nie! Wszyscy jedziemy No nie wiem...aż tak ryzykować - warto? Pewnie, ze warto! Wszyscy dawali spokojnie radę, a zawodowy kierowca siedział obok i trzymał rękę...a raczej nogę na pulsie
Każdy ma swój kawałek świata, który go woła...
Dla frakcji nielazurowej taka relacja to balsam
Moje Pstrykanie i nie tylko
Dojechaliśmy na obiadek. Tym razem będziemy jeść w gospodarstwie agroturystycznym
Gospodarze pięknie przygotowali dla nas ławy na dworze, na których naszykowane były tradycyjne, lokalne wyroby. Na siedzeniach leżały skóry baranie...tylko co z tego skoro były całe mokre? Lało Tak się rozpadało, ze ten deszcz popsuł nam całą wycieczkę
Przed obiadem były różne przystawki. Tak się objadłam serami owczymi, kozimi, kiełbasą i słoniną! że nie bylo miejsca na konkrety
W jednym baniaczku gotowały się młode ziemniaczki, a w drugim gulasz cielęcy
Nie mogło oczywiście zabraknąć lokalnego trunku
Każdy ma swój kawałek świata, który go woła...
Mariusz....czynisz honory
Wokół gospodarstwa...wiosna! U nas juz przekwitły, a tam w pełnej krasie
Objedzeni do granic możliwości, opici tym śmierdzącym czymś... jedziemy dalej
Każdy ma swój kawałek świata, który go woła...
I dojeżdżamy do słynnego zamku Drakuli w Bran. Co ciekawe...właśnie w tym najsłynniejszym zamku Drakula prawdopodobnie nigdy nie był
Przy zamku można zrobić jakieś regionalne zakupy
Każdy ma swój kawałek świata, który go woła...