Budowę rozpoczęto za panowania króla Anawrahta w XI wieku. Za jego życia powstały trzy tarasy pagody. Dalsze prace nad świątynią przerwała nagła śmierć władcy. Ukończył ją jego syn, król Kyansittha, nadając jej obecny kształt. Pagoda ta stała się prototypem dla wszystkich późniejszych stup, budowanych na terenie całej Birmy.
Pagoda zbudowana została z kamiennych bloków, a nie jak większość świątyń buddyjskich z cegły. Zorientowana jest na wschód.
Świątynia stoi po środku dużej platformy, na której znajdują się inne, liczne świątynie. Konstrukcja składa się z 3 kwadratowych tarasów, ośmiobocznej podstawy środkowej oraz kwadratowej bazy z kopułą. Pagodę otacza mur z 4 bramami, zwróconymi w4 kierunkach świata. Przy zachodnim wejściu na teren świątyni stoją dwie figury kamiennych lwów.
Pagoda Amanda Phaya - a w niej cztery imponujące posągi Buddy patrzące w cztery strony świata. W odróżnieniu od innych świątyń Budda przedstawiony jest tu w pozycji stojącej. Każdy z wielkich posągów ma 9,5 metra wysokości, ale różnią się one między sobą - ułożenie rąk i gesty Mistrza są dla każdego przypadku inne. Jeden z posągów jest tak wykonany, że stojąc przed nim widzimy zmarszczone brwi Buddy patrzącego na nas raczej bez sympatii, a po odejściu z 10 metrów ten sam Budda się uśmiecha.
To woda dla pielgrzymów. Naczynia pokrywają się mchem.
Jeszcze jedna pagoda przed nami - Htilominlo Temple. Wewnątrz oczywiście posąg Buddy, ale także coś nowego. Drugi Budda, jakby czekający w przedsionku świątyni.
Świątynia jest ogrodzona murem. Można przejść przez ozdobne bramy i wdrapać się na sąsiedni punkt obserwacyjny.
Oczywiście po całym terenie biegamy na bosaka. Kto sie wybiera do Birmy niech się przyzwyczaja. Żeby się przecisnąć po schodach na obserwację lepiej nie mieć ponad 160 wzrostu.
Ale warto było, widok wspaniały. Choć (uprzedzam) będzie jeszcze lepszy wieczorem.
Wszystko do tego miejsca przeczytane i obejrzane. Bardzo ciekawi mnie ten kierunek, bo też w ub.tygodniu wróciłem z Wietnamu i nie ukrywam, że bardzo mnie interesują pozostałe kraje płw. Indochińskiego.
Z pierwszych Twoich dni już widzę, że "Mniam-mniam" (ja sobie tak nazywam Myanmar) zdecydowanie różni się do Wietnamu.
Tym bardziej mnie ciekawi ciąg dalszy opowieści...
Po południu jeszcze jeden punkt programu. Chyba najważniejszy. Jedziemy na zachód słońca nad Bagan.
Był problem jak/czym jedziemy. Autokarem mamy już dosyć. Rowery można wypożyczyć, ale biorąc pod uwagę naszą średnią wieku, połowa nie dożyje.
Zaserwowano nam coś pięknego. Skuterki. Trzeba przekręcić kluczyk, prawą ręką dodać gazu w kierownicy, a zahamować ręcznym przy lewej stronie kierownicy.
Niby proste, ale większość początkowo zaliczała rowy lub topiła sie w kałużach po deszczach. Nie jestem wyjątkiem.
Zanim dojechaliśmy do celu, obejrzeliśmy kolejne pagody.
Zaczynamy rajd po światyniach Bagan.
Na początek pagoda Shwezigon.
Budowę rozpoczęto za panowania króla Anawrahta w XI wieku. Za jego życia powstały trzy tarasy pagody. Dalsze prace nad świątynią przerwała nagła śmierć władcy. Ukończył ją jego syn, król Kyansittha, nadając jej obecny kształt. Pagoda ta stała się prototypem dla wszystkich późniejszych stup, budowanych na terenie całej Birmy.
Pagoda zbudowana została z kamiennych bloków, a nie jak większość świątyń buddyjskich z cegły. Zorientowana jest na wschód.
Świątynia stoi po środku dużej platformy, na której znajdują się inne, liczne świątynie. Konstrukcja składa się z 3 kwadratowych tarasów, ośmiobocznej podstawy środkowej oraz kwadratowej bazy z kopułą. Pagodę otacza mur z 4 bramami, zwróconymi w 4 kierunkach świata. Przy zachodnim wejściu na teren świątyni stoją dwie figury kamiennych lwów.
Jorguś
Jedziemy dalej.
Pagoda Amanda Phaya - a w niej cztery imponujące posągi Buddy patrzące w cztery strony świata. W odróżnieniu od innych świątyń Budda przedstawiony jest tu w pozycji stojącej. Każdy z wielkich posągów ma 9,5 metra wysokości, ale różnią się one między sobą - ułożenie rąk i gesty Mistrza są dla każdego przypadku inne. Jeden z posągów jest tak wykonany, że stojąc przed nim widzimy zmarszczone brwi Buddy patrzącego na nas raczej bez sympatii, a po odejściu z 10 metrów ten sam Budda się uśmiecha.
To woda dla pielgrzymów. Naczynia pokrywają się mchem.
Jorguś
Jadąc dalej zatrzymujemy się przy kolejnym kompleksie świątyń, żeby nie "pstrykać" bez przerwy przez okna autokaru.
Spacer wśród zieleni i sesja fotograficzna.
Jorguś
Jorguś dołączam do podróży .
Swiątynie wymiatają mega egzotyczne są . a ta poniżej by night wygląda jak z bajki
Jeszcze jedna pagoda przed nami - Htilominlo Temple. Wewnątrz oczywiście posąg Buddy, ale także coś nowego. Drugi Budda, jakby czekający w przedsionku świątyni.
Świątynia jest ogrodzona murem. Można przejść przez ozdobne bramy i wdrapać się na sąsiedni punkt obserwacyjny.
Oczywiście po całym terenie biegamy na bosaka. Kto sie wybiera do Birmy niech się przyzwyczaja. Żeby się przecisnąć po schodach na obserwację lepiej nie mieć ponad 160 wzrostu.
Ale warto było, widok wspaniały. Choć (uprzedzam) będzie jeszcze lepszy wieczorem.
Jorguś
Wychodząc, przechodzimy przez bazar, gdzie handlują kobiety - żyrafy.
Ale te prawdziwe, słynne ze zdjęć, spotkamy dopiero na Inle Lake.
I na sjeste jedziemy do hotelu.
A taki widok z okna (w dzień i w nocy z dachu)
Jorguś
Jorguś,
Wszystko do tego miejsca przeczytane i obejrzane. Bardzo ciekawi mnie ten kierunek, bo też w ub.tygodniu wróciłem z Wietnamu i nie ukrywam, że bardzo mnie interesują pozostałe kraje płw. Indochińskiego.
Z pierwszych Twoich dni już widzę, że "Mniam-mniam" (ja sobie tak nazywam Myanmar) zdecydowanie różni się do Wietnamu.
Tym bardziej mnie ciekawi ciąg dalszy opowieści...
Po południu jeszcze jeden punkt programu. Chyba najważniejszy. Jedziemy na zachód słońca nad Bagan.
Był problem jak/czym jedziemy. Autokarem mamy już dosyć. Rowery można wypożyczyć, ale biorąc pod uwagę naszą średnią wieku, połowa nie dożyje.
Zaserwowano nam coś pięknego. Skuterki. Trzeba przekręcić kluczyk, prawą ręką dodać gazu w kierownicy, a zahamować ręcznym przy lewej stronie kierownicy.
Niby proste, ale większość początkowo zaliczała rowy lub topiła sie w kałużach po deszczach. Nie jestem wyjątkiem.
Zanim dojechaliśmy do celu, obejrzeliśmy kolejne pagody.
Jak się uda wgrać, to na video wyglądało tak:
https://photos.google.com/album/AF1QipNERTTXmKU-IbopYBmACG5fPTgO6JeHzj3v0Lqi/photo/AF1QipM2qMKdJrF7ojSDH3j94Ew_Df0YqG5e8l6rTEb-
Aż dojeżdżamy do naszego punktu obserwacyjnego Shwesandaw Temple.
Jorguś
Teraz już nie ma co pisać. 2 godziny siedzenia (biegania) wśród gigantycznego tłumu na szczycie Shwesandaw, aż po zachód słońca.
Z jednej strony widok na rzeke Irrawaddy.
Jorguś
...jej, ike tych swiątyń... super widok